Rozdział 43
Komu kibicują demony?
Stevens
dość niespodziewanie przegrał w walce Marco. Złośliwi twierdzili, że Włoch chce
w ten sposób odbudować swoją pozycję w oczach przywódczyni X- Laws.
- Dołączcie do nas – powiedział po zakończeniu
walki Layserg do Rio, Yoh i Choco.
- Nie – odpowiedział Asakura.
- Wiesz czym się różnimy od was? – spytał
komik.
Brytyjczyk
pokręcił przecząco głową.
- Nie jesteśmy popierdolonymi fanatykami! –
ryknął Choco, gdy wszyscy spodziewali się usłyszeć marny dowcip.
- Jak śmiesz?!- odwarknął Layserg przywołując
kontrolę ducha.
- Zwyczajnie.
- Spokój – wtrącił nerwowo Rio.
Layserg
odwrócił się na pięcie i odszedł.
- Co to, kurna, było? – wybuchł klon Elvisa.
- Sorki – bąknął Choco.
- Jeden sprzymierzeniec mniej – zauważył Yoh
siląc się na zwyczajny, pogodny ton.
Nie
rozmawiali już więcej na ten temat i dotarli w końcu – spóźnieni - na miejsce
walki Horo i jego przeciwnika, Delana Vazqueza.
- Jak mu idzie? – Yoh skierował pytanie do
siostry walczącego szamana.
Ku
zdziwieniu Rio i Choco stała siedziała ona obok Lena nerwowo ściskając jego
ramię – ku nie zadowoleniu szamana nerwowo zaciskającego pięści i szczękę.
Choco chciał jakoś skomentować ten widok, lecz widząc karcący wzrok Jun
zrezygnował.
- Nie może go trafić.
- Kto kogo? – zdziwił się Rio.
- Trey – uciął krótko Len.
Szamani
spojrzeli na arenę. Szaman z północy nie utworzył wielkiej kontroli ducha, lecz
próbował trafić przeciwnika przy użyciu jej mniejszej, bardziej ekonomicznej w
zużycie energii formy.
Właśnie
wykonywał atak sopla, który okazał się tak bardzo niecelny, że tarcza utworzona
przez Delana okazała się kompletnie nie potrzebna.
- Co mu jest? – zdziwił ponownie Rio.
- Nie radzi sobie ze stresem – wyjaśnił Yoh.
Istotnie
tak to wyglądało. Silny atak przeciwnika pomknął tuż nad ramieniem Usui. Kilka
sekund później kolejna fala energii ugodziła szamana prosto w klatkę piersiową.
Wzbił się na około dwa metry w wzwyż i opadł z łoskotem na ziemię.
- Trey! – pisnęła Pilika coraz mocniej wtulona
w złotookiego szamana.
- Weź się w garść śnieżynko – syknął Tao i nikt
nie wiedział, do którego z rodzeństwa kieruje swoje słowa.
Na
arenie Trey podniósł się na nogi. Chybotał się na nich, lecz utrzymywał
kontrolę ducha. Jego przeciwnik wydawał się rozbawiony tym widokiem. Mówił coś
w stronę rywala, jednak z perspektywy trybun areny w Dobbie nie dało się
słyszeć co mówi.
- Horo się irytuje – zauważyła Tamara.
Tak
było. Szamana trząsł się i w końcu utworzył wielką kontrolę ducha. Dzięki temu
zyskał przewagę nad przeciwnikiem. Tak przynajmniej mogło się zdawać, gdyż jego
rywal nigdy nie opanował tej techniki- dokładniej mówiąc nie użył jej podczas
żadnej turniejowej walki.
Wielka
forma Corey wykonała kolejny atak sopla. Tym razem Vazquez musiał ratować się
tarczą. Pomimo tego w dalszym ciągu ani razu nawet nie drasnął Iberyjczyka.
- Tak to on tej walki nie wygra – zauważyła
Anna.
- Jak to? – spytała Pilika.
- Twój brat po pierwsze nie ma pomysłu na walkę
–tłumaczyła narzeczona Asakury- więc
atakuje z dystansu, bo wie, że wtedy nie nadzieje się na kontrę. Po drugie on
tak bardzo boi się tej kontry, że nawet nie myśli specjalnie jak walczyć z tego
dystansu. Na tak doświadczonego szamana jak Vazquez to za mało. Obawiam się, że
po tej walce drobiażdżki będą musiały zaczął uśmiechać się do kogo innego –
zakończyła patrząc na arenę.
Pilika
teraz już niemal wskoczyła na Lena, tak bardzo ściskała jego ramię.
- Walcz, pajacu – syknął Tao.
Na
arenie kolejny strumień śniegu chybił celu. Zaraz potem fioletowy promień
wystrzelony przez Delana trafił w kolana wielkiego Corey. Duch stróż Horo
upadł.
- Mistrzu Len – czerwony dymek w formie jakiego
przebywał teraz Bason odezwał się do swojego szamana – będziemy mieć
nieproszonych gości.
- Że co? Nonsens – oponował Chińczyk.
- Bason ma rację – zawtórował mu Amidamaru – z
północy nadciąga trójka demonów.
- Atakują arenę?! – zdziwił się Choco.
- Layserg miał rację – stwierdziła June.
- COOO?! – wydało się zbiorowo z płuc
przyjaciół.
Len
wyrwał się z objęć Piliki i wykorzystując kontrolę ducha wyskoczył kilkanaście
metrów ponad stadion. Tam utworzył wielką formę Basona i pomknął na północ. Za
jego śladem podążyli Choco i Faust. Dodatkowo na ich duchach znajdowali się
Rio, Milly, Lilly, Elly, Sally i Sharona.
- Yoh? – wydało się niemal nieme westchnienie z
ust Anny.
- Nie jestem jeszcze gotów – szatyn zaśmiał się
nerwowo.
Pilika
wpatrywała się jako jedyna z pozostałych na stadionie przyjaciół w miejsce
walki jej brata i Vazqueza. Anna, Jun, Yoh, Tamara i Manta wpatrywali się w
niebo, gdzie Eliza i Mic ścigali w locie Basona.
Pozostali
widzowie byli zaskoczeni nagłym i efektownym wyjściem ze stadionu kilku
pozostających w grze o tron króla szamanów zawodników oraz ich towarzyszy.
Tymczasem
na arenie wielka kontrola ducha wykonana przez Horo pozostała wspomnieniem. Co
więcej przeciwnik rzucił się na niego i obijał niemiłosiernie zwykłą kontrolę
ducha utworzoną błyskawicznie przez Usui.
- To koniec – w oczach panny Usui pojawiły się
łzy.
- Płakać będzie czas gdy chłopaki oberwą od
demonów – skarciła ją Anna.
Tamara
podeszła przytulić przyjaciółkę.
Na
arenie Trey przegrał walkę. Ciężkich ran nie otrzymał, więc sam dał radę zejść
z pola walki. Spotkał się z gromadką pozostałych przyjaciół pod wejściem na
arenę.
- Przegrałem – wydukał.
- Możesz spróbować za 500 lat – Yoh poklepał go
po ramieniu.
-Dzięki stary – rzekł Trey i rozejrzał się
nerwowo wokół- gdzie reszta?
- Walczy z demonami – odpowiedziała żywo Pilika
– w czasie walki Bason wyczuł, że przybywają. Ruszyli powstrzymać je byś mógł
dokończyć walkę – w jej głosie dało się odczuć wyrzut spowodowany porażką.
- Wiem, zawaliłem.
- Ciekawi mnie jak tamci sobie radzą bez nas –
Yoh zmienił temat.
- Miała być trójka demonów – wtrącił Amidamaru.
Udali
się do baru Silvy. Tam spędzili czas po walce na jedzeniu i piciu słodkich
napojów. Przyjaciele nie dotarli do nich w ciągu pierwszej godziny, ani
drugiej. W końcu stwierdzili, że pora wracać do domów.
Tam
czekali już na nich Len z Faustem, Lilly, Milly, Elly i Sharoną. Nigdzie nie
było widać Choco, Rio i Sally. Tao trzymał w dłoni złożony Miecz Błyskawicy.
- I jak? – spytał ich Yoh.
- Trójka wróciła do piekła – odparł chłodno
Len.
- Byś widział… - zaczęła Milly, ale złowrogi
wzrok Tao sprawił, że głos uwiązł jej w gardle.
- Co? – spytała Pilika.
- Właśnie Len – zawtórowała jej Jun – co tam
się stało?
- Mówiłem już – odpowiedział chłopak wymijająco.
- Jak walka? – Faust zmienił temat.
Nietęga
mina Horo pozwoliła im domniemywać, że walka została przez niego przegrana. W
takim razie są spore szanse uniknąć bratobójczych pojedynków w kolejnych
rundach.
Wieczorem
Len pił w spokoju mleko w swoim pokoju, gdy rozległo się pukanie i do środka
bez pozwolenie weszły Jun i Pilika. Doshi była ubrana w swój tradycyjny strój.
Natomiast jej młodsza koleżanka przyodziała się w szare, dresowe spodnie i
luźną białą koszulkę na ramiączkach z dość sporym dekoltem.
- Ile foryoku straciłeś? – spytała bez
ceregieli Jun.
- 20%.
- Czyli do walki podjedziesz wciąż z wyższym
poziomem energii od przeciwnika?
- Jeśli nic się nie zmieni.
Pilika
usiadła obok Lena obejmując go czule. Jun zrobiła uśmiechniętą minę.
- Mój brat chce wyjechać – oświadczyła cicho
Usui.
- Demony… - zaczął odpowiadać Tao, lecz
przerwała mu siostra.
- … tylko to trzyma go wciąż w tym miejscu.
- Przemówię mu do rozsądku – zapewnił Len.
- Tylko… - Pilika zawahała się – zrób to po
walce. Zrób to po wygranej walce – poprawiła się już normalnym tonem.
- Obiecuję – przyznał Len – Obiecuję wam obu.
Wygram a potem zostanę królem szamanów!
W
odpowiedzi dostał całusa w policzek od Jun i namiętny pocałunek od Usui.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz