wtorek, 3 maja 2016

31. Gniew zdradzonej kobiety



Rozdział 31
Gniew zdradzonej kobiety

- Mistrzu Len, powinieneś zacząć się bronić lub chociaż blokować ataki. Inaczej nie będzie z Tobą dobrze. – zaproponował z troską Bason.
- Nie. Zasłużyłem na kare, nawet jeśli zrobiłem to nie wiedząc, że to robię – rzekł Tao, przy czym wyraźnie zaakcentował drugą część zdania.  
- Ale mistrzu… - zaczął duch, jednak nie skończył, bo potężny atak Tamary poleciał wprost nad głową Lena, pozbawiając go kilku włosów. 

            Po kilku sekundach następne ataki trafiły już w ciało szamana. Len krwawił już obficie. Różowowłosa wyglądała jakby chciała zadać ostatni – być może w życiu Lena – atak. Nie udało jej się to jednak, ponieważ pomiędzy nią i Tao wyrosła lodowa ściana, którą wytworzył Trey. Następnie parę płatków śniegu przesunęło dziewczynę do pokoju Lena. Gdzie natychmiast udały się Pilika i June, a skąd wybiegła Tatiana.

            Drzwi od pokoju Lena były zamknięte jak tylko się dało. Wejścia do nich od strony zewnętrznej strzegł Lee Pai-Long. W środku dało się wyczuć nerwową atmosferę oraz sporo wzajemnych pretensji.

- Co ty najlepszego wyprawiasz Tamara??? – zapytała Pilika.
- Próbuje ukatrupić Lena! – wrzasnęła Tamara.

            Spróbowała rzucić się w stronę drzwi, ale przyjaciółka skutecznie uwiesiła się jej na ramieniu.

- Za co? – dopytywała niebiesko-włosa.
- Nie udawaj głupiej! Dobrze wiesz co on wyprawiał kurwa mać w nocy! Czekaj, czekaj, a może ciebie też tak potraktował jak tamtą kobietę? No słucham co masz mi do powiedzenia Pilika?! – krzyczała Tamara.
- Tamara nie wrzeszcz na nią – rzekła spokojnie June – ona nie ma z tym nic wspólnego, całą noc była przecież z nami. Proszę cię też abyś odpuściła próby zabicia mojego brata.
- Co?! – ryknęła różowowłosa.
- Mam plan jak go ukarać i sądzę, ze ci się on spodoba – szepnęła bardzo tajemniczo June, na co Pilika przybrała zaniepokojoną minę, a wściekła dziewczyna uspokoiła się trochę i  w jej oczach dało się zobaczyć złowrogi błysk.

            W najbardziej odległym pokoju od dziewczyn, które były u Lena znajdowała się reszta tych, którzy aktualnie byli w domu zespołu. Tatiana siedziała przerażona pod ścianą, ale nikt nie zwracał na nią uwagi – jak na razie. Na stole leżał Len, który był opatrywany przez Fausta. Choco widząc co działo się u góry nie zwlekał zbyt długo i czym prędzej ruszył po lekarza, uważał przy tym żeby tylko Faust go zauważył, wiedział, że jeśli opowie co zrobił Len i jakie były tego następstwa to Tao go co najmniej zabije. Niemiec przy pomocy Elizy dość szybko powstrzymał krwawienie i wykluczył urazy wewnętrzne. Teraz kończył opatrywać rany. Nikt nie ważył się odezwać Wszyscy siedzieli przy rannym, który nie próbował ani się poruszyć, ani odezwać. Poprzez myśli kazał Basonowi przekazać im, że jeśli chcą tu być mają zachować maksymalną ciszę i spokój.

            Po kilku godzinach, gdy wszyscy opuścili Lena - a Tatiana doszła do siebie i wróciła do swojego mieszkania – Tao poruszył niespokojnie nogą i wstał. Rozkazał swojemu stróżowi być dalej cicho, otworzył okno i wyskoczył przez nie. Szedł prosto przed siebie nie patrząc gdzie, nie był wstanie policzyć ile osób potrącił. Cały czas walczył ze swoimi myślami, z samym sobą. Była to najgorsze ze starć w jakim brał udział i wiedział, że nie ma szans żeby wygrać. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego wina jest bezsporna i nie ma co z tym dyskutować. Nie wiedział co ma robić i gdzie iść. Czas płynął, a on nie zdawał sobie sprawy co robi, powoli ogarniała go wściekłość i jakiś głos wewnątrz niego powtarzał co jakiś czas niszcz albo zostaniesz zniszczony, im dalej szedł tym częściej słyszał ową sentencję swojego wuja. Co gorsza dochodził do wniosku, że te myśli i uczucia, które nim targały powinny zostać zniszczone.

- Ja nie jestem… Nie jestem już taki – szepnął sam do siebie.
- Taki czyli jaki?
- Dobrze wiesz Bason – odparł jakby bez życia Tao.
- To nie ja pytałem mistrzu Len – odpowiedział duch.
- Kto tu jest? – spytał Len, patrząc w ziemię, nie obchodziło go kto to jest, a mimo to pytał chcąc odwrócić uwagę od swoich myśli.
- Spójrz tu!
- Cześć Pilika… Tamara – sapnął szaman i dech mu nie wydobył się z piersi, padł na ziemię czując nowe krwawienie i złamane żebra. Atak nie pofrunął ze strony dziewczyn, a w jego plecy. Był to cios zadany sztyletem.

            Tamara z Piliką i June zaraz po tym jak uspokoiły różowowłosa wyszły na spacer. Szły dość długo aż opuściły wioskę szamanów. Po pewnym czasie zobaczył mknącego powietrzem Basona, a pod nim postać. Był to Len, ale była to jedyna postać kilkanaście metrów za nim znajdowała się inna jakby z nie tego świata. Szamanki wyczuły to, choć nie widziały jego wyglądu, bo jego ciało było jakby zamazane przez czarną mgłę. Kiedy były już kilka kroków od Lena usłyszały jak zaczyna je witać i nagle pada raniony sztyletem w plecy.

            Len leżał w coraz większej kałuży własnej krwi. Nie wiedział, że June kawałkiem swojej sukni i dłońmi zatamowała tyle, ile mogła krwotok. Pilika ruszyła biegiem po pomoc do wioski. Tamara na pół leżała załamując twarz w dłoniach. Pai- Long starał się jak mógł pomóc swojej pani i jej bratu. 

            Płacząc Tamara przypadkiem coś dotknęła, otworzyła na moment oczy i  znalazła kartkę, na której pisało, że zdrada ukochanej i jej gniew było najmilszą rzeczą jaka go spotka w najbliższej przyszłości, a jego przyjaciele „tylko” zginą, a nie to miało być najstraszniejsze… Nie pisało, jednak co….

            Dziewczyna rozejrzała się w panice na boki. Nie dostrzegła jednak nikogo. Tajemniczy napastnik rozmył się w powietrzu. Oznaczać mogło to tylko jedno...

- Kolejny atak demonów - wyszeptała Tamara.
- Wiesz co... - zaczął jeden z jej stróżów.

            Dziewczynie nie spodobał się jego wyraz twarzy.

- ... w sumie fajnie się spuszczało łomot Lenowi - wtrącił drugi - ale jeśli on zginie...
- ... to, to będzie twoja wina.
- Także tego...
- ... gratulujemy!
- Och zamknijcie się! - warknęła Tamao.

            Kilka metrów dalej June wciąż tamowała krwawienie z ran brata. Zdołowany Bason unosił się na swoim panem i lamentował na temat swojej bezużyteczności. Uważał, że jeśli jego mistrz jest dwa razy tak ciężko ranny w ciągu jednego dnia, to jego obowiązki jako jego stróża są kiepsko wypełniane i powinien się ukarać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz