środa, 27 kwietnia 2016

27. Szamanka- pielęgniarka i mafia sycylijska.



Rozdział 27
Szamanka- pielęgniarka i mafia sycylijska.

Parę kroków przed domem Yoh zapytał Anny co zrobią z Faustem. Medium odpowiedziała, że zaniosą do sypialni Fausta i jeżeli nie obudzi się w ciągu 2 godzin to ona już wie co zrobią, ale powie to w odpowiednim czasie jemu i reszcie.

- Len co w Twojej sypialni robi łeb konia? – spytała Pilika przyjaciela.

            Dziwną rzeczą było to, że Pilika od razu po wejściu do budynku zmierza do sypialni Lena. Nikt nie spytał jej jednak o to z uwagi na fakt, że kwestia końskiej głowy w narożniku pokoju była o wiele bardziej zajmująca.

            Tamara podejrzewała, że przyjaciółka z północy zwyczajnie jest zazdrosna o nią lub o Lena. Sama nie wiedziała czy jej zdaniem Pilika jest zazdrosna, ponieważ to ona ma chłopaka czy dlatego, że to akurat ten chłopak został jej pierwszym romansem.

- Prawdę mówiąc - głos ukochanego sprowadził ją na ziemię - sam nie wiem, ale tu piszę, że to od kolejnego przeciwnika. Nie sądzisz, że ktoś ma tu kiepskie poczucie humoru? – odrzekł Tao dziwnie rozwodząc się na ten temat.
- Prezent? – do rozmowy niespodziewanie włączył się Choco - Mi to wygląda na mafię. Może nawet tą słynną włoską.
- Ty marny komiku to Twoja sprawka! – ryknął Len i już chciał sięgnąć po guan- dao, co uniemożliwiły mu June i Tamara, które właśnie weszły do pomieszczenia.
- Nie. Moje poczucie humoru jest na wyższym poziomie – komik uniósł się honorem.

            Len chrząknął znacząco, a dziewczyny uśmiechnęły się znacząco.

- A w ogóle to skąd się tu wziąłeś co? – spytała nieufnie Tamara.
- Walka Yoh już się skończyła… - zaczął Choco.
- … to co reszta nie walczyła? – przerwał mu Renny.
- A no nie walczyła. Rio został pokonany, a Faust (... tu opowiedział cały przebieg walki). I w ten sposób Yoh wygrał, a Anna zabrała Fausta do domu – zakończył komik swoją opowieść.
- Ech, jak raz jest coś ciekawego na walce Asakury to mnie tam nie ma. Co to ma w ogóle być? – zdenerwował się Len, na co odpowiedzieli mu ruchem ramion.

            Minęły 2 godziny odkąd Faust został położony w swoim łóżku przez przyjaciół. Nic się nie zmieniło. Dalej leżał bez ruchu i wydawało się, że nawet nie oddycha. Yoh co chwila sprawdzał czy aby Niemiec nadal wykonuje tą życiodajną czynność. 

- YOH! Szykuj Fausta. Ruszamy go wyleczyć – oświadczyła Anna. Asakura bez słowa podniósł Niemca i zaniósł go w stronę wyjścia.

            Anna, Yoh z Faustem na ramieniu, Morty, Rio i Trey szli przez wioskę szamanów do tajemniczego budynku. Kyoyama nie zdradziła dokąd idą, a nikt nie miał śmiałości zapytać. Po kilkuset metrach medium oświadczyła, że to tu i wchodzą do środka budynku.

            Był to domek jakich pełno w wiosce. Niczym się nie wyróżniał. Gdy weszli do środka Anna wybrała 2 drzwi po lewej i weszła do środka, gdzie za biurkiem w odpowiednim uniformie siedziała piękna pielęgniarka. Kiedy wstała by się przywitać okazało się, że jest dość wysoką - około 180 cm wzrostu – brunetką o jasnej cerze i brązowych oczach. Ubrana była w biały strój pielęgniarki, na stopach miała białe buty na niewielkim obcasie oraz białe rajstopy. Przedstawiła się jako Tatiana i powiedziała, że jest z pochodzenia Ukrainką, ale od kilku lat mieszkała w Japonii, gdzie leczyła szamanów w specjalnej klinice, o której nie wielu wie i dlatego zdecydowała się pomagać leczyć rannych szamanów podczas turnieju.

            Tatiana bardzo szybko za pomocą swojego ducha przeniosła rannego do drugiego pomieszczenia, gdzie momentalnie go wyleczyła wraz z doktorem, którego nie mieli nawet okazji poznać. Wszyscy spodziewali się, że Anna zrobi z tego powodu aferę, ale ona rzekła tylko, że jest to "typowe dla szamańskich medyków". Zamiast narzekać, że lekarz się im nie pokazał cieszyli się, że Faust jest cały i zdrowy. Przynajmniej tak powiedziała Tatiana, bo mężczyzna dalej spał. Rzekła jeszcze, że potrwa to co najmniej kilka godzin. Przyjaciele podziękowali i wyszli. Rio, który cały czas, kiedy byli u Ukrainki był cicho żałował teraz, że nie spróbował zapytać jej czy zostanie jego królowa. Na co wszyscy wybuchli śmiechem, a szaman w nagrodę mógł zanieść wyleczonego Fausta do domu.

            Tymczasem Horo- Horo i Pilika szli do centrum wioski na drobne zakupy. Trey myślał, że ktoś ich obserwuje, jednak jego siostra stanowczo temu zaprzeczała. Pomimo tego Usui postanowili zachować mimo wszystko ostrożność.

            Skończyli kupować art. spożywcze i Trey zmierzał właśnie w stronę lodziarni, gdy kilka centymetrów przed jego nosem śmignął pocisk foryoku. Pilica wrzasnęła i skoczyła w kilku susach schronić się do wnętrza budynku. Horo momentalnie wykonał kontrolę ducha i szukał wzrokiem napastnika, lecz nie mógł go nigdzie dostrzec. Przechodzący szamani patrzyli na niego, jak na osobę nie do końca sprawną umysłowo. Ich zdziwienie minęło, kiedy kolejne pociski boleśnie raniły klatkę piersiową szamana z północy. Chłopak zawył z bólu, ale dalej nie widział skąd atakuje przeciwnik.

- Gdzie jesteś, marny tchórzu?! – krzyczał, ile miał sił, Trey – Pokarz się! No dawaj tu!

            W odpowiedzi kolejne pociski raniły go w ramiona. Spacerujący tłum szamanów również rozglądał się gdzie jest źródło ataków na niebieskowłosego. 

- Tam! Na dachu! – rozległ się krzyk Piliki. 

            Wychodziła właśnie z lodziarni z lodem w prawej ręce. Widocznie uznała, że ostrzał jej brata to dobry moment na deser.

- Atak sopla! – ryknął Trey. Sople zniszczyły dach budynku, z którego spadło 3 szamanów. Byli to mężczyźni około 40 roku życia.
- Kim jesteście? – zapytał zdezorientowany Trey.
- Mafia z Sycylii to my – odparł dumnie jeden z napastników.
- Dlaczego mnie atakujecie? – dopytywał Trey.
- Chcemy wygrać turniej – odrzekł drugi.
- Żeby to osiągnąć musimy wyeliminować pozostałe drużyny na arenie lub poza nią, a że udało Ci się przeżyć nasz ostrzał to zginiesz teraz – oświadczył ostatni Włoch.

            W tym samym momencie ogromy dziki kot zniszczył kontrolę duchów dwóch Sycylijczyków, trzeci zabrał ich i uciekł krzycząc, ze jeszcze tu wrócą.

- Dzięki Choco – powiedziała uprzejmie Pilika.
- Właśnie stary, uratowałeś życie tym podróbkom szamanów – dodał Horo- Horo.
- Nie ma za co Trey. To była przyjemność Piliko – odparł murzyn. 

            W tym samym czasie Len leżał właśnie po świeżej zmianie bandaży, które wciąż musiał nosić. June z sobie tylko znaną delikatnością i wdziękiem zajęła się tym obowiązkiem, gdyż Tamara została wysłana przez Annę na zakupy.

- Len - zaczęła niepewnie June.
- Mów - zachęcił ją brat.
- Nie spodziewałam się, że tak szybko to nastąpi.

            Chłopak przewrócił się nieco zbyt gwałtownie na drugi bok. Skutkiem tego syknął z bólu. Zrobił to w sposób typowy dla siebie, tzn. tak żeby siostra tego nie usłyszała, a przynajmniej nie dawała znaków na to.

- Nastąpi co?
- Zakochasz się.
- Nie jestem wcale zakochany!
- Jasne - zgodziła się June, uśmiechając się przy tym tak szeroko, że Len zaczął się obwiać czy wargi jej nie popękają.

            Oboje wiedzieli, że w tej sytuacji chłopak już nie zaprotestuje. Zawsze tak było. Len mógł być wielkim i potężnym wojownikiem, ale kiedy tylko siostra coś powiedziała robiąc przy tym słodką minę zgadzał się na wszystko i robił o co prosiła albo przestawał protestować przeciwko temu co mówiła. Na szczęście dla dumy chłopaka mało osób o tym wiedziało.

- A ty kiedy sobie kogoś znajdziesz? - spytał niespodziewanie Len.
- Kiedyś na pewno - odrzekła rozmarzona June.
- Aha.
- Wątpisz?
- Masz z tym problem - wycedził Len ledwo słyszalnie.

            Dziewczyna spojrzała na niego przenikliwie. Czyżby aż tak dobrze ją znał? No tak. Przecież są rodzeństwem, którego nigdy nie miało dla siebie nikogo bliższego. Chociaż pewnych rzeczy nigdy sobie nie mówili, to jednak żyjąc tyle lat razem, poznali się na tyle, że doszli do takich a nie innych wniosków w tych kwestiach instynktownie.

- Nie chcę pierwszego lepszego - wyznała zielonowłosa.

            Len pokiwał głową potakująco.

- Jednak jeżeli bardzo tego pragniesz umówię się z Elvisem - wypaliła June z uśmiechem.
- Nie zrobisz tego! - zaprotestował Len, od razu stając na równe nogi.
- Chcesz się przekonać? - przekomarzała się June.
- Nie!
- To dobrze, bo ja też - zgodziła się, śmiejąc się przy tym perliście.

            Len chrząknął potakująco i wrócił z powrotem do łóżka.

- Jak to było z tą walką Yoh? - spytał siostrę po chwili.
- Wiesz trafili na silnego cmentarnego czarnoksiężnika - zaczęła młoda kobieta - wiesz Faust był silny w momencie, kiedy go zmasakrowałeś nim zabił Yoh, ale ten... On był jeszcze silniejszy. Ożywił w trakcie walki ponad setkę szkieletów.
- No to Asakura musiał się namęczyć - zauważył złotooki.
- To prawda - zgodził się rozmówczyni - on nie ma w swoim arsenale Szybkiego Tempa.
- Ani Błyskawicy - dodał Tao.

            June spojrzała na niego niespokojnie. Potem rzuciła okiem na drzwi jakby chciała się upewnić, że nikt ich nie podsłuchuje. Lena zdziwiło takie zachowanie siostry, lecz jednocześnie poczuł się zaintrygowany.

- Musiałeś używać tego ataku? - spytała, robiąc groźną minę.
- Co?
- Teraz wszyscy go znają.
- I tak są zbyt wolni żeby go zatrzymać.

            June spojrzała na niego oniemiała. Jakby nie wierzyła, że ona dostrzegła coś czego nie zauważył jej brat.

- Len - powiedziała z naciskiem - nie tylko szamani się dowiedzą o tej technice!
- Szlak!
- Masz coś jeszcze takiego nieznanego?

            Kiedy Len otworzył usta by coś powiedzieć, siostra przerwała mu gwałtownie ruchem dłoni. Niemal siłą zmusiła go aby zamknął usta.

- Co wy robicie? - spytała się Tamao, która właśnie weszła do pokoju.
- Rozmawiamy - odparła lakonicznie June - nie mów mi o tym - zwróciła się do Lena - już znam odpowiedź na to pytanie, szczegóły wystarczy, że znasz ty i tylko ty.
- Fakt - zgodził się Len.
- O czym wy rozmawiacie? - spytała Tamara podchodząc do nich bliżej.

            Rodzeństwo spojrzało sobie w oczy.

- O dzisiejszej walce - odpowiedział w końcu Len.
- Tak - przytaknęła starsza Tao - to ja was zostawię - powiedziała i ruszyła w stronę wyjścia.

            June pomachała im jeszcze zza progu i wyszła. Wtedy Tamara podeszła do łóżka Lena. Ten wciąż na nim leżał. Gestem zachęcił ją do położenia się obok. Dziewczyna zrobiła to posłusznie i przytuliła się do niego. Objął ją zabandażowanymi rękoma, a dziewczyna pocałowała delikatnie jego nagi bark.

- Nad czym myślisz? - spytała go po chwili.
- Nad walką.

            W tym momencie zadzwonił dzwonek wyroczni oznaczający kolejną walkę "Drużyny Lena" . Chłopak zaklął w myślach, że będzie to tak szybko po zakończeniu pierwszego starcia.

- Litości nie mają - powiedziała Tamara.
- My też - zapowiedział Tao.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz