czwartek, 23 czerwca 2016

33. Do kogo należy Duch Ognia?



Rozdział 33
Do kogo należy Duch Ognia?

            Silva nigdy nie lubił tu przychodzić. Tak na prawdę przeklinał się w duszy za każdym razem, kiedy przekraczał próg tego przybytku. Jako członek Wielkiej Rady jego obecność tu była więcej niż niestosowna. Pomimo tego był jednym z najwierniejszych klientów. Znał wszystkie panie za barem oraz... te świadczące inne usługi.

- Czym mogę pomóc? - zapiszczała jedna z ślicznotek za ladą.

            Miała nie więcej niż 17 lat, długie blond włosy, zielone oczy oraz skórę gładką jak u niemowlaka. Nienaganny makijaż Ubrana była tak, że Silva postanowił nawet na nią nie spojrzeć, inaczej mógłby nie wejść do właściwego pomieszczenia.

- Czego się głupio pytasz - odwarknął w odpowiedzi.
- Mendy jest zajęta - odparła niewzruszona blondynka - mogę ci zaoferować usługi Daphne albo Nancy.
- Biorę rudą - odrzekł sucho sędzia.
- Nie w sosie? - dopytywała nastolatka.

            Silva poczuł jak krew zaczyna gotować mu się w żyłach. Nie przyszedł tu na plotki czy też wizytę u psychoterapeutki!

- Zamknij się kurwo - syknął cicho, lecz z naciskiem.
- Nie jestem...
- ... jesteś - przerwał jej Silva - kurwo - dodał z naciskiem.

            Obrażona siedemnastolatka odwróciła się napięcie, poruszyła zgrabnym tyłeczkiem i odeszła doprowadzając mężczyznę niemal do obłędu. Wiedział jednak, że nie jest ona dla niego. Tej jednej granicy nigdy nie przekroczy – przynajmniej dopóki nie stanie się pełnoletnia…

- Nancy czeka na ciebie na górze - powiedziała blondyna po powrocie do lady.

            Indianin skinął jej głową i odszedł. Tego dnia w przybytku było pusto. To dobrze. Nikt nie zauważy, że szanowany sędzia, przyjaciel a nawet krewny wielkiego Yoh Asakury korzysta z usług prostytutek. To była jego największa tajemnica, której miał nadzieję, że nikt nigdy nie odkryje.

- Witaj tygrysku! - przywitała go ruda, gdy przekroczył próg.

            Nancy miała niespełna dwadzieścia lat. Jej rude włosy spadały falami na plecy. Bystre zielone oczy spoczęły na szamanie. Ten nic sobie z tego nie robiąc dalej się jej przyglądał. Czarna tunika opinała jej gigantyczny biust. To właśnie to najbardziej go w niej pociągało.

- Chodź tu! - prawie krzyknął Silva.

            Jednym ruchem zdarł z siebie pelerynę. Drugim pozbył się bluzki. W międzyczasie Nancy podpełzła do niego na czworakach. Eksponowała przy tym swoje wdzięki z innej strony. Piersi kołysały się jej z każdym kolejnym krokiem, a kuperek wykręcał niemal piruety.

- Ssij - polecił Silva spuszczając spodnie.

            Nancy wspięła się po jego łydkach, kolanach i udach. Jednym ruchem dorwała się do przyrodzenia mężczyzny i dalej nie potrzebowała już żadnych komend. Wiedziała, że sędzia jest tego dnia bardzo spięty i zirytowany. Chcąc jak najszybciej pozbyć się klienta ssała jak oszalała. Doprowadziła go do finału w około minutę. Zaczynała już wstawać, gdy sędzia złapał ją za nadgarstki.

- To jeszcze nie koniec - oznajmił zdecydowanym głosem.
- Ty już nie możesz! - zaprotestowała.
- Jesteś pewna? - spytał i skierował jej głowę w dół.

            Jak się okazało potem wizyta Silvy potrwała około półgodziny. Nerwy i stres powinny mu to uniemożliwić, ale jak wiedziała już wcześniej Nancy sędzia nie był do końca normalny.

- Co cię tak rozłościło? - spytała po wszystkim.
- Nie przyszedłem tu gadać! – odwarknął naciągając spodnie.
- Jak sobie chcesz – odparła chłodno rudowłosa.

            Sędzia ubrał się migiem i wyszedł nie mniej wściekły niż wszedł. Myślał, że wizyta u Nancy mu chociaż trochę ulży. Nic takiego się jednak nie stało. Nie mniej zirytowany ruszył do baru.

            W środku siedziało kilkanaście osób. Z daleka nie rozpoznał żadnego z nich. Wszedł do środka chwiejnym, lecz trzeźwym krokiem. Usiadł w kącie, przy rogu baru. Zamówił podwójne niebieskie kamikadze i oddał się relaksującemu wsłuchiwaniu w odgłosy dobiegające z baru. Jakichś dwóch pijanych szamanów z obcymi akcentami spierało się o coś gorączkowo za jego plecami. Gdzieś niedaleko młody szaman zalewał smutek i żal po rozstaniu z ukochaną. Jeszcze w innym miejscu kilka kobiet chichotało niczym nastolatki pierwsze raz polujące na faceta.

- Jeszcze raz to samo – powiedział do barmana.

            Wypiwszy kolejnego drinka usłyszał jak drzwi otwierają się z głośnym hukiem. Nie zwiastowało to nic dobrego. Pomimo tego postanowił się nie odwracać.

- Silva! – rozległ się czyjś ochrypły wrzask za jego plecami.

            Zlekceważył to.

- Silva – natarczywy głos zbliżał się do niego.

            Ponownie nie zareagował.

- Trzeci raz powtarzać nie będę!

            Odłożył spokojnie drinka. Przyjrzał się do połowy wypełnionemu naczyniu. Nie dostrzegł w nim nic, co mogłoby przyciągać jego uwagę jeszcze dłużej. Wyraźnie się ociągając, obrócił się powoli w stronę przybysza.

- Witaj – rzekł spokojnie tamten.

            Członek rady spojrzał na niego przeciągle. Był to wysoki, barczysty mężczyzna. Miał krótko ścięte rude włosy i zdecydowanie zbyt duże czoło. Haczykowaty nos zasłaniał mu część wąsa o nieco ciemniejszej niż włosy barwie miedzi. Ubrany był w czarną koszulkę z krótkim rękawem z nadrukowanym wizerunkiem jakiegoś zespołu oraz ciemnoniebieskie jeansy.

- Znamy się? – spytał sędzia.
- Oczywiście.
- Skąd? – zdziwił się marszcząc czoło – nie przypominam sobie.
- Pewnie dlatego że byłeś wtedy bardziej wstawiony niż teraz!

            Silva poczuł jak robi mu się głupio. Alkoholu nie pił prawie wcale. Plemię Strażników gloryfikowało trzeźwość, a po używki w płynie sięgały w nim tylko najbardziej zdegenerowane jednostki. Akceptowana była tylko fajka, przypominająca używaną w innych plemionach fajkę pokoju. Jednak i ona była tylko na wyjątkowe obrzędy i okazje, chyba że było się uzależnioną od niej Goldvą. On sam stronił od niej, o ile nie był zmuszony do palenia jej przez okoliczności. Po alkohol sięgał w chwilach taka jak ta, kiedy nie pomagała mu nawet wizyta w wiadomym przybytku. Dopiero jakiś czas temu doszedł do wniosku, że taniej jest napić się niż grzmocić młode panienki za pieniądze.

- Daj spokój – rzekł w końcu, siląc się na spokój – jestem przecież prawie całkiem trzeźwy.
- Ta i wcale nie wychodzisz z miejsca, o którym myślę – zakpił rudy.

            Przez moment Silva chciał się zaśmiać na myśl, że niemal cały dzień spędza z ludźmi o tym kolorze włosów, lecz po upływie kilku sekund naszło go przerażenie. Skąd ten typ może o tym wiedzieć?

- Skąd… - zaczął, ale przybysz mu przerwał.
- … tam się poznaliśmy kilka dni temu.

            Istotnie było to możliwe. Prawdę mówiąc niewiele pamiętał z tamtego dnia. To właśnie wtedy zaczął się jego zły humor.  Poszedł odreagować w wiadomy sposób. Jeszcze przed wejściem wypił dwa mocne piwa.  To wystarczyłoby w głowie mu szumiało. Mendy – do której zwykle przychodził – była wtedy nieobecna. Wybrał, więc rudowłosą Nancy. Nie chcąc skończyć zbyt szybko zamówił im do pokoju butelkę dobrego, francuskiego szampana. Co się działo dalej? Pamiętał tylko ogromny biust dziewczyny…

            Kiedy teraz o tym myślał poczuł jak się czerwieni. Obrócił się bokiem do mężczyzny, nie chcąc okazać mu swojego zawstydzenia. Nie miał bladego pojęcia, co takiego mógł powiedzieć lub zrobić, że teraz musi znosić towarzystwo tego jegomościa.

- O co chodzi? – spytał w końcu.
- Wiesz do kogo należy Duch Ognia? – spytał bez ogródek tamten.