czwartek, 28 kwietnia 2016

29. Dziewczyny vs demony



Rozdział 29
Dziewczyny vs demony

            Rano Rio miał kaca nie tylko moralnego. Szaman był załamany swoim postępowaniem i brakiem umiejętności trzymania języka za zębami. Doszedł do wniosku, że jest debilem i stracił być może tą jedyną, wyśnioną księżniczkę. Poza tym strasznie bolała go głowa, sam nie pamiętał ile w końcu wypił i jak trafił do domu…

            W sąsiednim pomieszczeniu  Elly, Lilly i Milly rozmawiały z Yoh i Faustem o strategii jaką powinny przyjąć w następnej walce. Miały walczyć za kilka godzin z drużyną, o której zaczynały krążyć legendy.

- Podobno w tej drużynie to nie szamani kontrolują duchy – zaczęła Milly.
- Jak nie oni to kto? – dopytywał Yoh.
- Duchami tych szamanów… - zaczął Faust i urwał – Źle. Jeszcze raz. Opiekunami tych szamanów nie są duchy, lecz demony.
- Sądzisz, że to… - rozpoczął Yoh, ale Faust mu przerwał mówiąc „tak”.
- O czym wy? – spytała zdezorientowana Elly.
- Nie nic, myślimy, że powinniście bez trudu wygrać – skłamał Asakura.
- To jak powinniśmy walczyć? – zapytała Lilly.
- Szybkie ataki nic nie dadzą jeśli przeciwnikiem są demony. Myślę, jednak że to tylko plotki. Stworzone zresztą przez tych szamanów – rzekł Faust.
- Więc jak mamy atakować? – dopytywała Lilly.
- Celnie i boleśnie. Używajcie mało foryoku. – poradził niemiecki lekarz.

            Walka odbyć się miała w samo południe, w dziwnym miejscu jakim jest dach supermarketu w Dobbie Village. Na miejscu walki zmieścili się tylko Yoh, Faust, Len, Tamara i Elly, Lilly, Milly oraz ich przeciwnicy. Po kilku minutach czekania pojawił się członek rady szamanów i ogłosił początek walki. Szamanki i szamani wykonali małe kontrole duchów i zaatakowali. U szamanów kontrolę duchów było niewidoczne, a więc podejrzenia  Fausta wydawały się bardzo prawdopodobne. 

- Gdzie ich kontrole duchów? - zdziwił się złotooki.

            Yoh opowiadał Lenny’ emu i Tamarze o podejrzeniach Fausta. Tao nie powiedział nic na głos, lecz Yoh wyczytał z nieznacznego wykrzywienia przez niego mięśni twarzy, że chłopak nie wierzy w sukces dziewczyn. Co więcej kilka sekund później już bardziej zauważalnie poprawiał położenie, złożonego rodowego orężu. Asakura podejrzewał, że Chińczyk pragnie być gotowy żeby wkroczyć w odpowiednim momencie.

- Ale nie stanie się im nic złego? - spytała Tamara.
- Nie sądzę - zapewnił szatyn.
- Uratujemy je - dodał melodyjnym głosem Faust.

            Zapewnienie Niemca nie pomogło Tamarze się uspokoić, ale Len delikatnie i dyskretnie przyciągnął ją do siebie. Położywszy mu głowę na barku, poczuła się bardziej komfortowo i zapomniała o zamartwieniach.

            Wynik walki był jak na razie nie rozstrzygnięty. Dziewczyny głównie broniły się przed szamanami, czasem Elly i Milly próbowały kontrować z mizernym skutkiem, chociaż raz prawie trafiły w Yoh i Fausta. Ich przeciwnicy jak na opętanych walczyli bardzo słabo.

- Nie wydaje mi się żeby dziewczyny mogły wygrać – stwierdził Len.
- Dlaczego tak uważasz? – spytał Faust.
- Nie potrafią trafić, ani przejąć inicjatywy w walce – odpowiedział Tao.

            Len miał rację, sposób w jaki walczyli ci faceci był bardzo dziwny. Niby starali się wygrać, ale ich ataki były bardzo nieporadne. Elly zaczęła atakować używając naprawdę dużej ilości swojej mocy. Pomimo tego oraz faktu, że trafiała cały czas w tego samego szamana ten nawet się nie zachwiał. Mało tego po ułamku sekundy uderzył ją tak mocno mieczem w skroń, że ta padła nie przytomna na ziemię krwawiąc, podniósł rękę w górę i chciał zadać ostateczny cios gdy trafił go połączony atak pozostałych dziewczyn. Odskoczył metr w bok, a jego towarzysze rzucili się na bez radne dziewczyny, które na atak zużyły ponad połowę foryoku.

- Widziałeś! - syknął podekscytowany Yoh.
- Ta - przytaknął obojętnie Len.

            Nieuważny obserwator mógłby uznać jego obojętność za oznakę braku sympatii wobec szamanek, jednak przyjaciele wiedzieli, że bardziej skupia się on na tym co dzieje się na arenie i niż co kto do niego mówi.

Teraz nikt nie miał wątpliwości, że walczący mężczyźni są opętani przez demony i opowieści nie są plotkami, lecz faktami. Elly leżała na ziemi i krwawiła obficie ze skroni. Milly i Lilly rozpaczliwie broniły się przed brutalnymi demonami. Wytworzona przez najmłodszą szamankę tarcza traciła drobinki samej siebie z każdym ciosem kastetu zadanym przez oprawcę.

Wydawało się, że złotooki prawidłowo przewidział przebieg walki. W końcu tarcza Milly rozsypała się jak domek z kart. Otrzymywała wtedy właśnie serie ciosów kastetem w twarz i ramiona. Nie pomagały jej kroki w tył. Z każdym kolejnym ruchem do tyłu i zadanym jej ciosem, krwawiła coraz mocniej z ran. Po chwili  została bez foryoku. 

- Faust ruszamy! - krzyknął Yoh.

W kilka sekund wskoczyli na pole walki. Dobiegli do Milly zabrali ją z areny nim przeciwnik zadał ostateczny cios. Len w tym czasie przedostał się do blondynki, leżącej kilka kroków dalej. Niósł ją w ich stronę ciężko ranną.

Lilly została sama na placu boju. Demony otoczyły ją i bawiły się zadając jej bolesne ciosy. Po chwili tej zabawy dwa demony trzymały Lilly za ramiona, a trzeci bił ją gdzie popadło.

- Bason! – zawołał swojego stróża Len – Ruszamy na tego demona!

- Nie możesz interweniować w przebieg walki szamanie – oświadczył członek rady szamanów – to nie zgodne z przepisami.
- Pieprzę przepisy. To co oni robią też nie jest zgodne z regulaminem i co?! – wybuchł Lenny.

            W jego dłoni pojawił się rozłożony miecz błyskawicy. 

- Len nie rób tego – powiedział Faust.

            Było już za późno Len frunął na wielkiej formie Basona wprost na scenę walki. Będąc kilka metrów od demonów i dziewczyny wykonał szybkie tempo. Atak był idealnie wymierzony. Kaci zostali trafieni i lekko oszołomieni, odskoczyli od Lilly. Teraz swoją uwagę skupili na Tao. To jego zaatakowali. Strumienie foryoku śmigały w obie strony. Zarówno Lenny i jego wielka forma ducha jak i demony wykonywali doskonałe uniki. Kolejne szybkie tempo raniło bardzo mocno jednego z demonów. W tym momencie pozostałe 2 rozpłynęły się w powietrzu.

- Poddaj się! – wrzasnął Yoh z trybun
- Lepiej zrób to szybko, albo nigdy więcej nie ujrzysz tej planety poczwaro – krzyczał Trey, przewidując, że Len spróbuje zabić demona.
- Przemyśl co się stanie chłopaczku – zwrócił się do Lena – zrobisz jeden krok i dołączysz do swojego ducha stróża w krainie duchów!
- Milcz! – warknął wściekły Tao.

            Nie rozumiał jak demon, którego życie jest zależne od niego śmie mu grozić.

– Może wyjawisz nam cel waszej zabawy z dziewczynami?
 – W sumie mogę. I tak za chwilę zginę… Nie, nie z twojej ręki Lenie Tao. Za to, że zawiodłem, Mefistoteles się mnie pozbędzie. Pewnie wiecie jest on księciem piekła. Ktoś z taką pozycją nie przyjmuje do wiadomości klęsk. Czuję, że już nadchodzi… Mogę wam odpowiedzieć na niewiele pytań, mamy mało czasu.
- Dlaczego książę piekła zlecił Ci misję tu? – spytał Len.
- W piekle trwa walka o władze - oparł sługa diabła - Nie jest to jeszcze otwarta wojna, ale jak na razie zakulisowe rozgrywki - tłumaczył szybko i niespokojnie - Mefistoteles wciąż gromadzi siły do krwawego zamachu stanu. Uznał, że dusza króla szamanów lub nawet któryś demon w koronie znacznie mu w tym pomoże, a później pozwoli opanować Ziemię….
- Co się stanie jeśli uda mu się ten zamach stanu przeprowadzić? – spytał Morty.

            W czasie rozmowy z demonem reszta przyjaciół również zeszła na stadion, a sędzia bardzo szybko pozbył się reszty widowni.

- Obecny król, czyli Belzebub nie ma ambicji opanowania Ziemi i wysyłania innych demonów do tego świata. Stąd widzicie, że zmiana władcy spowodowała by drastyczne zmiany w polityce piekła… - urwał w pół słowa śmiertelnie trafiony strzałem praktycznie znikąd.

środa, 27 kwietnia 2016

28. Debiuty



Rozdział 28
Debiuty

            Kilka minut po akcji ratunkowej Choco, zadzwoniły dzwonki wyroczni Drużyny Lena. Ich następnym przeciwnikiem miała być Drużyna Ojca Chrzestnego. Walka miała się odbyć za godzinę i na trzy dni na jednej z bocznych aren. 

- Widowni wielkiej mieć mieć nie będziecie – stwierdził Rio.
- Żaden problem. Nasi kibice będą na 100 procent – odrzekł Choco.
- Właśnie – do rozmowy włączył się Morty.
- Ile osób zmieści się tam na trybunach? – spytała Lilly.
- Około 300 – odpowiedział Morty.
- Starczy tego dobrego! Do treningu! – po kilku dniach, kiedy mało kto ją widział Anna dała o sobie znać.

            Czas do walki upłynął im na wzmocnionych treningach, chociaż nie do końca jeszcze zdrowy Len miał pewnego rodzaju taryfę ulgową. Oznaczało to, że nie biegł tyle co inni i nie wykonywał ćwiczeń, który mogłyby zaszkodzić jego nie zagojonym jeszcze do końca ranom. Zamian za to spędzał on sporo czasu na siłowni, gdzie bez obaw - pod okiem June - zwiększał siłę swoich mięśni. Starsza z rodzeństwa Tao nie chciał wyrazić zgody na wpuszczenie Tamary na treningi brata. Nie chciała bowiem zbytniego forsowania obciążeń przez niego. Dobrze wiedziała, że mógłby on nałożyć sobie sporo większej wagi ciężary żeby zaimponować dziewczynie, z którą coś go łączyło.

            W związku z tym Tamara w chwilach kiedy rodzeństwo Tao przebywało na siłowni, towarzyszyła Pilice w trenowaniu pozostałych dwóch członków "Drużyny Lena". Chłopaki głównie biegali po około 10 kilometrów, robili setki przysiadów i brzuszków, dziesiątki pompek - w tym tych z obciążeniem wagą dziewczyn. Choco dodatkowo miał stawiane dwie cegły za karę, za każdym razem gdy próbował opowiedzieć jeden ze swoich dowcipów, które bawiły tylko jego.

            Anna osobiście katowała Yoh ćwiczeniami, które nawet w opinii innych dziewczyn - wyrażanej półgłosem za jej plecami - nie mogły zwiększyć jego siły, szybkości czy wytrzymałości. Mimo to Asakura dalej był zarzynany dziesiątkami przebiegniętych kilometrów z odważnikami czy też kolejnymi minutami ćwiczenia znanego jako "siedzący pies".

            Rio i Faust także nie dostrzegali sensu tych ćwiczeń. Nawet zwykła męska solidarność nie mogła nakłonić ich do towarzyszenia szefowi swojego zespołu. Wobec tego wybrali trening z dziewczynami i Mantą.

            Dzień przed walką Lena i spółki z mafiosami, zadzwoniły dzwonki wyroczni należące do Sally, Manty i Sharonej. Ich przeciwnikiem miała być trójka szamanów znana jako "Zachodni podmuch".

- Ich nazwa sugeruje, że będą używać ataków związanych z żywiołem powietrza. - analizował Morty - Moim medium jest laptop...
- ... zniszczymy ich - przerwała mu Sally - bez twojego wymądrzania się - dodała wskazując chłopca oskarżycielsko palcem.
- Spokojnie Sally - Sharona złapała ją za ramiona.
- Puść mnie - warknęła tamta.
- Za ile walczycie? - spytał Faust ratując sytuację.

            Dziewczyny spojrzała najpierw na siebie, potem na niego. Następnie zwróciły się do trzeciego zawodnika w swoim teamie.

- Za godzinę - powiedział.
- Może już pora ruszyć? - zasugerował Rio.
- Tak - zgodził się dziewczyny.

            Ruszyły dumnym krokiem w stronę areny w kanionie. Manta poczłapał za nimi na swoich krótkich nóżkach. Na tyle szli Rio i Faust, którzy zdecydowanie woleli obejrzeć walkę niż katować się na treningu.

            Dotarli na miejsce walki kilkanaście minut przed czasem. Sally rozpoczęła rozgrzewkę. Jedyny facet w zespole szukał w Internecie informacji o przeciwnikach. Sharona w tym czasie pudrowała nosek. Rio z Faustem udali się na miejsce dla widowni na górze kanionu.

            Wreszcie na miejsce przybyli sędziujący pojedynek Kharim oraz przeciwnicy. Była to dwójka wysokich brunetów, którzy chociaż z daleka mogli wydawać się braćmi to mieli zupełnie różne rysy twarzy i zdecydowanie nie byli spokrewnieni. Trzecim szamanem był niski, gruby, łysiejący kowboj.

            Drużyny ustawiły się na przeciwko siebie. Zaraz po podzieleniu na zespoły na prośbę Manty i za aprobacją liderki, trójka ustaliła strategię na swoje walki. Polegała ona na tym, że Sally w swoim stylu rozpocznie nagłym atakiem, stojąc na lewym skrzydle. Sharona włączy się w środku pola, a Manta przeprowadzi szybki atak z prawego skrzydła.

- Walczcie! - rozpoczął sędzia.

            Szamani i szamanki wykonali kontrolę duchów. Na szczęście żaden Amerykanin nie potrafił więcej niż zwykłą kontrole duchów.

            Młot Sally uderzył w miejsce gdzie stali przeciwnicy. Kowboj zablokował go bez trudu. Sharona próbowała ostrzelać ich swoim foryoku, lecz tarcza postawiona przez jednego z brunetów zablokowała bez przeszkód atak. Także o nią rozbił się atak Manty.

- Johnny - powiedział melodyjnie jeden z brunetów celując procę w Sally - ostrzał kamyków!

            W jej stronę poleciała setka małych kamyków. Nie był to atak, który mógł zrobić jej krzywdę, kamyki uformowane z mocy szamana były zbyt małe. Jednak uważny obserwator mógł dostrzec, że tym ruchem Amerykanin chciał rozjuszyć rywalkę. Co z resztą wyszło mu znakomicie.

            Wściekła Sally ruszyła na niego. Nim zdążyła się zamachnąć, z rewolweru kowboja pomknął w nią srebrzysty promień energii, który ugodził ją prosto w bark. Odrzucona siłą ataku do tyłu, przeleciała kilkanaście metrów i na szczęście została złapana przez Enlę, stróża Sharonej. Chwilę tę wykorzystał szaman o melodyjnym głosie i kolejny raz ostrzelał setką kamyków szamanki.

            Tymczasem nieniepokojony przez nikogo Manta znalazł się na tyle blisko przeciwników, że bez trudu wymierzył cios młotem z foryoku w trzeciego przeciwnika. Trafił prosto w ramię. Rozległ się trzask łamanej kości i okrzyk bólu przeciwnika. Stało się jasne, że nie będzie mógł on kontynuować walki.

- Ty gnido - ryknął kowboj - strzał Johna Wayne'a! - ryknął.

            Z jego rewolweru pomknął szerszy niż uprzednio strumień energii. Atak był ze zbyt bliska i za szybki by Manta mógł się obronić. Zostałby trafiony prosto w głowę, gdyby w porę nie zasłonił się medium. Wpompował w nie całą swoją duchową moc i zamiast sporych obrażeń została przełamana jego kontrola ducha. Poza tym będzie miał kilka siniaków i niegroźnych zadrapań.

            Zachwycony swoją ripostą kowboj nie zauważył jak młot dzierżony przez Sally opada na jego głowę. Gdyby nie ofiarna postawa kolegi, który wyskoczył między młot a niego używając całej siły do wytworzenia zasłony, z pewnością ucierpiałby i to bardziej niż Manta przed chwilą. Kiedy tylko brunet opadł na ziemię nadział się na szybki atak Sharonej, który trafił go w klatkę piersiową. Będąca na innej wysokości zasłona na nic się nie zdała. Jego udział w walce zakończył się.

            Zrozpaczony kowboj strzelił pomiędzy dziewczyny srebrzystym promieniem, lecz te bez przeszkód odskoczyły na boki. Szybka kontra blondynki została przez niego zablokowana, lecz młot Sally skutecznie zdusił jego kontrolę ducha, której już nie udało mu się przywrócić. Dzięki temu sędzia mógł ogłosić tryumf dziewczyn i Manty.

            Kolejnego dnia walka "Drużyny Lena" z mafiosami była wyjątkowo nieinteresująca. Trwała około minuty. Właściwie Trey sam wygrał tą potyczkę. 3  szamanów walczyła bez przyjaciół na trybunach - z wyjątkiem June, Piliki i Tamary – gdyż nie zdążyli wrócić z treningu. 6 przyjaciół udała się w stronę pobliskiej knajpki.

- Poproszę 3 jasne piwa i 3 Cole – Choco złożył zamówienie.
- Czy wy możecie pić piwo po walce? – zapytała  Tamara.
- Ależ oczywiście Tamaro. – odrzekł najpoważniej jak mógł Trey.
- Bracie nie wygłupiaj się – skarciła go Pilika.
- Dziś wyjątkowo pozwolimy im trochę pobalować – odparła June.
- Dlaczego? – dopytywała ukochana Lena.
-  Mamy za sobą już dwie walki podczas, gdy większość drużyn ma tylko jedną. Więc mamy około 2 dni spokoju. Z resztą np. przeciwnicy Sharonej, Sally i Manty już odpadli, ale zostają w wiosce i będą obserwować dalsze walki. – wyjaśnił Len, na co reszta zareagował szokiem.
- Skąd ty to wiesz, Len? – spytała Pilika.
- Rozmawiałem rano z klonem Elvisa, a on to "coś" zwane walką oglądał – wyjaśnił złotooki.

            Tymczasem Rio kompletnie zamęczony po treningu postanowił udać się do Tatiany po coś na wzmocnienie. Ledwo co doczłapał się do przychodni. Nikogo poza nim nie było w poczekalni. Rozkazał Tokagero zapukać do drzwi i zniknąć, co duch błyskawicznie wykonał, dając szamanowi pole do popisu przed Ukrainką.

- W czym mogę pomóc? – spytała Tatiana nie podnosząc nawet głowy z nad jakichś plików kartek. Rio uznał, że dziewczyna wygląda przepięknie. Ubrana była znów całkiem na biało. Dzisiaj w odróżnieniu od ostatniego spotkania miała dużo mocniejszy makijaż.
- Mogłabyś dać mi coś na wzmocnienie? Dzisiejszy trening pozbawił mnie chyba nawet soków wewnętrznych – powiedział Rio.
- A to ciekawe. Zaraz coś na to zaradzimy – odrzekła Tatiana.

            Nie znalazła nic w półkach, ani szafkach – kiedy szukała w najniższej szufladzie i była pochylona Rio myślał, że z podniecenia zaraz wyjdzie z siebie. Ukrainka podeszła do szamana i usiadła obok niego na wielkiej czarnej kanapie. Nic nie mówiła, pogładziła szamana po udzie. Ten był kompletnie zaskoczony zachowaniem dziewczyny. Nim zorientował się co się dzieje Tatiana zdjęła strój pielęgniarki. Miała na sobie tylko koronkową bieliznę, rajstopy, szpilki oraz czepek od uniformu. Usiadła Rio na udach i zaczęła go namiętnie całować. Szaman był kompletnie zaskoczony. Tatiana oderwała się od niego na chwilę i wstając zdjęła resztkę ubrania, które jej zostało.

- Czy to działa na wzmocnienie? – zapytała figlarnie.
- yyy…. – Rio dalej nie był w stanie nic z siebie wydusić.
- Będziesz tak miły i pomożesz mi czy mam się sama bawić? – szepnęła Tatiana mu do ucha podchodząc tak blisko, że ocierała się o ubranie szamana.

Rio zrozumiał o co chodzi medyczce i momentalnie rozebrał się. Nie mając doświadczenia w relacjach z kobietami postanowił dać się poprowadzić Ukraince…

Po kilku godzinach impreza w knajpie rozkręciła się na dobre. Dziewczyny wyraziły zgodę na jeszcze trochę alkoholu dla chłopaków, a same kupiły 2 wina. Nikt nawet nie wiedział jak późno było, gdy przyszedł do nich Rio. 

Len całował się namiętnie i czule z Tamarą w kącie lokalu. Pilika tańcowała z Choco w sposób sugerujący, że chce go poderwać. Trey siedział załamany i zalany przy stole - z drinkiem w dłoni – i patrzył na wyczyny siostry. June towarzyszyła mu, jednak była niemal całkowicie trzeźwa.

- Długo tu już jesteście? – zapytał nowoprzybyły szaman.
- Od paru godzin – odpowiedziała Tao.
- Widzę, że ładnie się tu bawicie – rzekł Rio, wskazując na puste butelki po piwie, wódce, winie i napojach służących do zapicia alkoholi.
- Bardzo – wymamrotał Trey.
- Że twoja siostra wyrywa tego marnego komika, to nie znaczy, że masz się załamywać. Mógł to być Len – oznajmił Rio – przepraszam June - dodał pospiesznie - Nie to miałem na myśli, po prostu wiesz o co mi chodziło.
- Tak. Wybaczam, ale pójdę już do domu. Pa – pożegnała się z nimi Tao.

            Rio nie mógł wytrzymać i opowiedział Horo o swoich przeżyciach z Tatianą. Stwierdził, że przyjaciel i tak do rana zapomni o tym co usłyszał, a chwilowo i tak popsuje mu to nastrój. Trey nie chciał uwierzyć w zapewnienia Rio i wyszedł. Przy wyjściu spotkał Tatianę i w chamski sposób zapytał co robiła z Rio. Zamiast odpowiedzieć szamanka pobiegła i uderzyła Rio w twarz, po czym wybiegła. Klon Elvisa był załamany. Otworzył butelkę wódki i sam ją wypił by zalać żal po utracie kobiety, która mogła być damą jego życia.

27. Szamanka- pielęgniarka i mafia sycylijska.



Rozdział 27
Szamanka- pielęgniarka i mafia sycylijska.

Parę kroków przed domem Yoh zapytał Anny co zrobią z Faustem. Medium odpowiedziała, że zaniosą do sypialni Fausta i jeżeli nie obudzi się w ciągu 2 godzin to ona już wie co zrobią, ale powie to w odpowiednim czasie jemu i reszcie.

- Len co w Twojej sypialni robi łeb konia? – spytała Pilika przyjaciela.

            Dziwną rzeczą było to, że Pilika od razu po wejściu do budynku zmierza do sypialni Lena. Nikt nie spytał jej jednak o to z uwagi na fakt, że kwestia końskiej głowy w narożniku pokoju była o wiele bardziej zajmująca.

            Tamara podejrzewała, że przyjaciółka z północy zwyczajnie jest zazdrosna o nią lub o Lena. Sama nie wiedziała czy jej zdaniem Pilika jest zazdrosna, ponieważ to ona ma chłopaka czy dlatego, że to akurat ten chłopak został jej pierwszym romansem.

- Prawdę mówiąc - głos ukochanego sprowadził ją na ziemię - sam nie wiem, ale tu piszę, że to od kolejnego przeciwnika. Nie sądzisz, że ktoś ma tu kiepskie poczucie humoru? – odrzekł Tao dziwnie rozwodząc się na ten temat.
- Prezent? – do rozmowy niespodziewanie włączył się Choco - Mi to wygląda na mafię. Może nawet tą słynną włoską.
- Ty marny komiku to Twoja sprawka! – ryknął Len i już chciał sięgnąć po guan- dao, co uniemożliwiły mu June i Tamara, które właśnie weszły do pomieszczenia.
- Nie. Moje poczucie humoru jest na wyższym poziomie – komik uniósł się honorem.

            Len chrząknął znacząco, a dziewczyny uśmiechnęły się znacząco.

- A w ogóle to skąd się tu wziąłeś co? – spytała nieufnie Tamara.
- Walka Yoh już się skończyła… - zaczął Choco.
- … to co reszta nie walczyła? – przerwał mu Renny.
- A no nie walczyła. Rio został pokonany, a Faust (... tu opowiedział cały przebieg walki). I w ten sposób Yoh wygrał, a Anna zabrała Fausta do domu – zakończył komik swoją opowieść.
- Ech, jak raz jest coś ciekawego na walce Asakury to mnie tam nie ma. Co to ma w ogóle być? – zdenerwował się Len, na co odpowiedzieli mu ruchem ramion.

            Minęły 2 godziny odkąd Faust został położony w swoim łóżku przez przyjaciół. Nic się nie zmieniło. Dalej leżał bez ruchu i wydawało się, że nawet nie oddycha. Yoh co chwila sprawdzał czy aby Niemiec nadal wykonuje tą życiodajną czynność. 

- YOH! Szykuj Fausta. Ruszamy go wyleczyć – oświadczyła Anna. Asakura bez słowa podniósł Niemca i zaniósł go w stronę wyjścia.

            Anna, Yoh z Faustem na ramieniu, Morty, Rio i Trey szli przez wioskę szamanów do tajemniczego budynku. Kyoyama nie zdradziła dokąd idą, a nikt nie miał śmiałości zapytać. Po kilkuset metrach medium oświadczyła, że to tu i wchodzą do środka budynku.

            Był to domek jakich pełno w wiosce. Niczym się nie wyróżniał. Gdy weszli do środka Anna wybrała 2 drzwi po lewej i weszła do środka, gdzie za biurkiem w odpowiednim uniformie siedziała piękna pielęgniarka. Kiedy wstała by się przywitać okazało się, że jest dość wysoką - około 180 cm wzrostu – brunetką o jasnej cerze i brązowych oczach. Ubrana była w biały strój pielęgniarki, na stopach miała białe buty na niewielkim obcasie oraz białe rajstopy. Przedstawiła się jako Tatiana i powiedziała, że jest z pochodzenia Ukrainką, ale od kilku lat mieszkała w Japonii, gdzie leczyła szamanów w specjalnej klinice, o której nie wielu wie i dlatego zdecydowała się pomagać leczyć rannych szamanów podczas turnieju.

            Tatiana bardzo szybko za pomocą swojego ducha przeniosła rannego do drugiego pomieszczenia, gdzie momentalnie go wyleczyła wraz z doktorem, którego nie mieli nawet okazji poznać. Wszyscy spodziewali się, że Anna zrobi z tego powodu aferę, ale ona rzekła tylko, że jest to "typowe dla szamańskich medyków". Zamiast narzekać, że lekarz się im nie pokazał cieszyli się, że Faust jest cały i zdrowy. Przynajmniej tak powiedziała Tatiana, bo mężczyzna dalej spał. Rzekła jeszcze, że potrwa to co najmniej kilka godzin. Przyjaciele podziękowali i wyszli. Rio, który cały czas, kiedy byli u Ukrainki był cicho żałował teraz, że nie spróbował zapytać jej czy zostanie jego królowa. Na co wszyscy wybuchli śmiechem, a szaman w nagrodę mógł zanieść wyleczonego Fausta do domu.

            Tymczasem Horo- Horo i Pilika szli do centrum wioski na drobne zakupy. Trey myślał, że ktoś ich obserwuje, jednak jego siostra stanowczo temu zaprzeczała. Pomimo tego Usui postanowili zachować mimo wszystko ostrożność.

            Skończyli kupować art. spożywcze i Trey zmierzał właśnie w stronę lodziarni, gdy kilka centymetrów przed jego nosem śmignął pocisk foryoku. Pilica wrzasnęła i skoczyła w kilku susach schronić się do wnętrza budynku. Horo momentalnie wykonał kontrolę ducha i szukał wzrokiem napastnika, lecz nie mógł go nigdzie dostrzec. Przechodzący szamani patrzyli na niego, jak na osobę nie do końca sprawną umysłowo. Ich zdziwienie minęło, kiedy kolejne pociski boleśnie raniły klatkę piersiową szamana z północy. Chłopak zawył z bólu, ale dalej nie widział skąd atakuje przeciwnik.

- Gdzie jesteś, marny tchórzu?! – krzyczał, ile miał sił, Trey – Pokarz się! No dawaj tu!

            W odpowiedzi kolejne pociski raniły go w ramiona. Spacerujący tłum szamanów również rozglądał się gdzie jest źródło ataków na niebieskowłosego. 

- Tam! Na dachu! – rozległ się krzyk Piliki. 

            Wychodziła właśnie z lodziarni z lodem w prawej ręce. Widocznie uznała, że ostrzał jej brata to dobry moment na deser.

- Atak sopla! – ryknął Trey. Sople zniszczyły dach budynku, z którego spadło 3 szamanów. Byli to mężczyźni około 40 roku życia.
- Kim jesteście? – zapytał zdezorientowany Trey.
- Mafia z Sycylii to my – odparł dumnie jeden z napastników.
- Dlaczego mnie atakujecie? – dopytywał Trey.
- Chcemy wygrać turniej – odrzekł drugi.
- Żeby to osiągnąć musimy wyeliminować pozostałe drużyny na arenie lub poza nią, a że udało Ci się przeżyć nasz ostrzał to zginiesz teraz – oświadczył ostatni Włoch.

            W tym samym momencie ogromy dziki kot zniszczył kontrolę duchów dwóch Sycylijczyków, trzeci zabrał ich i uciekł krzycząc, ze jeszcze tu wrócą.

- Dzięki Choco – powiedziała uprzejmie Pilika.
- Właśnie stary, uratowałeś życie tym podróbkom szamanów – dodał Horo- Horo.
- Nie ma za co Trey. To była przyjemność Piliko – odparł murzyn. 

            W tym samym czasie Len leżał właśnie po świeżej zmianie bandaży, które wciąż musiał nosić. June z sobie tylko znaną delikatnością i wdziękiem zajęła się tym obowiązkiem, gdyż Tamara została wysłana przez Annę na zakupy.

- Len - zaczęła niepewnie June.
- Mów - zachęcił ją brat.
- Nie spodziewałam się, że tak szybko to nastąpi.

            Chłopak przewrócił się nieco zbyt gwałtownie na drugi bok. Skutkiem tego syknął z bólu. Zrobił to w sposób typowy dla siebie, tzn. tak żeby siostra tego nie usłyszała, a przynajmniej nie dawała znaków na to.

- Nastąpi co?
- Zakochasz się.
- Nie jestem wcale zakochany!
- Jasne - zgodziła się June, uśmiechając się przy tym tak szeroko, że Len zaczął się obwiać czy wargi jej nie popękają.

            Oboje wiedzieli, że w tej sytuacji chłopak już nie zaprotestuje. Zawsze tak było. Len mógł być wielkim i potężnym wojownikiem, ale kiedy tylko siostra coś powiedziała robiąc przy tym słodką minę zgadzał się na wszystko i robił o co prosiła albo przestawał protestować przeciwko temu co mówiła. Na szczęście dla dumy chłopaka mało osób o tym wiedziało.

- A ty kiedy sobie kogoś znajdziesz? - spytał niespodziewanie Len.
- Kiedyś na pewno - odrzekła rozmarzona June.
- Aha.
- Wątpisz?
- Masz z tym problem - wycedził Len ledwo słyszalnie.

            Dziewczyna spojrzała na niego przenikliwie. Czyżby aż tak dobrze ją znał? No tak. Przecież są rodzeństwem, którego nigdy nie miało dla siebie nikogo bliższego. Chociaż pewnych rzeczy nigdy sobie nie mówili, to jednak żyjąc tyle lat razem, poznali się na tyle, że doszli do takich a nie innych wniosków w tych kwestiach instynktownie.

- Nie chcę pierwszego lepszego - wyznała zielonowłosa.

            Len pokiwał głową potakująco.

- Jednak jeżeli bardzo tego pragniesz umówię się z Elvisem - wypaliła June z uśmiechem.
- Nie zrobisz tego! - zaprotestował Len, od razu stając na równe nogi.
- Chcesz się przekonać? - przekomarzała się June.
- Nie!
- To dobrze, bo ja też - zgodziła się, śmiejąc się przy tym perliście.

            Len chrząknął potakująco i wrócił z powrotem do łóżka.

- Jak to było z tą walką Yoh? - spytał siostrę po chwili.
- Wiesz trafili na silnego cmentarnego czarnoksiężnika - zaczęła młoda kobieta - wiesz Faust był silny w momencie, kiedy go zmasakrowałeś nim zabił Yoh, ale ten... On był jeszcze silniejszy. Ożywił w trakcie walki ponad setkę szkieletów.
- No to Asakura musiał się namęczyć - zauważył złotooki.
- To prawda - zgodził się rozmówczyni - on nie ma w swoim arsenale Szybkiego Tempa.
- Ani Błyskawicy - dodał Tao.

            June spojrzała na niego niespokojnie. Potem rzuciła okiem na drzwi jakby chciała się upewnić, że nikt ich nie podsłuchuje. Lena zdziwiło takie zachowanie siostry, lecz jednocześnie poczuł się zaintrygowany.

- Musiałeś używać tego ataku? - spytała, robiąc groźną minę.
- Co?
- Teraz wszyscy go znają.
- I tak są zbyt wolni żeby go zatrzymać.

            June spojrzała na niego oniemiała. Jakby nie wierzyła, że ona dostrzegła coś czego nie zauważył jej brat.

- Len - powiedziała z naciskiem - nie tylko szamani się dowiedzą o tej technice!
- Szlak!
- Masz coś jeszcze takiego nieznanego?

            Kiedy Len otworzył usta by coś powiedzieć, siostra przerwała mu gwałtownie ruchem dłoni. Niemal siłą zmusiła go aby zamknął usta.

- Co wy robicie? - spytała się Tamao, która właśnie weszła do pokoju.
- Rozmawiamy - odparła lakonicznie June - nie mów mi o tym - zwróciła się do Lena - już znam odpowiedź na to pytanie, szczegóły wystarczy, że znasz ty i tylko ty.
- Fakt - zgodził się Len.
- O czym wy rozmawiacie? - spytała Tamara podchodząc do nich bliżej.

            Rodzeństwo spojrzało sobie w oczy.

- O dzisiejszej walce - odpowiedział w końcu Len.
- Tak - przytaknęła starsza Tao - to ja was zostawię - powiedziała i ruszyła w stronę wyjścia.

            June pomachała im jeszcze zza progu i wyszła. Wtedy Tamara podeszła do łóżka Lena. Ten wciąż na nim leżał. Gestem zachęcił ją do położenia się obok. Dziewczyna zrobiła to posłusznie i przytuliła się do niego. Objął ją zabandażowanymi rękoma, a dziewczyna pocałowała delikatnie jego nagi bark.

- Nad czym myślisz? - spytała go po chwili.
- Nad walką.

            W tym momencie zadzwonił dzwonek wyroczni oznaczający kolejną walkę "Drużyny Lena" . Chłopak zaklął w myślach, że będzie to tak szybko po zakończeniu pierwszego starcia.

- Litości nie mają - powiedziała Tamara.
- My też - zapowiedział Tao.