Rozdział 61
Król szamanów
Shamash
ciał swoim toporem Yoh w łopatkę. Chłopak kompletnie się tego nie spodziewał.
Wciąż był jeszcze w szoku po tym jak Jeanne zablokowała jego atak. Krew ciekła
mu po plecach, boku oraz brzuchu. Wykorzystując foryoku oraz korzystając z
instynktu Amidamaru wyskoczył z leja, który sam stworzył aby złapać w pułapkę
Żelazną Damę. Był otępiały, ale żywy i z nadzieją na końcowy sukces.
- Walka dobiega końca – rozległ się melodyjny
głos Francuski, która bez trudu lewitowała na powierzchnię.
- Jeszcze nie.
- Jeśli nie skończymy tego szybko to się
wykrwawisz.
Asakura
nie miał zamiaru kontynuować tej rozmowy. Jego Ostrze Aureoli omal nie spełniło
swojego zadania. Podobnie jednak jak i inne ataki nawet nie drasnęło
przeciwniczki, która ponownie wytworzyła tarczę.
- Yoh, każda zniszczona tarcza kosztuje ją
foryoku – zauważył Amidamaru.
- Tak jak i nas atak aby ją zniszczyć –
odpowiedział chłopak.
- Niszczmy je bezpośrednio.
- A Shamash?
- Jeśli przebijemy go to jej kontrola ducha
pryśnie.
- Jej odtworzenie może być bardzo kosztowne.
Dalsze
rozważania przerwał jej wspomniany duch, który ruszył do ofensywy. Wypluwał z
siebie fosforyzujące pociski, które bez trudu były omijane przez Yoh. Chłopak
ucieszył się, że nie musi wytwarzać w tym celu tarczy.
Po chwili zmęczenie –
potęgowane przez ranną łopatkę – dało o sobie znać. Jego oddech stawał się
coraz płytszy, a koncentracja opadała. Odtwarzał ją co chwilę, ale było to
coraz trudniejsze.
- On nie chce cię trafić – ocenił duch
samuraja.
- Chce mnie zmęczyć.
- Dokładnie.
Kolejna
seria pocisków śmigała w stronę pretendenta do korony króla. Ponownie udało mu
się je ominąć, ale wzmocniło to zmęczenie jakie odczuwał. Przykucnął na chwilę
by złapać oddech. Poczuł jak sącząca się krew zastyga na jego plecach i skleja
ciało z ubraniem. Odczuł kolejny dyskomfort.
Kiedy
Shamash przygotowywał się do kolejnego ostrzału, Yoh wykorzystał pierwszy w tej
walce moment nieuwagi przeciwników i posłał Niebiańskie Cięcie. Atak trafił
ducha prosto w miejsce gdzie człowiek miałby przełyk. Był wystarczająco celny i
spełnił swoje zadanie. Kontrola ducha Jeanne odeszła do historii.
- Niezła próba, Yoh – stwierdziła spokojnie
szamanka.
Szaman
nie odpowiedział. Zaatakował ponownie, jednak Jeanne zdążyła odnowić swoją kontrolę
ducha oraz wykonać unik, aby nie tracić sił na blokowanie potężnego ataku.
- Skup się – szepnął Amidamaru.
- Musimy wygrać – odpowiedział Yoh.
- Wyczuwam, że mamy znacznie mniej foryoku.
- Zaatakujmy z bliska!
Jak
powiedział tak zrobił. Asakura zaszarżował z impetem do przodu. Został
przechwycony przez Shamasha, lecz zdecydowanymi cięciami miecza przedziurawił
go i zmusił Jeanne do utraty foryoku aby regenerować ducha. Wtedy uderzył po
raz kolejny. Sytuacja powtórzyła się jeszcze dwa razy, po których cios pięścią
strażnika Babilonu odrzucił Yoh kilkanaście metrów w tył.
- Jak się trzymasz? – zagaił Amidamaru, kiedy
jego szaman wylądował na ugiętych nogach by zamortyzować lądowanie.
- Całkiem dobrze.
Yoh
przypomniał sobie o co walczy. Wioska w USA zniszczona przez demony, wioska
rodu Usui wycięta w pień. Kolejne cele strategicznej obrony, które tracili.
Kontakt z Osorezan i siedzibą jego własnego rodu był niemal niemożliwy. Anna
nie mogła namierzyć ani skontaktować się z ekipą Fausta i Kany. Mogli już śmiało
założyć, że stacja badawcza na Antarktydzie została opanowana przez demony.
Liczył, że Len będzie miał więcej szczęścia.
- Yoh… - głos samuraja sprowadził chłopaka do
rzeczywistości – musisz się skupić. Na walce.
- Jasne.
***
Z
drugiej strony areny Jeanne i Shamash szykowali się do kolejnego ataku.
Francuska zdawała sobie sprawę, że traci przewagę jaką miał wchodząc na arenę.
Jeszcze kilka utrat kontroli ducha i będzie na straconej pozycji… a wraz z nią
cały świat.
Nie
wysłała swoich wyznawców do walki. Potrzebowała ich tutaj. X- Laws
zabezpieczali teren wioski jak i samej areny. Demony udowodniły już, że
zabezpieczenia jakie wystarczyły do powstrzymania niepowołanych szamanów i
ludzi do wtargnięcia w miejsce walki na nie były niewystarczające. Layserg
opanował jakiś czas temu Ducha Ognia, co sprawiało, że być może byłby nawet
lepszym od niej kandydatem na król. Niestety stało się to zbyt późno. Chłopak
nie umiał jeszcze wystarczająco panować na dawnym stróżem Hao.
- Pora podnieść poziom – oświadczyła Żelazna
Panienka.
Shamash
wystrzelił ostro i gwałtownie w górę niczym rakieta. Po upływie kilkunastu
sekund zaczął opadać głową w dół w miejsce gdzie stał Yoh. Ten spokojnie
przybierał pozę do odparcia ataku. Jeśli jego cięcie sparuje natarcie sytuacja
może już teraz obrócić się na jego korzyść. Jeszcze gorzej jeżeli nie tylko
sparuje atak, ale zada celny cios. Wtedy to liderka X- Laws może być w nie lada
opałach. Gdyby, jednak atak trafił jak zaplanowała, będzie po walce.
Tymczasem
babiloński bożek opadł z hukiem w miejsce gdzie znajdował się Yoh. Arenę pokrył
kurz. Eksplozja wywołała drobny popłoch wśród widzów, lecz słudzy Jeanne
momentalnie opanowali sytuację. Ona sama wysiliła wzrok by dostrzec co stało
się z jej duchem.
Zaczynało
do niej dochodzić co się stało jeszcze nim opadł kurz. Czuła się tak bardzo
lekka, że mogłaby fruwać. Zamknęła oczy. Wiatr targał jej włosami. Wbrew jej
własnym odczuciom nie oderwała się od ziemi. Było już po wszystkim. Przegrała,
a świat stal na krawędzi.
- Zwycięża Yoh Asakura – dochodzący z oddali
głos potwierdził to co już wiedziała.
Nagle
doznała olśnienia. Przecież Yoh już raz uratował świat! Dał sobie radę z Hao,
chociaż nikt nie wierzył, że może do tego dojść. Tysiącletni Asakura został
zabity przez nastolatka. Czy możliwym jest, że to właśnie ten chłopak i teraz
ma obronić świat ludzi, duchów i szamanów przed istotami z piekła? Jeśli tak,
to następnie będzie wspaniałym królem szamanów, który poprowadzi świat w
500letnią podróż ku lepszym czasom.
Zmiana
perspektywy wymusiła w niej zmianę pewnych dyspozycji, które pozostawiła swoim
wyznawców na wypadek porażki. Powoli odwróciła się w ich stronę. Nie widziała
jeszcze konkretnych wyrazów twarzy. Wiedziała, jednak co czują. Ich
przygnębienie i smutek nie był tym czego potrzebowali, czego on potrzebowała.
Musi im o tym powiedzieć.
- Layserg… - zaczęła śpiewnym głosem.
***
Yoh
stał na miękkich nogach wciąż nie wierząc, że stało się to co się wydarzyło
przed chwilą. Shamash wykonał atak, który miał rozstrzygnąć o tytule. Po
sugestii Amidamaru by nie uciekać został na miejscu. Zamknął oczy i pozwolił
stróżowi prowadzić swoje ramiona.
Następnie
eksplozja, huk i nic nie widział. Stał, a przynajmniej tak myślał. Nie trafił
do dziwnej rzeczywistości w jakiej znajdował się gdy jego dusza miała połączyć
się z Hao. Nie trafił też do żadnego odpowiednika, z którego miał trafić do
świata zmarłych i dowiedzieć się jaka religia mówiła prawdę w tym temacie.
Stał
na arenie. Był tego pewien. W dłoni wciąż trzymał podwójne medium. Nie utracił
kontroli ani na bronią, ani nad mocą ani nad sobą. Powoli zaczynało do niego
docierać co się stało. Odparł atak. Nie widział nigdzie Shamasha. To oznaczało,
że musiało nastąpić coś więcej niż sparowanie ataku.
- Zwycięża Yoh Asakura – głos z oddali potwierdził
jego najświeższe domysły.
Opadł
na kolana, lecz po chwili wyskoczył w górę. Miecz wypadły z jego dłoni. Wykonał
impulsywny, spontaniczny taniec zwycięstwa. Widział na trybunach uśmiech
satysfakcji na twarzy Anny.
Powoli
udał się do szatni. Gdzie wziął szybki prysznic. Kiedy wyszedł z pomieszczenia
przed areną czekał na niego komitet powitalny. Anna nie dbając o pozory rzuciła
mu się na szyję. Za nią stał Choco w towarzystwie swoich duchów Mika i Ducha
Wiatru. Obok niego znajdowała się Lady Sati z dwójką swoich pomocników. Z jego
drugiej strony znajdowała się Jeanne wraz z Laysergiem i jednym z członków X-
Laws, którzy dołączyli już po reaktywacji turnieju. Marco znajdował się
kilkanaście metrów z tyłu. Jego twarz nie zdradzała pozytywnych intencji.
Inaczej sprawa miała się z jego zwierzchniczką. Jeanne uśmiechała się.
- Gratulację, Yoh – powiedziała melodyjnie.
- Dzięki – bąknął i położył dłoń za potylicą
unosząc łokieć.
- Chcemy cię eskortować w drodze do sanktuarium
– wtrącił Diethel.
- Czy to podstęp? – Anna natychmiast oderwała
się od narzeczonego.
- Nie – odparł trzeci z X- Laws.
- Pojęliśmy nasze błędy – wyznała Jeanne.
Yoh
spojrzał na twarze dwójki jej przybocznych. Zdawały się zgadzać ze słowami
swojej pani. Ucieszyło to Yoh. Podszedł kilka kroków w stronę osobliwego
komitetu powitalnego. Zatrzymał się na wprost Anglika. Spojrzał mu w oczy.
Widział w nich determinacje, ale i ciepło jakie widywał u dawnego Layserga.
Podał mu dłoń, a chłopak ją uścisnął.
To
było to. Szamani znów mieli stać się zjednoczeni, a jako że wróg był innej rasy
i gatunku to zjednoczenie mogło być znacznie większe o czym przekonały ich
członkinie dawnego zespołu Hanagumi. Neutralni w poprzednim konflikcie szamani
powinni także ich poprzeć. Tak, to będzie pierwsze zadanie nowego Króla
Szamanów.
- Choco – głos Anny przypomniał o przyziemnych
sprawach – wraz z Laysergiem ruszycie na poszukiwanie ekipy Fausta.
- Tak jest – odpowiedział komik udając, że
salutuje.
Layserg
skinął głową, kiedy Żelazna Dziewica potwierdziła ruchem głowy, że słowa Anny
są zasadne.
- Myślałem, że chcecie mnie eskortować –
zauważył Yoh.
- To nie jedyne osoby jakie tu są – wydukał
nowy członek X- Laws.
- Jak się nazywasz? – warknęła na niego Anna.
- Gary.
- Kolejny Brytyjczyk – bardziej stwierdziła niż
spytała przyszła królowa, a chłopak potwierdził ruchem głowy.
Yoh
zmierzył ich wzrokiem. Wiedział, że Anna nie miała żalu do X- Laws za ich dawne
zagrywki. Zupełenie inaczej mogli na to zaregować pozostali z przyjaciół.
Zwłaszcza Len i Horokeu. Nagle Yoh poczuł jak traci optymizm jak miał jeszcze
przed chwila. Czy zjednocznie szamanów było w ogóle możliwe w obliczu utraty
kończyn i kwater, porwań i szantaży jakich doświadczyli niedawno? Zachowanie
Choco było małym zwiastunem tego co miało nastąpić. Komik zaskoczył, jednak
wszystkich nad wyraz dojrzałym zachowaniem. Pozostawało mieć nadzieję, że
zareagują co najmniej podobnie.
- Na co czekacie? –Anna ponownie nie pozwalała
jego myślą odrywać się na zbyt długo od rzeczywistości – ruszajcie, ale to już!
Wymieniona
wcześniej dwójka odleciała na ramionach – stojąc na innych bokach – Ducha
Wiatru. Choco już po chwili zaczął opowiadać coś duchowi jaguara, a Layserg
zachował swoja rozmarzoną minę.
Nikt
spośród zebranych na dole nie zwrócił uwagi, że Marco Lasso nie stoi już w
oddali za plecami Jeanne. Z bardziej zaciętą niż wcześniej miną opuszczał
wioskę.