czwartek, 28 kwietnia 2016

29. Dziewczyny vs demony



Rozdział 29
Dziewczyny vs demony

            Rano Rio miał kaca nie tylko moralnego. Szaman był załamany swoim postępowaniem i brakiem umiejętności trzymania języka za zębami. Doszedł do wniosku, że jest debilem i stracił być może tą jedyną, wyśnioną księżniczkę. Poza tym strasznie bolała go głowa, sam nie pamiętał ile w końcu wypił i jak trafił do domu…

            W sąsiednim pomieszczeniu  Elly, Lilly i Milly rozmawiały z Yoh i Faustem o strategii jaką powinny przyjąć w następnej walce. Miały walczyć za kilka godzin z drużyną, o której zaczynały krążyć legendy.

- Podobno w tej drużynie to nie szamani kontrolują duchy – zaczęła Milly.
- Jak nie oni to kto? – dopytywał Yoh.
- Duchami tych szamanów… - zaczął Faust i urwał – Źle. Jeszcze raz. Opiekunami tych szamanów nie są duchy, lecz demony.
- Sądzisz, że to… - rozpoczął Yoh, ale Faust mu przerwał mówiąc „tak”.
- O czym wy? – spytała zdezorientowana Elly.
- Nie nic, myślimy, że powinniście bez trudu wygrać – skłamał Asakura.
- To jak powinniśmy walczyć? – zapytała Lilly.
- Szybkie ataki nic nie dadzą jeśli przeciwnikiem są demony. Myślę, jednak że to tylko plotki. Stworzone zresztą przez tych szamanów – rzekł Faust.
- Więc jak mamy atakować? – dopytywała Lilly.
- Celnie i boleśnie. Używajcie mało foryoku. – poradził niemiecki lekarz.

            Walka odbyć się miała w samo południe, w dziwnym miejscu jakim jest dach supermarketu w Dobbie Village. Na miejscu walki zmieścili się tylko Yoh, Faust, Len, Tamara i Elly, Lilly, Milly oraz ich przeciwnicy. Po kilku minutach czekania pojawił się członek rady szamanów i ogłosił początek walki. Szamanki i szamani wykonali małe kontrole duchów i zaatakowali. U szamanów kontrolę duchów było niewidoczne, a więc podejrzenia  Fausta wydawały się bardzo prawdopodobne. 

- Gdzie ich kontrole duchów? - zdziwił się złotooki.

            Yoh opowiadał Lenny’ emu i Tamarze o podejrzeniach Fausta. Tao nie powiedział nic na głos, lecz Yoh wyczytał z nieznacznego wykrzywienia przez niego mięśni twarzy, że chłopak nie wierzy w sukces dziewczyn. Co więcej kilka sekund później już bardziej zauważalnie poprawiał położenie, złożonego rodowego orężu. Asakura podejrzewał, że Chińczyk pragnie być gotowy żeby wkroczyć w odpowiednim momencie.

- Ale nie stanie się im nic złego? - spytała Tamara.
- Nie sądzę - zapewnił szatyn.
- Uratujemy je - dodał melodyjnym głosem Faust.

            Zapewnienie Niemca nie pomogło Tamarze się uspokoić, ale Len delikatnie i dyskretnie przyciągnął ją do siebie. Położywszy mu głowę na barku, poczuła się bardziej komfortowo i zapomniała o zamartwieniach.

            Wynik walki był jak na razie nie rozstrzygnięty. Dziewczyny głównie broniły się przed szamanami, czasem Elly i Milly próbowały kontrować z mizernym skutkiem, chociaż raz prawie trafiły w Yoh i Fausta. Ich przeciwnicy jak na opętanych walczyli bardzo słabo.

- Nie wydaje mi się żeby dziewczyny mogły wygrać – stwierdził Len.
- Dlaczego tak uważasz? – spytał Faust.
- Nie potrafią trafić, ani przejąć inicjatywy w walce – odpowiedział Tao.

            Len miał rację, sposób w jaki walczyli ci faceci był bardzo dziwny. Niby starali się wygrać, ale ich ataki były bardzo nieporadne. Elly zaczęła atakować używając naprawdę dużej ilości swojej mocy. Pomimo tego oraz faktu, że trafiała cały czas w tego samego szamana ten nawet się nie zachwiał. Mało tego po ułamku sekundy uderzył ją tak mocno mieczem w skroń, że ta padła nie przytomna na ziemię krwawiąc, podniósł rękę w górę i chciał zadać ostateczny cios gdy trafił go połączony atak pozostałych dziewczyn. Odskoczył metr w bok, a jego towarzysze rzucili się na bez radne dziewczyny, które na atak zużyły ponad połowę foryoku.

- Widziałeś! - syknął podekscytowany Yoh.
- Ta - przytaknął obojętnie Len.

            Nieuważny obserwator mógłby uznać jego obojętność za oznakę braku sympatii wobec szamanek, jednak przyjaciele wiedzieli, że bardziej skupia się on na tym co dzieje się na arenie i niż co kto do niego mówi.

Teraz nikt nie miał wątpliwości, że walczący mężczyźni są opętani przez demony i opowieści nie są plotkami, lecz faktami. Elly leżała na ziemi i krwawiła obficie ze skroni. Milly i Lilly rozpaczliwie broniły się przed brutalnymi demonami. Wytworzona przez najmłodszą szamankę tarcza traciła drobinki samej siebie z każdym ciosem kastetu zadanym przez oprawcę.

Wydawało się, że złotooki prawidłowo przewidział przebieg walki. W końcu tarcza Milly rozsypała się jak domek z kart. Otrzymywała wtedy właśnie serie ciosów kastetem w twarz i ramiona. Nie pomagały jej kroki w tył. Z każdym kolejnym ruchem do tyłu i zadanym jej ciosem, krwawiła coraz mocniej z ran. Po chwili  została bez foryoku. 

- Faust ruszamy! - krzyknął Yoh.

W kilka sekund wskoczyli na pole walki. Dobiegli do Milly zabrali ją z areny nim przeciwnik zadał ostateczny cios. Len w tym czasie przedostał się do blondynki, leżącej kilka kroków dalej. Niósł ją w ich stronę ciężko ranną.

Lilly została sama na placu boju. Demony otoczyły ją i bawiły się zadając jej bolesne ciosy. Po chwili tej zabawy dwa demony trzymały Lilly za ramiona, a trzeci bił ją gdzie popadło.

- Bason! – zawołał swojego stróża Len – Ruszamy na tego demona!

- Nie możesz interweniować w przebieg walki szamanie – oświadczył członek rady szamanów – to nie zgodne z przepisami.
- Pieprzę przepisy. To co oni robią też nie jest zgodne z regulaminem i co?! – wybuchł Lenny.

            W jego dłoni pojawił się rozłożony miecz błyskawicy. 

- Len nie rób tego – powiedział Faust.

            Było już za późno Len frunął na wielkiej formie Basona wprost na scenę walki. Będąc kilka metrów od demonów i dziewczyny wykonał szybkie tempo. Atak był idealnie wymierzony. Kaci zostali trafieni i lekko oszołomieni, odskoczyli od Lilly. Teraz swoją uwagę skupili na Tao. To jego zaatakowali. Strumienie foryoku śmigały w obie strony. Zarówno Lenny i jego wielka forma ducha jak i demony wykonywali doskonałe uniki. Kolejne szybkie tempo raniło bardzo mocno jednego z demonów. W tym momencie pozostałe 2 rozpłynęły się w powietrzu.

- Poddaj się! – wrzasnął Yoh z trybun
- Lepiej zrób to szybko, albo nigdy więcej nie ujrzysz tej planety poczwaro – krzyczał Trey, przewidując, że Len spróbuje zabić demona.
- Przemyśl co się stanie chłopaczku – zwrócił się do Lena – zrobisz jeden krok i dołączysz do swojego ducha stróża w krainie duchów!
- Milcz! – warknął wściekły Tao.

            Nie rozumiał jak demon, którego życie jest zależne od niego śmie mu grozić.

– Może wyjawisz nam cel waszej zabawy z dziewczynami?
 – W sumie mogę. I tak za chwilę zginę… Nie, nie z twojej ręki Lenie Tao. Za to, że zawiodłem, Mefistoteles się mnie pozbędzie. Pewnie wiecie jest on księciem piekła. Ktoś z taką pozycją nie przyjmuje do wiadomości klęsk. Czuję, że już nadchodzi… Mogę wam odpowiedzieć na niewiele pytań, mamy mało czasu.
- Dlaczego książę piekła zlecił Ci misję tu? – spytał Len.
- W piekle trwa walka o władze - oparł sługa diabła - Nie jest to jeszcze otwarta wojna, ale jak na razie zakulisowe rozgrywki - tłumaczył szybko i niespokojnie - Mefistoteles wciąż gromadzi siły do krwawego zamachu stanu. Uznał, że dusza króla szamanów lub nawet któryś demon w koronie znacznie mu w tym pomoże, a później pozwoli opanować Ziemię….
- Co się stanie jeśli uda mu się ten zamach stanu przeprowadzić? – spytał Morty.

            W czasie rozmowy z demonem reszta przyjaciół również zeszła na stadion, a sędzia bardzo szybko pozbył się reszty widowni.

- Obecny król, czyli Belzebub nie ma ambicji opanowania Ziemi i wysyłania innych demonów do tego świata. Stąd widzicie, że zmiana władcy spowodowała by drastyczne zmiany w polityce piekła… - urwał w pół słowa śmiertelnie trafiony strzałem praktycznie znikąd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz