wtorek, 27 lutego 2018

43. Komu kibicują demony



Rozdział 43
Komu kibicują demony?

          Stevens dość niespodziewanie przegrał w walce Marco. Złośliwi twierdzili, że Włoch chce w ten sposób odbudować swoją pozycję w oczach przywódczyni X- Laws.

- Dołączcie do nas – powiedział po zakończeniu walki Layserg do Rio, Yoh i Choco.
- Nie – odpowiedział Asakura.
- Wiesz czym się różnimy od was? – spytał komik.

          Brytyjczyk pokręcił przecząco głową.

- Nie jesteśmy popierdolonymi fanatykami! – ryknął Choco, gdy wszyscy spodziewali się usłyszeć marny dowcip.
- Jak śmiesz?!- odwarknął Layserg przywołując kontrolę ducha.
- Zwyczajnie.
- Spokój – wtrącił nerwowo Rio.

          Layserg odwrócił się na pięcie i odszedł.

- Co to, kurna, było? – wybuchł klon Elvisa.
- Sorki – bąknął Choco.
- Jeden sprzymierzeniec mniej – zauważył Yoh siląc się na zwyczajny, pogodny ton.

          Nie rozmawiali już więcej na ten temat i dotarli w końcu – spóźnieni - na miejsce walki Horo i jego przeciwnika, Delana Vazqueza. 

- Jak mu idzie? – Yoh skierował pytanie do siostry walczącego szamana.

          Ku zdziwieniu Rio i Choco stała siedziała ona obok Lena nerwowo ściskając jego ramię – ku nie zadowoleniu szamana nerwowo zaciskającego pięści i szczękę. Choco chciał jakoś skomentować ten widok, lecz widząc karcący wzrok Jun zrezygnował.

- Nie może go trafić.
- Kto kogo? – zdziwił się Rio.
- Trey – uciął krótko Len.

          Szamani spojrzeli na arenę. Szaman z północy nie utworzył wielkiej kontroli ducha, lecz próbował trafić przeciwnika przy użyciu jej mniejszej, bardziej ekonomicznej w zużycie energii formy.

          Właśnie wykonywał atak sopla, który okazał się tak bardzo niecelny, że tarcza utworzona przez Delana okazała się kompletnie nie potrzebna.

- Co mu jest? – zdziwił ponownie Rio.
- Nie radzi sobie ze stresem – wyjaśnił Yoh.

          Istotnie tak to wyglądało. Silny atak przeciwnika pomknął tuż nad ramieniem Usui. Kilka sekund później kolejna fala energii ugodziła szamana prosto w klatkę piersiową. Wzbił się na około dwa metry w wzwyż i opadł z łoskotem na ziemię.

- Trey! – pisnęła Pilika coraz mocniej wtulona w złotookiego szamana.
- Weź się w garść śnieżynko – syknął Tao i nikt nie wiedział, do którego z rodzeństwa kieruje swoje słowa.

          Na arenie Trey podniósł się na nogi. Chybotał się na nich, lecz utrzymywał kontrolę ducha. Jego przeciwnik wydawał się rozbawiony tym widokiem. Mówił coś w stronę rywala, jednak z perspektywy trybun areny w Dobbie nie dało się słyszeć co mówi.

- Horo się irytuje – zauważyła Tamara.

          Tak było. Szamana trząsł się i w końcu utworzył wielką kontrolę ducha. Dzięki temu zyskał przewagę nad przeciwnikiem. Tak przynajmniej mogło się zdawać, gdyż jego rywal nigdy nie opanował tej techniki- dokładniej mówiąc nie użył jej podczas żadnej turniejowej walki.

          Wielka forma Corey wykonała kolejny atak sopla. Tym razem Vazquez musiał ratować się tarczą. Pomimo tego w dalszym ciągu ani razu nawet nie drasnął Iberyjczyka.

- Tak to on tej walki nie wygra – zauważyła Anna.
- Jak to? – spytała Pilika.
- Twój brat po pierwsze nie ma pomysłu na walkę –tłumaczyła narzeczona Asakury-  więc atakuje z dystansu, bo wie, że wtedy nie nadzieje się na kontrę. Po drugie on tak bardzo boi się tej kontry, że nawet nie myśli specjalnie jak walczyć z tego dystansu. Na tak doświadczonego szamana jak Vazquez to za mało. Obawiam się, że po tej walce drobiażdżki będą musiały zaczął uśmiechać się do kogo innego – zakończyła patrząc na arenę.

          Pilika teraz już niemal wskoczyła na Lena, tak bardzo ściskała jego ramię.

- Walcz, pajacu – syknął Tao.

          Na arenie kolejny strumień śniegu chybił celu. Zaraz potem fioletowy promień wystrzelony przez Delana trafił w kolana wielkiego Corey. Duch stróż Horo upadł. 

- Mistrzu Len – czerwony dymek w formie jakiego przebywał teraz Bason odezwał się do swojego szamana – będziemy mieć nieproszonych gości.
- Że co? Nonsens – oponował Chińczyk.
- Bason ma rację – zawtórował mu Amidamaru – z północy nadciąga trójka demonów.
- Atakują arenę?! – zdziwił się Choco.
- Layserg miał rację – stwierdziła June.
- COOO?! – wydało się zbiorowo z płuc przyjaciół.

          Len wyrwał się z objęć Piliki i wykorzystując kontrolę ducha wyskoczył kilkanaście metrów ponad stadion. Tam utworzył wielką formę Basona i pomknął na północ. Za jego śladem podążyli Choco i Faust. Dodatkowo na ich duchach znajdowali się Rio, Milly, Lilly, Elly, Sally i Sharona.

- Yoh? – wydało się niemal nieme westchnienie z ust Anny.
- Nie jestem jeszcze gotów – szatyn zaśmiał się nerwowo.

          Pilika wpatrywała się jako jedyna z pozostałych na stadionie przyjaciół w miejsce walki jej brata i Vazqueza. Anna, Jun, Yoh, Tamara i Manta wpatrywali się w niebo, gdzie Eliza i Mic ścigali w locie Basona.

          Pozostali widzowie byli zaskoczeni nagłym i efektownym wyjściem ze stadionu kilku pozostających w grze o tron króla szamanów zawodników oraz ich towarzyszy.

          Tymczasem na arenie wielka kontrola ducha wykonana przez Horo pozostała wspomnieniem. Co więcej przeciwnik rzucił się na niego i obijał niemiłosiernie zwykłą kontrolę ducha utworzoną błyskawicznie przez Usui.

- To koniec – w oczach panny Usui pojawiły się łzy.
- Płakać będzie czas gdy chłopaki oberwą od demonów – skarciła ją Anna.

          Tamara podeszła przytulić przyjaciółkę.

          Na arenie Trey przegrał walkę. Ciężkich ran nie otrzymał, więc sam dał radę zejść z pola walki. Spotkał się z gromadką pozostałych przyjaciół pod wejściem na arenę.

- Przegrałem – wydukał.
- Możesz spróbować za 500 lat – Yoh poklepał go po ramieniu.
-Dzięki stary – rzekł Trey i rozejrzał się nerwowo wokół- gdzie reszta?
- Walczy z demonami – odpowiedziała żywo Pilika – w czasie walki Bason wyczuł, że przybywają. Ruszyli powstrzymać je byś mógł dokończyć walkę – w jej głosie dało się odczuć wyrzut spowodowany porażką.
- Wiem, zawaliłem.
- Ciekawi mnie jak tamci sobie radzą bez nas – Yoh zmienił temat.
- Miała być trójka demonów – wtrącił Amidamaru.

          Udali się do baru Silvy. Tam spędzili czas po walce na jedzeniu i piciu słodkich napojów. Przyjaciele nie dotarli do nich w ciągu pierwszej godziny, ani drugiej. W końcu stwierdzili, że pora wracać do domów.

          Tam czekali już na nich Len z Faustem, Lilly, Milly, Elly i Sharoną. Nigdzie nie było widać Choco, Rio i Sally. Tao trzymał w dłoni złożony Miecz Błyskawicy.

- I jak? – spytał ich Yoh.
- Trójka wróciła do piekła – odparł chłodno Len.
- Byś widział… - zaczęła Milly, ale złowrogi wzrok Tao sprawił, że głos uwiązł jej w gardle.
- Co? – spytała Pilika.
- Właśnie Len – zawtórowała jej Jun – co tam się stało?
- Mówiłem już – odpowiedział chłopak wymijająco.
- Jak walka? – Faust zmienił temat.

          Nietęga mina Horo pozwoliła im domniemywać, że walka została przez niego przegrana. W takim razie są spore szanse uniknąć bratobójczych pojedynków w kolejnych rundach.

          Wieczorem Len pił w spokoju mleko w swoim pokoju, gdy rozległo się pukanie i do środka bez pozwolenie weszły Jun i Pilika. Doshi była ubrana w swój tradycyjny strój. Natomiast jej młodsza koleżanka przyodziała się w szare, dresowe spodnie i luźną białą koszulkę na ramiączkach z dość sporym dekoltem.

- Ile foryoku straciłeś? – spytała bez ceregieli Jun.
- 20%.
- Czyli do walki podjedziesz wciąż z wyższym poziomem energii od przeciwnika?
- Jeśli nic się nie zmieni.

          Pilika usiadła obok Lena obejmując go czule. Jun zrobiła uśmiechniętą minę.

- Mój brat chce wyjechać – oświadczyła cicho Usui.
- Demony… - zaczął odpowiadać Tao, lecz przerwała mu siostra.
- … tylko to trzyma go wciąż w tym miejscu.
- Przemówię mu do rozsądku – zapewnił Len.
- Tylko… - Pilika zawahała się – zrób to po walce. Zrób to po wygranej walce – poprawiła się już normalnym tonem.
- Obiecuję – przyznał Len – Obiecuję wam obu. Wygram a potem zostanę królem szamanów!

          W odpowiedzi dostał całusa w policzek od Jun i namiętny pocałunek od Usui.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz