Rozdział 52
Niespodziewany sojusz
Połączone
siły piątki dawnych zwolenników głównego czarnego charakteru w świecie szamanów
z Jun i Tamarą dały całkiem niezłe efekty, lecz na trójkę duchów należących do
panicza Diethel nie wystarczyło to. Duch Ognia okazał się znakomitym defensorem
o kilka klas lepszym od kontroli ducha w wykonaniu Billa Burtona. Zeruel
związał walką wszystkie trzy dawne zawodniczki Hanagumi. Chloe w swoim wahadle
zadawała raz za razem cios Zang- Chingowi i Lee Pai- Longowi. Tamara i Pilika –
co akurat zrozumiałe – pozostawały zlekceważone przez Brytyjczyka.
- To nic nie daje – podsumowała sytuację
Pilika.
- Jest nas 7 na jednego – zauważyła Kana –
musimy go zmiażdżyć!
- Właściwie to 7 na 3 duchy, które kontroluje –
poprawiła ją Jun.
- Jednego ukradł i za to zginie! – warknął
Bill.
Tymczasem
Zeruel wykonał technikę znaną jako „kremacja”. Płomień ognia trafił prosto w
Jacka, ducha stróża Matlildy. Jej udział w tej walce zakończył się. Szczęśliwie
udało się jej wycofać w tył. Stała teraz obok Pilika i była tak samo
nieprzydatna do walki jak ona.
- Mistrzu, wybacz… - bąknęła sama do siebie
Matilda.
Wypełniony
foryoku gong Zang- Chinga zderzał się co rusz z wahadełkiem sterowanym przez
Chloe. Iskry i wybuchy opanowywały powietrze nad głowami szamanów i panny Usui.
Duch Ognia zionął ogniem w stronę Kany, Billa, Jun i Tamary.
- Żelazna obrona! – krzyknął Burton.
Jego
duch wytworzył tarczę ze swoimi iluzjami, która przyjęła na siebie cały ogień.
Pod naporem siły ataku eksplodowała, ale nikomu nic się nie stało.
- Podwójna pięść pistoletu – kolejne talizmany
Jun okleiły jej stróża.
Tym
razem pięści mistrzu sztuk walki zamieniły się w kilka luf. Już po chwili
rozpoczął on ostrzał Ducha Ognia, któremu ten atak nic nie zrobił.
- Nie możesz mu nic zrobić w ten sposób –
poinformowała ją Kana – jeśli już to strzelaj prosto w szamana!
- Mam go zabić?
- Inaczej ja to zrobię! Ashcroft atakuj!
Duch
rycerza obniżył kopię i pognał wprost na Ducha Ognia. Zaraz za nim, nad lewym
ramieniem leciała strzała wystrzelona przez Tamao. Na końcu podążał duch Billa,
Piłkarz w formie wielkiej kontroli ducha.
Strzała
Tamary trafiła nowego stróża Layserga na wysokości obojczyka, lecz zadała mu
niewielkie obrażenia. Kopia przebiła natomiast jego brzuch, a Piłkarz obijał
głowę. Wtedy Pai- Long dołączył do ataku wręcz i okopywał uda i brzuch. Kolejne
pchnięcie kopią Ashcrofta przy wsparciu pozostałych ataków doprowadziły
wreszcie do zniszczenia kontroli ducha Layserga.
- On nie ma na tyle foryoku żeby przywrócić
kontrolę nad Duchem Ognia – zauważyła Kana.
Na
niewiele zdał się ten sukces jako, że Zeruel unieszkodliwił Marie. Kolejna
eksplozja poinformowała o zneutralizowaniu się nawzajem ataków Zang- Chinga i
Layserga.
- Musimy zastawić pułapkę – stwierdziła Jun.
- Chyba masz rację – przyznała niechętnie Kana.
- Na Chloe – dodała Pilika.
- Dokładnie – potwierdziły zgodnie Chinka i
Niemka.
Na
szybko – pod osłoną Billa – ustaliły plan. W między czasie Zang- Ching utracił
na moment kontrolę ducha, lecz – na szczęście – szybko ją przywrócił.
***
- Musimy kończyć – szepnęła Jeanne – Bardzo nam
miło Len, że wpadłeś w odwiedziny, jednak Layserg potrzebuje naszej pomocy –
dodała dygając delikatnie.
- O czym ty mówisz? – spytał Len.
- Zakończymy nasz spór kiedy indziej – odparła nastolatka
– Sądzę, że kara jaka spotkała Marco będzie swego rodzaju rekompensatą za krzywdy
jakie siostra twojego przyjaciela poniosła z naszej winy.
Nim
zdążyli przeanalizować jej słowa Shamash uniósł ją, Marco i wyglądającego jak
ropucha członka X- Laws wysoko w górę, gdzie po chwili zdematerializowali się.
- Nie tak szybko! – krzyknął Len.
- Uciekli – westchnął Trey.
- Nie wszyscy! – odparł Len – Błyskawica!
Z
jego broni wystrzelił najprawdziwszy piorun, który z prędkością właściwą dla
tego rodzaju zjawisk meteorologicznych pomknął w stronę pozostałych X- Laws. Jeden
z nich zeskoczył ze swojego stróża aby uniknąć śmierci – co poskutkowało zgodnie
z oczekiwaniami szamana. Zamiast zgonu złamał sobie najpewniej nogę.
- Już po was! – ryknął Len – Atak Szybkiego
Tempa!
Jego
ulubiona technika została wykonana z adekwatną do potrzeb szybkością, ale
Shamash, który zjawił się nie wiadomo skąd utworzył tarczę, która ochroniła
młodych wojowników sekty. Nim Tao zdołał powtórzyć atak, X- Laws oraz Shamash
zniknęli.
- Osz w mordę! – warknął wściekły Tao.
- Nie było tak źle – pocieszył go Usui.
- Marco wypadł z turnieju – stwierdził Len.
- Chyba, że nauczy się walczyć kikutami –
zachrypiał Horo.
***
Nim
dziewczyny skończyły planować schwytanie Chloe, za plecami Layserga pojawił się
Shamash, a na nim Jeanne, chłopak przypominający ropuchę oraz leżący,
nieprzytomny i zakrwawiony Marco.
- Już pora na nas – powiedziała spokojnie i
dobrodusznie Jeanne do podwładnego.
Ten
skłonił sztywno karkiem i odleciał na ramieniu Zeruela. Jun i Pai- Long, Kana i
Ashcroft, Zang- Ching i jego duch pandy, Tamara oraz jej duchy pozostały na
ziemi. Żadne z ich opiekunów nie potrafiły latać.
- Uciekli – stwierdziła Tamara kiedy Shamash
zdematerializował się tak samo nagle jak się pojawił.
- Sprawdźmy co z Lenem i Horo – wtrąciła szybko
Pilika.
- Nic im nie jest – odrzekła Bismarck.
- Skąd ty możesz to wiedzieć? – zapytała Tao.
Kana
spiorunowała ją spojrzeniem.
- Chciałyśmy dorwać go już tam, na wybrzeżu –
zaczęła odpowiedź dawna liderka Hanagumi – kiedy pojawiliśmy się w niewidocznym
dla nich miejscu, widzieliśmy jak twój brat – spojrzała Jun prosto w oczy –
zatapia łajbę X- Laws. Potem walczył z nimi, aż do pojawienia się twojego
braciszka – dodała kierując wzrok na Pilikę – ogólnie wygrywali i ucieczka
Layserga pewnie tego nie zmieniła.
- Na pewno? – dopytała niepewnie Tamara.
Zang-
Ching i Bill potwierdzili ruchem głowy. Właśnie wtedy doszły do nich Marie i
Matilda. Jun ani Tamara nie wiedziały co powiedzieć.
- Dlaczego nam pomogłyście? – spytała wreszcie
Usui.
Kana
wysunęła się naprzód. Spojrzała na przyjaciółki i męskich towarzyszy.
- Diethel ukradł Ducha Ognia – odparła twardo –
zapłaci za to. Własnym życiem!
Jun,
Tamara i Pilika spojrzały po sobie niespokojnie. Jeśli Europejka mówiła prawdę
to nic im nie groziło.
- Dziękujemy – bąknęła wreszcie Jun wyciągając
dłoń ku Kanie.
Niemka
uścisnęła dłoń Chinki. Właśnie resztki jednej z trójki największych i
najsilniejszych grup uczestniczącym w turnieju dołączyły do nowej siły, która
powoli jednoczyła wokół siebie innych szamanów. Jej największym wrogiem – nie licząc
demonów – została właśnie inna z trójki najsilniejszych grup, X- Laws.
- Co one tu robią? – spytał Len, którego do tej
pory nie zauważył nikt z uczestników niedawnej bitwy.
- Uratowałyśmy wasze dziewczynki, więc może
trochę wdzięczności? – odpowiedział Zang- Ching.
- Yhm… - odchrząknął Len.
Nie
powiedział jednak nic, bo Pilika rzuciła mu się na szyję ze łzami w oczach.
- Prosiłaaaam… żebyś tego nie robił –
wyszeptała mu do ucha.
- Musiałem – rzekł krótko w odpowiedzi.
Spojrzał
jej głęboko w oczy. Nie dostrzegł w nich urazy, żalu czy smutku. Więcej zdawało
mu się, że jest szczęśliwa, że nocne zdarzenia potoczyły się tokiem jaki
przybrały.
- Co z resztą dawnych sługusów Hao? – spytał wreszcie
Kany.
- Tylko nie sługusów! – zaperzył się Bill, lecz
Niemka uciszyła go ruchem ręki.
- Nie żyją – ucięła dyskusję.
- Przykro mi – powiedział Trey podchodząc do
nich.
- Macie gdzie mieszkać? – spytała niezbyt
przytomnie Tamara.
Kana
spojrzała na nią jak na idiotkę, a potem na wschodzące słońce. Westchnęła
wzruszając przy tym ramionami i odpowiedziała:
- Hanagumi brały udział w turnieju tak długo
jak wy. Mamy kwaterę. Gościmy tam Zanga i Billa. Spotkamy się niebawem.
- Do zobaczenia! – dodała reszta jej grupy.
- Do zobaczenia! – odpowiedziały Jun, Tamara i
Pilika.
- Pa – dodał Horo, a Len skinął głową.
Len
szedł w ponowną drogę pod rękę z ukochaną, a za nimi podążali Tamara, Jun i
Trey. Weszli do domku, kiedy Choco jeszcze smacznie spał. Jun poszła spać do swojej
sypialni wraz z Tamao, a Horo dołączył do śpiącego komika.
- Wreszcie sami – powiedział Len.
- Taaaaak – ziewnęła Pilika.
Len
uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.
- Idziemy się myć i spać – oznajmił.
- Oddzielnie – zaśmiała się Usui.
- Razem – przekomarzał się Len – i tak nie mam
na nic siły – argumentował.
- No dobra, wyczyścisz mi plecki – zakończyła dziewczyna
z uśmiechem.
Kiedy
wreszcie kładli się spać zegar wybijał 8 rano. Spali przez kilka godzin, dopóki
nie obudził ich Mikihisa swoim niespodziewanym pojawieniem się.
- Mógłbyś wypierdalać? – spytał go Len
niezwykle uprzejmie.
- Nie, nie mógłbym – odparł Asakura.
- Wasza potyczka z sekciarzami pokazała, że nie
jesteście dostatecznie silni – powiedział – potrzebujecie nowych sił,
potężniejszych duchów.
- Bason jest wystarczająco potężny – zaperzył się
Len.
- Ilu X- Laws ubiliście w nocy?
- Jednego – odparł Trey.
- Niekoniecznie – odpowiedział człowiek w masce
– on będzie żył, a w swojej zbrojowni już szukają dla niego medium, które nie
wymaga użycia rąk. O ile oczywiście nie uda im się przywrócić mu rąk.
- To nie możliwe! – oburzył się Usui.
- Tak jak karabiny w rękach Lee Pai- Longa –
zakpił Len.
Mikihisa
pokiwał głową.
- Jutro przybędzie do was Sati – odezwał się do
Lena i Horo – dla ciebie – obrócił się do Tamary – mam niespodziankę już
dzisiaj. Oto Dai Tengu – powiedział wskazując na ducha pojawiającego się za
jego plecami.
Był
to ogromny duch, przypominający nieco Shikigami, którymi operowała Anna. Był
wielki umięśniony i przypominał wyglądem człowieka.
- Musisz jednak odbyć specjalny trening nim
będziesz mogła go kontrolować.
- Kiedy mam zacząć? – spytała pokornie.
- Wyruszasz już dzisiaj – odpowiedział Mikihisa
– zabieram cię do Osorezan. Już teraz cię ostrzegam, że trening będzie
niezwykle ascetyczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz