niedziela, 4 września 2016

36. Koniec trójek



Rozdział 36
Koniec trójek

            Kolejną walkę Yoh, wracający do pełni sił Rio i Faust stoczyć mieli z szamani pochodzącymi z RPA. „Drużyna Lena”. oczekiwała szybkiej wygranej z pływakami synchronicznymi, którzy przed atakiem na gwiezdne sanktuarium walczyli z „Drużyną Yoh”. Dziewczyny z kolei w stanie wyraźnego niepokoju oczekiwały na jakiekolwiek informacje znalezione przez grupowego informatyka na temat "Celtyckiego trio".

- Demony coś ucichły - powiedział Choco przy śniadaniu dzień przed walką.

            Len momentalnie przerwał picie mleka. Trey zastygł z łyżką owsianki w połowie drogi do ust. Jun westchnęła głośno.

- Uważaj, bo zapeszysz - powiedziała złowrogo Pilika.
- Tak tylko mówię - bronił się komik.
- Nie drążmy tematu - interweniowała Jun.
- Zgoda - przytaknęli Choco i panienka Usui.

            Ponownie pogrążyli się w konsumowaniu śniadania. Zapadła cisza po raz kolejny.

- Kiedy walczy Yoh? - Tao przerwał milczenie.
- Dziś wieczór - odparł Trey.
- Idziemy oglądać! - zarządził żwawo lider tria.

            Chłopaki zareagowali entuzjastycznie. Natomiast dziewczyny w przeciwieństwie do nich nachmurzyły się. Trójka szamanów momentalnie domyśliła się co ich czeka zaraz po posiłku.

- Najpierw trening - oznajmiła chłodno doshi.
- Mistrzu to na pewno pomoże nam przed kolejną walką - wtrącił Bason.
- Jeszcze nie jestem w pełni sił -zaprotestował złotooki.
- Racja - zgodziła się jego siostra.
- Czyli... - zaczął nieśmiało Tao.

            Usui i Murzyn w zainteresowaniu i napięciu przysłuchiwali się tej wymianie zdań. Zdawali sobie sprawę, że jeśli Len wygra to i ich może minąć męczący trening.

- ... pójdziemy na kompromis - powiedziała zagadkowo zielonowłosa.
- Co masz na myśli? - spytał chłopak.
- Siłownia dla ciebie - odpowiedziała zamiast niej Pilika, która już pojęła co przyjaciółka ma na myśli - a oni normalny zapierdziel.
- O nie! - zaprotestował tym razem brat dziewczyny z północy.

            Pomimo szczerych chęci musieli udać się na codzienne ćwiczenia. Tao w tym czasie w towarzystwie swojego stróża, siostry i Lee Pai- Longa poszedł do wioskowej siłowni.

            Wewnątrz było niemal pusto. Poza nimi znajdował się tam zaledwie jeden z jego jutrzejszych rywali, szamanka o indiańskiej urodzie oraz podstarzały hindus. Len nie zwracał uwagi na żadnego z nich. Wolał zająć się swoimi ćwiczeniami.

            Wieczorem wszyscy przyjaciele stawili się na głównej arenie, na której Yoh, Faust i Rio mieli walczyć z południowoafrykańskimi szamanami. Ci ostatni stali już na swoim miejscu. Byli czarni niczym noc i ubrani w charakterystyczne, folklorystyczne stroje. W dłoniach trzymali kolejno szeroki miecz, dzidę oraz szpadel. Po upływie kilku minut naprzeciw nim wyszedł Asakura i jego towarzysze.

- Walczcie! - sędziujący Silva rozpoczął ten mecz.

            Afrykanie wykonali swoje kontrole ducha. Zgromadzenia na trybunie widzowie zgodnie stwierdzili, że nie budzą one respektu i wielu szamanów, którzy odpadli z turnieju posiadali o wiele większą ilość duchowej i fizycznej mocy.

- Skończymy to szybko - ogłosił Yoh.
- Dobrze - przytaknęli pozostali.
- Amidamaru forma ducha - mówił Asakura - do miecza! -umieścił ducha w orężu równocześnie wyjął drugi - do antyku!

            Podwójne medium robiło wrażenie nie mniejsze niż zwykle. Tym gorzej zapowiadała się ta walka dla przeciwników. Rio oraz Faust nie wyjęli nawet swoich broni. Pierwsze niebiańskie cięcie co prawda chybiło, lecz drugie zakończyło udział w walce pierwszego z obywateli RPA. Kolejne znów nieznacznie ominęło cel. Wtedy Yoh ruszył biegiem na rywali. Ci spanikowali, ale jeden z nich spróbował ataku. Niewielka ilość energii jaką włożył w swój atak została zablokowana przez Japończyka. Następnie ten wykonał ostrze aureoli i drugi Murzyn padł na ziemię bez przytomności. Ostatni był już widocznie pogrążony w panice, pomimo tego pozostał na arenie. Asakura dopadł do niego w paru susach i zadał dwa ciosy znad głowy. Przeciwnik padł znokautowany na glebę.

- Wygrywa "Drużyna Yoh" - ogłosił SIlva.
- Brawo mistrzu! - ryknął uradowany Rio.
- Świetna walka mistrzu! - wtórował mu Niemiec
- Dzięki chłopaki - powiedział nieco speszony Yoh

            Tym razem wygranej walce nie było czasu na imprezę, gdyż o północy walczyć miały Lily, Elly oraz Milly. Do wyznaczonego terminu brakowało nieco ponad trzech godzin.

            Zmęczony wygraną walką Asakura udał się do swojego łóżka. Anna oznajmiła, że idzie pilnować czy jej chłopak nie zaryzykuje wyprawy do jakiegoś lokalu typu fast-food. Jun stwierdziła, że Len musi odpoczywać przed swoją walką i także idzie odprowadzić go do domu i tam już z nim pozostanie. Pilika chciała także zabrać brata, ale ten wybłagał na niej pozostanie na walce. Sharona oznajmiła, że ma randkę i przyjdzie dopiero na pojedynek. Sally zaginęła gdzieś jeszcze podczas walki.

- Chodźmy coś zjeść - zaproponował Morty.
- Dobra myśl! - ucieszył się Usui.

            Na ziemię sprowadziły go dwa słowa siostry.

- Dieta skarbie - niemal wyszeptała nastolatka.
- Chodźmy do baru Silvy! - zaproponował Choco.

            Zebrani zgodzili się. Wewnątrz nie było co prawda wyżej wymienionego Indianina, a zastępował go Kharim. Mężczyzna spytał tylko gdzie Tao - nie precyzując czy ma na myśli brata czy siostrę - Choco odparł mu, że w łóżku i barman nie zaszczycił ich już ani słowem.

            Walczące o północy dziewczyny zamówiły zestawy obiadowe. Pilika dorwała się do cheeseburgera, bratu podarowała podwójne frytki z majonezem i ketchupem. Jej śladem podążyła Tamara. Choco i Manta pałaszowali frytki z hamburgerem. Faust spożywał krwisty stek z ziemniakami. Rio korzystając z braku trenerki ich zespołu zamówił podwójną porcję ryżu z ostrym (i tłustym zarazem) sosem. Widzowie popijali jedzenie słabym piwem.

- Znalazłem dane o waszych przeciwnikach - wypalił nagle Manta.
- I co? - spytał Rio.
- Są niezbyt silni - oświadczył grupowy informatyk - poprzednie walki wygrywali korzystając kolejno z grypy, złamanych kończyn, wycofania się rywali.
- Sądzisz, że mogą chcieć nam coś zrobić po drodze na stadion? - spytała Lilly.
- Tak jakby.
- Pojedziemy na stadion na Duchu Rzeki - zaproponował ośmielony wypitym piwem Rio.
- O tak! - zgodziły się chórem kobiety.

            Jak zaplanowały tak zrobiły. Chwilę po dwudziestej trzeciej opuścili lokal. Klon Elvisa wykonał wielką kontrolę ducha. Szamanki wskoczyły na jedną z głów Ducha Rzeki, a gotów do wykonania lodowej tarczy Trey na pobliską. Ruszyli na stadion. Na miejscu walczące zameldowały się dwadzieścia minut przed rozpoczęciem starcia. Po drodze nikt ich nie niepokoił.

            Ten mecz także sędziował Silva, który zjawił się na miejscu kwadrans przed wyznaczoną godziną. Celtowie pojawili się chwilę przed północą. Jeden z nich miał przekrwione oczy. Drugi chwiał się na nogach, a trzeci był wyraźnie zażenowany zachowaniem swoich kolegów.

- Walczcie! - rozpoczął sędzia.

            Dziewczyny bez trudu - czego powiedzieć o dwóch trzecich ich wyspiarskich przeciwnikach powiedzieć nie można było- wykonały kontrole ducha. Milly zaczęła ofensywę, a jej śladem poszły koleżanki. Kilkuminutowy grad ciosów zakończył walkę.

            Szamanki postanowiły zaszaleć po wygranej walce i ruszyły do jedynego w turniejowej wiosce klubu tanecznego. W związku z tym nie pojawiły się na porannej walce "Drużyny Lena". Cała reszta stawiła się zwarta i gotowa do oglądania. Zgodnie z założeniami nie było czego oglądać. Atak sopla Horo- Horo pozbawił foryoku dwóch płetwonurków. Trzeci został unieszkodliwiony przez Choco.

            Zaraz po walce utrzymująca się wciąż w turnieju trójka szamanek otrzymała na swoje dzwonki informacje o walce, którą będą musiały stoczyć za dwa dni. Niewiasty wykorzystały je na trening pod czujnym okiem Yoh.

            Na walkę stawiły się ubrane jak zwykle. Towarzyszyły im pozostałe dwie przyjaciółki z dawnego zespołu Sharonej oraz reszta wesołej gromadki. Zajęły miejsce po swojej stronie stadionu. Tym razem Manta nie zdołał im pomóc z rozpoznaniem konkurentek do awansu. Dziewczyny ustaliły jednak, że walczyć będą w konkretnym szyku. I tak Elly stanowić miała prawe skrzydło ich teamu. Najmłodsza dziewczyna zajmie wysunięte miejsce z przodu, a kujonka obstawi lewicę.

            Z drugiej strony areny zjawiły się trzy wysokie, czarnowłose Indianki. Ubrane były w obcisłe kostiumy uszyte z brązowiejącej, zwierzęcej skóry. Najwyższa w dłoniach dzierżyła refleksyjny łuk. Nieco niższa koleżanka trzymała w dłoniach korale, które wisiały jej na szyi. Najniższa bawiła się nożem sprężynowym.

- Witajcie - powiedziały grzecznie Indianki i ukłoniły się po damsku.
- Cześć - bąknęły zaskoczone dziewczyny.

            Cała szóstka wykonała kontrole ducha. Zgodnie z przyjętą przed walką strategią atak na Amerykanki rozpoczął się od ostrzału wykonaniu najmłodszej szamanki. Indianka z koralami wykonała tarczę, która zablokowała atak. Jej koleżanka z łukiem odpowiedziała posłaniem trzech żarzących się od foryoku strzał. Milly i Elly wykonały uniki, lecz Lilly nie zdołała odskoczyć i strzała drasnęła ją w łydkę.

- Lilly - krzyknęły równocześnie jej partnerki.

            Milly wykonała kolejny ostrzał. Był on niecelny, jednak jej celem było stworzenie zasłony dymnej. Przy wykorzystaniu niej Elly doskoczyła do rannej i odciągnęła ją nieco w tył.

            Nim kurz opadł całkowicie kolejne trzy strzały wbiły się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilką była Lilly. Ponownie to miejsce pokryły tumany kurzu. Jeszcze raz nim ten opadł w to miejsce zadany został atak. Tym razem przez Indiankę uzbrojoną w nóż.

- Nie ma jej tam - zapiszczała Milly i trzeci raz wypaliła ze swojej broni.

            Tym razem trafiła w "nożowniczkę", która próbowała ratować się serią uników. Dzięki nim co prawda utraciła kontrolę ducha, lecz zdołała ją łatwo przywrócić a obrażenia fizyczne zakończyły się na podartym kostiumie i zadrapaniach na rękach.

- Sierpowy atak! - ryknęła Elly.

            Jej pulsujące foryoku pazury cięły z siłą sierpa przeciwniczkę, która w ostatniej chwili uratowała  się paradą. W tym samym czasie łuczniczka wzięła na cel blondynkę i posłała w jej stronę trzy strzały - tym razem jedna po drugiej. Pierwsza z nich rozdarła bluzkę dziewczyny. Na szczęście przed pozostałymi zdołała odskoczyć. Wykorzystała to jednak uzbrojona w nóż Indianka i cięła ją boleśnie w lewe ramię. Ponownie Milly ratowała jedną z przyjaciółek ostrzałem na oślep.

- D- dzięki - wydukała ranna blondyna.
- Walczmy - wtrąciła Lilly.
- Ty już ok?

            Skinęła głową potakująco. W następnej chwili z jej okularów wystrzelił strumień foryoku, który załamał się z głośną eksplozją na tarczy stworzonej przez szamankę z koralami.

- Tak ich nie pokonamy - oznajmiła Lilly.
- 1 na 1? - spytała Elly.

            Lilly i Milly potwierdziły ruchem głów. Kilka sekund potem gnały już każda na swoją przeciwniczkę. Pazury Elly w kolejnym sierpowym ataku raniły Indiankę z nożem. Milly strzelała do łuczniczki, a Lilly atakowała swoim foryoku czerwonoskórą z koralami. Ta ostatnia okazała się specjalistką w walce defensywnej. Potrafiła stworzyć wiele różnych tarcz, ale jak dotychczas ani razu nawet nie spróbowała zaatakować. Co innego jej koleżanki. Łuczniczka wbiła właśnie drugą strzałę w medium Milly, które eksplodowało z hukiem i pozbawiło ją kontroli ducha. Milly co prawda przywróciła ją, ale jasnym się stało, że ma już o wiele mniej mocy niż tamta.

            Elly i kobieta z nożem co chwila z głośnym zgrzytem krzyżowały swoje uzbrojenie. Brzdęk. Brzdęk. Brzdęk. Niebawem jednak blondwłosa piękność złamała kontrolę ducha kruczoczarnej piękności. To już drugi raz - pomyślała Elly. Tymczasem brunetka ostatkiem energii wprowadziła swojego stróża do noża. Zaraz potem promień z okularów stojącej nieopodal Lilly wykluczył ją z walki.

- Hura! - ucieszyła się Lilly.

            Świst strzał przeszedł tuż obok głowy Elly. Ta jednak nie zdążyła nawet zacząć się cieszyć, gdyż wszystkie cztery trafiły w Lilly. Jedna raniła ją w udo, dwie złamały kontrolę ducha, a ostatnia drasnęła w okolicy żeber.

- Dwie na dwie - powiedziała chłodno napastniczka.
- Nic ci nie jest?! - krzyknęła Milly do Lilly.
- Nie, ale nie mam już foryoku.

            Po tych słowach najmniejsza szamanka jeszcze raz strzeliła do łuczniczki. Ta zgrabnie odskoczyła. Kilkanaście metrów obok Elly rozpaczliwie tłukła w tarczę drugiej z Indianek. Wreszcie udało jej się przebić ją i trafić przeciwniczkę, która natychmiast stała się niezdolna do walki. W przewadze liczebnej nie miały już problemów z pokonaniem ostatniej rywalki...