poniedziałek, 8 lutego 2016

22. Atak z zaskoczenia



Rozdziała 22
Atak z zaskoczenia

            Wczesnym rankiem następnego dnia Anna wydała rozkaz wyjścia dalej. Po kilku godzinach marszu- kiedy jedyną atrakcją był Len próbujący rozszarpać Tray’a za jego marudzenie lub ktokolwiek inny usiłujący uniemożliwić Choco opowiadanie marnych dowcipów – grupa dotarła do „czarnego pyłu”. Zmęczeni wielogodzinnym marszem postanowili zrobić przerwę. Anna kazała Yoh, Rio i Mancie poszukać w okolicach czegoś do zjedzenia. Wybrana trójka niechętnie ruszyła dalej.

            Po odejściu 100m od obozu postanowili się rozdzieli Rio poszedł na północ, Manta w przeciwnym kierunku, a Asakura na wschód. Do tej pory nic nie znaleźli, ale ich uwagę przyciągało coś innego niż pożywienie. Kilka razy Manta albo Rio zatrzymywali się żeby sprawdzić  czy ktoś ich nie śledzi. Yoh też miał takie wrażenie, a w pewnym momencie był pewny, że widział cień poruszający się zaledwie kilka metrów za nim, jednak uznał, że Amidamaru wyczuł by wroga. Mrugnął i nie widział już nikogo oprócz dwójki towarzyszy. Nie wspomniał o tym przywidzeniu, gdyż  nie chciał martwić przyjaciół. Teraz, gdy szedł tylko ze swoim stróżem zapytał go:

- Amidamaru czy nie zauważyłeś za nami cienia, gdy szliśmy z Mantą i Rio?
- Tak, Yoh – odparł głos jednak nie był to głos stróża szatyna
- Kim jesteś? – zapytał Yoh
- Och, moje imię nie powinno cię obchodzić – odparł tajemniczy głos.

            Yoh nawet nie miał pojęcia czyj to może być głos. Nie widział swojego rozmówcy. Nie przypominał też sobie by którykolwiek z jego licznych przecież znajomych miał głos o podobnej barwie. Pomimo tego przybysz znał jego imię. Asakurze nie wydało się to dziwne. Jeżeli był to szaman, to zapewne słyszał o walce w obronie Króla Duchów. Stąd też mógł poznać jego imię.

- Pokarz się, powiedz czego chcesz i skąd znasz moje imię, a kultura nakazuje się przedstawić – odrzekł lekko rozdrażniony Yoh
- Czego chcę? To proste. Pragnę zabić Yoh Asakurę…
- … nie dopuścimy do tego Yoh szybko podwójne medium – wtrącił się duch samuraja.

            Yoh dał mu znać, że jeszcze nie pora na walkę.

- Jeśli pozwolisz mi kontynuować to powiem ci, że znam Yoh z turnieju szamanów.  Dodam też, że nie biorę w nim udziału, ale z miejsca gdzie mieszkam mogłem spokojnie oglądać ten turniej. Mój szef uważa, że Yoh jest potężnym szamanem, a może jeszcze bardziej zacząć nam zagrażać w realizacji naszych planów i dlatego cię zabije – odparł głos.

            Gdy skończył nagle w stronę szamana pomknął strumień foryoku. Yoh odskoczył, ale atak drasnął mu rękę.

- Nadal się nie pokazałeś, to nie grzeczne – powiedział Yoh i utworzył podwójne medium.

            Nikt mu nie odpowiedział. Zamiast  tego w jego stronę pomknęły 3 ataki, które kiedyś omal nie zabiły Rena. Yoh również wyskoczył najwyżej jak mógł i tak samo jak w przypadku Tao zderzenie 3 promieni spowodowało eksplozje, którą można było zobaczyć z daleka. Yoh pomyślał, że jego kumple będą chcieli sprawdzić co to było
i zaraz tu przybędą i pomogą mu zlokalizować wroga. Tymczasem spadając z dużej wysokości na Ziemię Asakura solidnie się pobijał. Nie miał, jednak czasu odsapnąć, bo usłyszał szelest jakby peleryny tuż za swoimi plecami. Instynktownie zablokował atak w swoje plecy. Nie przewidział tylko, że może dostać drugim ostrzem, które miał jego wróg. Poczuł stróżkę krwi cieknącą po jego plecach – widocznie rana nie była zbyt wielka. Odskoczył najdalej jak mógł od miejsca gdzie został uderzony. Próbował dojrzeć wroga, ale zamiast go ujrzeć zobaczył falę foryoku, która mknęła na niego z ogromną prędkością. Nie miał szans uciec. Postanowił użyć całego swojego foryoku do wytworzenia tarczy i przeżycia tego ataku. Fala zderzyła się z tarczą Yoh, niszcząc ją przy tym. Stracił całe swoje foryoku, ale nie odniósł jeszcze żadnych obrażeń.

            Stał chwiejnie na środku pustyni. Podniósł wzrok. Naprzeciw niego znajdował się napastnik. Wreszcie mógł mu się przyjrzeć.

            Był wysoki. Miał chyba trochę ponad 2 metry wzrostu. Odznaczał się bardzo szerokimi barkami. Jego skóra była ciemna i chropowata. Yoh nie był pewny czy to jakaś nieznana w Japonii choroba tropikalna czy też może coś jeszcze dziwniejszego. Oczy "wielkoluda" był duże i czerwone. Rzęsy wyglądały jak u kobiety wyszykowanej do pójścia na najważniejszą randkę w życiu. Ubrany był w płócienny, szary płaszcz i spodnie w nieco ciemniejszym odcieniu tego samego koloru.

- Spisałeś się lepiej niż twój przyjaciel - pochwalił go napastnik - który ledwo uszedł z życiem, a właściwie to ja pozwoliłem mu dalej żyć, bo mogłem go zabić i nikt nie wiedziałby kto zabił Lena Tao. Dlatego powiem ci kim jestem. Jestem najwierniejszym sługą najpotężniejszego z demonów i też jestem demonem.
- Więc to ty zaatakowałeś Lena. Czy to oznacza, że resztę moich przyjaciół też będziesz próbował zabić? – spytał Asakura.
- Nie tylko ciebie mam zabić. Ich mogę przetestować jak tego całego Tao. Słyszałem jakim to on silnym jest szamanem, a walka z nim była jak z przedszkolakiem. Jeśli pozostali twoi towarzysze są równie słabi to szkoda mojego czasu i wyśle słabszego, mniej popularnego i odważnego demona.
- Jak masz na imię?
- Imię można zmienić w każdej chwili.
- Wolałbym je, jednak znać - powiedział z niemal dziecinną naiwnością Asakura.
- Zabawny jesteś Yoh - zakpił demon.

            Yoh wiedział, że raczej nie dowie się już jak nazywa się jego przeciwnik. Nie mógł też skończyć rozmowy. Jeśli zrobi to szybciej niż po przybyciu kolegów, to zginie. To nie ulegało wątpliwości. Demon co prawda nie uśmiercił go dotychczas, lecz czuł się tak pewnie, że mógł z tym poczekać jeszcze kilka chwil.

- Dlaczego nas atakujesz? – zadał kolejne pytanie.
- Nie udawaj głupiego. Dobrze wiesz! – ryknął demon – pora zakończyć twoje marne, nic nie warte życie! Żegnaj Yoh Asakuro. 

            Uniósł miecz i szybko opuścił go na Yoh, który zaczął myśleć co czuję się podczas śmierci, ale nie czuł nic, za to usłyszał brzęk metalu. Podniósł głowę
 i ujrzał, że guan- dao zablokowało atak. Tuż za plecami Yoh stał wściekły Len, który najwyraźniej słyszał co demon o nim mówił. Yoh ujrzał też kilka metrów bardziej
 z tyłu resztę towarzyszy. 

- Zaraz zginiesz - warknął mściwie Tao.
- Nie sądzę - zapewnił demon.

            Len podniósł w górę broń. Nim zdołał wykonać cięcie, demon jak gdyby nigdy nic, rozpłynął się w powietrzu. Nic nie wskazywało na to by miał się zmaterializować gdzieś w pobliżu.

- Len...- zaczął Yoh.
- Nic nie mów - burknął Tao.

            Gdzieś za jego plecami rozległ się głos rozemocjowanego Treya. Niedługo potem dobiegli pozostali. Byli zziajani i przestraszeni, ale wyglądało na to, że nic im się nie stało.

            Kiedy przekonali się, że demon zniknął, Yoh opowiedział całą historie tego wydarzenia – pomijając opinie demona o Lenie, za co ten był mu bardzo wdzięczny. Kyoyama powydzierała się przez chwilę na trójkę, która miała znaleźć coś do jeszenia. Kiedy skończyła zapadła noc. Dowiedziawszy się o planach najpotężniejszego z demonów szamani postanowili rozstawić namioty i pełnić wartę nad obozem.

            Pierwszymi na warcie mieli być Trey i Choco, po nich Len i Faust, później Rio i Sharona, a na końcu Lilly, Elly i Milly. Kyoyama uznała, że Yoh musi odpocząć i nie będzie pełnił warty nad obozowiskiem. Grupa Sharonej  zajęła 2 namioty, pozostałe były zajęte przez drużynę Lena, Asakury, dziewczyny i ostatni przez Annę. Ostatni namiot był strzeżony dodatkowo przez dwóję duchów, przywołanych tu do tego specjalnie przez medium.

            Warta pierwszej dwójki nie miała żadnych specjalnych przygód ani w ogóle nic ciekawego. Na wartę Lena i Fausta obudziła się nie tylko ta dwójka i ich stróże, ale też Tamara i Elly. Len siedział przed swoim namiotem, który stał z boku obozu. Gdy zobaczył Tamarę oddalił się jeszcze bardziej na skraj obozu. 

            Len i Tamara siedzieli czule objęci pod jedynym w okolicy drzewem i o czymś rozmawiali, nie wiedzieli, że ktoś ich obserwuje. Była to Elly, która z zazdrością obserwowała tą scenę. Myślała ile by oddała by być na miejscu tej nieśmiałej, róźowowłosej partnerki Rena. Ze smutkiem stwierdziła, że nie ma na co tu liczyć i postanowiła wrócić do swojego namiotu. 

            Gdy blondynka była już parę kroków od wejścia do namiotu zobaczyła kogoś kto nie powinien tu być. Było ciemno i nie widziała kto to był, ale podświadomość podpowiadała jej, że to znajomy członek X- Laws imieniem Layserg. Postać Layserg’a tylko mignęła jej przed oczami i znikła. Szamanka uznała, że to przez zmęczenie i rozgoryczenie, po czym weszła do namiotu.

            Rano, gdy szamani powychodzili ze swoich namiotów czekała ich niespodzianka. Pośrodku obozu stała Jeanne, Marco, Layserg i kilku nowych członków ich organizacji. Ta wizyta kompletnie zszokowała szamanów.

- Czego chcecie? – Anna pierwsza oprzytomniała.
- Porozmawiać – odparła Jeanne z uśmiechem.
- Nie ufam wam – odwarknęła medium.
- Trudno – wtrącił beznamiętnie Marco – Musicie nas wysłuchać, dlatego że sądzimy, że możecie nam pomóc, a my jesteśmy w stanie pomóc wam.
- Nie wiem czego wy możecie coś od nas chcieć – do rozmowy włączył się Yoh - przez mój braciszek już nie żyje, wiec wasza misja jest skończona tak? - pytał.
- Częściowo masz rację. Zik nie żyje. Co nie oznacza, że nasza misja niesienia pokoju i szczęścia została zakończona. Zwłaszcza, że pojawiło się nowe zagrożenie. I jak sądzimy z Jeanne wy też już wiecie jakie – powiedział Marco.
- Mylisz się, bo nie wiemy o kim mówisz – odparła spokojnie Anna, nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć.
- Więc wiedz Anno, że najpotężniejszy z demonów szykuje się do podboju świata szamanów, a potem do podboju całej naszej planety. Sądzimy, że prędzej czy później na niego wpadniecie, a wtedy do nas dołączycie i razem go pokonamy. Wtedy Jeanne będzie mogła zostać królową szamanów i na tej pięknej planecie zapanuje pokój – Lyserg zdradził plany wyrzutków..
- Nigdy nie pomożemy wam wymordować kolejnych ludzi – wypalił Len.
- Nie chcemy mordować ludzi, a demony i to tylko te służące wrogowi, a to spora różnica nie sądzisz tak Len? – odparła Jeanne, a Len był już cicho.

            Marco spojrzał wściekle na złotookiego. Wciąż był wyraźnie wyczulony na punkcie krytyki panienki Jeanne oraz swojej organizacji.

- Akurat ty nie powinieneś mieć problemów do mordowania - warknął.
- Mimo to nie popieramy waszych metod – rzekł Rio chcąc nie dopuścić Lena do głosu.

            Ten wyraźnie poczerwieniał na twarzy. Był bliski wybuchu, ale do tego nie doszło.

- Jak chcecie. Jeżeli zmienicie zdanie nie trudno będzie znaleźć nas. Tylko czy wtedy nadal będziecie mogli do nas dołączyć? – odpowiedział Marco

            Kiedy skończył skinięciem ręki dał znak swoim towarzyszom do odejścia, a sam 
popchał swoją przywódczynię za innymi wyrzutkami.

- Banda kretynów - stwierdził Tao.

            Gdy X- Laws zniknęli za horyzontem, szamani zaczęli wymieniać poglądy na temat czekającej ich prawdopodobnie walki. Wszyscy byli nie bywale podekscytowani wizją walki z nowym wrogiem, tylko Len i Yoh byli przygnębieni. Obaj poznali siłę sługi najpotężniejszego z demonów, a więc czekało ich mnóstwo treningu… Ale o tym wiedziała też Anna…

- Pora trenować - jej słowa brzmiały jak wyrok.
- Otóż to - zawtórowała jej Pilika - ktoś musi ocalić świat!

21. Zbliżenie



Rozdział 21
Zbliżenie

            Gdy cała reszta pojawiła się w kuchni i usiadła do śniadania, panowała dziwna cisza. Nawet Trey nie próbował nikogo wkurzać. Choclave nie opowiadał swoich żenujących dowcipów. Możliwe, że przed zejściem tu June wyjaśniła wszystkim co spowodowało spacer lotniczy Lena. Cała ta cisza bardzo irytowała młodego Tao. W końcu nie wytrzymał i wydarł się:

- CO SIĘ Z WAMI DZIEJE???? Co myślicie, że jak będziecie teraz tacy cisi to co to, że was nie pozabijam? Dajcie spokój. Myślałem, że mi ufacie, że mnie znacie…
- Len… - zaczęła June.
- Wychodzę – przerwał jej przywódca rodu Tao, po czym opuścił przyjaciół.

            Gdy tylko trzasnęły drzwi od jadalni, a pozostali goście hotelowi wyszli z szoku nasza gromada szamanów i szamanek oraz medium zaczęło gorączkowo dyskutować o tej sytuacji. Każdy miał inną propozycję jak teraz zachowywać się co do Rena, ale wszyscy byli zgodni co do jednego, że ich cicha strategia była błędem.        W toku całej tej dyskusji nie zauważyli, że ktoś opuścił jadalnię i wyszedł z hotelu. Była to Tamara, która osobiście nie wiedziała o zamiarach przyjaciół, ale i tak czuła się winna. Nie wiedziała dlaczego, ale coś czuła do tego zimnego i bez uczuciowego szamana. Problem w tym, że sama jeszcze nie wiedziała co to. Wiedziała tylko, że nie kocha już Yoh.  Jej rozmyślenia przerwał głos, dochodzący zza zakrętu:

- …Bason mamy problem jak widzisz i sam nie wiem co z tym zrobić, dlatego chciałbym poznać twoją opinie.

            Tamara rozpoznała głos Lena, a po chwili także jego stróża, który odrzekł:

- Nie wiem co bym zrobił gdybym był Tobą mistrzu. Mogę jednak zasugerować żeby mistrz dał jej szanse, bo to może być to czego mistrzowi brakuje. TO - powiedział z naciskiem - może pomóc dojść mistrzowi do stanu spokoju duchowego…

            Reszta wypowiedzi została przerwana przez Rena, który w swoim stylu skrytykował swojego ducha za to, że ośmielił się zasugerować – jak myślała różowowłosa – że Len ma problem z dziewczynami, a dokładnie z jedną. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że wie o kogo chodzi. Postanowiła to sprawdzić. Ruszyła w kierunku zakrętu jednak nim zdarzyła skręcić ktoś wysunął zza niego guan- dao

 i zapytał czego tu szuka. Była tak zaskoczona, że nie odpowiedziała. Dopiero, gdy Bason pojawił się przed nią odparła, że to ona. Len natychmiast opuścił broń i tym razem to on zaczął ją przepraszać na swój sposób, co rozbawiło dziewczynę.

- Co cię tak bawi? – warknął Len.
- Sposób w jaki przepraszasz – odrzekła jego przyjaciółka.
- A co w nim takiego zabawnego?
- Nic – szepnęła Tamara. 

            Len zbliżył się do niej na odległość zaledwie kilku centymetrów i powiedział „przepraszam cię”. Nie mogła w to uwierzyć. Powiedział jej te dwa słowa! Przeprosił tak jak zrobiłby to każdy inny, normalny człowiek. Prawdopodobnie nikt do tej pory nie usłyszał tego z jego ust. Poczuła się taka wyjątkowa i wyróżniona. Nie otrząsnęła się jeszcze z jednego szoku, kiedy wpadła w drugi...

            Oboje stali tak nieruchomo, gdy nagle Tao ruszył się i to tak jak nikt by się nie spodziewał. Pocałował różowowłosa w usta. Tamara była w szoku, że to zrobił, on też. Trwało to tylko kila sekund, ale obu coś uświadomiło.

- Len... - zaczęła cicho dziewczyna.
- Nic nie mów - poprosił ją chłopak.

            Zgodziła się. I tak nie wiedziała co powiedzieć. Mogłaby co najwyżej zapytać co to oznacza z jego strony.

- Chcesz się przejść? - rozległ się gardłowy głos Lena.

            Spojrzała na niego. Jego twarz przypominała barwą dojrzałego pomidora. Tamara pomyślała, że mogłaby go schrupać jak wspomnianego pomidora. Ta myśl ją bardzo rozbawiła. Nieśmiały uśmiech wpełzł na jej twarz. Skinęła głową.

- Bason - Tao zwrócił się do ducha - sprawdź czy cię nie ma 100 metrów dalej.
- Tak jest mistrzu Len - odpowiedział generał, a jego widmowych oczach pojawiły się wesołe iskierki.

            W hotelu nieobecność Tamary została zauważona dopiero po śniadaniu. Jednak Anna stwierdziła, że na pewno poszła po zakupy i stoi w kolejce, co uspokoiło wszystkich. Pod koniec śniadania medium oświadczyła, że ruszają dalej w podróż i muszą się spakować, a ponieważ brakuje 2 osób ktoś musi spakować ich rzeczy. Zagubieni pojawili się dopiero po zmroku. Za co oberwali od Anny, choć tylko słownie. Bardzo chciała wyczytać z ich umysłów gdzie byli, ale nie mogła. Umysł Rena był szczelnie zamknięty, natomiast myśli Tamary zbyt chaotyczne - poza tym wyglądały na nie jej. Faktycznie Tamara chcąc uniknąć wyjawienia tego, że została dziewczyną Lena specjalnie tworzyła chaos w głowie żeby nikt nie odkrył prawdy. Ona i Tao chcieli utrzymać to w tajemnicy do czasu końca turnieju.

niedziela, 7 lutego 2016

20. Niepokój rady



Rozdział 20
Niepokój rady

            Od czasu pierwszego ściśle tajnego spotkania Wielkiej Rady Szamanów w sprawie Lena Tao i zagrożeń płynących dla świata ludzi i szamanów z jego strony, chłopak był pod nieustanną obserwacją.  Co prawda nie było to już śledzenie tak gorliwe jak na początku, lecz wciąż było to jedno z priorytetowych zadań członków rady.

- Nie wierzę, że Golda dalej boi się o zejście Lena z drogi światła - powiedział któregoś dnia Kalim do Silvy.

            Tego dnia to właśnie oni mieli z przyglądać się z dala poczynaniom młodego szamana.

- Kharim mówił, że Tao zabił jakichś amerykańskich szamanów - odrzekł beznamiętnie Silva.
- Uwierzyłeś mu? - zdziwił się jego przyjaciel.
- Nie.

            Zapanowało milczenie. W tym czasie Silva uważnie wpatrywał się w okno pomieszczenia zajmowanego przez Lena. Szaman przebywał w kuchni i rozmawiał z Tamarą. Nic nie wskazywało na to żeby był tak agresywny jak uważał Kharim oraz kilku innych Indian.

- Sporo się mu przyglądasz, jak uważasz ma szanse wygrać z Yoh? - Kalim przerwał rozmyślania towarzysza.
- Hm... - zamyślił się Silva - jego poziom foryoku jest niższy niż Yoh - stwierdził ostrożnie - obaj jednak wiemy, że nie zawsze wygrywa ten kto ma go więcej. Yoh jest mistrzem w potężnych uderzeniach. Len dla odmiany jest mistrzem szybkich ataków. - tłumaczył mniej obeznanemu przyjacielowi - dodatkowo mój krewniak jest wspierany przez Annę. Jej motywowanie do walki i trening wywierają wielką presję na chłopaka.
- Na tym drugim też ciąży presja - oponował starszy mężczyzna - więcej na nim ciąży presja całego rodu, a na Yoh w tym momencie jest nacisk tylko dziewczyny.
- Pytanie co jest silniejsze, rodzina czy narzeczona?

            Kalim zastanawiał się przez chwilę nad tymi słowami, ale nie wymyślił nic konstruktywnego.

- Każdy jest inny - Silva przerwał milczenie - dla każdego co innego jest najsilniejszym bodźcem.
- To prawda - przyznał Kalim.

            Obaj mężczyźni spojrzeli ponownie w stronę kuchennego okna. Tao w dalszym ciągu konwersował z koleżanką.

- Nic tu po nas, spadajmy - zaproponował Silva.
- Ok.

            Utworzyli kontrole ducha, na których oddalili się do leżącego kilkaset metrów lasu, w którym mieli obozowisko.

- Musimy przesłać raport szefowej - oznajmił Kalim, kiedy byli na miejscu.
- Zaraz się tym zajmiemy - odrzekł Silva.

            Cały ich obóz składał się z dwóch namiotów. W jednym z nich spali,  a w drugim trzymali sprzęt oraz prowiant. Poza tym nie posiadali niczego.

            Silva wyjął z drugiego namiotu coś co wyglądem przypominało mu mały telewizor. Na dachu miało krótką antenkę. Nagle monitor włączył się sam z siebie. Pojawiła się na nim stara, pomarszczona twarz kobiety.

- Jak postępy? - rozległ się jej głos.
- Nic nie wskazuje na to, że przeszedł na ciemną stronę - odpowiedział Silva.
- Isim twierdzi, że chłopak oddala się od przyjaciół - powiedziała zaczepnie Goldva.
- Nie ma racji - odparł chłodno Kalim.

            Silva spojrzał na przyjaciela badawczo. Taki sposób odzywania do zwierzchniczki nie pasował do pokornego i posłusznego zwykle mężczyzny.

- Moim zdaniem chłopak zbliżył się jeszcze bardziej do swoich partnerów z drużyny - kontynuował Kalim normalnym tonem - rozmawia też z tą nieśmiałą nastolatką.
- Kim? - szczerze zdziwiła się szefowa.

- Tamarą - wyjaśnił Silva - młoda protegowana narzeczonej Yoh, Anny.

            Goldva zamyśliła się na chwilę, a jej twarz stała się jeszcze bardziej pomarszczona. Silva zacisnął szczękę.

- Może jest dla nas jeszcze nadzieja - rzekła wreszcie szefowa.
- Nadzieja?
- Nowy wróg zbiera siły, jest coraz bliżej - mówiła tajemniczo - atak na Tao, wizja tej młodej Tamary, kilka dziwnych zaginięć - wyliczała - spodziewam się, że najpóźniej za dwa może trzy miesiące zostanie nam rzucone otwarte wyzwanie.

            Silva spojrzał przestraszony na Kalima. Ten wyglądał na równie zdumionego co on.

- Co możemy zrobić? Jak się przygotować? Czemu się nie szykujemy? - pytał Silva.
- Na tę walkę nie możemy się przygotować - odrzekła Goldva z kwaśną miną.

            Dalszą rozmowę przerwało im pojawienie się na ekranie, za plecami Kharima. Blondyn był czymś wyraźnie zadowolony. Jego uśmiech zdawał się promieniować i emanować jakąś dziwną energią.

- Tao uciekł - powiedział radośnie.
- Jak to?! - zdziwili się równocześnie Silva i Kalim.

            Blondyn spojrzał tryumfalnie z ekranu na pozostałych członków rady.

- Przyjaciele przestali mu ufać po ostatnich zdarzeniach! Nie wytrzymał tego i uciekł!
- Niemożliwe! - zaprotestował gwałtownie Silva.
- Skąd masz te informacje, nie ma cię tutaj? - Kalim nie tracił kontroli nad emocjami.
- Mam za to zaufanych ludzi w pobliżu.
- Nie ufasz nam? - spytał z wyrzutem Silva.
- Lubię kiedy robota jest dobrze wykonana - odparł blondyn z wyższością.

            Silva poczuł jak twarz mu się rumieni, a gniew przejmuje nad nim kontrolę. Kharim wyraźnie dawał im do zrozumienia, że nie uważa ich za kompetentnych!

- Spokojnie - powiedziała Golda, przeczuwając nadciągającą burze.
- Jestem spokojny - wycedził Silva przez zaciśnięte zęby.
- Ja też - odparł szczęśliwym głosem blondyn.
- Dobrze, dobrze - przytaknęła im liderka - sprawdźcie gdzie jest Tao. Jeśli okaże się, że odchodzi od przyjaciół i naszej strony mocy, nawróćcie go. Choćby siłą. Bez niego nie mamy szans.
- Siłą? - zdziwił się Kalim.
- Mieliśmy się nie ujawniać - zaprotestował Silva - jeżeli się ujawnimy Len domyśli się, że go szpiegowaliśmy. Wiesz co to oznacza!
- Słusznie mówisz - przyznała Goldva.
- Więc co?
- Spadajcie go szukać! - poleciła.

            Zszokowani po raz kolejny tego dnia mężczyźni zasalutowali szefowej. Telewizor wyłączył się z cichym pyknięciem. Mężczyźni nie wymienili już żadnego słowa. Rzucili się pędem w stronę hotelu, w którym przebywał wcześniej złotooki Tao oraz jego koledzy i koleżanki. Czasu mieli coraz mniej, jeśli Len na prawdę uciekł, to mogli być w poważnych tarapatach nie tylko jako członkowie rady, który zawiedli i zgubili osobę, którą mieli śledzić