wtorek, 5 lutego 2019

61. Król szamanów


Rozdział 61
Król szamanów

          Shamash ciał swoim toporem Yoh w łopatkę. Chłopak kompletnie się tego nie spodziewał. Wciąż był jeszcze w szoku po tym jak Jeanne zablokowała jego atak. Krew ciekła mu po plecach, boku oraz brzuchu. Wykorzystując foryoku oraz korzystając z instynktu Amidamaru wyskoczył z leja, który sam stworzył aby złapać w pułapkę Żelazną Damę. Był otępiały, ale żywy i z nadzieją na końcowy sukces.

- Walka dobiega końca – rozległ się melodyjny głos Francuski, która bez trudu lewitowała na powierzchnię.
- Jeszcze nie.
- Jeśli nie skończymy tego szybko to się wykrwawisz.

          Asakura nie miał zamiaru kontynuować tej rozmowy. Jego Ostrze Aureoli omal nie spełniło swojego zadania. Podobnie jednak jak i inne ataki nawet nie drasnęło przeciwniczki, która ponownie wytworzyła tarczę.

- Yoh, każda zniszczona tarcza kosztuje ją foryoku – zauważył Amidamaru.
- Tak jak i nas atak aby ją zniszczyć – odpowiedział chłopak.
- Niszczmy je bezpośrednio.
- A Shamash?
- Jeśli przebijemy go to jej kontrola ducha pryśnie.
- Jej odtworzenie może być bardzo kosztowne.

          Dalsze rozważania przerwał jej wspomniany duch, który ruszył do ofensywy. Wypluwał z siebie fosforyzujące pociski, które bez trudu były omijane przez Yoh. Chłopak ucieszył się, że nie musi wytwarzać w tym celu tarczy.

Po chwili zmęczenie – potęgowane przez ranną łopatkę – dało o sobie znać. Jego oddech stawał się coraz płytszy, a koncentracja opadała. Odtwarzał ją co chwilę, ale było to coraz trudniejsze.

- On nie chce cię trafić – ocenił duch samuraja.
- Chce mnie zmęczyć.
- Dokładnie.

          Kolejna seria pocisków śmigała w stronę pretendenta do korony króla. Ponownie udało mu się je ominąć, ale wzmocniło to zmęczenie jakie odczuwał. Przykucnął na chwilę by złapać oddech. Poczuł jak sącząca się krew zastyga na jego plecach i skleja ciało z ubraniem. Odczuł kolejny dyskomfort.

          Kiedy Shamash przygotowywał się do kolejnego ostrzału, Yoh wykorzystał pierwszy w tej walce moment nieuwagi przeciwników i posłał Niebiańskie Cięcie. Atak trafił ducha prosto w miejsce gdzie człowiek miałby przełyk. Był wystarczająco celny i spełnił swoje zadanie. Kontrola ducha Jeanne odeszła do historii.

- Niezła próba, Yoh – stwierdziła spokojnie szamanka.

          Szaman nie odpowiedział. Zaatakował ponownie, jednak Jeanne zdążyła odnowić swoją kontrolę ducha oraz wykonać unik, aby nie tracić sił na blokowanie potężnego ataku.

- Skup się – szepnął Amidamaru.
- Musimy wygrać – odpowiedział Yoh.
- Wyczuwam, że mamy znacznie mniej foryoku.
- Zaatakujmy z bliska!

          Jak powiedział tak zrobił. Asakura zaszarżował z impetem do przodu. Został przechwycony przez Shamasha, lecz zdecydowanymi cięciami miecza przedziurawił go i zmusił Jeanne do utraty foryoku aby regenerować ducha. Wtedy uderzył po raz kolejny. Sytuacja powtórzyła się jeszcze dwa razy, po których cios pięścią strażnika Babilonu odrzucił Yoh kilkanaście metrów w tył.

- Jak się trzymasz? – zagaił Amidamaru, kiedy jego szaman wylądował na ugiętych nogach by zamortyzować lądowanie.
- Całkiem dobrze.

          Yoh przypomniał sobie o co walczy. Wioska w USA zniszczona przez demony, wioska rodu Usui wycięta w pień. Kolejne cele strategicznej obrony, które tracili. Kontakt z Osorezan i siedzibą jego własnego rodu był niemal niemożliwy. Anna nie mogła namierzyć ani skontaktować się z ekipą Fausta i Kany. Mogli już śmiało założyć, że stacja badawcza na Antarktydzie została opanowana przez demony. Liczył, że Len będzie miał więcej szczęścia.

- Yoh… - głos samuraja sprowadził chłopaka do rzeczywistości – musisz się skupić. Na walce.
- Jasne.

***

          Z drugiej strony areny Jeanne i Shamash szykowali się do kolejnego ataku. Francuska zdawała sobie sprawę, że traci przewagę jaką miał wchodząc na arenę. Jeszcze kilka utrat kontroli ducha i będzie na straconej pozycji… a wraz z nią cały świat.

          Nie wysłała swoich wyznawców do walki. Potrzebowała ich tutaj. X- Laws zabezpieczali teren wioski jak i samej areny. Demony udowodniły już, że zabezpieczenia jakie wystarczyły do powstrzymania niepowołanych szamanów i ludzi do wtargnięcia w miejsce walki na nie były niewystarczające. Layserg opanował jakiś czas temu Ducha Ognia, co sprawiało, że być może byłby nawet lepszym od niej kandydatem na król. Niestety stało się to zbyt późno. Chłopak nie umiał jeszcze wystarczająco panować na dawnym stróżem Hao.

- Pora podnieść poziom – oświadczyła Żelazna Panienka.

          Shamash wystrzelił ostro i gwałtownie w górę niczym rakieta. Po upływie kilkunastu sekund zaczął opadać głową w dół w miejsce gdzie stał Yoh. Ten spokojnie przybierał pozę do odparcia ataku. Jeśli jego cięcie sparuje natarcie sytuacja może już teraz obrócić się na jego korzyść. Jeszcze gorzej jeżeli nie tylko sparuje atak, ale zada celny cios. Wtedy to liderka X- Laws może być w nie lada opałach. Gdyby, jednak atak trafił jak zaplanowała, będzie po walce.

          Tymczasem babiloński bożek opadł z hukiem w miejsce gdzie znajdował się Yoh. Arenę pokrył kurz. Eksplozja wywołała drobny popłoch wśród widzów, lecz słudzy Jeanne momentalnie opanowali sytuację. Ona sama wysiliła wzrok by dostrzec co stało się z jej duchem.

          Zaczynało do niej dochodzić co się stało jeszcze nim opadł kurz. Czuła się tak bardzo lekka, że mogłaby fruwać. Zamknęła oczy. Wiatr targał jej włosami. Wbrew jej własnym odczuciom nie oderwała się od ziemi. Było już po wszystkim. Przegrała, a świat stal na krawędzi.

- Zwycięża Yoh Asakura – dochodzący z oddali głos potwierdził to co już wiedziała.

          Nagle doznała olśnienia. Przecież Yoh już raz uratował świat! Dał sobie radę z Hao, chociaż nikt nie wierzył, że może do tego dojść. Tysiącletni Asakura został zabity przez nastolatka. Czy możliwym jest, że to właśnie ten chłopak i teraz ma obronić świat ludzi, duchów i szamanów przed istotami z piekła? Jeśli tak, to następnie będzie wspaniałym królem szamanów, który poprowadzi świat w 500letnią podróż ku lepszym czasom.

          Zmiana perspektywy wymusiła w niej zmianę pewnych dyspozycji, które pozostawiła swoim wyznawców na wypadek porażki. Powoli odwróciła się w ich stronę. Nie widziała jeszcze konkretnych wyrazów twarzy. Wiedziała, jednak co czują. Ich przygnębienie i smutek nie był tym czego potrzebowali, czego on potrzebowała. Musi im o tym powiedzieć.

- Layserg… - zaczęła śpiewnym głosem.


***

          Yoh stał na miękkich nogach wciąż nie wierząc, że stało się to co się wydarzyło przed chwilą. Shamash wykonał atak, który miał rozstrzygnąć o tytule. Po sugestii Amidamaru by nie uciekać został na miejscu. Zamknął oczy i pozwolił stróżowi prowadzić swoje ramiona.

          Następnie eksplozja, huk i nic nie widział. Stał, a przynajmniej tak myślał. Nie trafił do dziwnej rzeczywistości w jakiej znajdował się gdy jego dusza miała połączyć się z Hao. Nie trafił też do żadnego odpowiednika, z którego miał trafić do świata zmarłych i dowiedzieć się jaka religia mówiła prawdę w tym temacie.

          Stał na arenie. Był tego pewien. W dłoni wciąż trzymał podwójne medium. Nie utracił kontroli ani na bronią, ani nad mocą ani nad sobą. Powoli zaczynało do niego docierać co się stało. Odparł atak. Nie widział nigdzie Shamasha. To oznaczało, że musiało nastąpić coś więcej niż sparowanie ataku.

- Zwycięża Yoh Asakura – głos z oddali potwierdził jego najświeższe domysły.

          Opadł na kolana, lecz po chwili wyskoczył w górę. Miecz wypadły z jego dłoni. Wykonał impulsywny, spontaniczny taniec zwycięstwa. Widział na trybunach uśmiech satysfakcji na twarzy Anny.

          Powoli udał się do szatni. Gdzie wziął szybki prysznic. Kiedy wyszedł z pomieszczenia przed areną czekał na niego komitet powitalny. Anna nie dbając o pozory rzuciła mu się na szyję. Za nią stał Choco w towarzystwie swoich duchów Mika i Ducha Wiatru. Obok niego znajdowała się Lady Sati z dwójką swoich pomocników. Z jego drugiej strony znajdowała się Jeanne wraz z Laysergiem i jednym z członków X- Laws, którzy dołączyli już po reaktywacji turnieju. Marco znajdował się kilkanaście metrów z tyłu. Jego twarz nie zdradzała pozytywnych intencji. Inaczej sprawa miała się z jego zwierzchniczką. Jeanne uśmiechała się.

- Gratulację, Yoh – powiedziała melodyjnie.
- Dzięki – bąknął i położył dłoń za potylicą unosząc łokieć.
- Chcemy cię eskortować w drodze do sanktuarium – wtrącił Diethel.
- Czy to podstęp? – Anna natychmiast oderwała się od narzeczonego.
- Nie – odparł trzeci z X- Laws.
- Pojęliśmy nasze błędy – wyznała Jeanne.

          Yoh spojrzał na twarze dwójki jej przybocznych. Zdawały się zgadzać ze słowami swojej pani. Ucieszyło to Yoh. Podszedł kilka kroków w stronę osobliwego komitetu powitalnego. Zatrzymał się na wprost Anglika. Spojrzał mu w oczy. Widział w nich determinacje, ale i ciepło jakie widywał u dawnego Layserga. Podał mu dłoń, a chłopak ją uścisnął.


          To było to. Szamani znów mieli stać się zjednoczeni, a jako że wróg był innej rasy i gatunku to zjednoczenie mogło być znacznie większe o czym przekonały ich członkinie dawnego zespołu Hanagumi. Neutralni w poprzednim konflikcie szamani powinni także ich poprzeć. Tak, to będzie pierwsze zadanie nowego Króla Szamanów.

- Choco – głos Anny przypomniał o przyziemnych sprawach – wraz z Laysergiem ruszycie na poszukiwanie ekipy Fausta.
- Tak jest – odpowiedział komik udając, że salutuje.

          Layserg skinął głową, kiedy Żelazna Dziewica potwierdziła ruchem głowy, że słowa Anny są zasadne.

- Myślałem, że chcecie mnie eskortować – zauważył Yoh.
- To nie jedyne osoby jakie tu są – wydukał nowy członek X- Laws.
- Jak się nazywasz? – warknęła na niego Anna.
- Gary.
- Kolejny Brytyjczyk – bardziej stwierdziła niż spytała przyszła królowa, a chłopak potwierdził ruchem głowy.

          Yoh zmierzył ich wzrokiem. Wiedział, że Anna nie miała żalu do X- Laws za ich dawne zagrywki. Zupełenie inaczej mogli na to zaregować pozostali z przyjaciół. Zwłaszcza Len i Horokeu. Nagle Yoh poczuł jak traci optymizm jak miał jeszcze przed chwila. Czy zjednocznie szamanów było w ogóle możliwe w obliczu utraty kończyn i kwater, porwań i szantaży jakich doświadczyli niedawno? Zachowanie Choco było małym zwiastunem tego co miało nastąpić. Komik zaskoczył, jednak wszystkich nad wyraz dojrzałym zachowaniem. Pozostawało mieć nadzieję, że zareagują co najmniej podobnie.

- Na co czekacie? –Anna ponownie nie pozwalała jego myślą odrywać się na zbyt długo od rzeczywistości – ruszajcie, ale to już!

          Wymieniona wcześniej dwójka odleciała na ramionach – stojąc na innych bokach – Ducha Wiatru. Choco już po chwili zaczął opowiadać coś duchowi jaguara, a Layserg zachował swoja rozmarzoną minę.

          Nikt spośród zebranych na dole nie zwrócił uwagi, że Marco Lasso nie stoi już w oddali za plecami Jeanne. Z bardziej zaciętą niż wcześniej miną opuszczał wioskę.