Rozdział 33
Do kogo należy Duch Ognia?
Silva
nigdy nie lubił tu przychodzić. Tak na prawdę przeklinał się w duszy za każdym
razem, kiedy przekraczał próg tego przybytku. Jako członek Wielkiej Rady jego
obecność tu była więcej niż niestosowna. Pomimo tego był jednym z
najwierniejszych klientów. Znał wszystkie panie za barem oraz... te świadczące
inne usługi.
- Czym mogę pomóc? - zapiszczała jedna z
ślicznotek za ladą.
Miała
nie więcej niż 17 lat, długie blond włosy, zielone oczy oraz skórę gładką jak u
niemowlaka. Nienaganny makijaż Ubrana była tak, że Silva postanowił nawet na
nią nie spojrzeć, inaczej mógłby nie wejść do właściwego pomieszczenia.
- Czego się głupio pytasz - odwarknął w
odpowiedzi.
- Mendy jest zajęta - odparła niewzruszona
blondynka - mogę ci zaoferować usługi Daphne albo Nancy.
- Biorę rudą - odrzekł sucho sędzia.
- Nie w sosie? - dopytywała nastolatka.
Silva
poczuł jak krew zaczyna gotować mu się w żyłach. Nie przyszedł tu na plotki czy
też wizytę u psychoterapeutki!
- Zamknij się kurwo - syknął cicho, lecz z
naciskiem.
- Nie jestem...
- ... jesteś - przerwał jej Silva - kurwo -
dodał z naciskiem.
Obrażona
siedemnastolatka odwróciła się napięcie, poruszyła zgrabnym tyłeczkiem i
odeszła doprowadzając mężczyznę niemal do obłędu. Wiedział jednak, że nie jest
ona dla niego. Tej jednej granicy nigdy nie przekroczy – przynajmniej dopóki
nie stanie się pełnoletnia…
- Nancy czeka na ciebie na górze -
powiedziała blondyna po powrocie do lady.
Indianin
skinął jej głową i odszedł. Tego dnia w przybytku było pusto. To dobrze. Nikt
nie zauważy, że szanowany sędzia, przyjaciel a nawet krewny wielkiego Yoh
Asakury korzysta z usług prostytutek. To była jego największa tajemnica, której
miał nadzieję, że nikt nigdy nie odkryje.
- Witaj tygrysku! - przywitała go ruda, gdy
przekroczył próg.
Nancy
miała niespełna dwadzieścia lat. Jej rude włosy spadały falami na plecy. Bystre
zielone oczy spoczęły na szamanie. Ten nic sobie z tego nie robiąc dalej się
jej przyglądał. Czarna tunika opinała jej gigantyczny biust. To właśnie to najbardziej
go w niej pociągało.
- Chodź tu! - prawie krzyknął Silva.
Jednym
ruchem zdarł z siebie pelerynę. Drugim pozbył się bluzki. W międzyczasie Nancy
podpełzła do niego na czworakach. Eksponowała przy tym swoje wdzięki z innej
strony. Piersi kołysały się jej z każdym kolejnym krokiem, a kuperek wykręcał
niemal piruety.
- Ssij - polecił Silva spuszczając spodnie.
Nancy
wspięła się po jego łydkach, kolanach i udach. Jednym ruchem dorwała się do
przyrodzenia mężczyzny i dalej nie potrzebowała już żadnych komend. Wiedziała,
że sędzia jest tego dnia bardzo spięty i zirytowany. Chcąc jak najszybciej
pozbyć się klienta ssała jak oszalała. Doprowadziła go do finału w około
minutę. Zaczynała już wstawać, gdy sędzia złapał ją za nadgarstki.
- To jeszcze nie koniec - oznajmił
zdecydowanym głosem.
- Ty już nie możesz! - zaprotestowała.
- Jesteś pewna? - spytał i skierował jej
głowę w dół.
Jak
się okazało potem wizyta Silvy potrwała około półgodziny. Nerwy i stres powinny
mu to uniemożliwić, ale jak wiedziała już wcześniej Nancy sędzia nie był do
końca normalny.
- Co cię tak rozłościło? - spytała po
wszystkim.
- Nie przyszedłem tu gadać! – odwarknął naciągając
spodnie.
- Jak sobie chcesz – odparła chłodno
rudowłosa.
Sędzia
ubrał się migiem i wyszedł nie mniej wściekły niż wszedł. Myślał, że wizyta u
Nancy mu chociaż trochę ulży. Nic takiego się jednak nie stało. Nie mniej
zirytowany ruszył do baru.
W
środku siedziało kilkanaście osób. Z daleka nie rozpoznał żadnego z nich.
Wszedł do środka chwiejnym, lecz trzeźwym krokiem. Usiadł w kącie, przy rogu
baru. Zamówił podwójne niebieskie kamikadze i oddał się relaksującemu
wsłuchiwaniu w odgłosy dobiegające z baru. Jakichś dwóch pijanych szamanów z
obcymi akcentami spierało się o coś gorączkowo za jego plecami. Gdzieś
niedaleko młody szaman zalewał smutek i żal po rozstaniu z ukochaną. Jeszcze w
innym miejscu kilka kobiet chichotało niczym nastolatki pierwsze raz polujące
na faceta.
- Jeszcze raz to samo – powiedział do
barmana.
Wypiwszy
kolejnego drinka usłyszał jak drzwi otwierają się z głośnym hukiem. Nie
zwiastowało to nic dobrego. Pomimo tego postanowił się nie odwracać.
- Silva! – rozległ się czyjś ochrypły wrzask
za jego plecami.
Zlekceważył
to.
- Silva – natarczywy głos zbliżał się do
niego.
Ponownie
nie zareagował.
- Trzeci raz powtarzać nie będę!
Odłożył
spokojnie drinka. Przyjrzał się do połowy wypełnionemu naczyniu. Nie dostrzegł
w nim nic, co mogłoby przyciągać jego uwagę jeszcze dłużej. Wyraźnie się
ociągając, obrócił się powoli w stronę przybysza.
- Witaj – rzekł spokojnie tamten.
Członek
rady spojrzał na niego przeciągle. Był to wysoki, barczysty mężczyzna. Miał
krótko ścięte rude włosy i zdecydowanie zbyt duże czoło. Haczykowaty nos
zasłaniał mu część wąsa o nieco ciemniejszej niż włosy barwie miedzi. Ubrany
był w czarną koszulkę z krótkim rękawem z nadrukowanym wizerunkiem jakiegoś
zespołu oraz ciemnoniebieskie jeansy.
- Znamy się? – spytał sędzia.
- Oczywiście.
- Skąd? – zdziwił się marszcząc czoło – nie przypominam
sobie.
- Pewnie dlatego że byłeś wtedy bardziej
wstawiony niż teraz!
Silva
poczuł jak robi mu się głupio. Alkoholu nie pił prawie wcale. Plemię Strażników
gloryfikowało trzeźwość, a po używki w płynie sięgały w nim tylko najbardziej
zdegenerowane jednostki. Akceptowana była tylko fajka, przypominająca używaną w
innych plemionach fajkę pokoju. Jednak i ona była tylko na wyjątkowe obrzędy i
okazje, chyba że było się uzależnioną od niej Goldvą. On sam stronił od niej, o
ile nie był zmuszony do palenia jej przez okoliczności. Po alkohol sięgał w
chwilach taka jak ta, kiedy nie pomagała mu nawet wizyta w wiadomym przybytku.
Dopiero jakiś czas temu doszedł do wniosku, że taniej jest napić się niż
grzmocić młode panienki za pieniądze.
- Daj spokój – rzekł w końcu, siląc się na
spokój – jestem przecież prawie całkiem trzeźwy.
- Ta i wcale nie wychodzisz z miejsca, o
którym myślę – zakpił rudy.
Przez
moment Silva chciał się zaśmiać na myśl, że niemal cały dzień spędza z ludźmi o
tym kolorze włosów, lecz po upływie kilku sekund naszło go przerażenie. Skąd
ten typ może o tym wiedzieć?
- Skąd… - zaczął, ale przybysz mu przerwał.
- … tam się poznaliśmy kilka dni temu.
Istotnie
było to możliwe. Prawdę mówiąc niewiele pamiętał z tamtego dnia. To właśnie
wtedy zaczął się jego zły humor. Poszedł
odreagować w wiadomy sposób. Jeszcze przed wejściem wypił dwa mocne piwa. To wystarczyłoby w głowie mu szumiało. Mendy –
do której zwykle przychodził – była wtedy nieobecna. Wybrał, więc rudowłosą
Nancy. Nie chcąc skończyć zbyt szybko zamówił im do pokoju butelkę dobrego,
francuskiego szampana. Co się działo dalej? Pamiętał tylko ogromny biust
dziewczyny…
Kiedy
teraz o tym myślał poczuł jak się czerwieni. Obrócił się bokiem do mężczyzny,
nie chcąc okazać mu swojego zawstydzenia. Nie miał bladego pojęcia, co takiego
mógł powiedzieć lub zrobić, że teraz musi znosić towarzystwo tego jegomościa.
- O co chodzi? – spytał w końcu.
- Wiesz do kogo należy
Duch Ognia? – spytał bez ogródek tamten.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz