Rozdział 26
Lęki Fausta
Po
tej walce miało być pół godziny przerwy i walka zespołu Yoh. Przyjaciele
gratulowali Drużynie Lena zwycięstwa i życzyli odpadnięcia dopiero po walce ze
swoim zespołem. Len nie wyglądał za dobrze po walce, dlatego June i Tamara
zadecydowały, że odprowadzą go do domu, bo nie wyraził zgody żeby Lee Pai- Long
sam zaniósł go prosto ze stadionu do łóżka.
Rodzeństwo Tao oraz Tamara
powolnym krokiem doszli do domu – dziewczyny uznały, że lepiej nie nadwyrężać
dziś Lena. Lenny natychmiast udał się do swojego pokoju i tam czekała go
niespodzianka – niemiła. W kącie pokoju
leżał ucięty i zakrwawiony łeb konia. Tao był w szoku, który jeszcze się
zwiększył, gdy przeczytał dołączony do tego list. "Wiemy jaka była Twoja przeszłość. Król Demonów uważa, że mimo tego, że
tak łatwo mogłem Cię zabić to jesteś niebezpieczny dla jego planów i dlatego
zabijemy Cię marny szamanie nim zakończy się turniej.
PS. Ta głowa konia to nie od nas, tylko od Twych następnych przeciwników…"
PS. Ta głowa konia to nie od nas, tylko od Twych następnych przeciwników…"
***
Yoh, Faust i Rio wyszli na
skraj areny, otoczonej trybunami. Walka miała się odbyć na tej samej arenie, na
której Len walczył ze swoimi kuzynami. Po drugiej stronie znajdowali się ich
przeciwnicy, zwący się "The Dream team".
- Mistrzu Yoh, czy mamy się czego bać z ich
strony? – spytał Rio.
- Nie możemy ich zlekceważyć – powiedział
Asakura.
- Właśnie tak. Cały czas musimy być
maksymalnie skoncentrowani. Wyczuwam, że jeden z nich jest cmentarnym
czarnoksiężnikiem. I to takim, którego należy się obawiać. – wtrącił się Faust.
Zbici
z tropu tą informacją Rio i Yoh, próbowali zachować normalne miny, ale kiepsko
im to wyszło. Na środku pola przyszłej walki pojawił się Kalim i rozpoczął
standardową przemowę sędziego walki szamańskiej...
- Anna, ale co jeśli Faust mówi prawdę – pytał nerwowo Morty.
- Faust mówi prawdę. Więc nie pytaj co jeśli,
bo tak już jest, Yoh musi wygrać, wiem, że ostatnio omal nie umarliście, ale
dziś Faust jest po naszej stronie i nie zechce próbować przeprowadzać
eksperymentów na was – wyjaśniła złowrogo Kyoyama.
- My byśmy nie mieli problemów z nimi –
ryknęli równocześnie Trey i Choco.
- I pewnie nie dlatego że Len sam by ich
pokonał? – spytała zaczepnie Elly.
- O czym ty mówisz? – odpowiedział pytaniem
na pytanie Choco.
- A mówi o tym, że Len uratował Yoh, podczas
walki naszego idola z Faustem w 1 rundzie. Podobno Faust był wtedy jednym z
najpotężniejszych cmentarnych czarnoksiężników, którzy byli żywi – wyjaśnił
Silva, który tym razem sprzedawał przekąski wśród kibiców tej walki.
- Dalibyśmy radę bez tego bufona – zaperzył
się Horo – Horo.
Elly
spojrzała na nich z litością.
- No co? - spytał niepewnie Trey.
- Nic, nic - odrzekła kobieta.
Rio
utworzył wielką kontrolę ducha. Za jego przykładem poszedł Faust. Yoh wykonał
podwójne medium i ustawił się za przyjaciółmi, którzy stanowili pierwszą linię.
Wynikało to z nowej strategii, którą niedawno ułożyła im Anna. Rio i Faust
mieli zablokować pierwszy atak przeciwników, a Yoh ukryty za ich plecami miał
odpowiedzieć ciosem, który być może zakończy walkę.
Po
przeciwnej stronie znalazła się trójka szamanów. Pierwszym był wysoki, chudy
mężczyzna. W dłoni trzymał brudny od zaschniętej krwi sztylet. Za nim stał
niski, krępy jegomość w sile wieku. Kruche, siwe włosy sięgały mu nieco za
ucho. Jego medium prawdopodobnie był krótki nóż myśliwski. Ostatnim
przeciwnikiem był ubrany w nienaganny smoking dżentelmen. Na głowie miał czarny
cylinder, a na oku małe binokle.
"The
Dream Team" także wykonał kontrole duchów. Dżentelmen umieścił ducha małej
sójki w binoklach. Krępy mężczyzna miał jednego z dziwniejszych duchów stróżów
jakie Yoh widział w życiu. Był to prawdopodobnie człowiek. Jego głowa wyglądała
jak grzyb. A przynajmniej miała jego kształt i kolor podgrzybka. Korpus i ręce
miał jak najbardziej ludzkie, lecz zamiast nóg miał coś co wyglądało jak
skrzyżowanie syreniego ogona z dymem, na którym unosił się dżin z opowieści o Aladynie.
***
- Co to jest Len? - spytała Jun patrząc na
koński łeb w kącie pokoju.
- Zapowiedź śmierci.
Spojrzała
na niego zaniepokojona. Dopiero teraz dostrzegła w jego ręce list.
- Co czytasz?
- Groźby - odparł bez emocji.
- Kto ci wygraża?
Spojrzał
jej w oczy i powiedział chłodno:
- Sycylijska mafia i demony.
***
- Nie rozumiem dlaczego uważacie, że sami
byśmy sobie nie poradzili - wyznał Choco.
Anna,
Manta i Elly spojrzały na niego jak na ostatniego debila.
- Poprzednia walka - odparła zdawkowo medium.
- Nie rozumiem.
- To proste - wtrąciła zdenerwowana Pilika -
zostało was trzech na jednego. I ten jeden pozbawił was kontroli ducha, a Len
pokonał go atakiem o przeprowadzenie, którego nie podejrzewalibyśmy nikogo na
tak niskim poziomie turnieju.
- Dalej nie rozumiem... - wydukał Choco.
Niektóre
z osób, które już zrozumiały co kobiety mają na myśli zareagowały na te słowa
klasycznym załamaniem - nie tylko rąk.
- Znałaś wcześniej tę technikę Lena? - spytał
Manta.
Choco
wytężył umysł. Trey podążył za jego przykładem. Obaj pogrążyli się w
przeczesywaniu swojej pamięci.
- Nie - odparł Choco.
- Ja tak samo - zawtórował mu Trey.
- No widzicie to tak samo jak my - powiedziała
siostra szamana z północy - podejrzewam, że gdyby Len nie był tak impulsywny, a
dajmy na to miał charakter Yoh to nie użyłby tego ataku już w pierwszej walce,
a np. gdzieś w półfinale.
- No to już go znamy! Nie zaskoczy nas bufon
jeden - cieszył się Horo.
Nim
skończył się cieszyć został spoliczkowany przez własną siostrę.
- Wasi przyszli rywale też go już znają -
powiedziała.
- Aha - przyznał zawstydzony Horokeu.
Tymczasem
na arenie walka powoli się rozkręcała. Podczas rozmowy na trybunach obie
drużyny testowały umiejętności przeciwników. Jedynie jedno ostrze aureoli w
wykonaniu Asakury mogło zagrozić komukolwiek. Rio właśnie pędził atakiem
rydwanu ku najbliższemu przeciwnikowi, gdy ten zniknął, a niebo pociemniało. Po
chwili niebo rozjaśniło się, a szaman z wrogiego zespołu pojawił się z drugiej
strony Rio i zaatakował. Wielka forma Elizy zablokowała atak i wykonała kontrę.
Rywal ledwo co zdołał wykonać unik. Wydawało się, że za chwile Faust rozkaże
ponowić ofensywę, tymczasem on jakby zamknął się we własnym świecie. Przewrócił
się na ramieniu Elizy i zaczał wrzeszczeć coś po niemiecku. Nikt go nie
rozumiał, ale kompletnie zaskoczony tym Rio dał się zaskoczyć jednemu z
konkurentów i ogromny duch sójki wbił dziób prosto w gardło "Ducha Rzeki",
lecąc przeciął pozostałe gardła. Rio zakończył swój udział w tej walce. Yoh
zdał sobie sprawę, że od teraz musi sam walczyć z 2 normalnymi szamanami i
cmentarnym czarnoksiężnikiem.
- Anno. Co się stało z Faustem? – dopytywał
Morty.
- Sądzę, że ten cmentarny menel wywołał u
niego wspomnienia podobne jak u Lena, gdy próbował pociąć Trey’ a i Choco.
Pamiętacie błazny?
- Oczywiście. – odparli Trey i Choco – ale ma
to też dobre strony, to idzie zwalczyć!
Tymczasem
Yoh przeciął na pół ducha sójki.
- Ścinamy muchomora! - syknął krępy szaman.
Duch
z głową podgrzybkiem machnął nożem prosto w Yoh. Asakura od niechcenia
zablokował atak. Wykonał jedno pchnięcie i stało się jasne, że pokonał już 2 szamanów
i pozostał mu tylko jeden. Prawdopodobnie to był ów cmentarny mag. Jak na razie
nie popisał się niczym oprócz unieszkodliwienia Fausta VIII.
- Mógłbyś zdjąć zaklęcie z mojego
przyjaciela? – zapytał Asakura.
- Nie teraz. Może pogadamy o tym po walce? –
odparł czarnoksiężnik.
- Skoro tak mówisz, nie pozostawiasz mi
wyboru i będę musiał samemu to zakończyć – oświadczył – Niebiańskie cięcie!
Atak trafił prosto w maga. W powietrze
uniosło się ogromnie dużo kurzu, pyłu i piasku. Przez kilkadziesiąt sekund nic
nie było widać. Dopiero po chwili „zasłona opadła” i ukazała maga, który ani trochę nie
ucierpiał na ataku. Nie było widać na nim nawet zadrapania. Widownia była w
szoku i nim ktokolwiek doszedł do normalnego stanu, mag wrzasnął „ ostrze
cmentarnych uderzeń” i w stronę Yoh poleciały szpadle grabarza, grabie,
sztylety i włócznie. Asakura wytworzył tarczę, która z trudem odparła atak. Mag
ponowił atak, a Yoh odpowiedział „niebiańskim cięciem”. Oba ataki zderzyły się
i kurz z piaskiem ponownie pokryły arenę.
Ponad
kurzem Faust walczył sam ze sobą, a raczej ze swoimi grzechami, które popełnił
chcąc przywrócić życie Elizie. Nadal był na wielkiej kontroli ducha, ale teraz
wykrzykiwał strzępki słów po angielsku. Gdyby ktoś próbował zrozumieć sens
wypowiedzi, nie zrozumiał go, bo były to rzeczywiście strzępki słów, a czasem
nawet tylko sylaby. Faust klęczał na ramieniu swojej ukochanej i załamywał
głowę pośród własnych rąk. Po kilku minutach dało się słyszeć zdania w języku
zrozumiałym dla wszystkich na stadionie, w których Faust przepraszał za swą
przeszłość.
- Powstań armio umarłych! - syknął wysoki
szaman.
Z
ziemi zaczęły wydobywać się szkielety. Duże i małe. Niektóre za życia były
dziećmi, inne dorosłymi, a część staruszkami. Każde z nich uzbrojone było w zardzewiały
miecz, widły lub tasak.
- Do ataku! - rozkazał cmentarny czarodziej.
Około
setka kościotrupów ruszyła bezładu i składu na Yoh. Ten wykonał "Ostrze
aureoli" i kilka z nich rozpadło się. Kolejny atak położył ich około
dziesięciu. Przestępująca z nogi na nogę Eliza, nie kontrolowana przez Fausta,
zdeptała część szkieletów, lecz połowa z nich wciąż nacierała na Yoh.
- Co teraz? - panikował Manta na trybunach.
- Szermierka - wtrącił Choco.
I
rzeczywiście. Yoh ruszył z mieczem ze swojego podwójnego medium na armię nie umarłych.
Poszatkował część z nich. Truposze byli zbyt wolni by się obronić przed
szybkimi cięciami. Szybko jednak stało się jasne, że taki sposób walki bardzo
męczy Asakurę.
- Niebiańskie cięcie! - krzyknął.
Czerwony
promień uformował się w coś w kształcie pół okręgu i pomknął w szkielety.
Kolejne z nich rozsypały się. Pozostało ich już nie wiele około dziesięciu.
Kolejne dwa ataki zniszczyły i je. Przy okazji wznosząc kurz i piasek w
powietrze.
Tymczasem,
zanim opadł kurz Yoh postanowił zaskoczyć rywala i zaatakował trochę na ślepo,
jednakże naprawdę wierzył w to, że ten atak może zakończyć walkę. Jak się po
chwili okazało miał rację. Przeciwnik upadł i został bez foryoku. Wraz z końcem
jego mocy skończył się dramat niemieckiego lekarza, który padł bez ruchu na
ramię olbrzymiej pielęgniarki. Po chwili i ona zdematerializowała się. Faust
zaczął spadać na ziemię z wysokości kilkunastu metrów.
Z
trybun wyskoczył Choco, po wykonaniu fuzji ducha i nim ktokolwiek zdołał
zareagować zgarnął Niemca z wysokości kilku metrów nad glebą.
Anna
nie czekając na ogłoszenie werdyktu przez Kalima wbiegła razem z Mantą na arena
zabierając od niego Fausta. Zziajany Yoh podbiegł do niej i pomógł jej zanieść go do
domu. Całą drogę szli bez rozmowy, nawet Morty nie odezwał się ani słowem.
Dzień przyniósł im o wiele trudniejsze walki niż się tego spodziewali, a to
oznaczało jedno - trening i jeszcze więcej treningu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz