niedziela, 19 sierpnia 2018

56. Finał


Rozdział 56
Finał

          Yoh siedział spokojnie w swoim pokoju. Poprzedniego dnia Dobbie Village zostało opuszczone przez dwa zespoły szamanów, z którymi w większości był zaprzyjaźniony. Czuł się zadowolony z dołączenia do ich wyprawy przez dawne trio Hanagumi, Billy’ego oraz Zang- Chinga. To oznaczało, że nawet w poplecznikach Hao czaiło się dobro, które tylko potrzebowało zachęty aby wyjść na światło dzienne. Z resztą już niewiele wcześniej ci dawni „źli” uratowali Pilikę, Tamarę i Jun przed Laysergiem.

          To właśnie kwestia Brytyjczyka nie dawała mu spokoju. Według wszelkich dostępnych relacji Diethel usiłował zamordować dziewczyny. Co więcej jego moc znacznie wzrosła skoro był w stanie kontrolować aż trzy duchy stróże – w tym należącego jeszcze do niedawna do Hao Ducha Ognia. Odepchnął od siebie myśli o kumplu, którego utracili. Miał tylko nadzieję, że to chwilowa strata, lecz ciężko mu było pozbyć się wrażenia, że Horo i Len nigdy nie wybaczą ataku na swoje siostry. Tym samym Yoh przyłapał się na tym, że po pierwsze nie przestał o tym myśleć, po drugie jest to o wiele bardziej skomplikowane niż mu się uprzednio wydawało, a po trzecie nie tak łatwo przestać o tym myśleć.

- Yoh – rozległ się znajomy głos.

          Finalista turnieju szamanów obrócił się w stronę drzwi, gdzie patrzył na niego Choco. Murzyn podobno jak i on nie mógł opuścić wioski. Wciąż czekał bowiem na jednego z piątki duchów żywiołów, którego dostarczyć mu miała Lady Sati i jej ludzie. Do tego czasu miał towarzyszyć Yoh i Annie. Jedna osoba do pilnowania pleców na wypadek gdyby X- Laws postanowili go wyeliminować poza areną także może się przydać.

- Dziewczyny są gotowe wyruszyć za pół godziny – poinformował go komik.
- Ok, Manta także? – odparł Yoh.
- Tak.
- To dobrze.

          Komik skinął głową i wyszedł. Asakura został. Postanowił wykorzystać ten czas na relaks. Zasnął gdy tylko Choco opuścił pomieszczenie. Obudził się dopiero, gdy Anna uderzyła go niezwykle delikatnie jak na nią w bark.

- Pora kogoś pożegnać – oznajmiła.

          Yoh wstał posłusznie i poszedł za nią przed budynek. Tam Pai- Long uginał się od walizek, które zawierały zapewne wyłącznie ciuchy i kosmetyki jego pani. Obok znajdowała się Tamara ze skromną torbą podróżną, z której kpili sobie Konchi i Ponchi. Pilika zaciskała szczęki. Chyba czuła się strasznie samotna odkąd wyjechali Len z jej bratem. W twierdzy rodu Tao będzie miała żeńskie towarzystwo. Obok niej stał Manta. Jak zwykle sprawdzał coś w laptopie. Dalej znajdowała się Sharona i dwójka jej przyjaciółek. Liderka miała liczbę bagaży w połowie zbliżoną do Jun co stanowiło i tak bardzo pokaźny wynik.

          Yoh po kolei uściskał ich wszystkich i życzył szczęście. Cieszył się, że Len wyleciał już wczoraj. Inaczej mogłoby dojść do zamieszek gdyby zobaczył minę Asakury, kiedy Jun przytuliła go do swojego imponujących rozmiarów biustu. Cała szczęście, że Anna także nie widziała tego pożegnania. Chyba. Przynajmniej taką miał nadzieję.

          Kiedy kolejna grupa przyjaciół opuścił Dobbie, szaman poczuł jak robi się coraz bardziej przygnębiony i samotny. Całe szczęście miał ciągle przy sobie Annę i Choco, a zwłaszcza Amidamaru.

- Amidamaru – zwrócił się do swojego ducha.
- Tak, Yoh? – widmo samuraja zmaterializowało się za jego plecami.
- Chyba nikt znajomy nie obejrzy naszej wygranej – przyznał kwaśnym tonem Yoh.
- Powinni zdążyć na koronację – zauważył optymistycznie samuraj.

          Dalszą rozmowę przerwało nadciągające tornado w osobie Anny. Medium wparowała do pokoju z właściwą sobie gracją, trzaskając drzwiami i krzycząc:

- Tutaj jesteś leniu patentowany!
- Ależ Anno ja… ja ci wszystko wytłumaczę…
- … lepiej zamilcz! Musimy pogadać o walce.

          Yoh spojrzał na nią nie mogą połączyć wątków.

- Finałowej? – spytał z głupią miną – Amidamaru i ja doskonale zdajemy sobie sprawę co należy zrobić by wygrać.
- Nie, głupku, chodzi mi o prawdziwego przeciwnika.
- Demony – skwitował Amidamaru.
- Dobrze, że twój stróż jest bardziej inteligentny od ciebie, bo inaczej zaczęła bym się bać czy serio zostanę królową szamanów!
- Anno…
- Nie przerywaj mi kiedy mówię! – warknęła blondynka – Pamiętasz listę 10 strategicznych celów demonów jakie przekazali nam X- Laws? – spytała a gdy Yoh skinął głową kontynuowała – ekipa Lena po sprawdzeniu sytuacji w tej wiosce ma zająć się obroną klasztoru w Tybecie. Z Himalajów nie mają daleko. Faust z kolei musi udać się na tę stację badawczą na Antarktydzie, ale ma znacznie więcej czasu by tam dotrzeć.
- Dlaczego wysyłacie go aż tak daleko?- spytał Yoh.
- Bo inne obiekty są już obstawione albo stracone – wyjaśniła Anna – wioska w USA, o której wspominał wtedy Marco została zniszczona przez demony, a mieszkańcy wymordowani. Inne cele są jeszcze bezpieczne, ale nie wiemy jak długo to potrwa. Poza obroną nich, musimy jeszcze zlikwidować najważniejsze demony.
- Najważniejsze? – zdziwił się Amidamaru.

- Według tradycji chrześcijańskiej istnieje dziewięć chórów aniołów – odpowiedziała Anna – analogicznie do niej istnieje też dziewięć chórów upadłych aniołów, czyli demonów. Poza nimi istnieje też to co nazywamy demonami, chociaż wcale nimi nie jest. Chodzi o te istoty, z którymi mieliście już okazję walczyć. To zwykli słudzy piekielni, upadłe dusze, bez szczególnych mocy. Z demonami jest inaczej. Do każdego chóru należy sześć demonów. Łącznie daje nam to 45 demonów, które należy zniszczyć dodając do nich pomagierów, których zwykle mają od kilku do kilkunastu na jednego właściwego demona.

          Yoh kalkulował w głowie jej słowa. Nie ważne jak bardzo się starał musiał przyznać, że czeka ich sporo roboty.

- Czy jeden z właściwych demonów został już zniszczony?
- Duch Ognia usmażył Lewiatana co oznacza, że nie czeka was aż tak poważna bitwa morska – odparła Anna – Sati zniszczyła Beliala w drodze po ducha dla Choco. To są o tyle wielkie osiągnięcia, że zniszczonych zostało dwoje książąt piekieł. Jeśli już o tym wiesz, to nie muszę ci tłumaczyć dlaczego Layserg wycofał się z turnieju.
- Był aż tak wyczerpany po walce z Lewiatanem?
- Tak – ucięła temat Anna.

          Nie poruszali tego tematu aż do finałowej walki o tytuł króla szamanów. Dzień przed samą walką Choco uzyskał panowanie nad czwartym z duchów żywiołów. Dzięki temu mieli naprawdę szansę odnieść sukces. Teraz to właśnie on, Yoh, będzie musiał pokonać Żelazną Dziewicę Jeanne i zdobyć koronę króla szamanów. Wtedy z pomocą Króla Duchów będzie mógł przepędzić demony, nie angażując w to zbyt wielu osób. Żeby to zrobić musi wygrać jeszcze jedną walkę.

          Stadion był wypełniony po brzegi. Tłumy wiwatowały na cześć zawodników gdy ci wychodzili na arenę. Kończący turniej pojedynek miał być sędziowany przez Goldvę we własnej osobie.

          Z jednej strony stała spokojna i… nieco zesztywniała Jeanne. Miała na sobie swój pokutny, ale i seksowny strój do walki. Tuż za nią unosił się jej stróż, Shamash. Za jej plecami na arenie wyróżniała się biało ubrana, jednolicie umundurowana grupka, X- Laws. Poplecznicy Europejki byli całkowicie pewni jej wygranej.

          Z drugiej strony siedział szatyn z założonymi pomarańczowymi słuchawkami na uszy. Ubrany w czarny ustrój, uszyty mu wiele miesięcy temu osobiście przez Annę. Wydawał się zrelaksowany aż tak bardzo, że przeciętnemu widzowi mogło się zdawać, że w ogóle nie odczuwa presji.

- Cześć, Yoh – przywitała go pogodnie Jeanne – Niestety będę musiała dziś delikatnie cię poturbować.
- Też się cieszę, że cię widzę całą i zdrową – zaśmiał się Yoh – jednak to ja dzisiaj wygram – zakończył pewnym siebie głosem.

          Dalszą wymianę uprzejmości przerwała Goldva:

- Pretendenci, gotowi?
- Tak! – odparli równocześnie.
- Walczcie! – sędzia wydała polecenie rozpoczynające pojedynek.

          Yoh szybko wykonał podwójne medium i zaatakował Niebiańskim Cięciem. Na jego pech, Jeanne także nie próżnowała i Shamash bez trudu odparł atak. Przed kolejnym wykonał unik nabierając przy tym prędkości. Oznaczało to zagrożenie dla Yoh i zepchnięcie go do defensywy.

          Tym razem to Yoh musiał blokować ataki przeciwnika i wykonywać uniki. Jeanne nie wkładała w te ataki zbyt dużo mocy. Nastwione były raczej na siłę fizyczną i miały za zadanie zmęczyć przeciwnika. Yoh w takich chwilach doceniał katorżniczy trening kondycyjny jaki od lat serwowała mu Anna.

          Korzystając z foryoku odskoczył kilka metrów w tył unosząc się na wysokość dwóch metrów. Shamash wykorzystał to błyskawicznie do niego doskakując i zadając cios ogonem. Yoh oberwał w mostek tracąc na moment oddech. Upadł ciężko na ziemię, przyklęknął na lewe kolano. W porę uniósł miecz nad głowę by obronić się przed ciosem toporem ducha stróża Jeanne.

          Zdał sobie sprawę, że Jeanne wyposażyła Shamasha w więcej swojego foryoku skoro ma już topór w ręce. Nie miał jednak czasu na dalsze rozważanie poziomu mocy przeciwnika jako, że został zasypany kilkunastoma cięciami. Utworzył tarczę, która pozwoliła mu się wycofać i złapać oddech.

          Kiedy Shamash przebił się przez jego tarczę, Niebiańskie Cięcie trafiło go prosto w klatkę piersiową. Czysty atak miał pozbawić go głowy, ale przesłanie większej ilości foryoku przez Jeanne załatwiło sprawę. Duch pozostał całością w jednej części.

          Yoh postanowił wykorzystać czas jaki Shamash potrzebował na zregenerowanie swojej powłoki by zadać mu kolejne ciosy. Ciął i pchał swoim podwójnym medium z całych sił (fizycznych). Nie zauważył, jednak że Jeanne aktywowała tarczę, która pochłaniała jego ataki. Nim Yoh się zorientował dostał promieniem foryoku, który pojawił się nie wiadomo skąd.

- Musimy celować w nią – powiedział Amidamaru – inaczej przegramy!

          Wówczas Asakura wykorzystał nową technikę jaką niedawno opanował. Wbił sztych w glebę. Od miejsca wbicia w stronę Żelaznej Dziewicy ziemia zaczęła się rozpadać. Rozpadlina była coraz większa aż wreszcie dotarła do Jeanne, która wpadła do dziury.

- Teraz nie będzie widzieć walki – oznajmił Yoh.

          Zaatakował ponownie z coraz większa zaciętością. Duch radził sobie całkiem dobrze z obroną, ale nie zauważył, że każdy krok Yoh nastawiony był na jeden cel. Chciał znaleźć się pomiędzy nim, a Jeanne. Dzięki temu zapewniłby sobie możliwość zaatakowania jej, której nie mógłby zablokować jej stróż.

          Wreszcie nadszedł ten moment. Dla niepoznaki Yoh wykonał Niebiańskie Cięcie w Shamasha, który bez trudu przed nim uskoczył, ale jeszcze nim zdążył wylądować Yoh rzucił się do leju, w którym znajdowała się Jeanne. Ciął znad głowy prosto w nią mając nadzieję, że jej nie zabije, ale ku jego zaskoczeniu kajdany na jej nadgarstkach pulsowały foryoku i wytworzyła się z nich tarcza. Jego atak został bez trudu zablokowany.

- Niezła próba – pochwaliła go Jeanne.

          Nim zdążył przeanalizować sytuację Shamash ciął go toporem w lewą łopatkę. Poczuł jak plecy rozrywa mu porażający ból, a potem coś cieknie mu po plecach, boku, a nawet i brzuchu. Wyskoczył z leja korzystając z foryoku i czuł się dziwnie otępiały. Nie tak miała wyglądać ta walka…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz