Rozdział 29
Dziewczyny vs demony
Rano
Rio miał kaca nie tylko moralnego. Szaman był załamany swoim postępowaniem i
brakiem umiejętności trzymania języka za zębami. Doszedł do wniosku, że jest
debilem i stracił być może tą jedyną, wyśnioną księżniczkę. Poza tym strasznie
bolała go głowa, sam nie pamiętał ile w końcu wypił i jak trafił do domu…
W
sąsiednim pomieszczeniu Elly, Lilly i
Milly rozmawiały z Yoh i Faustem o strategii jaką powinny przyjąć w następnej
walce. Miały walczyć za kilka godzin z drużyną, o której zaczynały krążyć
legendy.
- Podobno w tej drużynie to nie szamani
kontrolują duchy – zaczęła Milly.
- Jak nie oni to kto? – dopytywał Yoh.
- Duchami tych szamanów… - zaczął Faust i urwał – Źle. Jeszcze raz. Opiekunami tych szamanów nie są duchy, lecz demony.
- Duchami tych szamanów… - zaczął Faust i urwał – Źle. Jeszcze raz. Opiekunami tych szamanów nie są duchy, lecz demony.
- Sądzisz, że to… - rozpoczął Yoh, ale Faust
mu przerwał mówiąc „tak”.
- O czym wy? – spytała zdezorientowana Elly.
- Nie nic, myślimy, że powinniście bez trudu
wygrać – skłamał Asakura.
- To jak powinniśmy walczyć? – zapytała
Lilly.
- Szybkie ataki nic nie dadzą jeśli
przeciwnikiem są demony. Myślę, jednak że to tylko plotki. Stworzone zresztą
przez tych szamanów – rzekł Faust.
- Więc jak mamy atakować? – dopytywała Lilly.
- Celnie i boleśnie. Używajcie mało foryoku.
– poradził niemiecki lekarz.
Walka
odbyć się miała w samo południe, w dziwnym miejscu jakim jest dach supermarketu
w Dobbie Village. Na miejscu walki zmieścili się tylko Yoh, Faust, Len, Tamara
i Elly, Lilly, Milly oraz ich przeciwnicy. Po kilku minutach czekania pojawił
się członek rady szamanów i ogłosił początek walki. Szamanki i szamani wykonali
małe kontrole duchów i zaatakowali. U szamanów kontrolę duchów było
niewidoczne, a więc podejrzenia Fausta
wydawały się bardzo prawdopodobne.
- Gdzie ich kontrole duchów? - zdziwił się
złotooki.
Yoh
opowiadał Lenny’ emu i Tamarze o podejrzeniach Fausta. Tao nie powiedział nic
na głos, lecz Yoh wyczytał z nieznacznego wykrzywienia przez niego mięśni
twarzy, że chłopak nie wierzy w sukces dziewczyn. Co więcej kilka sekund
później już bardziej zauważalnie poprawiał położenie, złożonego rodowego orężu.
Asakura podejrzewał, że Chińczyk pragnie być gotowy żeby wkroczyć w odpowiednim
momencie.
- Ale nie stanie się im nic złego? - spytała
Tamara.
- Nie sądzę - zapewnił szatyn.
- Uratujemy je - dodał melodyjnym głosem
Faust.
Zapewnienie
Niemca nie pomogło Tamarze się uspokoić, ale Len delikatnie i dyskretnie
przyciągnął ją do siebie. Położywszy mu głowę na barku, poczuła się bardziej
komfortowo i zapomniała o zamartwieniach.
Wynik
walki był jak na razie nie rozstrzygnięty. Dziewczyny głównie broniły się przed
szamanami, czasem Elly i Milly próbowały kontrować z mizernym skutkiem, chociaż
raz prawie trafiły w Yoh i Fausta. Ich przeciwnicy jak na opętanych walczyli
bardzo słabo.
- Nie wydaje mi się żeby dziewczyny mogły
wygrać – stwierdził Len.
- Dlaczego tak uważasz? – spytał Faust.
- Nie potrafią trafić, ani przejąć inicjatywy
w walce – odpowiedział Tao.
Len
miał rację, sposób w jaki walczyli ci faceci był bardzo dziwny. Niby starali
się wygrać, ale ich ataki były bardzo nieporadne. Elly zaczęła atakować
używając naprawdę dużej ilości swojej mocy. Pomimo tego oraz faktu, że trafiała
cały czas w tego samego szamana ten nawet się nie zachwiał. Mało tego po ułamku
sekundy uderzył ją tak mocno mieczem w skroń, że ta padła nie przytomna na
ziemię krwawiąc, podniósł rękę w górę i chciał zadać ostateczny cios gdy trafił
go połączony atak pozostałych dziewczyn. Odskoczył metr w bok, a jego
towarzysze rzucili się na bez radne dziewczyny, które na atak zużyły ponad
połowę foryoku.
- Widziałeś! - syknął podekscytowany Yoh.
- Ta - przytaknął obojętnie Len.
Nieuważny
obserwator mógłby uznać jego obojętność za oznakę braku sympatii wobec
szamanek, jednak przyjaciele wiedzieli, że bardziej skupia się on na tym co
dzieje się na arenie i niż co kto do niego mówi.
Teraz nikt nie miał
wątpliwości, że walczący mężczyźni są opętani przez demony i opowieści nie są plotkami,
lecz faktami. Elly leżała na ziemi i krwawiła obficie ze skroni. Milly i Lilly
rozpaczliwie broniły się przed brutalnymi demonami. Wytworzona przez najmłodszą
szamankę tarcza traciła drobinki samej siebie z każdym ciosem kastetu zadanym
przez oprawcę.
Wydawało się, że złotooki
prawidłowo przewidział przebieg walki. W końcu tarcza Milly rozsypała się jak
domek z kart. Otrzymywała wtedy właśnie serie ciosów kastetem w twarz i
ramiona. Nie pomagały jej kroki w tył. Z każdym kolejnym ruchem do tyłu i
zadanym jej ciosem, krwawiła coraz mocniej z ran. Po chwili została bez foryoku.
- Faust ruszamy! - krzyknął Yoh.
W kilka sekund wskoczyli na
pole walki. Dobiegli do Milly zabrali ją z areny nim przeciwnik zadał
ostateczny cios. Len w tym czasie przedostał się do blondynki, leżącej kilka
kroków dalej. Niósł ją w ich stronę ciężko ranną.
Lilly została sama na placu
boju. Demony otoczyły ją i bawiły się zadając jej bolesne ciosy. Po chwili tej
zabawy dwa demony trzymały Lilly za ramiona, a trzeci bił ją gdzie popadło.
- Bason! – zawołał swojego stróża Len –
Ruszamy na tego demona!
- Nie możesz interweniować w przebieg walki
szamanie – oświadczył członek rady szamanów – to nie zgodne z przepisami.
- Pieprzę przepisy. To co oni robią też nie
jest zgodne z regulaminem i co?! – wybuchł Lenny.
W
jego dłoni pojawił się rozłożony miecz błyskawicy.
- Len nie rób tego – powiedział Faust.
Było
już za późno Len frunął na wielkiej formie Basona wprost na scenę walki. Będąc
kilka metrów od demonów i dziewczyny wykonał szybkie tempo. Atak był idealnie
wymierzony. Kaci zostali trafieni i lekko oszołomieni, odskoczyli od Lilly.
Teraz swoją uwagę skupili na Tao. To jego zaatakowali. Strumienie foryoku
śmigały w obie strony. Zarówno Lenny i jego wielka forma ducha jak i demony
wykonywali doskonałe uniki. Kolejne szybkie tempo raniło bardzo mocno jednego z
demonów. W tym momencie pozostałe 2 rozpłynęły się w powietrzu.
- Poddaj się! – wrzasnął Yoh z trybun
- Lepiej zrób to szybko, albo nigdy więcej
nie ujrzysz tej planety poczwaro – krzyczał Trey, przewidując, że Len spróbuje
zabić demona.
- Przemyśl co się stanie chłopaczku – zwrócił
się do Lena – zrobisz jeden krok i dołączysz do swojego ducha stróża w krainie
duchów!
- Milcz! – warknął wściekły Tao.
Nie
rozumiał jak demon, którego życie jest zależne od niego śmie mu grozić.
– Może wyjawisz nam cel waszej zabawy z
dziewczynami?
– W
sumie mogę. I tak za chwilę zginę… Nie, nie z twojej ręki Lenie Tao. Za to, że
zawiodłem, Mefistoteles się mnie pozbędzie. Pewnie wiecie jest on księciem
piekła. Ktoś z taką pozycją nie przyjmuje do wiadomości klęsk. Czuję, że już
nadchodzi… Mogę wam odpowiedzieć na niewiele pytań, mamy mało czasu.
- Dlaczego książę piekła zlecił Ci misję tu?
– spytał Len.
- W piekle trwa walka o władze - oparł sługa
diabła - Nie jest to jeszcze otwarta wojna, ale jak na razie zakulisowe
rozgrywki - tłumaczył szybko i niespokojnie - Mefistoteles wciąż gromadzi siły
do krwawego zamachu stanu. Uznał, że dusza króla szamanów lub nawet któryś
demon w koronie znacznie mu w tym pomoże, a później pozwoli opanować Ziemię….
- Co się stanie jeśli uda mu się ten zamach
stanu przeprowadzić? – spytał Morty.
W
czasie rozmowy z demonem reszta przyjaciół również zeszła na stadion, a sędzia bardzo
szybko pozbył się reszty widowni.
- Obecny król, czyli Belzebub nie ma ambicji
opanowania Ziemi i wysyłania innych demonów do tego świata. Stąd widzicie, że
zmiana władcy spowodowała by drastyczne zmiany w polityce piekła… - urwał w pół
słowa śmiertelnie trafiony strzałem praktycznie znikąd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz