Rozdział 36
Koniec trójek
Kolejną
walkę Yoh, wracający do pełni sił Rio i Faust stoczyć mieli z szamani
pochodzącymi z RPA. „Drużyna Lena”. oczekiwała szybkiej wygranej z pływakami
synchronicznymi, którzy przed atakiem na gwiezdne sanktuarium walczyli z
„Drużyną Yoh”. Dziewczyny z kolei w stanie wyraźnego niepokoju oczekiwały na
jakiekolwiek informacje znalezione przez grupowego informatyka na temat
"Celtyckiego trio".
- Demony coś ucichły - powiedział Choco przy
śniadaniu dzień przed walką.
Len
momentalnie przerwał picie mleka. Trey zastygł z łyżką owsianki w połowie drogi
do ust. Jun westchnęła głośno.
- Uważaj, bo zapeszysz - powiedziała złowrogo
Pilika.
- Tak tylko mówię - bronił się komik.
- Nie drążmy tematu - interweniowała Jun.
- Zgoda - przytaknęli Choco i panienka Usui.
Ponownie
pogrążyli się w konsumowaniu śniadania. Zapadła cisza po raz kolejny.
- Kiedy walczy Yoh? - Tao przerwał milczenie.
- Dziś wieczór - odparł Trey.
- Idziemy oglądać! - zarządził żwawo lider
tria.
Chłopaki
zareagowali entuzjastycznie. Natomiast dziewczyny w przeciwieństwie do nich
nachmurzyły się. Trójka szamanów momentalnie domyśliła się co ich czeka zaraz
po posiłku.
- Najpierw trening - oznajmiła chłodno doshi.
- Mistrzu to na pewno pomoże nam przed
kolejną walką - wtrącił Bason.
- Jeszcze nie jestem w pełni sił
-zaprotestował złotooki.
- Racja - zgodziła się jego siostra.
- Czyli... - zaczął nieśmiało Tao.
Usui
i Murzyn w zainteresowaniu i napięciu przysłuchiwali się tej wymianie zdań.
Zdawali sobie sprawę, że jeśli Len wygra to i ich może minąć męczący trening.
- ... pójdziemy na kompromis - powiedziała
zagadkowo zielonowłosa.
- Co masz na myśli? - spytał chłopak.
- Siłownia dla ciebie - odpowiedziała zamiast
niej Pilika, która już pojęła co przyjaciółka ma na myśli - a oni normalny
zapierdziel.
- O nie! - zaprotestował tym razem brat
dziewczyny z północy.
Pomimo
szczerych chęci musieli udać się na codzienne ćwiczenia. Tao w tym czasie w
towarzystwie swojego stróża, siostry i Lee Pai- Longa poszedł do wioskowej
siłowni.
Wewnątrz
było niemal pusto. Poza nimi znajdował się tam zaledwie jeden z jego
jutrzejszych rywali, szamanka o indiańskiej urodzie oraz podstarzały hindus.
Len nie zwracał uwagi na żadnego z nich. Wolał zająć się swoimi ćwiczeniami.
Wieczorem
wszyscy przyjaciele stawili się na głównej arenie, na której Yoh, Faust i Rio
mieli walczyć z południowoafrykańskimi szamanami. Ci ostatni stali już na swoim
miejscu. Byli czarni niczym noc i ubrani w charakterystyczne, folklorystyczne
stroje. W dłoniach trzymali kolejno szeroki miecz, dzidę oraz szpadel. Po
upływie kilku minut naprzeciw nim wyszedł Asakura i jego towarzysze.
- Walczcie! - sędziujący Silva rozpoczął ten
mecz.
Afrykanie
wykonali swoje kontrole ducha. Zgromadzenia na trybunie widzowie zgodnie
stwierdzili, że nie budzą one respektu i wielu szamanów, którzy odpadli z turnieju
posiadali o wiele większą ilość duchowej i fizycznej mocy.
- Skończymy to szybko - ogłosił Yoh.
- Dobrze - przytaknęli pozostali.
- Amidamaru forma ducha - mówił Asakura - do
miecza! -umieścił ducha w orężu równocześnie wyjął drugi - do antyku!
Podwójne
medium robiło wrażenie nie mniejsze niż zwykle. Tym gorzej zapowiadała się ta
walka dla przeciwników. Rio oraz Faust nie wyjęli nawet swoich broni. Pierwsze niebiańskie cięcie co prawda chybiło,
lecz drugie zakończyło udział w walce pierwszego z obywateli RPA. Kolejne znów
nieznacznie ominęło cel. Wtedy Yoh ruszył biegiem na rywali. Ci spanikowali,
ale jeden z nich spróbował ataku. Niewielka ilość energii jaką włożył w swój
atak została zablokowana przez Japończyka. Następnie ten wykonał ostrze aureoli i drugi Murzyn padł na
ziemię bez przytomności. Ostatni był już widocznie pogrążony w panice, pomimo
tego pozostał na arenie. Asakura dopadł do niego w paru susach i zadał dwa
ciosy znad głowy. Przeciwnik padł znokautowany na glebę.
- Wygrywa "Drużyna Yoh" - ogłosił
SIlva.
- Brawo mistrzu! - ryknął uradowany Rio.
- Świetna walka mistrzu! - wtórował mu
Niemiec
- Dzięki chłopaki - powiedział nieco speszony
Yoh
Tym
razem wygranej walce nie było czasu na imprezę, gdyż o północy walczyć miały
Lily, Elly oraz Milly. Do wyznaczonego terminu brakowało nieco ponad trzech
godzin.
Zmęczony
wygraną walką Asakura udał się do swojego łóżka. Anna oznajmiła, że idzie
pilnować czy jej chłopak nie zaryzykuje wyprawy do jakiegoś lokalu typu
fast-food. Jun stwierdziła, że Len musi odpoczywać przed swoją walką i także
idzie odprowadzić go do domu i tam już z nim pozostanie. Pilika chciała także
zabrać brata, ale ten wybłagał na niej pozostanie na walce. Sharona oznajmiła,
że ma randkę i przyjdzie dopiero na pojedynek. Sally zaginęła gdzieś jeszcze
podczas walki.
- Chodźmy coś zjeść - zaproponował Morty.
- Dobra myśl! - ucieszył się Usui.
Na
ziemię sprowadziły go dwa słowa siostry.
- Dieta skarbie - niemal wyszeptała
nastolatka.
- Chodźmy do baru Silvy! - zaproponował
Choco.
Zebrani
zgodzili się. Wewnątrz nie było co prawda wyżej wymienionego Indianina, a
zastępował go Kharim. Mężczyzna spytał tylko gdzie Tao - nie precyzując czy ma
na myśli brata czy siostrę - Choco odparł mu, że w łóżku i barman nie
zaszczycił ich już ani słowem.
Walczące
o północy dziewczyny zamówiły zestawy obiadowe. Pilika dorwała się do
cheeseburgera, bratu podarowała podwójne frytki z majonezem i ketchupem. Jej
śladem podążyła Tamara. Choco i Manta pałaszowali frytki z hamburgerem. Faust
spożywał krwisty stek z ziemniakami. Rio korzystając z braku trenerki ich
zespołu zamówił podwójną porcję ryżu z ostrym (i tłustym zarazem) sosem. Widzowie
popijali jedzenie słabym piwem.
- Znalazłem dane o waszych przeciwnikach -
wypalił nagle Manta.
- I co? - spytał Rio.
- Są niezbyt silni - oświadczył grupowy
informatyk - poprzednie walki wygrywali korzystając kolejno z grypy, złamanych
kończyn, wycofania się rywali.
- Sądzisz, że mogą chcieć nam coś zrobić po
drodze na stadion? - spytała Lilly.
- Tak jakby.
- Pojedziemy na stadion na Duchu Rzeki -
zaproponował ośmielony wypitym piwem Rio.
- O tak! - zgodziły się chórem kobiety.
Jak
zaplanowały tak zrobiły. Chwilę po dwudziestej trzeciej opuścili lokal. Klon
Elvisa wykonał wielką kontrolę ducha. Szamanki wskoczyły na jedną z głów Ducha
Rzeki, a gotów do wykonania lodowej tarczy Trey na pobliską. Ruszyli na
stadion. Na miejscu walczące zameldowały się dwadzieścia minut przed
rozpoczęciem starcia. Po drodze nikt ich nie niepokoił.
Ten
mecz także sędziował Silva, który zjawił się na miejscu kwadrans przed
wyznaczoną godziną. Celtowie pojawili się chwilę przed północą. Jeden z nich
miał przekrwione oczy. Drugi chwiał się na nogach, a trzeci był wyraźnie
zażenowany zachowaniem swoich kolegów.
- Walczcie! - rozpoczął sędzia.
Dziewczyny
bez trudu - czego powiedzieć o dwóch trzecich ich wyspiarskich przeciwnikach
powiedzieć nie można było- wykonały kontrole ducha. Milly zaczęła ofensywę, a
jej śladem poszły koleżanki. Kilkuminutowy grad ciosów zakończył walkę.
Szamanki
postanowiły zaszaleć po wygranej walce i ruszyły do jedynego w turniejowej
wiosce klubu tanecznego. W związku z tym nie pojawiły się na porannej walce
"Drużyny Lena". Cała reszta stawiła się zwarta i gotowa do oglądania.
Zgodnie z założeniami nie było czego oglądać. Atak sopla Horo- Horo pozbawił foryoku dwóch płetwonurków. Trzeci
został unieszkodliwiony przez Choco.
Zaraz
po walce utrzymująca się wciąż w turnieju trójka szamanek otrzymała na swoje
dzwonki informacje o walce, którą będą musiały stoczyć za dwa dni. Niewiasty
wykorzystały je na trening pod czujnym okiem Yoh.
Na
walkę stawiły się ubrane jak zwykle. Towarzyszyły im pozostałe dwie
przyjaciółki z dawnego zespołu Sharonej oraz reszta wesołej gromadki. Zajęły
miejsce po swojej stronie stadionu. Tym razem Manta nie zdołał im pomóc z
rozpoznaniem konkurentek do awansu. Dziewczyny ustaliły jednak, że walczyć będą
w konkretnym szyku. I tak Elly stanowić miała prawe skrzydło ich teamu.
Najmłodsza dziewczyna zajmie wysunięte miejsce z przodu, a kujonka obstawi
lewicę.
Z
drugiej strony areny zjawiły się trzy wysokie, czarnowłose Indianki. Ubrane
były w obcisłe kostiumy uszyte z brązowiejącej, zwierzęcej skóry. Najwyższa w
dłoniach dzierżyła refleksyjny łuk. Nieco niższa koleżanka trzymała w dłoniach
korale, które wisiały jej na szyi. Najniższa bawiła się nożem sprężynowym.
- Witajcie - powiedziały grzecznie Indianki i
ukłoniły się po damsku.
- Cześć - bąknęły zaskoczone dziewczyny.
Cała
szóstka wykonała kontrole ducha. Zgodnie z przyjętą przed walką strategią atak
na Amerykanki rozpoczął się od ostrzału wykonaniu najmłodszej szamanki.
Indianka z koralami wykonała tarczę, która zablokowała atak. Jej koleżanka z
łukiem odpowiedziała posłaniem trzech żarzących się od foryoku strzał. Milly i Elly
wykonały uniki, lecz Lilly nie zdołała odskoczyć i strzała drasnęła ją w łydkę.
- Lilly - krzyknęły równocześnie jej
partnerki.
Milly
wykonała kolejny ostrzał. Był on niecelny, jednak jej celem było stworzenie
zasłony dymnej. Przy wykorzystaniu niej Elly doskoczyła do rannej i odciągnęła
ją nieco w tył.
Nim
kurz opadł całkowicie kolejne trzy strzały wbiły się w miejsce, w którym
jeszcze przed chwilką była Lilly. Ponownie to miejsce pokryły tumany kurzu.
Jeszcze raz nim ten opadł w to miejsce zadany został atak. Tym razem przez
Indiankę uzbrojoną w nóż.
- Nie ma jej tam - zapiszczała Milly i trzeci
raz wypaliła ze swojej broni.
Tym
razem trafiła w "nożowniczkę", która próbowała ratować się serią
uników. Dzięki nim co prawda utraciła kontrolę ducha, lecz zdołała ją łatwo
przywrócić a obrażenia fizyczne zakończyły się na podartym kostiumie i
zadrapaniach na rękach.
- Sierpowy atak! - ryknęła Elly.
Jej
pulsujące foryoku pazury cięły z siłą sierpa przeciwniczkę, która w ostatniej
chwili uratowała się paradą. W tym samym
czasie łuczniczka wzięła na cel blondynkę i posłała w jej stronę trzy strzały -
tym razem jedna po drugiej. Pierwsza z nich rozdarła bluzkę dziewczyny. Na szczęście
przed pozostałymi zdołała odskoczyć. Wykorzystała to jednak uzbrojona w nóż
Indianka i cięła ją boleśnie w lewe ramię. Ponownie Milly ratowała jedną z
przyjaciółek ostrzałem na oślep.
- D- dzięki - wydukała ranna blondyna.
- Walczmy - wtrąciła Lilly.
- Ty już ok?
Skinęła
głową potakująco. W następnej chwili z jej okularów wystrzelił strumień
foryoku, który załamał się z głośną eksplozją na tarczy stworzonej przez szamankę
z koralami.
- Tak ich nie pokonamy - oznajmiła Lilly.
- 1 na 1? - spytała Elly.
Lilly
i Milly potwierdziły ruchem głów. Kilka sekund potem gnały już każda na swoją
przeciwniczkę. Pazury Elly w kolejnym sierpowym
ataku raniły Indiankę z nożem. Milly strzelała do łuczniczki, a Lilly
atakowała swoim foryoku czerwonoskórą z koralami. Ta ostatnia okazała się specjalistką
w walce defensywnej. Potrafiła stworzyć wiele różnych tarcz, ale jak dotychczas
ani razu nawet nie spróbowała zaatakować. Co innego jej koleżanki. Łuczniczka
wbiła właśnie drugą strzałę w medium Milly, które eksplodowało z hukiem i
pozbawiło ją kontroli ducha. Milly co prawda przywróciła ją, ale jasnym się
stało, że ma już o wiele mniej mocy niż tamta.
Elly
i kobieta z nożem co chwila z głośnym zgrzytem krzyżowały swoje uzbrojenie. Brzdęk.
Brzdęk. Brzdęk. Niebawem jednak blondwłosa piękność złamała kontrolę ducha
kruczoczarnej piękności. To już drugi raz
- pomyślała Elly. Tymczasem brunetka ostatkiem energii wprowadziła swojego
stróża do noża. Zaraz potem promień z okularów stojącej nieopodal Lilly
wykluczył ją z walki.
- Hura! - ucieszyła się Lilly.
Świst
strzał przeszedł tuż obok głowy Elly. Ta jednak nie zdążyła nawet zacząć się
cieszyć, gdyż wszystkie cztery trafiły w Lilly. Jedna raniła ją w udo, dwie
złamały kontrolę ducha, a ostatnia drasnęła w okolicy żeber.
- Dwie na dwie - powiedziała chłodno
napastniczka.
- Nic ci nie jest?! - krzyknęła Milly do
Lilly.
- Nie, ale nie mam już foryoku.
Po
tych słowach najmniejsza szamanka jeszcze raz strzeliła do łuczniczki. Ta
zgrabnie odskoczyła. Kilkanaście metrów obok Elly rozpaczliwie tłukła w tarczę
drugiej z Indianek. Wreszcie udało jej się przebić ją i trafić przeciwniczkę,
która natychmiast stała się niezdolna do walki. W przewadze liczebnej nie miały
już problemów z pokonaniem ostatniej rywalki...