wtorek, 5 czerwca 2018

48. Pięć Duchów Żywiołów


Rozdział 48
Pięć Duchów Żywiołów

          Rozmawiając o planie zdobycia duchów żywiołów i tego gdzie mogą się one znajdować przyjaciele przegapili walkę Żelaznej Damy z Delanem Vazquezem. Jeanne wygrała ją znacznie szybciej niż Yoh.

- Gdzie znajdują się te duchy? – spytał Asakura.
- To jest właśnie problem – przyznał Silva – wiemy tylko, że Duch Ognia jest, a przynajmniej był do dzisiaj w piekle.
- Co to znaczy był, SILVA?! – spytała warcząc Anna.

          Zebrani przełknęli głośno ślinę.

- Już go tam nie ma…
- Jak to możliwe? – pytał Choco.
- Przyłączył się do demonów? – dopytał Manta.
- Gdzie jest reszta? – wtrącił się Faust.
- Mówiłem już – powtórzył nerwowo Silva – nic nie wiem na ten temat. Jest jednak ktoś kto może nam pomóc. Różnie na nią mówią. W turnieju przed przerwaniem startowała jako Nyorai…

- … to ta od ciemności serca! – wtrącił gwałtownie Choco dysząc przy tym z oburzenia.
- Dokładnie tak – przyznał Silva – na prawde nazywa się jednak Sati Saigan i jest liderką pacyfistycznej organizacji Gandhara. To oni mogą nam pomóc.

          Zapadło milczenie. Choco trawił fakt, że kobieta, która omal nie wyeliminowała jego, Horo i Lena z turnieju a dodatkowo tych ostatnich dwóch prawie uczyniła bezmózgimi zombie miałaby im pomóc.

- Dlaczego ona? – spytała Anna jakby przeczuwając pytania kotłujące się w głowie komika.
- Gandhara jako jedyna organizacja szamańska prowadzi walkę z demonami.
- My też walczymy! – zaoponował gwałtownie Ryu.
- To prawda, jednak koncentrujecie się na turnieju, a Sati i jej ludzie nie wrócili do udziału w nim. Zespół Deva, czyli Samy, Ozam i Mamy udali się już na północ w miejsce, gdzie demony dokonały holokaustu na mieszkańcach wioski skąd pochodzi wasze rodzeństwo Usui.

          Anna popatrzyła badawczo na Indianina, aż powiedziała w końcu:

- Kiedy możemy się spotkać z Nyorai?

          Silva nie odpowiedział tylko zniknął jak to miał w zwyczaju już wielokrotnie. Rzucili się po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu członka rady szamanów, ale tego nigdzie nie było widać.

- Dobra! Co tak właściwie wiemy o tym całym Ganda… Gandha… Gada… - zaczął Ryu.
- Gandhara – poprawił go Choco.
- Całkiem nieźle radzili sobie w poprzedniej, przerwanej części turnieju szamanów – wtrącił Morty grzebiąc coś w laptopie.

          Yoh i Anna wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- Dlaczego, więc nie wrócili? – spytał Ryu.

          Połowa zebranych rzuciła mu spojrzenia mówiące, że mają go za skończonego debila. On sam chyba tego nie zrozumiał, bo wzruszył ramionami w dalszym ciągu nic nie rozumiejąc.

- Kiedy ktoś z nas miał pierwszy kontakt z demonem? – zapytał spokojnie Yoh.

          Ryu podrapał się po głowie.

- E… No Len miał – wydukał zawstydzony.
- Kiedy? – dopytał Choco ucieszony większą inteligencją u siebie niż u kolegi.
- No po reaktywacji turnieju.

          Zebrani załamali ręce i głowy na stanem pamięci Ryu.

- No…
- Po drugiej walce eliminacyjnej – wyjaśniła Jun.
- Aha, więc Gadna…
- Gandhra – poprawił go automatycznie Choco.
- … także musiała mieć z nimi jakieś przygody – zakończył zadowolony własną dedukcją.

          Nikt mu nie odpowiedział. Rozeszli się do domów, każdy pogrążony we własnych myślach. W domku dawnej Drużyny Rena było wyjątkowo pusto. Choco ćwiczył opowiadanie dowcipów przed własnym duchem stróżem, a Jun odesławszy Pai- Longa na trening zatonęła we własnych myślach. Pilika była nie wiadomo gdzie porwana przez tajemniczą osobę lub grupę, która nie przedstawiła żadnych żądań. Coraz częściej panna Tao kierowała swoje myśli w stronę porwania lub napaści kilku naprawdę okropnych demonów na pannę Usui. Co jeśli dziewczyna leży teraz nie wiadomo gdzie i w jakim stanie? Dziwiła się wtedy coraz bardziej zachowaniu Lena i Horo, którzy zamiast wspólnie jej szukać wolą obarczać się nawzajem winą za to i odpowiednio trenować do upadłego lub zadręczać tym co może się dziać z dziewczyną. Teraz co prawda wspólnie gdzieś wyruszyli, ale nie wiadomo było czy rzeczywiście wspólnie gdzieś wyruszyli czy każdym w swoją stronę.

- Nie lękaj się – znajomy głos z okna przerwał jej myśli.
- Mikihisa?! – zdziwiła się Jun – Co ty tu robisz? Co się z tobą działo?
- Długa historia – odpowiedział Asakura – zauważyłaś u swojego brata zdolności do sprawowania kontroli nad jednym z żywiołów? – spytał retorycznie.

          Tao wróciła wspomnieniami do używania przez Lena ataku nazywanego „Błyskawicą”. Wiedziała też, że chłopak opracował i opanował znacznie potężniejszą wersję tego ataku – nie znała jednak jego nazwy. Następnie przypomniała sobie jak dziś opuścił domek z szybkością, która pozwoliła im tylko zarejestrować jak czarna smuga z prędkością błyskawicy porusza się w nieznanym kierunku.

- Tak – odpowiedziała cicho.
- Zauważyłaś podobne zdolności u jednego z waszych przyjaciół…
- … Trey.
- Dokładnie tak. Słyszałaś historię o piątce duchów żywiołów – Mikihisa po raz kolejny stwierdzał oczywistość.
- Tak – ponownie przyznała Jun – Chcesz mi powiedzieć, że Horo i Leny…
- … będą musieli za jakiś czas przyjąć nowych stróżów.

          Jun przyjrzała się uważnie swojemu rozmówcy. Nic się nie zmienił od czasu pierwotnej edycji turnieju. Ciągle ubierał się w ten sam strój i nosił tą samą żółtą maskę.

- Skąd je wezmą? Silva nie ma pojęcia gdzie podziewają się te duchy –powiedziała zniechęcona.
- Silva i tak powiedział wam więcej niż mógł – przyznał Miki – pewnie spotka go za to kara od władz rady. Nie tylko z resztą za to. Nie ważne! – powiedział w końcu bardziej sam do siebie niż Jun – wracając do tematu. Powiedział wam więcej niż mógł i niż wie. Faktem jest, że jeden z duchów posiada już właściciela.
- Hao…
- … Przegrał walkę z Yoh. Duch Ognia trafił do piekła, które opuścił całkiem niedawno – Mikihisa potwierdził słowa krewniaka – Będąc szczerym rada dowie się o nowym właścicielu tegoż ducha pewnie jeszcze w półfinałach.
- Półfinałach? – zdziwiła się Tao – Czy to oznacza, że posiada go jeden z walczących?

          Asakura skinął głową. Nic jednak nie odpowiedział.

- Kto?
- Ktoś kto pobłądził, ale będzie jeszcze bardzo potrzebny dla sprawy.
- Layserg.

          Mikihisa potwierdził ruchem głowy i zniknął. Jun została sama z coraz to nowymi myślami i wypływającymi z nich wnioskami. Ostatnie ataki demonów pokazały, że ich celem nie jest przerwanie turnieju szamanów, a wywołanie paniki wśród ludzi. Trzy masowe mordy w różnych częściach świata trudno ze sobą powiązać, ale jeśli niebawem dojdzie do kolejnych to niewykluczone, że ludzie zaczną sobie zadawać pytania o związek między nimi. Szamani znali już prawdę.

          Ani Len ani Trey nie wrócili do rana. Zamiast tego przy śniadaniu Jun i Choco towarzyszył Mikihisa.

- Jak tam, Choco? Wymyśliłeś jakiś nowy oryginalny dowcip? – zagadnął Mikihisa.
- Wiesz miło, że pytasz – odparł zaskoczony Choco – w zasadzie dawno żadnego nie opowiadałem, ale wymyśliłem pewien nowy. Wiesz jaki jest ulubiony owoc żołnierza? – odpowiedzią była głucha cisza – Granat! Rozumiesz, he he he – zaśmiał się Murzyn.

          Asakura odpowiedział uprzejmym uśmiechem.

- Jak słyszę humor cię nie opuszcza – stwierdził – to dobrze będziemy go potrzebować w niedalekiej przyszłości.
- Po turnieju wszystko będzie prostsze! – powiedział z pewnością Choco – Yoh lub Len jako król będzie mógł przegnać demony, do tego nie długo Lady Santi będzie miała dla nas te niezwykłe duchy – mówił z pełnym przejęciem.
- Właśnie ta sprawa mnie do was sprowadza – przerwał mu spokojnie Miki – pięć duchów znaczy piątka szamanów. Nie trudno się domyślić, że dwójka z nich to Horo i Len. Duch Ognia ma już nowego szaman. Została jeszcze dwójka. Według mojej wiedzy i obserwacji, ty Choco, posiadasz naturalne zdolności w szybkości. Wiatr jest twoim żywiołem.
- Śmiech jest moim żywiołem! – zaprotestował niedoszły komik.
- Wiatr będzie twoim żywiołem – poprawił się Asakura – musisz tylko tego chcieć. Jesteś w stanie opanować ten żywioł i władać Duchem Wiatru!
- Super! – ucieszył się komik.

          Jun obserwowała z zadowoleniem jak przyjaciel jej i Lena zostaje w końcu doceniony i być może opuszcza – na zawsze – ścieżkę marnych żartów.

                    Trzeci ćwierćfinałowy pojedynek miał rozpocząć się za piętnaście minut. Przyjaciele – poza rodzeństwem Usui i Lenem – pojawili się na arenie w Dobbie. Wypełniona była on po brzegi. Gdzieś w oddali można było wypatrzeć Marie i Matildę, które kibicowały swojej niedawnej liderce z trio.

          Kanna znajdowała się już na arenie. W dłoni trzymała papierosa, którego co rusz kierowała do ust. Po przeciwnej stronie znajdował się jej rywal. Szalenie zagubiony i będący pod wpływem ideologii panienki Jeanne, Layserg. Trzymał w jednej dłoni swój pistolet oraz wahadełko w drugim. Pomiędzy szamanami na środku areny znajdował się Kalim.

- Walczcie! – rozpoczął pojedynek punktualnie o 18:00.

          Kanna i Diethel wykonali kontrole ducha. Ten drugi podwójną. Ashcroft, Zeruel i Chloe stanęli po przeciwnych stronach areny. Stróż Layserga jako pierwszy zaatakował strzelając do rycerza. Ten wykonał unik. Chwilę później ruszył z pełną prędkością i opuszczoną kopią na Zeruela. Tym razem to on musiał się zmusić do wykonania uniku, który w porę wykonał.

          Wreszcie zabrzęczał szczęk mieczy i duchy pogrążyły się w walce na broń białą. Początkowo przewagę miał Michael, lecz Ashcroft szybko był w stanie mu dorównać.

          Wtedy do walki dołączyła Chloe. Wtedy rycerz jako pierwszy otrzymał potężny cios prosto w zbroję. Niedługo później jego zbroja rozpadła się pod naporem anielskiej ofensywy. Właśnie wtedy jego szaman zdał sobie sprawę, że wszystkie ataki kierował nie tam gdzie powinien, ale było już za późno.

          Odbudowany Ashcroft przeprowadził ponowny atak przy użyciu lancy wycelowany prosto w Anglika. Ten szczęśliwie w ostatniej chwili został zasłonięty przez swojego drugiego stróża, który został przebity na wylot na wysokości klatki piersiowej, ale i tak lanca drasnęła jego rękę. Momentalnie wypadł z niej pistolet, a on sam utracił w niej czucie. Wydawało mu się, że to chwilowe. Chwycił broń w drugą rękę, nie uwalniając ją z wahadełka i ponownie wprowadził do nich duchów. Właśnie wtedy rycerz wykonał poprawne pchnięcie. Trafiło ponownie w Chloe, której rola w tej walce ograniczała się do tarczy dla swojego szamana. Zeruel wystrzelił wtedy ogniem, który pochłonął dym wydobywający się z papierosa.

- Layserg Diethel wygrywa walkę! – ogłosił Kalim.

          Wygrana cieszyła Anglika, lecz styl nie przysporzył mu sympatii wśród publiczności, która nie pochwalała jego braku empatii oraz współczucie wobec Chloe.

- Dwoje X- Laws w półfinałach – zauważyła Tamara wychodząc ze stadionu.
- Jutro dołączy nasz drugi facet – odpowiedział Choco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz