wtorek, 12 czerwca 2018

50. Koniec marzeń


Rozdział 50
Koniec marzeń

          Jun patrzyła oszołomiona na zachowanie brata. Od dawna wiedziała, że Len wcale nie ma „serca z kamienia” ani „lodu zamiast krwi”, jednak tak otwarta prezentacja swojej empatii była czymś niezwykłym nawet dla niej.

- Co tam się właśnie… - zaczął Choco.
- … bufon naprawdę zrezygnuje? – przerwał mu Ryu.
- Zamknij się – warknął na niego Trey.

          Tao popatrzyła na wszystkich przyjaciół i starała się ocenić jakie emocje nimi targają, jakie im towarzyszą. Horo był nerwowy – co zrozumiałe z uwagi na sytuację w jakiej znalazła się jego siostra – pomimo tego zdawał się być pewny tego jak postąpi Len. To powinno jeszcze bardziej pomóc odbudować relację pomiędzy tą dwójką. Całkiem podobnie zdawał się myśleć trzeci szaman z dawnej Drużyny Lena, Choco. Komik był, jednak zdziwiony postawą dawnego lidera. Yoh natomiast zdawał się spokojny, wyluzowany jak zawsze. Z uśmiechem wpatrywał się w stojącego na arenie przyjaciela. Anna dla odmiany miała kamienną twarz i nie możliwą do odgadnięcia minę. Z pewnością zastanawiała się co X- Laws mogą przygotować na walkę z jej narzeczonym. Dziewczyny Sharonej były jednakowo zdziwione i zdawały się nie rozumieć zachowania Lena. Wyjątkiem mogła być Elly, która zdawała się rozumieć romantyczną postawę głowy rodu Tao. Ryu był najbardziej zszokowany postawą kompana, tuż za nim w tym rankingu plasował się Morty. W przypadku Fausta wiadomym było, że dla Elizy zrobiłby to samo.

- On doskonale wie co robi – powiedziała w końcu Jun – Poza tym to nie Marco jest naszym największym wrogiem. Demony odnoszą sukcesy i tylko silni szamani mogą stawić im czoła i uratować świat.
- Po raz kolejny – dodała Anna
.
          Tymczasem na arenie, Miecz Błyskawicy leżał rzucony u stóp Lena. Tuż obok znajdowało się rozłożone guan- dao. On sam wpatrywał się w swój dzwonek wyroczni.

- Zawiodłem – bąknął sam do siebie.
- Mistrzu, Len… - zaczął Bason ujawniając się obok swojego szamana.
- … cicho!

          Spojrzał gniewnie na Marco.

- Jestem rozbrojony – oświadczył rozkładając ręce – wypuśćcie ją! – polecił z naciskiem.

          Włoch uśmiechnął się paskudnie, odsłaniając przy tym zęby. Zdawał się dumny z siebie.

- Nie ty tu będziesz stawiał warunki, nędzny robaku! – ryknął Marco – Uwolnimy ją kiedy będziemy chcieli, nie kiedy będziesz tego żądał!
- To jest wasza sprawiedliwość?! – ryknął Len, który ponownie stawał się wściekły.
- Wracaj do walki! – krzyczała do niego Pilika.

          Len spojrzał ponownie na swój Dzwonek Wyroczni. Wiedział, że nie zdejmie go dopóki oni nie spełnią swojej części umowy. Zerknął na Żelazną Dziewicę. Jej mina wyrażała dezaprobatę dla zachowania dowódcy jej sekty.

- Layserg! – krzyknął do Brytyjczyka – dotrzymasz może słowa? – spytał kpiąco.

          Diethel patrzył bez wyrazu na Lena. Szamanowi na arenie dawało to pewne poczucie wyższości pomimo swojej wygasającej właśnie przygodzie z turniejem.

- Patrz teraz, grzeczniutko jak odpinam swój Dzwonek Wyroczni – powiedział Tao robiąc to o czym powiedział – zobacz jest już odpięty. Wystarczy jeden ruch i jestem poza turniejem – kpił z przeciwników.

          Marco zdawał się coraz bardziej podniecony już niebawem miał dołączyć do półfinału, gdzie jego rywalem miał zostać młody Layserg. Wtedy to Święta Panienka miała zadecydować, który z nich ma zostać jej rywalem w finale. Nie ulegało bowiem wątpliwości, że Jeanne ukróci marzenia młodego Asakury o koronie szamanów.

- Marco – rozległ się delikatny głos panienki – Layserg. Spełnijcie swoje obietnice – poleciła im z uśmiechem.

          Zeruel wypuścił z klatki Pilikę, która biegiem ruszyła w stronę Lena. Ten obrócił przedramię o 90 stopni, a odpięty Dzwonek Wyroczni spadł na glebę.

- Rezygnuję z udziału w Turnieju Szamanów – wypowiedział formułkę.

          Reakcji na swoje słowa na trybunach nie zarejestrował, ponieważ utonął w objęciach ukochanej. Nie słyszał też ostatecznego werdyktu członka rady szamanów. Nic już się dla niego nie liczyło. Trwali tak aż wzbudzili entuzjazm publiczności, która nie szczędziła im braw opuszczając swoje miejsca. Po kolejnej chwili pogrążyli się w gorącym pocałunku, który zupełnie odciął ich od świata zewnętrznego. Nie widzieli jak X- Laws opuszczają arenę na swoich arcyduchach, jak przeciętni widzowie wychodzą w końcu ze stadionu ani nawet jak ich przyjaciele zbliżają się do pola niedawnej walki.

- Odpadłeś – wyszeptała Pilika, kiedy wreszcie oderwali usta od siebie.
- Wybacz – odpowiedział.
- Nie mam czego, zrobiłeś to dla mnie – mówiła z oczami pełnymi łez.

          Nagle oczy Lena stały się zimne i złowrogie.

- Oni za to zapłacą – warknął groźnie.
- Hej, zakochańce! – krzyknął w ich stronę Morty.

          Dopiero teraz zdali sobie sprawę, że nie są sami. Ku nim szli już poza malcem, Choco, Yoh, Faust, Jun, Tamara, Anna, Faust i Ryu. Nim zdołali odszukać Horokeu, ten rzucił się na siostrę.

- Przepraszam, przepraszam, przepraszam – recytował łkając w jej ramię – byłem… taki głupi, nieodpowiedzialny, egoistyczny…
- Cichutko – przerwała mu siostra – już dobrze, słyszysz? Już jest ok.
- Na pewno? – odpowiedziała mu uśmiechem i skinięciem głową.

          Kiedy wszyscy przekazali już pannie Usui jak bardzo im jej brakowało, ktoś rzucił pomysł aby udać się do najlepszego baru w wiosce i świętować jej odnalezienie i odszukanie. Na miejscu miały już być dziewczyny Sharonej i zajmować się uszykowaniem wszystkiego.

- Horo chciałabym żebyś coś mi obiecał – powiedziała Pilika kiedy szli sami w pewnej odległości od reszty.
- Co tylko zechcesz – zapewnił w odpowiedzi.
- Nie upij się dzisiaj i miej oko na Lena – poprosiła odwracając się w stronę chłopaka, który szedł kilkanaście kroków za nią z siostrą i bacznie obserwując ukochaną.
- Po co? – zdziwił się Trey.
- Obiecaj!
- Obiecuję, jasne – zapewnił Usui – wyjaśnij mi tylko po co.

          Pilika spojrzała na niego oczami pełnymi smutku i strachu.

- Len obiecał mi, że oni za to zapłacą.

          Trey zrobił wielkie oczy, ale niespecjalnie go to dziwiło. Więcej spodziewał się tego, ale zaskoczyła go prośba siostry.

- Będę go pilnował – obiecał raz jeszcze.
- Świetnie!
- Wiesz ja też mam dla ciebie złą wiadomość i myślę, że trzeba ci ją przekazać jak najszybciej – powiedział szybko Horo patrząc w ziemię – kiedy cię nie było nasza wioska została zaatakowana. Nikt nie przeżył…
- Och…

          Pilika zamilkła. Nie płakała. Nie zareagowała w żaden sposób. Dopiero po minucie, może dwóch odezwała się ponownie głosem bez wyrazu emocji, zimnym i drżącym ze strachu.

- Dlatego tym bardziej musisz go pilnować. Nie mogę stracić już nikogo więcej!
- Yhm.. – przytaknął Horo.

          Kiedy doszli na miejsce oboje zdawali się otrząsnąć już z tej informacji, chociaż bardziej możliwe iż radość z powrotu Piliki przykryła ich żal spowodowany stratą, na zawsze, rodziców, rodzeństwa i reszty mieszkańców swojej wioski.

          Na miejscu czekały już na nich Elly w niesięgającej jej nawet do połowy ud, czarnej sukience na ramiączkach, Milly, Lilly, Sally i Sharona w swoich zwyczajnych strojach. Zajęli kilka stolików w barze prowadzonym przez członków rady szamanów.

- Za powrót Piliki! – Choco wzniósł toast.
- Za powrót mojej siostry! – zawtórował mu Horo.

          Pozostali dołączyli do nich – także Len. Nie było widać po nim cienia smutku czy żalu. Zdawał się pozostawać w normalnym nastroju. Pił zdawało się normalnie, Pilika uznała więc, że nie musi zwracać szczególnej ostrożności, bo pijany Tao nie rzuci się na wszystkich X- Laws.

- Kochanie – szepnął jej na ucho Len chwilę przed północą – pójdę już, ale ty ciesz się z powrotu. Wróć na kwaterę później z bratem. Mam przeczucie, że ktoś będzie musiał go prowadzić.
- Dobrze… - odpowiedziała ziewając - … tylko Len. Idź prosto do domu.
- Jasne – odpowiedział neutralnie krzyżując palce pod stołem.

          Len wyszedł z imprezy niemal zupełnie trzeźwy. Poza pierwszą i drugą kolejką nie ruszał alkoholu. Kiedy szedł przez opustoszałe Dobbie Village był już zupełnie trzeźwy. Wbrew temu co powiedział zamiast do chatki zamieszkiwanej przez niego wraz z przyjaciółmi, udał się na wybrzeże.

- Bason, idziemy! – rzucił krótko i wykonał Atak Szybkiego Tempa.

          Wszystkie cięcia były celne. Jeden z okrętów będących na nabrzeżu został podziurawiony niczym żółty ser. Momentalnie zaczął tonąć i płonąć. Na jego pokładzie wybuchła panika.

- Myślę, że to niedobrze, że nie dotrzymałeś słowa danego panience Usui, mistrzu Len – odezwał się Bason.

          Głos ducha popsuł szczęście jakim napawał się Len po udanym zniszczeniu kwatery X- Laws. Były wielkie szanse, że część z nich zatonie lub spłonie. Inni powinni zostać ranni i być może wykluczeni z turnieju co oznaczałoby automatyczną koronację Yoh Asakury na króla szamanów.

- Nie marudź – polecił mu Tao – jeszcze raz. Atak Szybkiego tempa!

          Kolejna fala ataków zupełnie zniszczyła okręt. Ku zdziwieniu Lena z okrętu wystrzelił w górę jeden z arcyduchów, Michael. Na jednym jego ramieniu stali X- Laws, którzy dostali się do półfinałów turnieju. Na drugim reszta.

- Wiedzieliśmy, że zszedłeś na złą drogę – powiedział jeden z nowych członków sekty, wyglądający jak żaba.
- Wy mnie do tego skłoniliście – odparł Len.
- Zginiesz dzisiejszej nocy! – zapewnił go Marco wściekłym głosem.

          Tuż po jego słowach w stronę Lena ruszyły duchy stróże innych X- Laws. Przyjrzał się ludziom na nich. Dojrzał tego o aparycji ropuchy. Na lewo od niego był blondynka o wschodnioeuropejskich rysach twarzy, Bason podpowiedział mu, że nazywa się Katja, a z drugiej strony znajdował się kolejny Europejczyk, zdaniem Basona miał na imię Gary i był z Anglii.

          Kolejna trójka znajdowała się na wschód od nich i trójki półfinalistów. Dopiero teraz Len zdał sobie sprawę, że sekta znajduje się tutaj w dziewięć osób, podczas gdy Marco na początku 3 rundy twierdził, że jest ich o 6 osób więcej. Co w takim razie z resztą? Zginęli czy byli nieobecni?

          Nie miał czasu dłużej się nad tym zastanawiać. Wykonał uniki przed atakami Katji i Garry’ego. Za chwilę musiał parować atak „ropuchy”. Potem odskoczył w tył przed połączonymi atakami trójki innych, nowych X- Laws. Liderzy grupy jak na razie pozostawali niewzruszeni na Michaelu.

           Przed kolejnym atakiem obroniła go ściana lodu, która zjawiła się nie wiadomo skąd. Len obrócił się za siebie, stał tam…

- Wiedziałem, że przyda ci się pomoc – odezwał się Horokeu. – Co ty tu właściwie chcesz osiągnąć? – zapytał podchodząc bliżej.
- Biorę rewanż i… - Len uśmiechnął się kpiąco – ostatecznie kończę kwestię X- Laws…

          Nim Horo zdążył zareagować, Len już nacierał na trójkę nowych sekciarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz