Rozdział 56
Finał
Yoh
siedział spokojnie w swoim pokoju. Poprzedniego dnia Dobbie Village zostało
opuszczone przez dwa zespoły szamanów, z którymi w większości był
zaprzyjaźniony. Czuł się zadowolony z dołączenia do ich wyprawy przez dawne trio
Hanagumi, Billy’ego oraz Zang- Chinga. To oznaczało, że nawet w poplecznikach
Hao czaiło się dobro, które tylko potrzebowało zachęty aby wyjść na światło
dzienne. Z resztą już niewiele wcześniej ci dawni „źli” uratowali Pilikę,
Tamarę i Jun przed Laysergiem.
To
właśnie kwestia Brytyjczyka nie dawała mu spokoju. Według wszelkich dostępnych
relacji Diethel usiłował zamordować dziewczyny. Co więcej jego moc znacznie
wzrosła skoro był w stanie kontrolować aż trzy duchy stróże – w tym należącego
jeszcze do niedawna do Hao Ducha Ognia. Odepchnął od siebie myśli o kumplu,
którego utracili. Miał tylko nadzieję, że to chwilowa strata, lecz ciężko mu
było pozbyć się wrażenia, że Horo i Len nigdy nie wybaczą ataku na swoje
siostry. Tym samym Yoh przyłapał się na tym, że po pierwsze nie przestał o tym
myśleć, po drugie jest to o wiele bardziej skomplikowane niż mu się uprzednio
wydawało, a po trzecie nie tak łatwo przestać o tym myśleć.
- Yoh – rozległ się znajomy głos.
Finalista
turnieju szamanów obrócił się w stronę drzwi, gdzie patrzył na niego Choco. Murzyn
podobno jak i on nie mógł opuścić wioski. Wciąż czekał bowiem na jednego z
piątki duchów żywiołów, którego dostarczyć mu miała Lady Sati i jej ludzie. Do
tego czasu miał towarzyszyć Yoh i Annie. Jedna osoba do pilnowania pleców na
wypadek gdyby X- Laws postanowili go wyeliminować poza areną także może się
przydać.
- Dziewczyny są gotowe wyruszyć za pół godziny –
poinformował go komik.
- Ok, Manta także? – odparł Yoh.
- Tak.
- To dobrze.
Komik
skinął głową i wyszedł. Asakura został. Postanowił wykorzystać ten czas na
relaks. Zasnął gdy tylko Choco opuścił pomieszczenie. Obudził się dopiero, gdy
Anna uderzyła go niezwykle delikatnie jak na nią w bark.
- Pora kogoś pożegnać – oznajmiła.
Yoh
wstał posłusznie i poszedł za nią przed budynek. Tam Pai- Long uginał się od
walizek, które zawierały zapewne wyłącznie ciuchy i kosmetyki jego pani. Obok
znajdowała się Tamara ze skromną torbą podróżną, z której kpili sobie Konchi i
Ponchi. Pilika zaciskała szczęki. Chyba czuła się strasznie samotna odkąd
wyjechali Len z jej bratem. W twierdzy rodu Tao będzie miała żeńskie
towarzystwo. Obok niej stał Manta. Jak zwykle sprawdzał coś w laptopie. Dalej
znajdowała się Sharona i dwójka jej przyjaciółek. Liderka miała liczbę bagaży w
połowie zbliżoną do Jun co stanowiło i tak bardzo pokaźny wynik.
Yoh
po kolei uściskał ich wszystkich i życzył szczęście. Cieszył się, że Len
wyleciał już wczoraj. Inaczej mogłoby dojść do zamieszek gdyby zobaczył minę
Asakury, kiedy Jun przytuliła go do swojego imponujących rozmiarów biustu. Cała
szczęście, że Anna także nie widziała tego pożegnania. Chyba. Przynajmniej taką
miał nadzieję.
Kiedy
kolejna grupa przyjaciół opuścił Dobbie, szaman poczuł jak robi się coraz
bardziej przygnębiony i samotny. Całe szczęście miał ciągle przy sobie Annę i
Choco, a zwłaszcza Amidamaru.
- Tak, Yoh? – widmo samuraja zmaterializowało
się za jego plecami.
- Chyba nikt znajomy nie obejrzy naszej
wygranej – przyznał kwaśnym tonem Yoh.
- Powinni zdążyć na koronację – zauważył optymistycznie
samuraj.
Dalszą
rozmowę przerwało nadciągające tornado w osobie Anny. Medium wparowała do
pokoju z właściwą sobie gracją, trzaskając drzwiami i krzycząc:
- Tutaj jesteś leniu patentowany!
- Ależ Anno ja… ja ci wszystko wytłumaczę…
- … lepiej zamilcz! Musimy pogadać o walce.
Yoh
spojrzał na nią nie mogą połączyć wątków.
- Finałowej? – spytał z głupią miną – Amidamaru
i ja doskonale zdajemy sobie sprawę co należy zrobić by wygrać.
- Nie, głupku, chodzi mi o prawdziwego
przeciwnika.
- Demony – skwitował Amidamaru.
- Dobrze, że twój stróż jest bardziej
inteligentny od ciebie, bo inaczej zaczęła bym się bać czy serio zostanę
królową szamanów!
- Anno…
- Nie przerywaj mi kiedy mówię! – warknęła blondynka
– Pamiętasz listę 10 strategicznych celów demonów jakie przekazali nam X- Laws?
– spytała a gdy Yoh skinął głową kontynuowała – ekipa Lena po sprawdzeniu
sytuacji w tej wiosce ma zająć się obroną klasztoru w Tybecie. Z Himalajów nie
mają daleko. Faust z kolei musi udać się na tę stację badawczą na Antarktydzie,
ale ma znacznie więcej czasu by tam dotrzeć.
- Dlaczego wysyłacie go aż tak daleko?- spytał
Yoh.
- Bo inne obiekty są już obstawione albo
stracone – wyjaśniła Anna – wioska w USA, o której wspominał wtedy Marco
została zniszczona przez demony, a mieszkańcy wymordowani. Inne cele są jeszcze
bezpieczne, ale nie wiemy jak długo to potrwa. Poza obroną nich, musimy jeszcze
zlikwidować najważniejsze demony.
- Najważniejsze? – zdziwił się Amidamaru.
- Według tradycji chrześcijańskiej istnieje
dziewięć chórów aniołów – odpowiedziała Anna – analogicznie do niej istnieje
też dziewięć chórów upadłych aniołów, czyli demonów. Poza nimi istnieje też to
co nazywamy demonami, chociaż wcale nimi nie jest. Chodzi o te istoty, z
którymi mieliście już okazję walczyć. To zwykli słudzy piekielni, upadłe dusze,
bez szczególnych mocy. Z demonami jest inaczej. Do każdego chóru należy sześć
demonów. Łącznie daje nam to 45 demonów, które należy zniszczyć dodając do nich
pomagierów, których zwykle mają od kilku do kilkunastu na jednego właściwego
demona.
Yoh
kalkulował w głowie jej słowa. Nie ważne jak bardzo się starał musiał przyznać,
że czeka ich sporo roboty.
- Czy jeden z właściwych demonów został już
zniszczony?
- Duch Ognia usmażył Lewiatana co oznacza, że
nie czeka was aż tak poważna bitwa morska – odparła Anna – Sati zniszczyła Beliala
w drodze po ducha dla Choco. To są o tyle wielkie osiągnięcia, że zniszczonych
zostało dwoje książąt piekieł. Jeśli już o tym wiesz, to nie muszę ci tłumaczyć
dlaczego Layserg wycofał się z turnieju.
- Był aż tak wyczerpany po walce z Lewiatanem?
- Tak – ucięła temat Anna.
Nie
poruszali tego tematu aż do finałowej walki o tytuł króla szamanów. Dzień przed
samą walką Choco uzyskał panowanie nad czwartym z duchów żywiołów. Dzięki temu
mieli naprawdę szansę odnieść sukces. Teraz to właśnie on, Yoh, będzie musiał
pokonać Żelazną Dziewicę Jeanne i zdobyć koronę króla szamanów. Wtedy z pomocą
Króla Duchów będzie mógł przepędzić demony, nie angażując w to zbyt wielu osób.
Żeby to zrobić musi wygrać jeszcze jedną walkę.
Stadion
był wypełniony po brzegi. Tłumy wiwatowały na cześć zawodników gdy ci
wychodzili na arenę. Kończący turniej pojedynek miał być sędziowany przez
Goldvę we własnej osobie.
Z
jednej strony stała spokojna i… nieco zesztywniała Jeanne. Miała na sobie swój
pokutny, ale i seksowny strój do walki. Tuż za nią unosił się jej stróż,
Shamash. Za jej plecami na arenie wyróżniała się biało ubrana, jednolicie
umundurowana grupka, X- Laws. Poplecznicy Europejki byli całkowicie pewni jej
wygranej.
Z
drugiej strony siedział szatyn z założonymi pomarańczowymi słuchawkami na uszy.
Ubrany w czarny ustrój, uszyty mu wiele miesięcy temu osobiście przez Annę.
Wydawał się zrelaksowany aż tak bardzo, że przeciętnemu widzowi mogło się
zdawać, że w ogóle nie odczuwa presji.
- Cześć, Yoh – przywitała go pogodnie Jeanne –
Niestety będę musiała dziś delikatnie cię poturbować.
- Też się cieszę, że cię widzę całą i zdrową –
zaśmiał się Yoh – jednak to ja dzisiaj wygram – zakończył pewnym siebie głosem.
Dalszą
wymianę uprzejmości przerwała Goldva:
- Pretendenci, gotowi?
- Tak! – odparli równocześnie.
- Walczcie! – sędzia wydała polecenie
rozpoczynające pojedynek.
Yoh
szybko wykonał podwójne medium i zaatakował Niebiańskim Cięciem. Na jego pech,
Jeanne także nie próżnowała i Shamash bez trudu odparł atak. Przed kolejnym
wykonał unik nabierając przy tym prędkości. Oznaczało to zagrożenie dla Yoh i
zepchnięcie go do defensywy.
Tym
razem to Yoh musiał blokować ataki przeciwnika i wykonywać uniki. Jeanne nie
wkładała w te ataki zbyt dużo mocy. Nastwione były raczej na siłę fizyczną i
miały za zadanie zmęczyć przeciwnika. Yoh w takich chwilach doceniał
katorżniczy trening kondycyjny jaki od lat serwowała mu Anna.
Korzystając
z foryoku odskoczył kilka metrów w tył unosząc się na wysokość dwóch metrów.
Shamash wykorzystał to błyskawicznie do niego doskakując i zadając cios ogonem.
Yoh oberwał w mostek tracąc na moment oddech. Upadł ciężko na ziemię,
przyklęknął na lewe kolano. W porę uniósł miecz nad głowę by obronić się przed
ciosem toporem ducha stróża Jeanne.
Zdał
sobie sprawę, że Jeanne wyposażyła Shamasha w więcej swojego foryoku skoro ma
już topór w ręce. Nie miał jednak czasu na dalsze rozważanie poziomu mocy
przeciwnika jako, że został zasypany kilkunastoma cięciami. Utworzył tarczę,
która pozwoliła mu się wycofać i złapać oddech.
Kiedy
Shamash przebił się przez jego tarczę, Niebiańskie Cięcie trafiło go prosto w
klatkę piersiową. Czysty atak miał pozbawić go głowy, ale przesłanie większej
ilości foryoku przez Jeanne załatwiło sprawę. Duch pozostał całością w jednej
części.
Yoh
postanowił wykorzystać czas jaki Shamash potrzebował na zregenerowanie swojej
powłoki by zadać mu kolejne ciosy. Ciął i pchał swoim podwójnym medium z całych
sił (fizycznych). Nie zauważył, jednak że Jeanne aktywowała tarczę, która pochłaniała
jego ataki. Nim Yoh się zorientował dostał promieniem foryoku, który pojawił
się nie wiadomo skąd.
- Musimy celować w nią – powiedział Amidamaru –
inaczej przegramy!
Wówczas
Asakura wykorzystał nową technikę jaką niedawno opanował. Wbił sztych w glebę.
Od miejsca wbicia w stronę Żelaznej Dziewicy ziemia zaczęła się rozpadać.
Rozpadlina była coraz większa aż wreszcie dotarła do Jeanne, która wpadła do
dziury.
- Teraz nie będzie widzieć walki – oznajmił Yoh.
Zaatakował
ponownie z coraz większa zaciętością. Duch radził sobie całkiem dobrze z
obroną, ale nie zauważył, że każdy krok Yoh nastawiony był na jeden cel. Chciał
znaleźć się pomiędzy nim, a Jeanne. Dzięki temu zapewniłby sobie możliwość
zaatakowania jej, której nie mógłby zablokować jej stróż.
Wreszcie
nadszedł ten moment. Dla niepoznaki Yoh wykonał Niebiańskie Cięcie w Shamasha,
który bez trudu przed nim uskoczył, ale jeszcze nim zdążył wylądować Yoh rzucił
się do leju, w którym znajdowała się Jeanne. Ciął znad głowy prosto w nią mając
nadzieję, że jej nie zabije, ale ku jego zaskoczeniu kajdany na jej
nadgarstkach pulsowały foryoku i wytworzyła się z nich tarcza. Jego atak został
bez trudu zablokowany.
- Niezła próba – pochwaliła go Jeanne.
Nim
zdążył przeanalizować sytuację Shamash ciął go toporem w lewą łopatkę. Poczuł
jak plecy rozrywa mu porażający ból, a potem coś cieknie mu po plecach, boku, a
nawet i brzuchu. Wyskoczył z leja korzystając z foryoku i czuł się dziwnie
otępiały. Nie tak miała wyglądać ta walka…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz