Rozdział 66
Konsolidacja
Ponowne
spotkanie z Yoh było jedynym pozytywem jaki spotkał Lena i jego ekipę podczas
ostatnich dni. Fiasko rozmów z Ligą było niczym w porównaniu z tragedią do
jakiej doszło w Chinach. Zagłada niemal całego rodu Tao i całkowite zniszczenie
prastarej rodowej siedziby. Ślad po niegdyś jednym z największych i
najsilniejszych chińskich rodów mógł zaginąć bezpowrotnie już wkrótce.
Najbardziej
lider rodu Tao obawiał się nie o swoje życie, lecz osób uprowadzonych przez
demony z jego twierdzy. Jun była słodka, opiekuńcza i przede wszystkim była
jego siostrą. Była dla niego najważniejsza na świecie – dopóki nie zaczął
spotykać się z panną Usui. Wiedział, że Jun jest silna. Nie była jednak już
bezwzględna i pozbawiona skrupułów jak przed rozpoczęciem turnieju. Jej litość,
współczucie i empatia były jej wadami od momentu uprowadzenia przez demony.
Dawna Jun z pewnością lepiej zniosłaby niewolę.
Druga
najważniejsza z uprowadzonych przez demony kobiet, była Pilika. Obecna
partnerka Lena z jednej strony była bardzo silną i niezależną kobietą. Z
drugiej była wrażliwa, łatwo było ją przestraszyć i szybko się rozklejała.
Także i to czyniło ją znacznie bardziej podatną na złamanie psychiki będąc w
niewoli.
Dla
obu tych kobiet Len był gotów poświęcić wszystko. Ukrywał ten fakt przed
znajomymi jak i nieznajomymi, lecz nie był w stanie ukrywać tego dłużej przed
samym sobą. Dał z resztą wyraz tego, kiedy X- Laws porwali Pilikę by wymusić na
nim wycofanie się z Turnieju Szamanów. Także i teraz gdyby nie pojawienie się
Yoh, podpisałby cyrograf, który zwróciłby wolność Pilice, Jun i… pewnie matce
rodzeństwa Tao oraz ich kuzynce, Ginny.
Sharona, Morty, Lilly i Milly
musiałyby pozostać w dalszym ciągu w niewoli. Sam Len kiedy się nad tym zastanawiał
nie był do końca pewien, której dwójce złożyłby obietnicę wolności. Ostatecznie
przekonałaby go jednak ekonomia krwi. Sprawy rodu były ważniejsze niż ludzi,
którzy byli jego znajomymi lub kolegą.
- Nad czym myślisz? – zapytał go Horo wieczorem
po przybyciu króla szamanów.
Len
siedział wówczas na skale, nad przepaścią przy drodze dawniej prowadzącej do
rodowej twierdzy Tao. Obok szamana z jednej strony unosiła się czerwona
kuleczka, której formy przybrał Bason. Z drugiej strony leżał Miecz Błyskawicy
i strzegący go Duch Pioruna.
- Nad tym co… - Len zawahał się na moment – jak
znosza niewolę.
- Są silne – odparł Trey z uprzejmością o jaką
jeszcze kilka godzin temu nikt by go nie podejrzewał.
Len
spojrzał na niego pytająco.
- Wiem, że zachowywałem się jak dupek – wyznał patrząc
w przepaść – Wiem, że nie chciałeś by Pilice stała się krzywda. Nigdy. Ja
tylko.. martwię się o nią.
Złotooki
chrząknął z wyrazem uznania. Nie jeden poczułby się urażony za tak mało
wylewnie wyznane zrozumienie i przebaczenie. Trey znał jednak przyjaciela na
tyle by docenić ten skromny gest.
- Co myślisz o… królu szamanów? – spytał Usui
zmieniając temat.
- Jest… to ja powinienem nim być – odpowiedział
zaciętym głosem Tao.
- Pewny rzeczy się nie zmieniają, bufonie.
- Dokładnie, śnieżynko.
- To co idziemy do reszty?
- Brakuje tylko Choco wyskakującego z jakimś
marnym dowcipem.
- Niedługo go usłyszymy!
Wrócili
w miejsce gdzie wielki lej był największym dowodem potęgi jaka zaatakowała twierdzę.
Zgromadzili się już tam szamani z Drużyny Lodu i Pioruna oraz nowo mianowany król
szamanów, Yoh Asakura.
- Dokąd chcesz się udać? – spytał Len bez
bawienia się w kurtuazję czy formalności.
- Osorezan jest dobrym miejsce – odpowiedział Asakura
- jest też miejscem bardzo podobnym do tego.
- Jest też gorzej strzeżone.
- Nie zupełnie.
Len
spiorunował króla szamanów wzrokiem. Niektórzy z jego towarzyszy wydawali się nieco
zirytowani takim zachowaniem.
- Gdzie są Choco i reszta? – spytał Trey.
Yoh
uśmiechnął się w swoim starym stylu. Było w tym coś co zwiastowało, że zaraz
powie o czymś co bardzo rozzłości zebranych szamanów.
- Choco udał się do naszej drugiej ekipy.
Towarzyszy mu…
- sam? – przerwała mu Elly, lecz nic sobie z
tego nie zrobił.
- … Layserg.
Len
nie tylko spiorunował przyjaciela wzrokiem, ale wstał gwałtownie. Katem oka
zobaczył, że to samo zrobił Horokeu. Rekacje pozostałych była mu nieznana, gdyż
w kilku krokach znalazł się zaledwie kilka centymetrów od Yoh. Miał ochotę go
udusić gołymi rękami.
- Coś ty powiedział?! – warknął.
- Właśnie! – Trey chyba go popierał na swój
sposób.
Asakura
uniósł dłonie w geście poddania. Poprosił ich o chwilę czasu i swoim
zwyczajnym, spokojnym tonem opowiedział o tym co zaszło pomiędzy nim a X- Laws.
Następnie opowiedział także o działaniach grupy Fausta i Pino, członków
Gandhary i innych szamanów, którzy byli gotowi do walki.
- Czy jesteście w stanie stanąć z nimi
wspólnie? – spytał na koniec swojej opowieści Yoh.
- Tak – odparł zdecydowanym głosem Trey.
Len
nie odpowiedział. Przeżywał tego dnia huśtawkę nastrojów. Dojście do
porozumienia z Horo wlało w jego duszę optymizm, który prysł gdy dowiedział się
o powrocie Layserg’a i reszty sekty Jeanne do kompanii.
- Co z Marco? – spytał wreszcie nie patrząc na
Yoh.
- Zwróciłem mu pełnię sprawności – odparł król
szamanów z uśmiechem, który jego rozmówcy wydał się głupi.
- Ożyw poległych tutaj – powiedział rozkazującym
tonem Len.
- Nie mogę tego zrobić?
- Dlaczego?
- Właśnie, ożyw też moją rodzinę – wtrącił Horo.
- Nie mogę tego zrobić – powtórzył Yoh –
równowaga pomiędzy światem żywych i zaświatami musi zostać zachowana. Nie chcę i
nie mogę pozbawiać życia niewinnych ludzi. Nawet jeśli z tego powodu mogę
przywrócić do życia kogoś bliskiego. Nawet sobie.
Len
poczuł jak wzbierają w nim nerwy. Irracjonalna myśl jaka wpadła mu do głowy została
brutalnie spacyfikowana.
- Szkoda – bąknął Trey.
- Len… - odezwał się ponownie Yoh niepewnym
tonem.
- Bufonie, chyba nas nie porzucisz? – poparł go
Usui.
- Nie – uciął w odpowiedzi Len.
- Dobrze to słyszeć – ucieszył się Yoh.
- Właśnie! – poparł go Trey.
Do
Osorezan przenieśli się korzystając z mocy Króla Duchów. Yoh używał dla tego
procesu przemieszczania skomplikowanych nazw, lecz Len nazywał to krótko –
teleportacją.
- Szaman także może nauczyć się tej sztuczki,
jeśli wcześniej opanuje ją jego duch stróż – powiedział Yoh do Lena, kiedy
pojawili się w Japonii.
Na
pierwszy rzut oka nic nie zwiastowałoby cokolwiek miało pójść nie po ich myśli.
Dopiero po przekroczeniu bramy prowadzącej do siedziby rodu Asakura,
rzeczywistość zafalowała. Następnie krajobraz zmienił się. Miejsce zielonej
trawy zajęła spalona ziemia. Zamiast budynków w tradycyjnej japońskiej
stylistyce pojawiły się ruiny. Zamiast zazielenionych drzew i innych roślin
zmaterializowały się ich szczątki.
- Czy to… - zaczął Bill.
- … czary – dokończyła Sally.
- To nie czary – odpowiedział im Len.
- Dokładnie – potwierdził Yoh – to iluzja.
Jeden z demonów musiał ją stworzyć byśmy z daleka mieli wrażenie, że wszystko
jest ok. Dopiero po przekroczeniu bramy mogliśmy dostrzec prawdę.
- Czy to… - zaczął Bill.
- … jest pułapka? – dokończył Zang.
Nikt
nie odpowiedział na to pytanie. W między czasie Yoh gdzieś zniknął. Pojawił się
dopiero po jakimś czasie. Towarzyszyła mu Lady Sati z siódemką swoich
pomocników. Brakowało wśród nich dziewiątego członka grupy. Prawdopodobnie
poległ w walce z demonami. Obecność Sati i jej ekipy wywołała w członkach
Drużyny Lodu i Pioruna napływ optymizmu i otuchy.
Nim
zdążyli ich powitać Yoh zniknął po raz kolejny na kilka sekund. Tym razem
ściągnął do nich Żelazną Dziewicę i jej przydupasów z X- Laws. Sama Jeanne
niczym nie zmieniła się od ich ostatniego, niezbyt przyjemnego spotkania.
Jedyną różnicą był spokój jaki od niej emanował. Jeanne była pewna swoich
racji, słuszności poglądów, drogi jaką podążała i… zwycięstwa sił jasności –
jak mawiali o sobie jej wyznawcy. Towarzyszyli jej blondynka Katja, długo i
ciemnowłosy Gary i człowiek o aparycji ropuchy oraz dwójka nieznanych nikomu
członków grupy. Marco stał za nimi z miną zdradzającą, że wolałby samodzielnie
wybrać się na krucjatę do piekła.
- Mistrzu Len – odezwał się Bason.
- Nie pozabijam ich – zapewnił Len –
przynajmniej wszystkich – dodał idąc w ich stronę.
Kiedy
zrobił pierwszy krok Yoh zniknął. Wraz z drugim za jego plecami zmaterializował
się Duch Pioruna. Z trzecim Miecz Błyskawicy pojawił się rozłożony w jego prawej
dłoni, a guan- dao w lewej. Z czwartym krokiem broń pojawiła się w dłoniach
wszystkich członków sekty Jeanne, poza nią samym. Po kolejnym uzbroili się
towarzysze chłopaka. Po jeszcze następnym powrócił Yoh wraz z ostatnią ekipą.
Grupa
nowoprzybyłych składała się z Fausta, Pino, Kany i Mathildy, Choco i Layserga. O
dziwo towarzyszyła im Anna. Wyglądali najgorzej ze wszystkich, a obrazu nędzy i
rozpaczy dopełniał fakt, że stracili trójkę osób. Jedna zginęła, a dwie były
zagubione.
Yoh
ustawił się na środku pomiędzy każdą z czterech grup. Uniósł dłonie w pokojowym
geście. Wszyscy pochowali broń. Pomimo tego Duch Pioruna wciąż prężył się w
groźnej pozie za plecami swojego szamana.
- Jest nas 29 osób – mówił Asakura – niebawem dołączą
do nas kolejne! Razem wyruszymy po zwycięstwo i ocalenie świata ludzi i
szamanów. Świata, który pragnął zniszczyć istoty nie z tej ziemi… Zrobimy co do
nas należy!
Próba
płomiennej mowy w wykonaniu Yoh udała się średnio. On sam nie był nigdy mówca
wiecowym, więc nie zdziwiło to przesadnie nikogo.
- Co tu się stało? – spytał Choclave.
- Demony napadły na Osorezan tak samo jak na…
kilka innych miejsc – wyjaśnił Yoh – nic się nie martwcie. Nawet moja nowa moc
ma ograniczenia. Jak odpocznę sprawdzę co… z nimi – mówił chaotycznie tracąc
równy oddech.
Anna
podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu. Dopiero teraz Len przyjrzał
się jej bliżej. Była większa niż gdy widział ją ostatnim razem. Bynajmniej nie
dotyczyło to kwestii jej wzrostu. Czyżby… Nie dane było mu sformułować tę myśl
do końca, ponieważ Jeanne rzekła:
- Dobroć musi zwyciężyć.
- Pokój zapanuje w świecie szamanów – dodała Sati.
Len
zaczął się czuć jakby trafił na zlot mówców banałów. Banałów w chwilach
wojennych pożegnań. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko złotej myśli
wyrażonej przez Choco.
- Wiecie czym się różni…- odezwał się komik, a
Len pożałował poprzedniej myśli.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej, czy pojawią się nowe rozdziały?
OdpowiedzUsuń