wtorek, 26 kwietnia 2016

25. Igrzyska czas zacząć



Rozdział 25
Igrzyska czas zacząć

            Kiedy następnego dnia Tamara zobaczyła rany na rękach Tao, zaciągnęła go do pustego pokoju i oświadczyła, że cały dzień spędzi w domu pod jej opieką. Len był bardzo rozweselony tą wiadomością, chociaż starał się zachować tradycyjną, kamienną twarz. Wyszedł z pokoju i oświadczył współlokatorom, że dziś leczy się w domu i wstęp do pustego pokoju, gdzie będzie przebywał ma tylko Tamara, Bason i ewentualnie jeszcze June.  Reakcja na tą wypowiedź była naprawdę niesamowita:

- O stary, nie będziemy przeszkadzać zakochanej parze – ryknął Trey
- No dokładnie, a przy okazji znałem dowcip, ale go zapomniałem, więc musicie sobie poradzić na tej drodze życie bez tego – mówił z prędkością karabinu maszynowego Choco, co wszyscy przyjęli z ulgą
- Gratulacje braciszku – szepnęła June, najsłodziej jak potrafiła
- Niech wam będzie, a teraz wychodzić mi stąd, ale już!!! – wrzasnął Len.

            Gdy tylko wyszli Tao poszedł do pokoju i położył się na brzuchu w łóżku, momentalnie obok niego usiadła Tamara i zaczęła zmianę opatrunków. Len nie wydał z siebie żadnego odgłosu podczas tej czynności, jednakże gdy tylko nastąpił koniec poprosił o coś co złagodzi jego ból… Tamara postanowiła zrobić mu masarz. Pomogła zdjąć mu bluzkę. Wyjęła z szafy olejki, które w tajemniczy sposób trafiły tam gdy Tao wyganiał Tray’a i Choco z domu. Po kilkunastu minutach plecy chińskiego wojownika były w idealnym stanie. Len stwierdził wtedy, że co prawda plecy nie będą już go boleć do końca turnieju, jednak ciągle chciałby coś co złagodzi skutki walki z demonem. Położył się na plecach i obserwował co zrobi dziewczyna. Jej reakcja całkowicie go zaskoczyła – Tamara rzuciła się na niego, nie zważając na rany Lena i zaczęła namiętnie całować. Po kilku minutach zabrakło jej tchu i musiała odkleić usta od ust złotookiego. 

- Tamara kochanie, nie wiedziałem, że umiesz tak świetnie całować – pochwalił dziewczynę Len, jednocześnie głaszcząc leżącą na jego torsie dziewczynę.
- Jak widzisz jeszcze nie wiesz o mnie wszystkiego – odparła Tamara.
- Może kiedyś uda mi się poznać Cię tak dogłębnie – szepnął Tao.
- Co masz na myśli? – spytała dziewczyna.
- Że będę znał moją ukochaną z każdej możliwej strony – odpowiedział Renny.

W tym samym czasie reszta towarzystwa przebywała w barze u Silvy. Chłopacy zajadali się ryżem, który był głównym składnikiem ich diety, a dziewczyny popijały drinki. Cała gromada była niezwykle radosna i pełna entuzjazmu – wyglądało to tak jakby zapomnieli o ataku demonów na Yoh i Lena. Nawet marne dowcipy Choco nie przyprawiały nikogo o atak gniewu. Ktoś się z nich śmiał – szok.

            Relaks został przerwany przez trzask głośników i rozległ się głos przewodniczącej Wielkiej Rady Szamańskiej:

- Drodzy szamani dziś jest ten dzień, kiedy rozpoczyna się II runda turnieju o koronę Króla Szamanów. Na początku chciałabym przeprosić za Silvę, który mylnie opowiadał, że turniej ruszy dopiero za parę dni. Wszystkich bardzo przepraszam. Niestety wspomniany wyżej członek rady zgubił również moje przemówienie, zatem przeczytam je kiedy indziej. Dzisiaj odbędą się tylko 2 walki. W pierwszej zmierzą się Drużyna Lena i Harnasie, natomiast w drugiej Drużyna Asakury i The Dream Team. Wszystkim szamanom - nie tylko tym, którzy dziś walczą – życzę powodzenia.

            Gdy umilkł głos, wszyscy w Dobbie Village zaczęli gorączkowo dyskutować i rzucać gromy na Silvę – na jego szczęście przebywał wtedy w siedzibie rady. Kiedy Annie udało się uspokoić szamanów i szamanki z jej grupy, Yoh zaproponował, ze dobrze by było żeby ktoś poinformował Lena żeby stawił się na arenę. Anna wytypowała June do tego zadania. Doshi z chęcią ruszyła do domu w towarzystwie Pai- Longa. Reszta udała się na arenę, gdzie walczyć mieli Harnasie i Drużyna Lena.

            June wbiegła do pokoju brata, chcąc jak najszybciej oznajmić mu gdzie ma się udać i poinformować o starcie zawodów:

- Renny nie uwierzysz co się stało – krzyknęła radośnie otwierając drzwi.
- Co takiego? Lepiej żeby to było coś ważnego – warknął chłopak.
- Przestań na moment przytulać Tamarę to się dowiesz, że masz pierwszą walkę w turnieju za godzinę na głównej arenie. Więcej jest to walka otwierająca turniej. Czy to jest wystarczająco ważne braciszku. – zakończyła swoją wypowiedź Doshi.
- Oczywiście. Czy mogła byś uszykować mi strój do walki? Ja w tym czasie pójdę po miecz błyskawicy i Basona – zakomunikował Tao
- Chwileczkę. Czy on już może walczyć? – zapytała Tamara.
- Nic go nie powstrzyma od wzięcia udziału w tej walce – odparła June.
- Masz rację siostro. Nie martwcie się o mnie. Tak się składa, że razem z Basonem znamy się na tej robocie. Prawda? – oznajmił Tao i spytał ducha o potwierdzenie.
- Oczywiście mistrzu Len. Sądzę, że powinniśmy już się udać, jeśli nie mamy zamiaru spóźnić się. Najpierw niech mistrz zechce się przebrać – dodał widząc, że Tao jest w stanie wyjść bez tego i broni.

            Pół godziny później stawili się na głównej arenie turnieju szamanów. Po drodze rzucali gromy na Radę Szamanów, Silvę i dzwonki wyroczni, które nie wiedzieć czemu nie poinformowały ich o walce. Duch podejrzewał nawet, że ktoś mógł chcieć sabotować ich walkę.

            Len i Bason ruszyli w stronę areny, a reszta na trybuny do sektora zajmowanego przez pozostałych przyjaciół. Gdy Tao pojawił się na polu walki wielkości boiska piłkarskiego, powitały go oklaski. Pozostali zawodnicy byli już na miejscach i czekali na ostatniego uczestnika spektaklu. Młody szaman zauważył, że stadion bardzo przypomina rzymskie Koloseum, a właściwie to jest identyczny z antyczną budowlą.

            Po przeciwnych stronach areny stały Drużyna Lena w składzie Len, Choco i Horo – Horo oraz Harnasie. Harnasie byli szamanami z Polski, wyglądali jak górale ubrani w tradycyjny strój. W rękach trzymali ciupagi. Nie różnili się od siebie prawie niczym widocznie musieli być braćmi. Wszyscy byli wysocy, niezbyt umięśnieni, mieli czarne oczy i włosy, a także pokaźnych rozmiarów brody.

            Na środku areny stał Silva i ogłosił rozpoczęcie walki – wcześniej wypowiedział charakterystyczny dla tej chwili monolog. Szamani wykonali kontrolę duchów i ruszyli do ataku. Żaden szaman z obydwu drużyn nie wykonał wielkiej kontroli ducha. Górale atakowali fosforyzującymi od  foryoku ciupagami, co Trey blokował lodowymi tarczami. Po chwili takiej walki Len zaatakował szybkim tempem, co pozbawiło jednego z Harnasi kontroli ducha, gdy ją przywrócił cała jego drużyna wykonała wielkie kontrolę i ruszyli z furią w oczach do ataku. 

            Na drużynę Lena rzuciły się wielki żbik, duch starego człowieka z długą siwą brodą, uzbrojonego w ciupagę i sztylet oraz ogromny widmowy Brocken. Brocken według legend tatrzańskich jest widmowym odbiciem cienia na chmurach, otoczonego tęczową obwódką zwaną glorią. Wśród taterników istnieje przesąd, że człowiek który ujrzał to widmo zginie w górach.

            Niestety ich ataki były niecelne. Choco również zwiększył swoją kontrolę i zaczął kontrować ciosy górali. Początkowo duch żbika wytrzymywał konfrontację ze swoim większym kuzynem z rodziny kotowatych, lecz po pewnym czasie ciosy stróża Choco zadały jego foryoku spore straty. Trey również dołączył do tych ataków i co chwila w stronę Polaków frunęły lód i śnieg, które starał się zatrzymać duch górala. Tylko Len nie powiększył swojej kontroli ducha zamiast tego zmniejszył swoje medium i zaatakował jeszcze raz szybkim tempem co pozbawiło jednego z braci resztek foryoku. Gdy te ulotniło się z niego w jego brata trafił potężny cios ducha Choco i zakończył jego udział w turnieju. Pozostał jeden. Nie miał zamiaru się poddawać.

- Duch Brockenu - krzyknął do stróża - ostrze glorii!

            Tęczowe wykrzywione ostrze zaatakowało widmowego jaguara. Nim Choclove zdążył zareagować, jego stróż oberwał w prawy bok. Cios był mocny, lecz nie wystarczył do przełamania wielkiej kontroli ducha czarnoskórego.

- Nic ci nie jest? - spytał Trey.
- Spoko.
- Zdenerwowałeś mnie! - wypalił nagle Horo.
- I co? - zakpił samotny góral.
- I to - wtrącił wyskakując w górę Len - Bason. Szybkie tempo!

            Niezliczona ilość ataków pomknęła w bezbronnego szamana, którego stróż szybował gdzieś kilkadziesiąt metrów nad ziemią.

- Zwycięstwo - rzekł Len po wylądowaniu wśród tabunów kurzu wzniesionych przez jego atak.
- Nie bądź tego taki pewny - odpowiedział głos znad niego.

            Chłopak spojrzał w górę. Polak stał na chmurze, której formę przybrał jego stróż.

- Ostrze glorii! - ryknął góral.

            Zagięte tęczowe ostrze z foryoku mknęło na łeb, na szyję w Tao. Ten przybrał pozycję obronną z uniesioną nad głowę bronią, która zaczęła fosforyzować na żółto. Liczba foryoku przesyłanego do niej zwiększyła się gwałtownie. Atak uderzył w medium Lena z trzaskiem. Ponownie arena pokryła się kurzem. Gdzieś z dala rozległ się kaszel Horo- Horo, Choco i pokonanych górali.

- Pierwszy raz widzę by ktoś przyjął ten atak czołowo - stwierdził góral.
- LEN? - krzyknęła June na widowni, lecz on nie słyszał tego.

            Nim kurz opadł złoty promień pomknął w szybującego szamana, lecz ten zdołał się obronić.

- Tylko na tyle cię stać? - zakpił Tao.

            Wkurzony szaman zebrał większą ilość mocy i jego stróż wystrzelił ogromny promień prosto w Horo – Horo. Ten przyjął ten cios tracąc kontrolę ducha, po chwili ponownie umieścił Corey w inkupasi i chciał kontrować jednak zobaczył, że jaguar Choco rzuca się z obnażonymi kłami na chmurę. 

- Iluzja - szepnął ledwie dosłyszalnie Polak.

            Drapieżnik przeleciał przez Widmo Brockenu jakby go tam nie było.

- Ostrze glorii!

            Tym razem atak także był celny i co więcej pozbawił Choco kontroli ducha. Walka wydawało się, że jest już skończona, lecz dzielny góral wciąż walczył i przełamywał kontrolę ducha przeciwników.

- Dość tego! - warknął Len - Błyskawica!

            W ułamku sekundy prawdziwa błyskawica wystrzeliła z broni Lena i pomknęła w przeciwnika. Trafiła idealnie w środek chmury, a przynajmniej tak się wydawało, gdyż atak był zbyt szybki żeby dojrzeć to dokładnie. W każdym razie atak był celny. Kontrola ducha szamana została przełamana, a chociaż zostało mu jeszcze odrobinę foryoku, nie był w stanie kontynuować walki po trafieniu błyskawicą.

- Wow! - krzyknął na trybunach Yoh.

            Zawtórowały mu głosy przyjaciół. Drużyna Lena zainaugurowała turniej zwycięstwem, a zakończenie walki przez jej lidera było bardzo efektowne.

- Jak to zrobiłeś stary? - spytał Trey, podchodząc do kolegi na arenie.
- Zwyczajnie.
- Nie wiedziałem, że możesz być aż tak szybki - przyznał niebieskowłosy.
- Mogę być szybszy - odparł zaczepnie Tao.

            Trey spojrzał na niego nie pewnie, lecz po chwili wybuchł śmiechem.

- Szybszy? Chyba uciekając przede mną!
- Śnisz!
- No dawaj! Chcesz się bić? - mówił Horo wciąż się śmiejąc pomiędzy zdaniami.
- Przygotuj się na łomot!
- Gratulacje! - głos Yoh, który właśnie wszedł na arenę przerwał utarczki słowne.
- Dzięki stary - odrzekł Trey.
- No właśnie - przyznał Choco - a słyszeliście taki jeden dowcip?

            Nim zdołał go opowiedzieć otrzymał już cios - wszystko wracało do normy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz