poniedziałek, 18 czerwca 2018

51. Dwójka z trójki


Rozdział 51
Dwójka z trójki

          Pilika wracała z imprezy w towarzystwie Jun i Tamary. Anna wraz z Yoh zaginęła w tajemniczych okolicznościach jakąś godzinę po wyjściu Lena. Pozostali mężczyźni pili dalej jeszcze po wyjściu dziewczyn.

- Mam nadzieję, że Len jest już w pokoju – powiedziała Jun tłumiąc ziewnięcie.
- Horo wyszedł za nim – wyjaśniła Pilika – ma pilnować by nie wpadł w tarapaty.
- Sprytnie – przyznała Tamara.
- Chyba, że razem rzucą się na tego durnia Marco – rzekł Jun kierując zmęczone oczy w stronę wybrzeża.

          Gdzieś tam w oddali nad horyzontem unosiła się strużka dymu, a za nią kolejne. Panna Tao poczuła wtedy jak uczucie niepokoju wykręca jej żołądek na lewą stronę.

***

          Kolejny atak arcyduchów okazał się za wolny aby trafić Lena. Horo z kolei był tej nocy w znakomitej formie jeśli chodzi o parowanie ciosów. Dziewiątka X- Laws miała ogromne problemy aby trafić dwójkę napastników.

- Popełniliście olbrzymi błąd przychodząc tu tej nocy! – krzyknął rozwścieczony Layserg.
- Spokojniej – polecił mu Marco, który zaczynał odzyskiwać nad sobą panowanie.
- Myślę, że nim nastanie świt nadejdzie czas aby pokazać światu naszą nową broń – stwierdziła spokojnie Żelazna Dziewica – dam wam znać w odpowiednim momencie.

          Horo spojrzał zaskoczony na przyjaciela. Moment ten wykorzystał jeden z nowych wyznawców sekty. Celny strzał trafił w bok szamana. Ten zwalił się na ziemię nie tracąc co prawda kontroli ducha.

          Len migiem pojawił się przed nim i zablokował dwa ataki mieczy kolejnych arcyduchów. Zaraz potem grad ciosów sypał się z góry na jego tarczę osłaniającą ich oboje.

- Dość tego! – warknął wycofawszy się kilka metrów w tył – Iluzja miecza!

          Z gleby wystrzeliły w górę rozmaite rodzaje halabard, mieczy, pik, dzid, włóczni i innych rodzajów broni białej. Stopy arcyduchów stojących na ziemi zostały dotkliwie podziurawione. Troje z nich eksplodowało. Niestety ich użytkownicy szybko przywrócili je do walki, a pozostali byli nieugięci.

- Zastanawiam się dlaczego nie próbujesz nas zabić – mówiła spokojnie Jeanne – przecież po to tutaj przyszedłeś. Prawda, Len? – spytała go szczerze.

***

- Ten dym! – także Tamara zauważyła, że coś się dzieje.
- To wybrzeże – przyznała Jun.
- Miałaś rację! – krzyknęła przerażona Pilika.

          W odpowiedzi najstarsza z dziewczyn złapała młodsze za ręce i pociągnęła biegiem w stronę, gdzie zakwaterowani byli członkowie X- Laws wraz ze swoją przywódczynią oraz dowódcą.

- Jun nie uważasz, że to pułapka? – spytał stróż panny Tao biegnąc obok niej – Co jeśli X- Laws próbują was wciągnąć w kolejną gierkę aby móc szantażować Yoh w kolejnej rundzie?
- Myślę, że to coś poważniejszego – odparła Jun dysząc ciężko.
- Len i Trey mają kłopoty… - wtrąciła Pilika.
- Albo będą je mieć – dodała Pilika – ja… ja… nie mogę ich stracić! – wrzasnęła wreszcie.

***

- Mogę was zabić w każdym momencie! – krzyknął Len.
- Dlaczego wiec tego nie zrobisz? – pytała Jeanne.

          Marco i Layserg posłali jej zdumione spojrzenia. Świeżsi podwładni także byli oniemieli. Nie spodziewali się by Żelazna Dziewica planowała bieżące wydarzenia. Co prawda jasnym było dla nich, że Tao i Usui mogą zrobić coś głupiego. Może nawet zaatakują ich przy najbliższej okazji w towarzystwie swoich przyjaciół. Na pewno nie sądzili, jednak że jeden z nich przybędzie tu samotnie i zniszczy ich statek. Utopi go, a oni cudem ocaleją. Nim zdążyli odpowiednio go ukarać przybył drugi z szamanów chcących ich krzywdy. Nie mogli im jednak nic zrobić – ku własnemu przerażeniu. Jeanne była nad wyraz spokojna. Zabroniła walczyć Marco oraz Laysergowi. Co dziwiło tym bardziej zważywszy na nowe, nadzwyczajne moce jakimi dysponował w ostatnim czasie ten drugi. Teoretycznie tłumaczyć to można było chęcią pozostawienia ich sił na turniej, lecz mało kto w to wierzył.

- Sama tego chciałaś – warknął chłodno Len.
- Nie rób tego ona wciąga cię w pułapkę! – krzyknął zza jego pleców Horo.

          Len odwrócił głowę w jego stronę. Pokiwał głową.

- Atak szybkiego tempa! – wrzasnął po sekundzie.

          Jego atak był niezwykle szybki i precyzyjny, wymierzony prosto w Jeanne. Nie był to jednak atak śmiertelny. Zwłaszcza, że została ona osłonięta przez tarczę utworzoną z wahadełka Layserga. Oznaczało to, że Brytyjczyk powoli wchodzi do gry. Tarcza nie została nawet rozbita, a samego Lena zdziwiła prędkość z jaką Diethel wykonał kontrolę ducha i utworzył niezwykle silna tarczę przed swoją mentorką.

- Brawo, Laysergu – pochwaliła go Jeanne.
- Pozwól mi go ukarać – poprosił chłopak.
- Zrób to jednak w inny sposób – odparła przywódczyni – pozostali wracać do walki! Layserg leć odesłać do piekieł trójkę kobiet, która biegnie właśnie w naszą stronę.

          Chłopak spojrzał na nią zdziwiony – początkowo. Źrenice mu się zwęziły na moment, lecz szybko powróciły do normy. Tak samo reszta jego ciała i emocje. Skinął głową, zacisnął pięści i wyjął z kieszeni glinianą tabliczkę. Spojrzał na nią i wyjął rewolwer z drugiej kieszeni swojego białego płaszczu. Po chwili leciał już na Zeruelu w stronę, z której przybyli Tao oraz Usui.

          Horo widząc co się dzieje odskoczył w bok przed atakiem wykonanym przez wyglądającego jak ropucha członka X- Laws i posłał w stronę dawnego kompana „atak sopla”. Przyjął go na siebie arcyduch innego rywala. Len pochłonięty był w tym czasie walką z pozostałą czwórką. Skutkiem tego Layserg poleciał dalej nie niepokojony przez nikogo.

***

- Tam coś leci w naszą stronę! – pisnęła Tamara.

          Wskazywała ręką przed siebie. Rzeczywiście z naprzeciwka coś zmierzała w ich stronę. Było duże i białe. Początkowo dziewczyny łudziły się, że to wielka kontrola ducha Horo. Nie było to prawdą.

- Zeruel – Tamara jako pierwsza zidentyfikowała ducha.
- Czy to oznacza, że… - Jun nie potrafiła wypowiedzieć pytania do końca.
- Nawet tak nie myśl! – skarciła ją Pilika.
- Chyba nie ma pokojowych zamiarów -  wtrącił Pai- Long.

          Zeruel i lecący na nim Layserg był coraz bliżej. Nie wiedzieć kiedy wahadełko wystrzeliło prosto w strojącą na przodzie Jun. W ostatniej chwili jej stróż odepchnął ją z toru lotu broni. Kobieta upadła, ale ocaliła życie.

- Myślałam, że ma Zeruela w kontroli ducha – pisnęła Pilika.
- Widocznie nauczył się nowych sztuczek – zauważył Lee podnosząc Jun z podłogi.
 - Konchi, Ponchi – Tamara po raz pierwszy od dawna wezwała swoich stróżów.

          Jej duszki zjawiły się migiem nad jej ramieniem. Oba miały paskudne uśmiechy i wykonywały obelżywe gesty w kierunku nadlatującego panicza Diethel.

- Teraz to nas wzywa, a kiedy ona rucha… - zaczął Konchi, lecz oberwał z otwartej dłoni od swojej szamanki.
- Potem poopowiadasz dowcipy – ofukała go.

          Wykonała kontrolę ducha. Idąc jej tropem Jun wzmocniła swojego zombie kilkoma talizmanami. Postanowiły walczyć dopóki ktoś nie będzie gotów udzielić im pomocy.

- Może pobiegnę po wsparcie? – zaproponowała Usui.
- Dobry pomysł! – pochwalił ją Pai- Long.
- Nie – ucięła Jun.
- To nie jest zbyt mądre żebyśmy się rozdzielały nie wiedząc co się wydarzyło – poparła ją Tamara – zwłaszcza, że reszta jest pijana, a Yoh z Anną znikli.

          Kolejny atak wahadełka przerwał ich dyskusje. Tym razem to Tamara była jego celem. Utworzyła tarczę, która odbiła ostrze broni Layserga.

          Wreszcie on sam wylądował wraz ze swoim duchem w odległości kilku metrów od dziewcząt. Jego twarz była całkowicie bez wyrazu. Natomiast oczy wyrażały determinację i pewność tego co musi nastąpić.

- Moje równoczesne, dwie kontrole ducha was zaskoczyły – stwierdził chłopak – to co powiecie na trzy? – z trzymanego przez niego w ręce glinianego przedmiotu zaczął uwalniać się kolejny duch.

***

- Musimy wejść poziom wyżej! – krzyknął Len.
- Dobrze! – przyznał Horo.

          Jednym atakiem zamroził trójkę X- Laws. Len jakby tylko na to czekał. Wyskoczył w górę lecąc z bronią wycelowaną d jedną bryłę lodu. Jeśli uda mu się rozbić lód na kawałki istniała wielka szansa, że rywale nie przeżyją – zwłaszcza jeśli trafi w odpowiedni sposób. On sam nie powinien na to wydać zbyt wiele foryoku. Niestety został zestrzelony przez Marco, który właśnie włączył się do walki.

- Pożałujesz! – krzyknął Len – Trey, zrób to – zakończył lodowatym głosem.
- Zero absolutne – mruknął Horo.

          Ręce Włocha zostały skute lodem pod wpływem działania najniższej możliwej do osiągnięcia temperatury na świecie. Skute lodem ręce pękły wraz z lodem i dłońmi Marco. Włoch pozostał z dwoma krwawiącymi kikutami. Wrzasnął rozpaczliwie i padł na ramię swojego arcyducha krwawiąc i drgając. 

          Niemal natychmiast trójka arcyduchów stanęła pomiędzy poważnie rannym Włochem, a dwójką wrogów. Część z nich była blada na twarzy. Obok czwarta postać w białych szatach wymiotowała. Piąta znalazła się obok nieprzytomnego już Marco i panienki Jeanne.

- Shamash – Żelazna Dziewica wezwała swojego stróża.
- Zaczyna się robić ciekawie – rzekł sam do siebie Tao.

***

          Wszystkie kobiety oraz ich duchy stróże stały oniemiałe. Nie spodziewały się nie tylko, że Diethel jest w stanie kontrolować trzy duchy na raz, ale także iż jednym z nich jest… Duch Ognia.

- Wyglądacie na zaskoczone – powiedział z dumą Layserg.

          Na ich szczęście dumny z siebie Anglik nie zaatakował ich jeszcze. Mogły walczyć z nim kiedy używał dwóch duchów. Wtedy liczebność była wyrównana, teraz to on miał przewagę liczebną.

          Jun nie czekała dłużej. Wysłała swojemu stróżowi kolejny talizman wykorzystywany przez doshi. Aktywowała tym samym tłok jaki wbudowała dawno temu w ciało zombie. Ramię jej stróża wydłużyła się, kiedy wykonał „Rakietową pięść”. Osłona aktywowana przez Ducha Ognia okazała się jednakże zbyt mocna dla dawnego mistrza sztuk walki.

- Strzał prosto w serce!

          Z medium kontroli ducha Tamary wyleciała strzała wycelowana w klatkę piersiową nowego ducha należącego do członka X- Laws. Także i ten strzał okazał się niecelny.

- To wszystko na co was stać? – zapytał nieco rozczarowany Diethel.
- Je tak, ale nie nas – odpowiedział mu kobiecy głos.

          Jun i Tamara obróciły się za siebie a ku nim szły Kana, Mathilda, Marion w towarzystwie innych dawnych popleczników Hao: rugbisty Billa Burtona i Hang Zang- Chinga. 

- Pożałujesz przywłaszczenia ducha mistrza Hao! – ryknęła Mathilda.
- Już po tobie – oznajmił Bill i ruszył do ataku.

          W ślad za nim podążyli Zang- Ching i dziewczyny dawniej popierające Hao. Jun stała oniemiała tak samo jak Pilika i Tamara. Zdarzenia tej nocy były dziwne…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz