poniedziałek, 18 czerwca 2018

52. Niespodziewany sojusz


Rozdział 52
Niespodziewany sojusz

          Połączone siły piątki dawnych zwolenników głównego czarnego charakteru w świecie szamanów z Jun i Tamarą dały całkiem niezłe efekty, lecz na trójkę duchów należących do panicza Diethel nie wystarczyło to. Duch Ognia okazał się znakomitym defensorem o kilka klas lepszym od kontroli ducha w wykonaniu Billa Burtona. Zeruel związał walką wszystkie trzy dawne zawodniczki Hanagumi. Chloe w swoim wahadle zadawała raz za razem cios Zang- Chingowi i Lee Pai- Longowi. Tamara i Pilika – co akurat zrozumiałe – pozostawały zlekceważone przez Brytyjczyka.

- To nic nie daje – podsumowała sytuację Pilika.
- Jest nas 7 na jednego – zauważyła Kana – musimy go zmiażdżyć!
- Właściwie to 7 na 3 duchy, które kontroluje – poprawiła ją Jun.
- Jednego ukradł i za to zginie! – warknął Bill.

          Tymczasem Zeruel wykonał technikę znaną jako „kremacja”. Płomień ognia trafił prosto w Jacka, ducha stróża Matlildy. Jej udział w tej walce zakończył się. Szczęśliwie udało się jej wycofać w tył. Stała teraz obok Pilika i była tak samo nieprzydatna do walki jak ona.

- Mistrzu, wybacz… - bąknęła sama do siebie Matilda.

          Wypełniony foryoku gong Zang- Chinga zderzał się co rusz z wahadełkiem sterowanym przez Chloe. Iskry i wybuchy opanowywały powietrze nad głowami szamanów i panny Usui. Duch Ognia zionął ogniem w stronę Kany, Billa, Jun i Tamary.

- Żelazna obrona! – krzyknął Burton.

          Jego duch wytworzył tarczę ze swoimi iluzjami, która przyjęła na siebie cały ogień. Pod naporem siły ataku eksplodowała, ale nikomu nic się nie stało.

- Podwójna pięść pistoletu – kolejne talizmany Jun okleiły jej stróża.

          Tym razem pięści mistrzu sztuk walki zamieniły się w kilka luf. Już po chwili rozpoczął on ostrzał Ducha Ognia, któremu ten atak nic nie zrobił.

- Nie możesz mu nic zrobić w ten sposób – poinformowała ją Kana – jeśli już to strzelaj prosto w szamana!
- Mam go zabić?
- Inaczej ja to zrobię! Ashcroft atakuj!

          Duch rycerza obniżył kopię i pognał wprost na Ducha Ognia. Zaraz za nim, nad lewym ramieniem leciała strzała wystrzelona przez Tamao. Na końcu podążał duch Billa, Piłkarz w formie wielkiej kontroli ducha.

          Strzała Tamary trafiła nowego stróża Layserga na wysokości obojczyka, lecz zadała mu niewielkie obrażenia. Kopia przebiła natomiast jego brzuch, a Piłkarz obijał głowę. Wtedy Pai- Long dołączył do ataku wręcz i okopywał uda i brzuch. Kolejne pchnięcie kopią Ashcrofta przy wsparciu pozostałych ataków doprowadziły wreszcie do zniszczenia kontroli ducha Layserga.

- On nie ma na tyle foryoku żeby przywrócić kontrolę nad Duchem Ognia – zauważyła Kana.

          Na niewiele zdał się ten sukces jako, że Zeruel unieszkodliwił Marie. Kolejna eksplozja poinformowała o zneutralizowaniu się nawzajem ataków Zang- Chinga i Layserga.

- Musimy zastawić pułapkę – stwierdziła Jun.
- Chyba masz rację – przyznała niechętnie Kana.
- Na Chloe – dodała Pilika.
- Dokładnie – potwierdziły zgodnie Chinka i Niemka.

          Na szybko – pod osłoną Billa – ustaliły plan. W między czasie Zang- Ching utracił na moment kontrolę ducha, lecz – na szczęście – szybko ją przywrócił.

***

- Musimy kończyć – szepnęła Jeanne – Bardzo nam miło Len, że wpadłeś w odwiedziny, jednak Layserg potrzebuje naszej pomocy – dodała dygając delikatnie.
- O czym ty mówisz? – spytał Len.
- Zakończymy nasz spór kiedy indziej – odparła nastolatka – Sądzę, że kara jaka spotkała Marco będzie swego rodzaju rekompensatą za krzywdy jakie siostra twojego przyjaciela poniosła z naszej winy.

          Nim zdążyli przeanalizować jej słowa Shamash uniósł ją, Marco i wyglądającego jak ropucha członka X- Laws wysoko w górę, gdzie po chwili zdematerializowali się.

- Nie tak szybko! – krzyknął Len.
- Uciekli – westchnął Trey.
- Nie wszyscy! – odparł Len – Błyskawica!

          Z jego broni wystrzelił najprawdziwszy piorun, który z prędkością właściwą dla tego rodzaju zjawisk meteorologicznych pomknął w stronę pozostałych X- Laws. Jeden z nich zeskoczył ze swojego stróża aby uniknąć śmierci – co poskutkowało zgodnie z oczekiwaniami szamana. Zamiast zgonu złamał sobie najpewniej nogę.

- Już po was! – ryknął Len – Atak Szybkiego Tempa!

          Jego ulubiona technika została wykonana z adekwatną do potrzeb szybkością, ale Shamash, który zjawił się nie wiadomo skąd utworzył tarczę, która ochroniła młodych wojowników sekty. Nim Tao zdołał powtórzyć atak, X- Laws oraz Shamash zniknęli.

- Osz w mordę! – warknął wściekły Tao.
- Nie było tak źle – pocieszył go Usui.
- Marco wypadł z turnieju – stwierdził Len.
- Chyba, że nauczy się walczyć kikutami – zachrypiał Horo.

***
          Nim dziewczyny skończyły planować schwytanie Chloe, za plecami Layserga pojawił się Shamash, a na nim Jeanne, chłopak przypominający ropuchę oraz leżący, nieprzytomny i zakrwawiony Marco.

- Już pora na nas – powiedziała spokojnie i dobrodusznie Jeanne do podwładnego.

          Ten skłonił sztywno karkiem i odleciał na ramieniu Zeruela. Jun i Pai- Long, Kana i Ashcroft, Zang- Ching i jego duch pandy, Tamara oraz jej duchy pozostały na ziemi. Żadne z ich opiekunów nie potrafiły latać.

- Uciekli – stwierdziła Tamara kiedy Shamash zdematerializował się tak samo nagle jak się pojawił.
- Sprawdźmy co z Lenem i Horo – wtrąciła szybko Pilika.
- Nic im nie jest – odrzekła Bismarck.
- Skąd ty możesz to wiedzieć? – zapytała Tao.

          Kana spiorunowała ją spojrzeniem.

- Chciałyśmy dorwać go już tam, na wybrzeżu – zaczęła odpowiedź dawna liderka Hanagumi – kiedy pojawiliśmy się w niewidocznym dla nich miejscu, widzieliśmy jak twój brat – spojrzała Jun prosto w oczy – zatapia łajbę X- Laws. Potem walczył z nimi, aż do pojawienia się twojego braciszka – dodała kierując wzrok na Pilikę – ogólnie wygrywali i ucieczka Layserga pewnie tego nie zmieniła.
- Na pewno? – dopytała niepewnie Tamara.

          Zang- Ching i Bill potwierdzili ruchem głowy. Właśnie wtedy doszły do nich Marie i Matilda. Jun ani Tamara nie wiedziały co powiedzieć.

- Dlaczego nam pomogłyście? – spytała wreszcie Usui.

          Kana wysunęła się naprzód. Spojrzała na przyjaciółki i męskich towarzyszy.

- Diethel ukradł Ducha Ognia – odparła twardo – zapłaci za to. Własnym życiem!

          Jun, Tamara i Pilika spojrzały po sobie niespokojnie. Jeśli Europejka mówiła prawdę to nic im nie groziło.

- Dziękujemy – bąknęła wreszcie Jun wyciągając dłoń ku Kanie.

          Niemka uścisnęła dłoń Chinki. Właśnie resztki jednej z trójki największych i najsilniejszych grup uczestniczącym w turnieju dołączyły do nowej siły, która powoli jednoczyła wokół siebie innych szamanów. Jej największym wrogiem – nie licząc demonów – została właśnie inna z trójki najsilniejszych grup, X- Laws.

- Co one tu robią? – spytał Len, którego do tej pory nie zauważył nikt z uczestników niedawnej bitwy.
- Uratowałyśmy wasze dziewczynki, więc może trochę wdzięczności? – odpowiedział Zang- Ching.
- Yhm… - odchrząknął Len.

          Nie powiedział jednak nic, bo Pilika rzuciła mu się na szyję ze łzami w oczach.

- Prosiłaaaam… żebyś tego nie robił – wyszeptała mu do ucha.
- Musiałem – rzekł krótko w odpowiedzi.

          Spojrzał jej głęboko w oczy. Nie dostrzegł w nich urazy, żalu czy smutku. Więcej zdawało mu się, że jest szczęśliwa, że nocne zdarzenia potoczyły się tokiem jaki przybrały.

- Co z resztą dawnych sługusów Hao? – spytał wreszcie Kany.
- Tylko nie sługusów! – zaperzył się Bill, lecz Niemka uciszyła go ruchem ręki.
- Nie żyją – ucięła dyskusję.
- Przykro mi – powiedział Trey podchodząc do nich.
- Macie gdzie mieszkać? – spytała niezbyt przytomnie Tamara.

          Kana spojrzała na nią jak na idiotkę, a potem na wschodzące słońce. Westchnęła wzruszając przy tym ramionami i odpowiedziała:

- Hanagumi brały udział w turnieju tak długo jak wy. Mamy kwaterę. Gościmy tam Zanga i Billa. Spotkamy się niebawem.
- Do zobaczenia! – dodała reszta jej grupy.
- Do zobaczenia! – odpowiedziały Jun, Tamara i Pilika.
- Pa – dodał Horo, a Len skinął głową.

          Len szedł w ponowną drogę pod rękę z ukochaną, a za nimi podążali Tamara, Jun i Trey. Weszli do domku, kiedy Choco jeszcze smacznie spał. Jun poszła spać do swojej sypialni wraz z Tamao, a Horo dołączył do śpiącego komika.

- Wreszcie sami – powiedział Len.
- Taaaaak – ziewnęła Pilika.

          Len uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.

- Idziemy się myć i spać – oznajmił.
- Oddzielnie – zaśmiała się Usui.
- Razem – przekomarzał się Len – i tak nie mam na nic siły – argumentował.
- No dobra, wyczyścisz mi plecki – zakończyła dziewczyna z uśmiechem.

          Kiedy wreszcie kładli się spać zegar wybijał 8 rano. Spali przez kilka godzin, dopóki nie obudził ich Mikihisa swoim niespodziewanym pojawieniem się.

- Mógłbyś wypierdalać? – spytał go Len niezwykle uprzejmie.
- Nie, nie mógłbym – odparł Asakura.
- Wasza potyczka z sekciarzami pokazała, że nie jesteście dostatecznie silni – powiedział – potrzebujecie nowych sił, potężniejszych duchów.
- Bason jest wystarczająco potężny – zaperzył się Len.
- Ilu X- Laws ubiliście w nocy?
- Jednego – odparł Trey.
- Niekoniecznie – odpowiedział człowiek w masce – on będzie żył, a w swojej zbrojowni już szukają dla niego medium, które nie wymaga użycia rąk. O ile oczywiście nie uda im się przywrócić mu rąk.
- To nie możliwe! – oburzył się Usui.
- Tak jak karabiny w rękach Lee Pai- Longa – zakpił Len.

          Mikihisa pokiwał głową.

- Jutro przybędzie do was Sati – odezwał się do Lena i Horo – dla ciebie – obrócił się do Tamary – mam niespodziankę już dzisiaj. Oto Dai Tengu – powiedział wskazując na ducha pojawiającego się za jego plecami.

          Był to ogromny duch, przypominający nieco Shikigami, którymi operowała Anna. Był wielki umięśniony i przypominał wyglądem człowieka.

- Musisz jednak odbyć specjalny trening nim będziesz mogła go kontrolować.
- Kiedy mam zacząć? – spytała pokornie.
- Wyruszasz już dzisiaj – odpowiedział Mikihisa – zabieram cię do Osorezan. Już teraz cię ostrzegam, że trening będzie niezwykle ascetyczny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz