wtorek, 30 sierpnia 2016

35. Kac prawie morderca



Rozdział 35
Kac prawie morderca

            Około 10 rozległ się dźwięk dzwonka wyroczni wzywając 2 drużyny do walki. Jedną z nich był zespól Elly, Lilly i Milly. Dugą Sally, Manty i Sharonej. Walka miała się odbyć na pobliskiej pustyni za 2 godziny. Dziewczyny pozbierały się w mgnieniu oka z miejsc gdzie spały. Dalej nie było tak łatwo, wszystkie były w stanie, w którym słyszy się jak rośnie trawa. Tak samo było z Mantą. Każde z nich dostało po porcji tabletek na ból głowy i ruszył na miejsce starcia. 

            Dotarcie tam kosztowało ich wiele wysiłku, ponieważ skacowane mięśnie odmawiały współpracy. Wreszcie zniecierpliwiony już członek Wielkiej Rady rozpoczął walkę, a szamanki i Morty podobierały się w pary, tworząc 3 pojedynki, w których każdy walczył na tyle poważnie na ile mógł. I tak Morty walczył z Lilly, Sally z Elly, a Milly przeciwko Sharonej.

            Pojedynki nie była jakoś specjalnie zacięte. Wszystkie ataki były zbyt wolne i mało dynamiczne by trafić w przeciwniczkę. Po chwili najbardziej trzeźwy Morty zyskał przewagę nad Lilly i po chwili pozbawił jej po raz pierwszy kontroli ducha. Mniej więcej w tym samym czasie Sally wpadła w gniew z tego powodu i zamiast walczyć dalej z najlepszą przyjaciółką, czyli Elly, rzuciła się na Mantę i brutalnie go pobiła swoim młotem, nie pozbawiając go jednakże kontroli ducha swoimi brutalnymi atakami. 

- Dlaczego go atakujesz?! - zawołała z oddali zszokowana Sharona.

            Tymczasem chłopak gładko przywrócił kontrolę i ponownie uderzył w Lilly. Ta nie spodziewając się tego upadła tracąc świadomość oraz własną, świeżo odzyskaną kontrolę ducha. Sukces chłopaka nie oznaczał jeszcze końca walki. Jeśli dziewczyna odzyska zbyt wcześnie świadomość będzie mogła kontynuować pojedynek. 

- Zapłacisz za to! - ryknęła Sally.
- Stój! - powstrzymała ją Sharona, która nie wiadomo skąd pojawiła się przy przyjaciółce.

            Na moment wszyscy uczestnicy walki - poza nie przytomną Lilly - przystanęli. Konflikt wewnątrz drużyny spowodowany znokautowaniem przeciwniczki był czymś co najmniej niezwykłym.

- Idiotka - warknęła cicho pod nosem znajdująca się na trybunach Pilika.
- Byli o krok od wygranej - dodał Yoh.
- Polegli - wtrącił Len.

            W tym czasie na arenie Elly podbiegła do nieprzytomnej koleżanki. Sprawdziła czynności życiowe i upewniwszy się, że nic jej nie jest ruszyła sprintem w stronę rywali. Analogicznie Milly rozpoczęła ostrzał liderki przeciwników. Grad pocisków spadł na dziewczyny i Mantę.

            Chłopak upadł na piasek, raniony przez kolejne ataki. Po chwili i kilku kolejnych ciosach leżał już bez foryoku. Sally czuła się dużo lepiej. Widząc to Sharona stworzyła tarczę, która powstrzymała ataki Milly. Ratowała tym samym życie towarzysza, tracąc przy tym kontrolę ducha i nie była w stanie już jej przywrócić. --Sally pozostała sama przeciwko dwóm - a być może za chwilę trzem konkurentkom. 

- Poddaj się! - zapiszczała młodsza z nich.
- Nigdy! - zaperzyła się Sally.

            Ruszyła z całą siłą jaka jej pozostała na najmłodszą uczestniczkę walki. Ta widząc co się święci użyła całej energii do zablokowania ataku młotem. Wsparta przez fosforyzujące od foryoku pazury Elly dokonała tego - wciąż stała po ataku przyjaciółki. Dla odmiany energia z oręża tej ostatniej uleciała wraz ze zderzeniem mediów, których używały niewiasty. Sędziemu pozostała formalność, czyli ogłoszenie zwycięstwa zespołu złożonego z Milly, Lilly a także Elly.

            Po walce wszystkich w dalszym ciągi dziwiło zachowanie Sally. Wracając do domów co prawda przepraszała przez cały czas Mantę za swoją katastrofalną pomyłkę, jednak niesmak pozostał. Wszyscy inni narzekali na tragiczną komunikację z radą, która o walce informuje 2 godziny przed nią. Gdyby poinformowano je wcześniej walka byłaby dużo ciekawsza i dziewczyny zdążyły by się przygotować do tego mentalnie, zwłaszcza główna winowajczyni całego zamieszania na arenie. Dobrze, że to było ich ostatnie starcie przeciwko sobie. Pokonany zespół uznał, że zostanie w wiosce do końca turnieju, wobec nieuchronnego starcia przeciw jeszcze potężniejszemu przeciwnikowi niż bliźniak Yoh Asakury. 

            W domach wszyscy byli już obudzeni i każdy walczył na swój sposób z kacem – jedynym wyjątkiem był Len. Faust wyleczył się bardzo szybko, jednakże nikt nie chciał skorzystać z metod cmentarnej magii, używanych przez Fausta. 

            Tamara odkąd się obudziła na przemian płakała lub przytulała się do June albo Piliki. Jeszcze przed zaśnięciem dziewczyny wyjaśniły Doshi co się stało pomiędzy Tamarą, a Lenem. Doshi w pełni rozumiała ex-dziewczynę swojego brata, dlatego z całego serca starała się zmniejszyć jej ból po stracie ukochanego, którego obie kochały: June jako brata, a Tamara jako druga osobę, chłopaka swoich marzeń. Pod wieczór dziewczyny były już w dużo lepszym nastroju.

- Ciekawe kto będzie naszym kolejnym rywalem - zaczął rozmowę Trey podczas kolejnego śniadania.
- Pewnie ktoś słaby - powiedział Len.
- Obyś się nie przeliczył braciszku - wtrąciła z uśmiechem June.

            Wtedy dzwonek oznajmił im, że walczą z "Sekcją Sportową". Równocześnie Yoh i jego partnerzy mieli walczyć z jakimiś szamanami z Himalaiów, których nazwę nie sposób było przeczytać. Dziewczyny uporać się w tym czasie powinny  uporać się "Fakirami". Istotnie nie tylko im się to udało, wszyscy pozostali w polu walki przyjaciele odnieśli wiktorie.

            Po upływie dwóch dni w ciągu, których nie wydarzyło się nic ciekawego ponownie zadzwoniły dzwonki "Drużyny Yoh" oraz dziewczyn. Tym razem mężczyźni mieli rywalizować z  triem pod nazwą "Bayern", a kobietki z "Slavic mistic power". Jak się okazało pod tą nietypową nazwą ukrywała się trójka Słowaków, którzy ulegli im po dość jednostronnym starciu. Z całej grupy przyjaciół obserwowali je zaledwie Manta z koleżankami z tria, Tamara oraz o dziwo Horo, który nie wyjawił nikomu powodów dlaczego wybrał ten mecz, a nie odbywającą się równocześnie walkę kumpli.

            Asakura, Rio oraz Faust znajdowali się na środku kanionu, w którym mieli zmierzyć się z Bawarczykami. Ci ubrani byli w tradycyjne, ludowe stroje, charakterystyczne dla tego regionu Niemiec. Walkę sędziować miał Kalim.

- Szamani gotowi? - spytał.

            Wszyscy potwierdzili gotowość.

- Walczcie!

            "Drużyna Yoh" poza nim samym wykonała wielkie kontrole ducha. Lider znalazł się na jednym z ramion gigantycznej pielęgniarki. Na drugim stał jej ukochany, także również pochodzący z Niemiec.

- Tauros do podkowy! - ryknął najgrubszy German.

            Duch byka wpadł we wspomniany przedmiot. Ku zdumieniu widzów Bawarczyk także wykonał wielką kontrolę ducha. Miał pomarańczowy kolor ciała. Okolice jego karku pokrywało dziwne, gęste, brunatne futro. Miał trzy ogony oraz trzy cętki z tego samego materiału co rogi. Duch niespokojnie poruszał przednim kopytem. Jego widok budził respekt.

- Pidgey do nożyc! - ryknął drugi.

            Duch gołębia o jasnych piórach na brzuchu i nad oczami. Resztę jego ciała stanowiły pióra niewiele ciemniejsze od koloru futra byka o trzech ogonach. Dziób miał krótki, bladoróżowy i nóżki w tej samej barwie. W odróżnieniu od Taurosa nie przybrał on wielkiej formy, lecz zwykłą.

- Ejberd do miecza -syknął ostatni.

            Postać widmowego, krzyżackiego rycerza wpadła do ciężkiego, dwuręcznego oręża. Także i on nie przybrał wielkiej formy. 

            Cała trójka szamanów znajdowała się na duchu najgrubszego z Niemców. Na przeciw nim Duch Rzeki szykował się już do ataku rydwanu.

- Tauros sejsmiczny wstrząs!

            Ogromny byk uderzył kopytem w ziemię, kiedy Rio ruszył na swoich duchach do ataku na niego. Pomiędzy nimi pojawiła się głęboka szczelina w ziemi, która powiększała się w kierunku nadciągającego klonu Elvisa. Jego Duch Rzeki wpadł w nią i chcąc nie wywrócić się, skupił całą energię na utrzymaniu się w pozycji pionowej. Wykorzystali to pozostali szamani z Bawarii.

- Atak wiatru! - ryknął szaman używający ptasiego ducha.
- Cięcie z góry - polecił kolejny.

            Podmuch wiatru wytrącił z równowagi rydwan,  a cios mieczem pozbawił go jednej z głów, która na szczęście się zregenerowała- kosztem poziomu mocy Rio.

            Eliza kontrowała atakiem igłą, który został odparty przez podrzut rogami Taurosa. Właśnie wtedy Yoh doszedł do wniosku, że musi włączyć się do walki. Migiem wykonał podwójne medium.

- Amidamaru, niebiańskie cięcie!

            Atak Yoh nie trafił co prawda w ogromnego byka, ale pozbawił kontroli duchów dwójki Niemców na jego grzbiecie. Ci przywrócili ją po raz kolejny niewielkim nakładem energii. W między czasie kolejny atak rydwanu pędził na byka. Ten ruszył celując rogami w pierś Ducha Rzeki. Bestie starły się. Po krótkim siłowaniu Tauros podrzucił w górę przeciwnika, który upadł z hukiem i został przez chwilę bez kontroli ducha.

            Kanion wypełniły tumany kurzu. Rozległo się pokaszliwanie widzów i walczących. Yoh nie zważając na trudne warunki ponowił atak. Rozległ się następny huk a kolejne tumany kurzu uniosły się w powietrze.

- Atak wiatru!

            Po kilkunastu sekundach ciężkie warunki doskwierały już tylko Japończykom i Faustowi. Wtedy właśnie publika mogła dostrzec, że wielka kontrola ducha Taurosa padła jak domek z kart. Jego szaman jednak przywrócił ją, chociaż widać było, że to jego ostatnie podrygi w tej walce. Pozostała dwójka Niemców zeskoczyła z jego ducha.

- Frontalny atak! - polecił widmowemu zwierzęciu.
- Faust odlećmy w górę - powiedział spokojnie Yoh, którego w dalszym ciągu nie widać było pośród piaskowej zamieci.

            Wreszcie po chwili skrzydła ducha Elizy rozpędziły piasek. Stało się to w chwili, gdy rogi byka zagłębiły się w podbrzuszu ducha stróża Rio. Ten rozpadł się. Szaman o ekstrawaganckiej fryzurze wypadł z walki. Niedane było cieszyć się Niemcom z drobnego sukcesiku. Strzykawka stróża Fausta wbiła się pomiędzy ogony Taurosa. Migiem także on i jego szaman wypadli z walki.

            Wtedy drugi z Niemców stworzył wielką formę ducha swoim ptasim duchem. Niebawem utracił ją po ataku podwójnego medium Yoh. Kiedy spróbował ją przywrócić wybuch serum pozbawił go resztek mocy.

- Zostało nas dwóch na jednego - stwierdził Asakura.
- Ejberd, atakujemy na sto procent mocy!

            Miecz mknął wprost w olbrzymią pielęgniarkę,  lecz Yoh sparował atak. Właśnie wtedy Faust polecił Elizie zadać kolejny cios, który zakończył definitywnie tę walkę.

- Zwycięża "Drużyna Yoh"! - ogłosił Kalim.

            Szatyn z Faustem przybili sobie po piątce i pozwolili wyściskać się tym z przyjaciół, którzy pragnęli to zrobić.