poniedziałek, 18 czerwca 2018

53. Gra o finał


Rozdział 53
Gra o finał

          Zgodnie z obietnicą Mikihisy Tamara spakowała się do opuszczenia Dobbie Village jeszcze tego samego dnia. Pożegnała się z mieszkańcami domku „Drużyny Lena”. Nie chciała opuszczać wioski, lecz została postawiona pod ścianą. Zawsze była wierna woli rodu Asakura i jeżeli ród pragnie by udała się na trudny, ascetyczny trening do Osorezan to nie pozostawało jej nic innego jak wyjechać do Japonii.

- Trochę szkoda, że Tamara nas opuszcza – powiedział Horo.

          Siedział sam w kuchni wraz z siostrą. Pilika zajmowała się manicure własnych paznokci i niezbyt przejmowała się tym co mówi do niej brat.

- Nie smucisz się? To twoja przyjaciółka! –dopiero teraz dotarło do niej o czym mówił.

          Spojrzała na niego przeciągle. Nigdy nie był tytanem intelektu, a myślenie logiczne i racjonalne zawsze było wielkim minusem w jego charakterze.

- Horo – zaczęła łagodnie odrywając się od paznokci -  znasz historię jej relacji z Lenem. Wiesz jak się potoczyła i dlaczego ze sobą zerwali. Jak myślisz czy… czy ona się z tym pogodziła?
- Tak.
- Mylisz się – odpowiedziała bezpardonowo – nigdy nie pogodziła się z tym, że on od niej odszedł. Jeszcze gorzej zniosła to, że związał się ze mną. Wiesz my bardzo długo nie rozmawiałyśmy tak jak wcześniej. Ja… nie potrafiłam jej pocieszać po ich rozstaniu. Cieszyłam się z tego... Byłam złą przyjaciółką.
- Chciałaś być szczęśliwa – zauważył celnie Trey.
- To prawda, ale zrobiłam to kosztem przyjaźni.

          Chłopak nie odpowiedział. Do kuchni wszedł Len ubrany mocno niecodziennie jak na standardy Dobbie Village. Przyodział się w swoje zwyczajowe czarne spodnie, czerwony bezrękawnik oraz pelerynę, która kojarzyła się wybitnie źle osobom jakie poznały Lena przed zmianą filozofii życiowej przez niego.

- Musimy spotkać się ze wszystkimi i przedyskutować dalsze kroki – oznajmił.
- Dlaczego tak się ubrałeś? – spytała Pilika.
- Tylko mi nie mów, bufonie, że chcesz stąd wyjechać – dodał Trey.

          Nie odpowiedział. Cofnął się w stronę korytarza i rzucił na odchodne:

- Za kwadrans u Yoh.

          Postąpili zgodnie z jego wskazówkami. Wyszli do domku zaprzyjaźnionej drużyny. Wewnątrz panował spory tłok. Były tu dziewczyny Sharonej, mieszkańcy kwatery, dawna Drużyna Rena wraz z Jun i Piliką, Hanagumi, Zang- Ching i Bill Burton, a także Pino i drużyna Północy. Łącznie 23 osoby.

- Tamara opuściła już Dobbie – oznajmił Len.
- Z kim? – spytał zdziwiony Morty.
- Mikihisa odwiedził mnie i powiedział o tym – odparł spokojnie Yoh bagatelizując pytanie małego towarzysza.

          Zebrani spojrzeli na niego.

- Słyszałem też o nocnej walce z X- Laws – mówił spokojnie – nie popieram takich metod – spojrzał na Lena – jednak rozumiem co wami kierowało – dodał patrząc na Hanagumi – w turnieju pozostały trzy walki. Możliwe, że jednak dwie – spojrzał na Horo – musimy, więc ustalić jak walczyć ze znacznie bardziej niebezpiecznym przeciwnikiem.
- Chodzi ci o demony? – spytała Kana odpalając papierosa.

          Anna prawym prostym nie tylko wytrąciła jej papierosa jak i zapalniczkę, ale i podbiła oko. Większość patrzyła na nią zaskoczona, jednak nikt nic nie powiedział.

- Tutaj nie palimy – rzekła wracając zza Yoh.
- Tak chodzi mi o demony – potwierdził sam Asakura.
- Len uważa, że wasza obecność tutaj jest niepotrzebna – wtrąciła ponownie Anna – osobiście przyznam mu rację. Żadne z was nic nie ugra już w turnieju, a X- Laws nie będą szukać konfrontacji poza turniejem… - jej dalszą wypowiedź przerwał dźwięk dzwonka wyroczni Yoh.

          Chłopak błyskawicznie odczytał wiadomość. Jego oczy zdradziły, że jest wyraźnie zaskoczony jej treścią.

- Marco Lasso wycofał się turnieju – oświadczył nerwowo.
- Czym się, wiec denerwujesz? – spytał Morty – to oznacza, że w finale zmierzysz się z…
- … Żelazną Dziewicą, Jeanne – przerwał mu Yoh – Layserg także się wycofał. Finał odbędzie się za 3 dni.

          Wzrok Yoh plądrował wnętrze pokoju, dopóki nie natrafił na wzrok Lena. Skinął wtedy głową wyrażając aprobatę.

- Mów Len – poleciła Anna.
- Chcemy uderzyć na demony – powiedział Tao ignorując wzrok Piliki – osoby, które trzeba ochronić przed nimi zabieram do Twierdzy Tao. Tylko tam będziecie bezpieczni. Bitwa z nimi nie będzie przypominać tej z Hao. Każdy z nas będzie musiał walczyć aby zabić. Wiem, że większość z was jest na to gotowa – Choco, Faust i dawni poplecznicy Hao pokiwali głową – reszta musi się do tego dostosować. Inaczej… zostanie zniszczona przez demony.
- Kiedy wyruszamy? – spytała Pilika.

          Len poczuł wdzięczność do własnej dziewczyny. Spodziewał się afery jaką mu zrobi za zatajenie przed nią tak ważnych informacji. Nic takiego się, jednak nie stało. Zamiast tego wystąpiła z pomocą w kwestii ogarnięcia powrotu osób nieprzeznaczonych do walki do rodowej siedziby Tao.

- Po finale to chyba jasne – usiłował odpowiedzieć Morty.
- Jutro w południe – poprawił go Len.
- Jak to? – zdziwił się malec.
- Bez dyskusji – ucięła Anna.

          Morty wydawał się wyraźnie oburzony, ale nie odezwał się ani słowem.

- Kto poza mną i nim zostanie odstawiony do… twojego domu? – spytała Usui.

          Len rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu. Większość stanowili wojownicy. Mógł uprzeć się aby odesłać Annę, ale ona musiała pozostać w wiosce aż do końca turnieju. Wobec tego decyzja była prosta.

- Jun – odpowiedział niezbyt głośno.
- Jasne, bracie – wyraziła aprobatę – Czy ktoś jeszcze chce udać się z nami w bezpieczne miejsce? – zwróciła się w stronę pozostałych dziewczyn.

          Przed szereg wyszła Lilly, Milly i Sharona. Nikt nie spodziewał się, że tak samo postąpi Sally, która znana była z chęci walki z każdym możliwym przeciwnikiem i… braku umiejętności kontrolowania własnej agresji. Ku zaskoczeniu wszystkich podobnie zachowała się Elly. Ex- chearlederka  miała zaciętą minę i wydawała się pewna siebie.

          Len jako mózg operacji podszedł do niej. Zobaczył jak ramiona jej drżą. Opuściła głowę bezwładnie w dół. Ujął zdecydowanym, choć niezbyt mocnym ruchem jej podbródek i podniósł do normalnego poziomu. Zobaczył jak jej oczy stają się jakieś dziwne.

- Jesteś tego pewna? – spytał cicho.
- T… zdecydowanie – potwierdziła.

          Odszedł od niej i jeszcze raz spojrzał na siostrę i ukochaną. Wreszcie pokiwał głową i zebrał jeszcze raz myśli.

- Dlaczego nas opuszczasz nie jesteś złą wojowniczką? – Kana spytała Jun.
- Ktoś musi dopilnować obrony twierdzy i podróż do niej – odpowiedziała Jun.
- Nie lecisz z nami? – Pilika spytała kompletnie zszokowana Lena.

          Ten pokręcił głową. Położył jej palec na ustach, kiedy chciała coś powiedzieć i zamilkła. Wtedy on mógł kontynuować.

- Tamara będzie kontynuowała swój trening tam gdzie jest, wy będziecie w twierdzy – wskazał na dziewczyny i Mantę – Anna, Yoh i Choco pozostaną tutaj, a reszta się rozdzieli.
- Dlaczego Choco zostaje? – spytał Ryu.
- Zobaczycie – powiedział zdecydowanie Choco.

          Odpuszczenie przez niego pretekstu do opowiedzenia głupiego dowcipu zrobiło na reszcie starych znajomych wrażenie. Nikt już o nic nie dopytywał w tym temacie.

- Zostało nas tyle, że podzielimy się na dwie grupy – kontynuował Tao – jedną będę kierował ja. Drugą Kana i Faust – jego słowa wzbudziły szmer – Potrzebny jest do tego ktoś myślący, a nie możemy wyznaczyć do tego Yoh. Ze mną udadzą się Horo, Elly, Sally, Zang- Ching, Marie i Bill. Reszta z nimi. – wskazał na Niemców – Możecie odejść do kwatery Hanagumi – polecił zespołowi numer dwa – reszta niech zostanie.

          Pino i jego dwójka towarzyszy, Ryu, Faust, Kana i Matilda odeszli. Na ich czele szedł duet Germanów. Len czuł się dziwnie łącząc ich w takie zespoły, ale musiał coś zmienić wobec większej liczby kobiet chętnych do walki. Uznał, że ludzie Pino i Trey równoważą swoje moce. Wobec tego nie potrzebował tamtej trójki mając Horo. Bill z uwagi na swoje defensywne zdolności powinien zajmować się tym samym co Ryu w drugiej ekipie. Matilda i Marie były na jednakowym – w jego opinii – poziomie, a wolał zabrać ze sobą cichszą z dwójki szamanek. Faust musiał udać się z Kaną żeby mogli wspólnie dowodzić. W pojedynkę wątpił żeby któreś z nich podołało w duecie powinni dać radę – zwłaszcza jeśli nadejdzie konieczność rozdzielenia się. Poza tym Faust był dobrym planistą, a Kana wzorowo wykonywała polecenia od Hao jako lider Hanagumi. We dwójkę powinni dać radę. Pino ostatecznie mógł ich wspierać swoim doświadczeniem w kierowaniu zespołem o mniejszym potencjale i znaczeniu. Elly i Sally zabrał ze sobą z kolei aby liczba kobiet i mężczyzn w obu grupach była identyczna.

- Jun i reszta możecie iść do naszej kwatery – powiedział w końcu – Pilika pogadamy później – obiecał ukochanej – Yoh, Anna i Choco nie chcecie dotrzymać im towarzystwa?
- Chcemy – zdecydowała blondynka.

          Wewnątrz pozostała siódemka wybrańców Lena. Spojrzał na nich. Był ich pewien, ale wierzył też w pozostałą dwójkę.

- Wyruszymy w miejsce, które powinno być kolejnym celem demonów – oznajmił – według tego co udało się ustalić Annie będzie to niewielka osada w Himalajach.
- Dlaczego ciągle atakują małe wioski? Nie lepiej by im było zająć jakiejś wielkie miasto albo cały kraj? – pytał Horo.
- Testują reakcje ludzi – odpowiedział Tao.
- Sprytnie – podsumowała Elly.

          Właśnie wtedy Len zdał sobie sprawę, że jego ekipa nie grzeszy inteligencją – poza nim samym. Dziewczyny raczej były tępe z natury – Elly – albo nie rozwinęły się dostatecznie z powodu ciężkich doświadczeń w dzieciństwie – pozostała dwójka. Za Horo z kolei myślała siostra. Bill był tępym osiłkiem, a Zang- Ching był średnio lotny. Po raz pierwszy zadał sobie pytanie czy dobrze podzielił ekipy.

- Dotrzemy tam częściowo na Wielkiej Kontroli Ducha – zdradzał plany na podróż - a częściowo samolotem żeby nie zdradzać naszych intencji i faktu przybycia tam zbyt szybko. Podzielimy teraz obowiązki – kontynuował wyjaśnienia – ja będę szefem. Bill obstawiasz nasze plecy w podróży – olbrzym pokiwał głową z aprobatą – Zang- Ching prowiant. Horo kwestie związane z trudnymi warunkami w Himalajach. Wiesz lód, śnieg takie rzeczy – uściślił widząc nie zrozumienie w oczach przyjaciela. Wreszcie Horo pokiwał głową zadowolony z siebie. – Elly i Marie zwiad. Sally zacieranie śladów – dziewczyny także skinęły głowami.
- Wylecimy jutro na kontrolach ducha Lena i mojej – kontynuował opowieść Horo.

          Na tym zakończyli zebranie zespołu „Pioruna i lodu” jak sami zaczęli siebie nazywać z inicjatywy Lena – część pierwsza - i przy marudzeniu Horokeu w sprawie równouprawnienia – część druga. Każdy z członków zespołu, który musiał już coś uszykować do podróży zabrał się za swoje zadania. Pozostali udali się na spoczynek.

          Sam Len poszedł niepewnie do domku zajmowanego do dzisiaj przez niego i jego przyjaciół. Wiedział, że ta rozmowa będzie o wiele trudniejsza niż poprzednie.

- Kiedy miałeś zamiar mi powiedzieć? – rzuciła na powitaniu Pilika.
- Teraz – odparł zgodnie z prawdą.
- Len… ja naprawdę – mówiła chaotycznie wciąż patrząc mu w oczy z przeciwległej strony pokoju – wiem, że to co robisz jest konieczne, ale… czy nie mogłoby poczekać? Chciałabym spędzić z tobą więcej czasu zanim się rozstaniemy – zakończyła i podeszła do niego od razu się wtulając w jego ramię.

          Len szybko kalkulował w głowie. Był rok 2002. On sam urodził się w 1986, ona w 1987, a jej brat w 1985. To oznaczało, że jeżeli zakończą wojnę z demonami jeszcze w wakacje to będą mogli iść do szkoły od początku nowego roku szkolnego. Powiedział jej o tym.

- Och, Len – zareagowała składając pocałunek na jego ustach.
- Obiecuję, że tak będzie – zapewnił.
- Tak samo jak z tym, że nie będziesz się mścił wczorajszej nocy na X- Laws? – spytała patrząc na niego podejrzliwie.
- Nie, tym razem na serio – odpowiedział pokazując jej wszystkie swoje kończyny żeby się upewniła.

          Pilika spojrzała na niego z uwielbieniem. Jej wzrok był niemal cielęcy. Zsunęła z siebie koszulkę. Stała przed nim w samym staniku i spódniczce, która właśnie zjeżdżała po jej zgrabnych udach. Zaraz potem to samo zrobiły jej majtki. Przyklękła i podeszła do niego na czworakach. Wstając zaczęła rozwiązywać sznurki przy jego spodniach. On w tym czasie uwolnił jej biust ze stanika.

          Kochali się ze sobą przez kilkadziesiąt długich minut. Nie dbali przy tym o to kto ich usłyszy i co z tym zrobi. Horo był w drugim domku, a Jun i tak się domyślała, ze już to robili.

          Obudzili się rano zupełnie nadzy. Okryci jedynie pościelą, która zakrywała ich na wysokości bioder. Ręka Lena spoczywała na lewej piersi nastolatki. Pocałowali się czule. Pilika wsunęła się na chłopaka rozpłaszczając piersi o jego klatkę piersiową. Właśnie wtedy drzwi otworzyły się nagle i do pokoju wparował Choco.

- Och, przepraszam! – wypalił czerwieniąc się niczym pomidor i wychodząc.

          Wykorzystali tę chwilę aby się przyodziać w miarę możliwości. Len wstał z erekcją wywołaną ich przywitaniem i przeszedł połowę pomieszczenia aby odnaleźć majtki Piliki. Rzucił też jej koszulkę, którą od razu założyła. On sam ubrał się od pasa w dół i dodatkowo przykrył dopóki się nie uspokoi.

- Wejdź, debilu! – warknął w stronę drzwi.

          Ciągle czerwony na twarzy komik wszedł do pokoju. Starał się nie patrzeć na Pilikę, ale unikał i Lena.

- Zapomnij co widziałeś, powiedz coś komu a zginiesz – oznajmił – czego?
- Sati przybyła i ma niespodzianki na pożegnanie dla Ciebie i Horo, co prawda…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz