Rozdział 28
Debiuty
Kilka
minut po akcji ratunkowej Choco, zadzwoniły dzwonki wyroczni Drużyny Lena. Ich
następnym przeciwnikiem miała być Drużyna Ojca Chrzestnego. Walka miała się
odbyć za godzinę i na trzy dni na jednej z bocznych aren.
- Widowni wielkiej mieć mieć nie będziecie –
stwierdził Rio.
- Żaden problem. Nasi kibice będą na 100
procent – odrzekł Choco.
- Właśnie – do rozmowy włączył się Morty.
- Ile osób zmieści się tam na trybunach? –
spytała Lilly.
- Około 300 – odpowiedział Morty.
- Starczy tego dobrego! Do treningu! – po
kilku dniach, kiedy mało kto ją widział Anna dała o sobie znać.
Czas
do walki upłynął im na wzmocnionych treningach, chociaż nie do końca jeszcze
zdrowy Len miał pewnego rodzaju taryfę ulgową. Oznaczało to, że nie biegł tyle
co inni i nie wykonywał ćwiczeń, który mogłyby zaszkodzić jego nie zagojonym
jeszcze do końca ranom. Zamian za to spędzał on sporo czasu na siłowni, gdzie
bez obaw - pod okiem June - zwiększał siłę swoich mięśni. Starsza z rodzeństwa
Tao nie chciał wyrazić zgody na wpuszczenie Tamary na treningi brata. Nie
chciała bowiem zbytniego forsowania obciążeń przez niego. Dobrze wiedziała, że
mógłby on nałożyć sobie sporo większej wagi ciężary żeby zaimponować
dziewczynie, z którą coś go łączyło.
W
związku z tym Tamara w chwilach kiedy rodzeństwo Tao przebywało na siłowni,
towarzyszyła Pilice w trenowaniu pozostałych dwóch członków "Drużyny Lena".
Chłopaki głównie biegali po około 10 kilometrów, robili setki przysiadów i
brzuszków, dziesiątki pompek - w tym tych z obciążeniem wagą dziewczyn. Choco
dodatkowo miał stawiane dwie cegły za karę, za każdym razem gdy próbował
opowiedzieć jeden ze swoich dowcipów, które bawiły tylko jego.
Anna
osobiście katowała Yoh ćwiczeniami, które nawet w opinii innych dziewczyn -
wyrażanej półgłosem za jej plecami - nie mogły zwiększyć jego siły, szybkości
czy wytrzymałości. Mimo to Asakura dalej był zarzynany dziesiątkami
przebiegniętych kilometrów z odważnikami czy też kolejnymi minutami ćwiczenia
znanego jako "siedzący pies".
Rio
i Faust także nie dostrzegali sensu tych ćwiczeń. Nawet zwykła męska
solidarność nie mogła nakłonić ich do towarzyszenia szefowi swojego zespołu.
Wobec tego wybrali trening z dziewczynami i Mantą.
Dzień
przed walką Lena i spółki z mafiosami, zadzwoniły dzwonki wyroczni należące do
Sally, Manty i Sharonej. Ich przeciwnikiem miała być trójka szamanów znana jako
"Zachodni podmuch".
- Ich nazwa sugeruje, że będą używać ataków
związanych z żywiołem powietrza. - analizował Morty - Moim medium jest laptop...
- ... zniszczymy ich - przerwała mu Sally -
bez twojego wymądrzania się - dodała wskazując chłopca oskarżycielsko palcem.
- Spokojnie Sally - Sharona złapała ją za
ramiona.
- Puść mnie - warknęła tamta.
- Za ile walczycie? - spytał Faust ratując sytuację.
Dziewczyny
spojrzała najpierw na siebie, potem na niego. Następnie zwróciły się do
trzeciego zawodnika w swoim teamie.
- Za godzinę - powiedział.
- Może już pora ruszyć? - zasugerował Rio.
- Tak - zgodził się dziewczyny.
Ruszyły
dumnym krokiem w stronę areny w kanionie. Manta poczłapał za nimi na swoich
krótkich nóżkach. Na tyle szli Rio i Faust, którzy zdecydowanie woleli obejrzeć
walkę niż katować się na treningu.
Dotarli
na miejsce walki kilkanaście minut przed czasem. Sally rozpoczęła rozgrzewkę. Jedyny
facet w zespole szukał w Internecie informacji o przeciwnikach. Sharona w tym
czasie pudrowała nosek. Rio z Faustem udali się na miejsce dla widowni na górze
kanionu.
Wreszcie
na miejsce przybyli sędziujący pojedynek Kharim oraz przeciwnicy. Była to
dwójka wysokich brunetów, którzy chociaż z daleka mogli wydawać się braćmi to
mieli zupełnie różne rysy twarzy i zdecydowanie nie byli spokrewnieni. Trzecim
szamanem był niski, gruby, łysiejący kowboj.
Drużyny
ustawiły się na przeciwko siebie. Zaraz po podzieleniu na zespoły na prośbę
Manty i za aprobacją liderki, trójka ustaliła strategię na swoje walki.
Polegała ona na tym, że Sally w swoim stylu rozpocznie nagłym atakiem, stojąc
na lewym skrzydle. Sharona włączy się w środku pola, a Manta przeprowadzi
szybki atak z prawego skrzydła.
- Walczcie! - rozpoczął sędzia.
Szamani
i szamanki wykonali kontrolę duchów. Na szczęście żaden Amerykanin nie potrafił
więcej niż zwykłą kontrole duchów.
Młot
Sally uderzył w miejsce gdzie stali przeciwnicy. Kowboj zablokował go bez trudu.
Sharona próbowała ostrzelać ich swoim foryoku, lecz tarcza postawiona przez
jednego z brunetów zablokowała bez przeszkód atak. Także o nią rozbił się atak
Manty.
- Johnny - powiedział melodyjnie jeden z
brunetów celując procę w Sally - ostrzał kamyków!
W
jej stronę poleciała setka małych kamyków. Nie był to atak, który mógł zrobić
jej krzywdę, kamyki uformowane z mocy szamana były zbyt małe. Jednak uważny
obserwator mógł dostrzec, że tym ruchem Amerykanin chciał rozjuszyć rywalkę. Co
z resztą wyszło mu znakomicie.
Wściekła
Sally ruszyła na niego. Nim zdążyła się zamachnąć, z rewolweru kowboja pomknął
w nią srebrzysty promień energii, który ugodził ją prosto w bark. Odrzucona
siłą ataku do tyłu, przeleciała kilkanaście metrów i na szczęście została
złapana przez Enlę, stróża Sharonej. Chwilę tę wykorzystał szaman o melodyjnym
głosie i kolejny raz ostrzelał setką kamyków szamanki.
Tymczasem
nieniepokojony przez nikogo Manta znalazł się na tyle blisko przeciwników, że
bez trudu wymierzył cios młotem z foryoku w trzeciego przeciwnika. Trafił prosto
w ramię. Rozległ się trzask łamanej kości i okrzyk bólu przeciwnika. Stało się
jasne, że nie będzie mógł on kontynuować walki.
- Ty gnido - ryknął kowboj - strzał Johna
Wayne'a! - ryknął.
Z
jego rewolweru pomknął szerszy niż uprzednio strumień energii. Atak był ze zbyt
bliska i za szybki by Manta mógł się obronić. Zostałby trafiony prosto w głowę,
gdyby w porę nie zasłonił się medium. Wpompował w nie całą swoją duchową moc i
zamiast sporych obrażeń została przełamana jego kontrola ducha. Poza tym będzie
miał kilka siniaków i niegroźnych zadrapań.
Zachwycony
swoją ripostą kowboj nie zauważył jak młot dzierżony przez Sally opada na jego
głowę. Gdyby nie ofiarna postawa kolegi, który wyskoczył między młot a niego
używając całej siły do wytworzenia zasłony, z pewnością ucierpiałby i to
bardziej niż Manta przed chwilą. Kiedy tylko brunet opadł na ziemię nadział się
na szybki atak Sharonej, który trafił go w klatkę piersiową. Będąca na innej
wysokości zasłona na nic się nie zdała. Jego udział w walce zakończył się.
Zrozpaczony
kowboj strzelił pomiędzy dziewczyny srebrzystym promieniem, lecz te bez
przeszkód odskoczyły na boki. Szybka kontra blondynki została przez niego
zablokowana, lecz młot Sally skutecznie zdusił jego kontrolę ducha, której już
nie udało mu się przywrócić. Dzięki temu sędzia mógł ogłosić tryumf dziewczyn i
Manty.
Kolejnego
dnia walka "Drużyny Lena" z mafiosami była wyjątkowo nieinteresująca.
Trwała około minuty. Właściwie Trey sam wygrał tą potyczkę. 3 szamanów walczyła bez przyjaciół na trybunach
- z wyjątkiem June, Piliki i Tamary – gdyż nie zdążyli wrócić z treningu. 6 przyjaciół
udała się w stronę pobliskiej knajpki.
- Poproszę 3 jasne piwa i 3 Cole – Choco
złożył zamówienie.
- Czy wy możecie pić piwo po walce? –
zapytała Tamara.
- Ależ oczywiście Tamaro. – odrzekł
najpoważniej jak mógł Trey.
- Bracie nie wygłupiaj się – skarciła go
Pilika.
- Dziś wyjątkowo pozwolimy im trochę
pobalować – odparła June.
- Dlaczego? – dopytywała ukochana Lena.
- Mamy
za sobą już dwie walki podczas, gdy większość drużyn ma tylko jedną. Więc mamy
około 2 dni spokoju. Z resztą np. przeciwnicy Sharonej, Sally i Manty już odpadli,
ale zostają w wiosce i będą obserwować dalsze walki. – wyjaśnił Len, na co
reszta zareagował szokiem.
- Skąd ty to wiesz, Len? – spytała Pilika.
- Rozmawiałem rano z klonem Elvisa, a on to
"coś" zwane walką oglądał – wyjaśnił złotooki.
Tymczasem
Rio kompletnie zamęczony po treningu postanowił udać się do Tatiany po coś na
wzmocnienie. Ledwo co doczłapał się do przychodni. Nikogo poza nim nie było w
poczekalni. Rozkazał Tokagero zapukać do drzwi i zniknąć, co duch błyskawicznie
wykonał, dając szamanowi pole do popisu przed Ukrainką.
- W czym mogę pomóc? – spytała Tatiana nie
podnosząc nawet głowy z nad jakichś plików kartek. Rio uznał, że dziewczyna
wygląda przepięknie. Ubrana była znów całkiem na biało. Dzisiaj w odróżnieniu
od ostatniego spotkania miała dużo mocniejszy makijaż.
- Mogłabyś dać mi coś na wzmocnienie?
Dzisiejszy trening pozbawił mnie chyba nawet soków wewnętrznych – powiedział
Rio.
- A to ciekawe. Zaraz coś na to zaradzimy –
odrzekła Tatiana.
Nie
znalazła nic w półkach, ani szafkach – kiedy szukała w najniższej szufladzie i
była pochylona Rio myślał, że z podniecenia zaraz wyjdzie z siebie. Ukrainka
podeszła do szamana i usiadła obok niego na wielkiej czarnej kanapie. Nic nie
mówiła, pogładziła szamana po udzie. Ten był kompletnie zaskoczony zachowaniem
dziewczyny. Nim zorientował się co się dzieje Tatiana zdjęła strój
pielęgniarki. Miała na sobie tylko koronkową bieliznę, rajstopy, szpilki oraz
czepek od uniformu. Usiadła Rio na udach i zaczęła go namiętnie całować. Szaman
był kompletnie zaskoczony. Tatiana oderwała się od niego na chwilę i wstając
zdjęła resztkę ubrania, które jej zostało.
- Czy to działa na wzmocnienie? – zapytała
figlarnie.
- yyy…. – Rio dalej nie był w stanie nic z
siebie wydusić.
- Będziesz tak miły i pomożesz mi czy mam się
sama bawić? – szepnęła Tatiana mu do ucha podchodząc tak blisko, że ocierała
się o ubranie szamana.
Rio zrozumiał o co chodzi
medyczce i momentalnie rozebrał się. Nie mając doświadczenia w relacjach z
kobietami postanowił dać się poprowadzić Ukraince…
Po kilku godzinach impreza w
knajpie rozkręciła się na dobre. Dziewczyny wyraziły zgodę na jeszcze trochę
alkoholu dla chłopaków, a same kupiły 2 wina. Nikt nawet nie wiedział jak późno
było, gdy przyszedł do nich Rio.
Len całował się namiętnie i
czule z Tamarą w kącie lokalu. Pilika tańcowała z Choco w sposób sugerujący, że
chce go poderwać. Trey siedział załamany i zalany przy stole - z drinkiem w
dłoni – i patrzył na wyczyny siostry. June towarzyszyła mu, jednak była niemal
całkowicie trzeźwa.
- Długo tu już jesteście? – zapytał
nowoprzybyły szaman.
- Od paru godzin – odpowiedziała Tao.
- Widzę, że ładnie się tu bawicie – rzekł
Rio, wskazując na puste butelki po piwie, wódce, winie i napojach służących do
zapicia alkoholi.
- Bardzo – wymamrotał Trey.
- Że twoja siostra wyrywa tego marnego
komika, to nie znaczy, że masz się załamywać. Mógł to być Len – oznajmił Rio –
przepraszam June - dodał pospiesznie - Nie to miałem na myśli, po prostu wiesz
o co mi chodziło.
- Tak. Wybaczam, ale pójdę już do domu. Pa –
pożegnała się z nimi Tao.
Rio
nie mógł wytrzymać i opowiedział Horo o swoich przeżyciach z Tatianą.
Stwierdził, że przyjaciel i tak do rana zapomni o tym co usłyszał, a chwilowo i
tak popsuje mu to nastrój. Trey nie chciał uwierzyć w zapewnienia Rio i wyszedł.
Przy wyjściu spotkał Tatianę i w chamski sposób zapytał co robiła z Rio.
Zamiast odpowiedzieć szamanka pobiegła i uderzyła Rio w twarz, po czym
wybiegła. Klon Elvisa był załamany. Otworzył butelkę wódki i sam ją wypił by
zalać żal po utracie kobiety, która mogła być damą jego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz