piątek, 15 stycznia 2016

10. Skutki samotnego treningu



Rozdział 10
Skutki samotnego treningu

            Yoh wiedział, że coś jest nie tak i wraz z Mortym udał się w stronę, z której jak się spodziewał miał wrócić Len. Minęło już półtorej godziny odkąd wrócili z treningu, a Lenny’ ego ani widać, ani słychać.

            Tymczasem Tao był już naprawdę blisko domu Asakury. Przez całą drogę nie odezwał się ani razu. Bason nie słyszał żadnego jęknięcia wyrażającego ból ani nic z tych rzeczy. Duch postanowił przerwać tą ciszę:

- Mistrzu Len, czy domyślasz się kto mógł nas zaatakować? – zapytał
- Nie. – odparł chłopak
- Przez całą drogę milczysz. Nie słychać nawet żadnych odgłosów wyrażających twój ból mistrzu. Ja jednak czuję, że ta rana boli strasznie. Coś jest nie tak, prawda? – duch próbował dociekać dalej

            Lenny nie zdążył odpowiedzieć, gdyż zobaczył lecącego  z naprzeciwka Amidamaru i jak się słusznie domyślał Yoh również musiał być już blisko. Nie mógł się im pokazać w takim stanie. Tylko co zrobić? Nie zdążył nic wymyślić, ponieważ Morty krzyknął:

- Hej Len! Dlaczego tak długo… - nie dokończył, bo właśnie zobaczył zadrapania i głęboką ranę na brzuchu.
- Jak widzisz byłem trochę zajęty – odpowiedział w charakterystyczny dla siebie sposób złotooki
- Można wiedzieć kto cię tak urządził? – zapytał Yoh, a Amidamaru znacząco spojrzał na Basona
- Nie – odpowiedział Len, a Bason przecząco pokręcił głową
- W takim razie pozwól, że pomożemy dotrzeć ci do domu i na razie nie będziemy pytać dalej. – zaproponował Asakura.

            Po czym pomógł Tao przemieszczać się dalej. Nikt nie odezwał się już ani słowem przez resztę drogi. Ranny obmyślał właśnie plan zemsty na tych, którzy mu to zrobili. Był bardzo zły na siebie, nie sądził, że tak szybko da się dotkliwie poranić.

            Dziewczyny przeraziły się widząc przywódcę rodu Tao w takim stanie. Jun zawołała Fausta, a ten przeczuwając, że jego apteczka i inne przyrządy lekarskie mogą się przydać zabrał je ze sobą. Gdy zszedł od razu zaczął oczyszczać rany Lenny’ ego na rękach. Po wykonaniu tej czynności grupowy lekarz kazał dziewczynom rozciąć koszulkę Lena– co do łatwych rzeczy nie należało – po czym wziął się za oczyszczanie jego obrażeń na klatce piersiowej, a zwłaszcza wielkiej rany na brzuchu, która dopiero teraz ukazała się w pełnej formie. Niewiasty przeraziły się jeszcze bardziej, chłopacy myśleli kto lub co tak urządziło ich przyjaciela. Nawet Choco nie próbował opowiadać swoich głupich dowcipów. Faust z pomocą Elizy zakładał właśnie bandaże. Gdy skończył Len udał się do swojego pokoju, podziękował tylko Faustowi za opatrzenie ran – mówiąc, że sam by tego lepiej nie zrobił. W pokoju obmyślił plan zemsty do końca, jedynym problem było to, że nie wiedział na kim się mścić…

            Rano nie odczuwał już prawie bólu – wyjątkiem było wielkie rozcięcie na brzuchu. Nie miał zamiaru schodzić na śniadanie i opowiadać o tym co mu się wczoraj przytrafiło. Jun chyba też tak myślała, bo Len zobaczył uszykowane śniadanie oraz butelkę mleka na szafce nocnej. Obok leżała karteczka, na której pisało „Smacznego Lenny! O 11 przyjdzie Faust i obejrzy twoje rany jeszcze raz”. To było pismo Jun, jak to dobrze, że ona go rozumie.

            Gdy o wyznaczonej godzinie Faust przyszedł obejrzeć pacjenta, po śniadaniu nie było już żadnych śladów. Len leżał pod kołdrą i nie miał zamiaru z nikim rozmawiać. Faust namówił go jednak do pokazania ran i zmiany opatrunków. Kiedy skończył, postawił diagnozę i wyjaśnił sposoby dojścia do pełnej sprawności:

- Żadnych poważnych obrażeń oprócz tej rany ciętej na brzuchu i kilku stłuczonych kości. Przez kilka dni leżysz w łóżku i nie wykonujesz gwałtownych ruchów, dlatego że rana może się wtedy otworzyć. Myślę, że po 3-4 dniach zaczniesz trenować, a po tygodniu lub więcej będziesz mógł walczyć. Do tego czasu żadnych pojedynków, zrozumiano? – spojrzał znacząco na „pacjenta” – Jeśli nie zrobisz sobie nic nowego do tego czasu to nie będzie śladów po tym incydencie. – zakończył swój monolog.

- Ale on ma jutro walkę! – wzburzył się Trey, który wszedł właśnie w odwiedziny do przyjaciela.
- Nierozsądne byłoby gdyby teraz z kimś walczył – stwierdził nekromanta.
- Czyli będzie walkower – zadecydowała Jun, która przyszła dowiedzieć się co z jej bratem.
- I nici z bycia niepokonanym w turnieju. Ze mną i tak byś przegrał – powiedział Trey
- Sopelku wyjdź w tej chwili, jeśli ci życie miłe! – Len krzyknął i poruszył się niespokojnie.

            Faust momentalnie wskazał Horo drzwi. Nie mógł dopuścić do prowokowania pacjenta w tym stanie.

            Len z żalem nie udał się na walkę, ale na pocieszenie mógł się poruszać już po domu w miarę swobodnie tzn. bez niczyjej pomocy. Na razie nie mógł wykonywać ćwiczeń siłowych, więc skoncentrował się na trenowaniu używania foryoku.

            Wszyscy jego przyjaciele zakończyli walki w pierwszej rundzie turnieju. Yoh wygrał wszystkie walki, z resztą nie tylko on. Faust, Choco i Ryu również mieli komplet zwycięstw. Trey przegrał ostatnią walkę eliminacyjną, bo zlekceważył naprawdę słabego przeciwnika i kiedy zaczął walczyć było już za późno. Morty wygrał ostatnią walkę i na koncie miał tylko porażkę z Lenem, który ostatnią walkę musiał oddać walkowerem. Tak więc wszyscy przyjaciele awansowali do drugiej rundy i czekali już tylko na znak, który każe im wyruszyć do Dobbie Village.

- Jak to możliwe, że przegrał? - spytał późnym wieczorem siostrę Tao.
- Lekceważenie przeciwnika nie popłaca - odparła Jun.
- Hm... - odparł Len, a Jun wiedziała, że porażka Horo- Horo była najlepszym lekiem na uraz jej brata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz