wtorek, 26 kwietnia 2016

26. Lęki Fausta



Rozdział 26
Lęki Fausta

            Po tej walce miało być pół godziny przerwy i walka zespołu Yoh. Przyjaciele gratulowali Drużynie Lena zwycięstwa i życzyli odpadnięcia dopiero po walce ze swoim zespołem. Len nie wyglądał za dobrze po walce, dlatego June i Tamara zadecydowały, że odprowadzą go do domu, bo nie wyraził zgody żeby Lee Pai- Long sam zaniósł go prosto ze stadionu do łóżka. 

Rodzeństwo Tao oraz Tamara powolnym krokiem doszli do domu – dziewczyny uznały, że lepiej nie nadwyrężać dziś Lena. Lenny natychmiast udał się do swojego pokoju i tam czekała go niespodzianka – niemiła. W  kącie pokoju leżał ucięty i zakrwawiony łeb konia. Tao był w szoku, który jeszcze się zwiększył, gdy przeczytał dołączony do tego list. "Wiemy jaka była Twoja przeszłość. Król Demonów uważa, że mimo tego, że tak łatwo mogłem Cię zabić to jesteś niebezpieczny dla jego planów i dlatego zabijemy Cię marny szamanie nim zakończy się turniej.
PS. Ta głowa konia to nie od nas, tylko od Twych następnych przeciwników…"

***

Yoh, Faust i Rio wyszli na skraj areny, otoczonej trybunami. Walka miała się odbyć na tej samej arenie, na której Len walczył ze swoimi kuzynami. Po drugiej stronie znajdowali się ich przeciwnicy, zwący się "The Dream team".

- Mistrzu Yoh, czy mamy się czego bać z ich strony? – spytał Rio.
- Nie możemy ich zlekceważyć – powiedział Asakura.
- Właśnie tak. Cały czas musimy być maksymalnie skoncentrowani. Wyczuwam, że jeden z nich jest cmentarnym czarnoksiężnikiem. I to takim, którego należy się obawiać. – wtrącił się Faust.

            Zbici z tropu tą informacją Rio i Yoh, próbowali zachować normalne miny, ale kiepsko im to wyszło. Na środku pola przyszłej walki pojawił się Kalim i rozpoczął standardową przemowę sędziego walki szamańskiej...

- Anna, ale co jeśli Faust mówi prawdę – pytał nerwowo Morty.
- Faust mówi prawdę. Więc nie pytaj co jeśli, bo tak już jest, Yoh musi wygrać, wiem, że ostatnio omal nie umarliście, ale dziś Faust jest po naszej stronie i nie zechce próbować przeprowadzać eksperymentów na was – wyjaśniła złowrogo Kyoyama.
- My byśmy nie mieli problemów z nimi – ryknęli równocześnie Trey i Choco.
- I pewnie nie dlatego że Len sam by ich pokonał? – spytała zaczepnie Elly.
- O czym ty mówisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie Choco.
- A mówi o tym, że Len uratował Yoh, podczas walki naszego idola z Faustem w 1 rundzie. Podobno Faust był wtedy jednym z najpotężniejszych cmentarnych czarnoksiężników, którzy byli żywi – wyjaśnił Silva, który tym razem sprzedawał przekąski wśród kibiców tej walki.
- Dalibyśmy radę bez tego bufona – zaperzył się Horo – Horo.

            Elly spojrzała na nich z litością.

- No co? - spytał niepewnie Trey.
- Nic, nic - odrzekła kobieta.

            Rio utworzył wielką kontrolę ducha. Za jego przykładem poszedł Faust. Yoh wykonał podwójne medium i ustawił się za przyjaciółmi, którzy stanowili pierwszą linię. Wynikało to z nowej strategii, którą niedawno ułożyła im Anna. Rio i Faust mieli zablokować pierwszy atak przeciwników, a Yoh ukryty za ich plecami miał odpowiedzieć ciosem, który być może zakończy walkę.

            Po przeciwnej stronie znalazła się trójka szamanów. Pierwszym był wysoki, chudy mężczyzna. W dłoni trzymał brudny od zaschniętej krwi sztylet. Za nim stał niski, krępy jegomość w sile wieku. Kruche, siwe włosy sięgały mu nieco za ucho. Jego medium prawdopodobnie był krótki nóż myśliwski. Ostatnim przeciwnikiem był ubrany w nienaganny smoking dżentelmen. Na głowie miał czarny cylinder, a na oku małe binokle.

            "The Dream Team" także wykonał kontrole duchów. Dżentelmen umieścił ducha małej sójki w binoklach. Krępy mężczyzna miał jednego z dziwniejszych duchów stróżów jakie Yoh widział w życiu. Był to prawdopodobnie człowiek. Jego głowa wyglądała jak grzyb. A przynajmniej miała jego kształt i kolor podgrzybka. Korpus i ręce miał jak najbardziej ludzkie, lecz zamiast nóg miał coś co wyglądało jak skrzyżowanie syreniego ogona z dymem, na którym unosił się dżin z opowieści o Aladynie.

***

- Co to jest Len? - spytała Jun patrząc na koński łeb w kącie pokoju.
- Zapowiedź śmierci.

            Spojrzała na niego zaniepokojona. Dopiero teraz dostrzegła w jego ręce list.

- Co czytasz?
- Groźby - odparł bez emocji.
- Kto ci wygraża?

            Spojrzał jej w oczy i powiedział chłodno:

- Sycylijska mafia i demony.

***

- Nie rozumiem dlaczego uważacie, że sami byśmy sobie nie poradzili - wyznał Choco.

            Anna, Manta i Elly spojrzały na niego jak na ostatniego debila.

- Poprzednia walka - odparła zdawkowo medium.
- Nie rozumiem.
- To proste - wtrąciła zdenerwowana Pilika - zostało was trzech na jednego. I ten jeden pozbawił was kontroli ducha, a Len pokonał go atakiem o przeprowadzenie, którego nie podejrzewalibyśmy nikogo na tak niskim poziomie turnieju.
- Dalej nie rozumiem... - wydukał Choco.

            Niektóre z osób, które już zrozumiały co kobiety mają na myśli zareagowały na te słowa klasycznym załamaniem - nie tylko rąk.

- Znałaś wcześniej tę technikę Lena? - spytał Manta.

            Choco wytężył umysł. Trey podążył za jego przykładem. Obaj pogrążyli się w przeczesywaniu swojej pamięci.

- Nie - odparł Choco.
- Ja tak samo - zawtórował mu Trey.
- No widzicie to tak samo jak my - powiedziała siostra szamana z północy - podejrzewam, że gdyby Len nie był tak impulsywny, a dajmy na to miał charakter Yoh to nie użyłby tego ataku już w pierwszej walce, a np. gdzieś w półfinale.
- No to już go znamy! Nie zaskoczy nas bufon jeden - cieszył się Horo.

            Nim skończył się cieszyć został spoliczkowany przez własną siostrę.

- Wasi przyszli rywale też go już znają - powiedziała.
- Aha - przyznał zawstydzony Horokeu.

            Tymczasem na arenie walka powoli się rozkręcała. Podczas rozmowy na trybunach obie drużyny testowały umiejętności przeciwników. Jedynie jedno ostrze aureoli w wykonaniu Asakury mogło zagrozić komukolwiek. Rio właśnie pędził atakiem rydwanu ku najbliższemu przeciwnikowi, gdy ten zniknął, a niebo pociemniało. Po chwili niebo rozjaśniło się, a szaman z wrogiego zespołu pojawił się z drugiej strony Rio i zaatakował. Wielka forma Elizy zablokowała atak i wykonała kontrę. Rywal ledwo co zdołał wykonać unik. Wydawało się, że za chwile Faust rozkaże ponowić ofensywę, tymczasem on jakby zamknął się we własnym świecie. Przewrócił się na ramieniu Elizy i zaczał wrzeszczeć coś po niemiecku. Nikt go nie rozumiał, ale kompletnie zaskoczony tym Rio dał się zaskoczyć jednemu z konkurentów i ogromny duch sójki wbił dziób prosto w gardło "Ducha Rzeki", lecąc przeciął pozostałe gardła. Rio zakończył swój udział w tej walce. Yoh zdał sobie sprawę, że od teraz musi sam walczyć z 2 normalnymi szamanami i cmentarnym czarnoksiężnikiem.

- Anno. Co się stało z Faustem? – dopytywał Morty.
- Sądzę, że ten cmentarny menel wywołał u niego wspomnienia podobne jak u Lena, gdy próbował pociąć Trey’ a i Choco. Pamiętacie błazny?
- Oczywiście. – odparli Trey i Choco – ale ma to też dobre strony, to idzie zwalczyć!

            Tymczasem Yoh przeciął na pół ducha sójki.

- Ścinamy muchomora! - syknął krępy szaman.

            Duch z głową podgrzybkiem machnął nożem prosto w Yoh. Asakura od niechcenia zablokował atak. Wykonał jedno pchnięcie i stało się jasne, że pokonał już 2 szamanów i pozostał mu tylko jeden. Prawdopodobnie to był ów cmentarny mag. Jak na razie nie popisał się niczym oprócz unieszkodliwienia Fausta VIII. 

- Mógłbyś zdjąć zaklęcie z mojego przyjaciela? – zapytał Asakura.
- Nie teraz. Może pogadamy o tym po walce? – odparł czarnoksiężnik.
- Skoro tak mówisz, nie pozostawiasz mi wyboru i będę musiał samemu to zakończyć – oświadczył – Niebiańskie cięcie!

 Atak trafił prosto w maga. W powietrze uniosło się ogromnie dużo kurzu, pyłu i piasku. Przez kilkadziesiąt sekund nic nie było widać. Dopiero po chwili „zasłona opadła”  i ukazała maga, który ani trochę nie ucierpiał na ataku. Nie było widać na nim nawet zadrapania. Widownia była w szoku i nim ktokolwiek doszedł do normalnego stanu, mag wrzasnął „ ostrze cmentarnych uderzeń” i w stronę Yoh poleciały szpadle grabarza, grabie, sztylety i włócznie. Asakura wytworzył tarczę, która z trudem odparła atak. Mag ponowił atak, a Yoh odpowiedział „niebiańskim cięciem”. Oba ataki zderzyły się i kurz z piaskiem ponownie pokryły arenę.

            Ponad kurzem Faust walczył sam ze sobą, a raczej ze swoimi grzechami, które popełnił chcąc przywrócić życie Elizie. Nadal był na wielkiej kontroli ducha, ale teraz wykrzykiwał strzępki słów po angielsku. Gdyby ktoś próbował zrozumieć sens wypowiedzi, nie zrozumiał go, bo były to rzeczywiście strzępki słów, a czasem nawet tylko sylaby. Faust klęczał na ramieniu swojej ukochanej i załamywał głowę pośród własnych rąk. Po kilku minutach dało się słyszeć zdania w języku zrozumiałym dla wszystkich na stadionie, w których Faust przepraszał za swą przeszłość.

- Powstań armio umarłych! - syknął wysoki szaman.

            Z ziemi zaczęły wydobywać się szkielety. Duże i małe. Niektóre za życia były dziećmi, inne dorosłymi, a część staruszkami. Każde z nich uzbrojone było w zardzewiały miecz, widły lub tasak.

- Do ataku! - rozkazał cmentarny czarodziej.

            Około setka kościotrupów ruszyła bezładu i składu na Yoh. Ten wykonał "Ostrze aureoli" i kilka z nich rozpadło się. Kolejny atak położył ich około dziesięciu. Przestępująca z nogi na nogę Eliza, nie kontrolowana przez Fausta, zdeptała część szkieletów, lecz połowa z nich wciąż nacierała na Yoh.

- Co teraz? - panikował Manta na trybunach.
- Szermierka - wtrącił Choco.

            I rzeczywiście. Yoh ruszył z mieczem ze swojego podwójnego medium na armię nie umarłych. Poszatkował część z nich. Truposze byli zbyt wolni by się obronić przed szybkimi cięciami. Szybko jednak stało się jasne, że taki sposób walki bardzo męczy Asakurę.

- Niebiańskie cięcie! - krzyknął.

            Czerwony promień uformował się w coś w kształcie pół okręgu i pomknął w szkielety. Kolejne z nich rozsypały się. Pozostało ich już nie wiele około dziesięciu. Kolejne dwa ataki zniszczyły i je. Przy okazji wznosząc kurz i piasek w powietrze.

            Tymczasem, zanim opadł kurz Yoh postanowił zaskoczyć rywala i zaatakował trochę na ślepo, jednakże naprawdę wierzył w to, że ten atak może zakończyć walkę. Jak się po chwili okazało miał rację. Przeciwnik upadł i został bez foryoku. Wraz z końcem jego mocy skończył się dramat niemieckiego lekarza, który padł bez ruchu na ramię olbrzymiej pielęgniarki. Po chwili i ona zdematerializowała się. Faust zaczął spadać na ziemię z wysokości kilkunastu metrów.

            Z trybun wyskoczył Choco, po wykonaniu fuzji ducha i nim ktokolwiek zdołał zareagować zgarnął Niemca z wysokości kilku metrów nad glebą.

            Anna nie czekając na ogłoszenie werdyktu przez Kalima wbiegła razem z Mantą na arena zabierając od niego Fausta. Zziajany Yoh podbiegł do niej i pomógł jej zanieść go do domu. Całą drogę szli bez rozmowy, nawet Morty nie odezwał się ani słowem. Dzień przyniósł im o wiele trudniejsze walki niż się tego spodziewali, a to oznaczało jedno - trening i jeszcze więcej treningu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz