wtorek, 5 czerwca 2018

47. Ofiary wojny


Rozdział 47
Ofiary wojny

          Pilika znajdowała się ciemnym pomieszczeniu już od kilku dni. Początkowo nie rozumiała sytuacji w jakiej się znalazła. Ostatnim jej wspomnieniem była kłótnia z bratem. Wracała do tej chwili cały czas. Czy można było jej uniknąć? Pewnie gdyby powiedziała wcześniej Horo o niej i Lenie to jego reakcja być może byłaby inna. Zwłaszcza jeśli zrobiłaby to przed odpadnięciem Horokeu z Turnieju Szamanów. Teraz było już zbyt późno na cofnięcie czasu. Spodziewała się, że zostanie bardzo szybko odszukana przez jednego z dwójki najważniejszych mężczyzn w swoim życiu. Tak się nie stało. Nie miała żadnych oznak tego, że ją szukają…

          Dziewczyna nie rozumiała też dlaczego została uprowadzona przez Layserga. Chłopak był dla niej zwykle miły – nawet po rozejściu się dróg grup do jakich przynależeli. Tak samo było tamtego dnia, kiedy ją porwał. Wykorzystał jej kłótnie z bratem. Od tamtej pory dziewczyna przebywała na statku należącym do Żelaznej Damy, Jeanne.

- Dlaczego mnie porwałeś? – pytała swojego dawnego kolegę, lecz ten nigdy nie odpowiadał.

          Wreszcie nadszedł dzień, w którym Pilika miała dowiedzieć się czegoś więcej na temat swojego udziału w planie X- Laws. Nie ulegało bowiem już żadnym wątpliwościom, że stała się pionkiem w ich grze mającym na celu… właściwie jeszcze nie wiedziała co dokładnie zamierzali zrobić.

          Tego dnia Layserg wszedł do jej celi wraz z Marco. Włoch był z czegoś wyraźnie zadowolony – by nie powiedzieć zachwycony ponad możliwości zwykłego człowieka.

- Czego chcecie? – warknęła w ich stronę.
- Zabieramy cię stąd – oznajmił Layserg.
- Dokąd? – spytała zaskoczona.
- Wkrótce się dowiesz czegoś niezwykle ważnego – dodał Marco.

          Wyprowadzili ją z pomieszczenia w osobliwym kondukcie na czele, którego dumnie kroczył Marco, a za nim Pilika czująca na sobie wzrok panicza Diethle. Odnosiła dziwne wrażenie, że chłopak wpatruje się w nią zbyt natarczywie. Zaczynała się bać, że wpadła mu w oko. Podczas krótkiego przemarszu nie zrobił on, jednak nic co mogło by zdradzić jakie zamiary wobec niej żywi – niezależnie od planów reszty X- Laws.

          Weszli wreszcie do pomieszczenia, gdzie czekała na nich Jeanne. Towarzyszył jej jeden z młodszych stażem wyznawców jej sekty. Był to niski i krępy blondyn o rozbieganych oczach. Swoją fizjonomią przypominał dziewczynie wielką ropuchę i bynajmniej nie mogła go podciągnąć pod kategorię królewicza zaklętego w żabę. Usui czuła się coraz bardziej nieswojo.

- Wybacz, że tak długo musiałaś czekać na kilka słów wyjaśnień z naszej strony – rozpoczęła monolog Żelazna Dama – ale dopiero wczoraj skończyła się kolejna runda turniejowych zmagań. – opowiadała ciepłym głosem – Nie wiem czy wiesz kto awansował dalej? – Pilika pokręciła przecząco głową – Wczoraj walki wygrała ta straszna Matilda oraz nasz wspaniały Layserg – Anglik zapłonął rumieńcem – wcześniej to samo zrobili Marco i ja, Kana Bismarck, Delan Vazquez – zrobiła krótką pauzę- Yoh Asakura i Len Tao…
- Macie sporo reprezentantów w ćwierćfinale – zauważyła Pilika.
- To prawda – przyznała pogodnie przywódczyni X- Laws.
- Rano dowiedzieliśmy się o tym, kto z kim będzie walczył w kolejnych rundach – wtrącił podekscytowany Layserg – na szczęście żadne z nas nie będzie toczyło bratobójczego pojedynku.
- Czego ode mnie chcecie? – warknęła zdenerwowana Usui.

          X- Laws spojrzeli po sobie.

- Wiesz pomimo naszej ogromnej mocy – zaczęła spokojnie Żelazna Dama – mamy pewne obawy co do dalszych losów turnieju. Demony rosną w siłę, twój ukochany jest w dalszym ciągu podejrzewany przez radę o zejście z drogi światła na drogę mroku, co nie jest szczególnie dziwne znając jego losy.
- COOO?!
- Cisza! – syknął do niej Marco.
- Musimy się dodatkowo zabezpieczyć na wypadek różnych okoliczności – przyznał ten wyglądający jak ropucha.

          Żelazna Dama uśmiechnęła się przepraszająco.

- W kolejnej rundzie będę walczyć z pogromcą twojego brata – oświadczyła – w kolejnej rundzie trafię pewnie na Yoh, który raczej wygra z Matildą. W drugim półfinale powinni walczyć Marco z Laysergiem jako, że ten ostatni musi wygrać z Kaną, a Marco z… - Jeanne nie musiała kontynuować by Pilika pojęła ich zamiary. Domyśliła się też dalszych planów X- Laws. Miała służyć za pretekst do wycofania się Lena z turnieju…

***

          Dawna Drużyna Yoh, Choco, Morty oraz dziewczyny zjawiły się na arenie by podziwiać pierwszą walkę ćwierćfinałową. Brakowała Lena, który pogrążył się w treningu na siłowni oraz Horo cierpiącego w samotności po zaginięciu siostry. Asakura miał mierzyć się z Matildą Matisse.

          Niedawny pogromca Hao oczekiwał już na arenie, ubrany w swój ulubiony strój do walki o czarnym kolorze. W dłoniach trzymał już miecze mające posłużyć mu za podwójne medium za chwilę.

          Matilda pojawiła się minutę przed planowanym początkiem walki. Ubrana była tak jak dało się ją zapoznać z przerwanej edycji turnieju szamanów. Miała na sobie czarne, krótkie do kolan spodnie typu ogrodniczki, pod nie założyła białą koszulkę. Już z daleka w oczy rzucały się jej buty, na których znajdowały się czaszka oraz skrzyżowane piszczele. W dłoni trzymała miotłę. Obok niej frunął jej duch stróż, Jack.

- Dawno się nie widzieliśmy! – krzyknęła do Yoh.
- Też się cieszę, że cię widzę – odparł zakłopotany szaman.

          Na trybunach Anna poczuła nagły przypływ złości i zazdrości. 

- Początkowo chciałam cię zabić za to co zrobiłeś – oznajmiła Matilda – ale po jakimś czasie mi przeszło. Wiem, że jeśli wygram to przywrócę go do życia.

          Yoh przeszył nieprzyjemny dreszcz. Przywracanie Hao do życia nie było tym o czym marzył. Jego motywacja do wygrania turnieju nagle znacznie wzrosła.

- Zaczynamy! – rozległ się głos sędziego.

          Nim Yoh utworzył podwójne medium został już ostrzelany przez Matildę. Na jego szczęście atak okazał się niecelny. Kilkanaście sekund później musiał już odskoczyć przed morderczym atakiem „cukierek albo psikus”. Szczęśliwie uniknął noża jakim posługiwał się Jack.

- Nie możesz cały czas odskakiwać jak panienka! – zapiszczała oburzona Matilda.
- Mogę – zaśmiał się Yoh.
- Mordercza kosa! – dziewczyna odpowiedziała kolejnym atakiem.

          Jack ciął kosą znad głowy w Yoh, który utworzył w końcu podwójne medium w jego minimalistycznej formie, dzięki czemu zablokował atak. Odpowiedział niebiańskim cięciem jeszcze nim duch stróż Matildy wrócił swoim orężem do normalnej pozycji. Atak okazał się celny. Zniszczył kontrolę ducha dziewczyny. Ta jednak szybko przywróciła ją.

- Zjadacz dyni! – jej duch zaczął obracać się z prędkością przez, którą zaczął przypominać poruszające się tornado.

          Jack zbliżał się ku Yoh, ten wyskoczył z całych sił w górę i uderzył prosto w dyniową głowę stróża panny Matisse. Atak okazał się celny i zniszczył po raz kolejny kontrolę ducha dziewczyny. Nim ta zdążyła ją przywrócić kolejny atak chłopaka przeciął na pół jej miotłę, uniemożliwiając to.

- To koniec – powiedział Yoh.
- To… niemożliwe – załkała Matilda.

          Nastolatka spojrzała na niego pełnym nienawiści spojrzeniem. Była jednak bezsilna. Nie mogła wziąć oręża od znajdujących się na trybunach przyjaciółek, gdyż było to zabronione przez regulamin turnieju. Nikt z zewnątrz nie mógł ingerować w przebieg walki.

- Jeżeli nie przywrócisz kontroli ducha w ciągu minuty zakończę walkę – wtrącił sędzia.
- Kończ – odpowiedziała szeptem dziewczyna obracając się na pięcie i idąc w stronę szatni.

          Yoh patrzył zdumiony na przeciwniczkę. Dopiero kiedy członek rady ogłosił jego wygraną aż podskoczył ze szczęścia. Wreszcie dotarło do niego, że dotarł już do turniejowego półfinału. Tylko dwie walki dzieliły go od ostatecznej wygranej.

          Schodząc z areny został wyściskany przez Annę, która po chwili pokryła się rumieńcem zdając sobie sprawę z tego co właśnie zrobiła i jak okazywała publicznie swojego uczucia wobec narzeczonego. Kiedy się od niego oderwała, chłopak utonął w objęciach reszty grupy, chociaż dziewczyny ograniczały się do poklepania go po plecach i ramieniu aby nie podpaść Annie.

- Gdzie Horo? – spytał kiedy wreszcie dano mu spokój.
- Nie przyszedł – odpowiedziała Jun.
- A twój brat?
- Trenuje.
- Wracajmy nim rozniosą wioskę – zapropnował Choco, chociaż nikt nie był pewien czy mówi poważnie czy żartuje.

          Idąc w stronę swoich kwater wiedzieli już, że coś jest nie tak. Już po wyjściu z areny wyczuli ogromny smutek jaki odczuwa Trey. Było to coś znacznie poważniejszego niż tymczasowa strata siostry.

- Biegiem! – krzyknął Ryu.

          Horo siedział na ławce przed domkiem. Z oczu obficie ściekały mu łzy. Łkał bezgłośnie i cały się trząsł. Po raz pierwszy wiedzieli go w takim stanie.

- Co się stało? – spytał Manta.

          Yoh podszedł do przyjaciela i położył mu dłoń na ramieniu. Usui pozostawił to bez reakcji. Wobec tego turniejowy półfinalista spojrzał na Annę prosząc ją o pomoc. Ta niechętnie pokiwała głową i pogrążyła się w umyśle Horokeu.

- Przykro mi, Trey – wydukała po chwili ze łzami w oczach.
- Co? – spytał głupio jak zawsze Choco.
- Jego rodzina, cała jego wioska – bełkotała Kyoyama – wszyscy zostali wymordowani przez demony.
- Nie! – pisnęła Tamara.
- Och, nie! – wyrwało się pannie Tao.

          Chcieli rzucić się pocieszać Horo, lecz ten wyrwał się z ich okrążenia i pobiegł w tylko sobie znanym kierunku. Ruszyć w pościg za nim nie pozwoliła im Anna, lecz w domku, przed którym stali znajdowała się jedna osoba, nad którą nie miała w tej chwili władzy. Czarna smuga przemknęła przed nimi i przeleciała w stronę w jaką pobiegł Horo.

- Czy to był… - zaczął niepewnie Morty.
- … Len? – dokończył zszokowany Ryu.
- Tak – upewnił ich Faust.
- Skąd on? – zapytała niezbyt przytomnie Tamara.
- Widocznie rozwinął panowanie nad piorunami – stwierdził Yoh.

          Zapadła chwila ciszy.

- Musimy coś zrobić w sprawie tych demonów – stwierdził Ryu.
- Racja! – zawtórował mu McDaniel.
- Trzeba jak najszybciej rozstrzygnąć turniej –skwitowała Anna.
- Czy to oznacza, że nie możemy robić nic poza tym? – spytał zniechęcony Morty.
- Jest pewna kwestia, nad którą warto się pochylić – powiedział Silva, który pojawił się nie wiadomo kiedy i skąd.
- Co masz na myśli? – spytała Anna.

- Zapewne pamiętacie Ducha Ognia jakiego używał Hao – powiedział członek rady szamanów, a kiedy potwierdzili ruchem głowy kontynuował – poza nimi istnieją jeszcze cztery inne, jemu podobne duchy. Pojawiają się silniejsze demony niż wcześniej i tylko piątka duchów żywiołów jest naszą nadzieją na pokonanie ich!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz