piątek, 15 stycznia 2016

8. Kolejne walki



Rozdział 8
Kolejne walki

Nie da się ukryć, że porażka Manty w pierwszej walce wpłynęła na ambicję malucha. Zaczął bardzo intensywne treningi. Przed walką na treningu robił 5km biegu oraz rozciągał się, natomiast po porażce 10km biegu, 3 serie po 20 brzuszków około trzy minuty krzesełka i co dziennie zwiększał ilość pompek o jedną (zaczął od 5). Reszta trenowała razem z nim, chociaż robili więcej wszystkich ćwiczeń od niego. Ren trenował osobno, większość czasu spędzał na siłowni, ćwiczył dopóty, dopóki nie uległ błaganiom Basona o zaprzestanie tak bardzo wyczerpujących ćwiczeń na jakiś czas – zazwyczaj do jutra.

Po tygodniu od pierwszych walk zadzwoniły dzwonki wyroczni wszystkich szamanów, mieszkających w domu Asakury. Tym razem przyjaciele nie musieli walczyć ze sobą co przyjęli z nie skrywaną ulgą. Jako pierwsi - równocześnie – swoje walki mieli Faust, Choco, Horo- Horo i Len.

***

Szaman z północy stał na jednym z pustych parkingów jeszcze przed świtem. W dłoni trzymał swoje stare, drewniane, wykonane przez siostrę ikupasi tj. mały, podłużny, drewniany przedmiot. Według wierzeń ludzi z rodzinnych stron niebieskowłosego był to rodzaj amuletu przynoszącego szczęście temu, kto je nosi.

Na przeciwko niego znalazł się wysoki i przysadzisty rudzielec o koziej bródce. Według dzwonka wyroczni nazywał się Ronald Redford i pochodził z Wielkiej Brytanii. Ronald w dłoni trzymał swoje medium, a był nim sztylet. Za nim znajdował się jego duch stróż, zielony mężczyzna o twarzy zakrytej wełnianą chustą.

            W końcu, z kilkuminutowym opóźnieniem członek Wielkiej Rady Szamanów dał znak do rozpoczęcia walki.

***

Faust ze swoją nieżywą dziewczyną, a zarazem duchem stróżem, blond- włosom Elizą oczekiwali na przeciwnika na łące przy rzece. Antagonista pojawił się dopiero kilka minut przed planowanym o świcie początkiem walki. Był to młodzieniec o końskiej twarzy i jasnych włosach. Za nim dumnym krokiem podążało psie widmo. Sędzia dał znak na początek walki

***
Choco wraz ze swoim stróżem jaguarem o imieniu Mick wyczekiwali na strasznym wzgórzu pojawienia się sędziego. Kilkanaście metrów na przeciwko niego, niespokojnie spacerowała kobieta ubrana w wyzywający strój. Murzyn musiał przyznać, że była niesamowicie piękna. Miała długie do ramion, czarne, kręcone włosy oraz duże orzechowe oczy. Nad jej głową fruwała mała wróżka w ciemnozielonej szacie.

- Walka czas zacząć! - głos znikąd dał sygnał do rozpoczęcia starcia.

***

Len medytował, siedząc w ciszy jednego z tokijskich parków. Nad jego głową unosił się Bason pod postacią zbliżoną do czerwonej kuleczki. Guan- do spoczywało na jego kolanach. Kilka metrów obok stała zestresowana Jun.

Po upływie kilku minut na horyzoncie pojawił się Silva, który miał sędziować jego dzisiejsze starcie. Za nim podążały jego zwierzęce duchy stróże. Mężczyzna przywitał się z siostrą Tao z daleka, unosząc w górę prawą dłoń.

Nim upłynęła kolejna minuta zerwał się wiatr. Jun zaczęła odczuwać nieprzyjemny chłód. Spoglądała z niepokojem na Lena, lecz ten w dalszym ciągu siedział w ciszy, ze skrzyżowanymi nogami. Nagle jedno z drzew zaczęło szeleścić mocniej niż inne, z jego konarów wyskoczył szaman... Kiedy wylądował Silva dał znać, że mogą rozpocząć walkę. Len otworzył oczy...

***

- Kororo atak sopla! - ryknął Trey.

Zza jego pleców w stronę rudzielca poszybowały niezliczone ilości sporych rozmiarów sopli. Rudzielec padł na ziemię i tylko dzięki temu uniknął poważnych ran. Usui postanowił wykorzystać kiepską pozycję Brytyjczyka i jeszcze nim ten wstał, skoczył w górę. Zwiększył nieznacznie ilość foryoku przesyłanego do medium. Jego ręce pokryły się grubym lodem, lecz on nie odczuwał zimna. Przeciwnik zaczął podnosić się z ziemi, kiedy otrzymał pierwszy cios zadany lodową pięścią. Zaraz potem Trey zasypał go gradem ciosów. Nim rywal się zorientował co się dzieje, został znokautowany.

- Wygrałem! - wrzeszczał uradowany Trey, a towarzysząca mu Pilika już pędziła z gratulacjami. Cała walka trwała 1 minutę i 46 sekund.

***

Widmowa narzeczona Fausta rzuciła się na psie widmo chroniące wrogiego szamana. Uzbrojona w gigantyczną strzykawkę, próbowała trafić przeciwnika. Pies był na tyle szybki, że z łatwością unikał powolnych, opornych ciosów pielęgniarki. Od czasu do czasu sam rzucał się na jej nogi i przygryzał półprzezroczyste, białe kozaczki.

***

Wykonawszy fuzję ducha, Choco rzucił się na piękną brunetkę. Ta wykonała tarczę i z łatwością zablokowała jego atak.

- Prawdziwy z ciebie zwierz - zauważyła z humorem - lubię takich mężczyzn - dodała prowokująco.
- Skoro tak, to po kolejnym ataku sama klękniesz przede mną! - krzyknął Murzyn.
Ruszył pędem w jej stronę, ominął kolejną tarczę stworzoną przez jej stróża oraz jego samego i skoczył niczym prawdziwy jaguar. Przygwoździł brunetkę do drzewa i powiedział:
- Poddaj się.

***

Ławka, na której siedział Len wybuchła z głośnym trzaskiem, kiedy przeciwnik złotookiego wystrzelił w niego strumień energii. Tao bez trudu odskoczył do tyłu. Jun zakryła sobie usta żeby ukryć krzyk przerażenia, ponieważ przez chwilę myślała, iż Len został trafiony.

Dopiero teraz Tao mógł przyjrzeć się swojemu przeciwnikowi. Był nim około trzydziestoletni brunet, o azjatyckich rysach twarzy. W dłoni trzymał fosforyzujący na jasnoniebiesko od duchowej energii bat. Mężczyzna zamachnął się batem i zaatakował Lena. Ten bez trudu wykonał unik.

***

Strzykawka kierowana przez Elizę znów zmierzała powoli w stronę widmowego psa. Zwierz bez trudu odskoczył na bok. Błyskawiczna kontra wymierzona prosto w gardło Elizy została w ostatniej chwili zablokowana przez strzykawkę.

- Eksplozja serum! - warknął Faust, a z igły wystrzeliła ciecz o barwie wyschniętej trawy i trafiła psa prosto w pysk. Momentalnie kontrola ducha przeciwnika przeszła do historii.
- Wygrywa Faust VIII! - oznajmił sędzia

***

- Nie byłabym tego taka pewna - szepnęła do ucha Murzyna brunetka i ścisnęła swoją dłonią w bolesny sposób jego krocze.

Choco jak oparzony odskoczył do tyłu. Czuł ból w strategicznym miejscu. Przeciwniczka zdecydowanie nie chciała grać fair. Zanim ból ustał w stronę komika pomknął jasnoróżowy strumień energii, który trafił go prosto w ramię. Momentalnie trysnęła z niego wąska stróżka krwi. Nowe uczucie bólu otrzeźwiło szamana.

***

Bat co rusz padał na guan- do. Len czuł się tak silny, że nie wykonywał nawet uników. Zwyczajnie zasłaniał siebie swoją bronią, co wystarczyło do zatrzymania kolejnych ciosów przeciwnika.

- Jesteś słaby - syknął przeciwnik - jak ty mogłeś walczyć jak równy z równym z Zikiem?
- Zwyczajnie - odpowiedział chłodno Tao - Bason, złota pięść!
Z kontroli ducha Lena wyłoniła się fosforyzująca, złotawa, zaciśnięta pięść, która z niesamowitą prędkością zmierzała w stronę rywala. Po chwili jego kontrola ducha przestała istnieć, lecz została błyskawicznie przywrócona.
- Lepiej? - spytał kpiąco Len.

Tamten nie odpowiedział tylko wyskoczył w górę i po raz kolejny uderzył batem. I ponownie jak za każdym z poprzednich ciosów, Len bez przeszkód zablokował atak. Tym razem odpowiedział, jednak natychmiastowo. Jeszcze nim brunet ustabilizował swoją pozycję po wylądowaniu obok Tao, ten pchnął ostrze swojej broni w jego bok i zakończył walkę przy głośnym, przepełnionym bólem wrzasku przeciwnika. Pamiątką dla rywala stała się podróż do pobliskiego szpitala, dokąd zabrał go Silva po zakończeniu walki.

***

- Dość tego! - krzyknęła brunetka po kolejnym nie śmiesznym żarcie komika - 100% mocy - powiedziała do swojego stróża.

Ogromny jasnoróżowy promień szybował w stronę Choco. Ten jakby tylko na to czekał skoczył nad nim. Odbił się od gleby i lecąc nad kobietą zadał jej szereg ciosów pazurami swojego jagurara. Tryumf należał do niego.

Wieczorem Yoh i Ryu też wygrali mimo, że klon Presleya miał spore problemy ze swoim przeciwnikiem Poprzedniego dnia wszyscy przyjaciele umówili się, że walczą bez wielkich kontroli ducha i podwójnego medium. Ryu zlekceważyła oponenta, którym był wysoki szaman z Afryki imieniem Aruna. Pochodził z plemienia o wielkich tradycjach szamańskich i po zwycięstwie w turnieju chciał odrobinę pomóc uprawom roślin na swoim kontynencie. Ryu żeby nie przegrać musiał ratować się Yamatano Orochi w wielkiej formie. Afrykanin mimo, że nie należał do słabych to nie miał aż tyle foryoku, żeby zwiększyć swoją kontrolę ducha, tak jak Ryu.             
Podsumowując wszyscy wygrali, choć przywódca "beznadziejnych" bezapelacyjnie zawiódł swoim kolegów. Pozostał Morty, ale on miał walczyć dopiero następnego dnia o wschodzie Słońca, na polanie, w lesie za miastem.

Mieszkańcy domu Asakury wstali jeszcze przed świtem i po zjedzeniu śniadania przygotowanego przez Ryu i dziewczyny udali się na polanę. Yoh udzielał ostatnich wskazówek Mancie i Mosuke, a inni…

- 15$ na porażkę Manty – powiedział Trey, widać, że nie wierzył w przyjaciela
- 30$, ale stawiam, że to będzie lepsza walka niż ta Ryu z murzynem – zakpił Len
- 30$ na zwycięstwo Manty – włączył się Choco
- 20$ na to samo co Choco i mów co chcesz Tao, ale moja walka nie była zła. Ona była po prostu wyrównana. Miałem zamiar dać mu szansę, a on chciał ją wykorzystać. No i chcąc, nie chcąc musieliśmy użyć ducha rzeki. – odparł Ryu spokojnym tonem na zaczepkę Lena.

            O wschodzie Słońca kolejny raz pojawił się Silva. Przeciwnika Manty nie było widać.

- Shorty chyba wygrasz walkowerem – powiedziała Anna
- Nie sądzę. – odparł tajemniczy głos z lasu i nim zdążył wyjść dzwonki wyroczni oznajmiły początek walki. Morty wykonał kontrolę ducha i czekał, nie wiedział, gdzie jest przeciwnik. Mosuke też nic nie mógł wyczuć.
- Silva może przyspieszysz trochę tamtego szamana albo ja się postaram, żeby on zaczął walczyć jak mężczyzna – wybuchła Anna - a nie on siedzi w krzakach i na co czeka? Co mamy go zaprosić? Wysłać kartkę pocztą? - pytała retorycznie.
- Zaraz powinni zacząć walczyć normalnie  Anno – odpowiedział Silva
- Mam nadzieję, bo „tamten” może nie przeżyć bliskiego spotkania z Anną – szepnął Yoh mając nadzieję, że ta nie usłyszy.
- Słyszałam, tak więc w nagrodę będziesz robił pompki dopóki nie pojawi się przeciwnik Manty. – oznajmiła Kyoyama.

            Yoh robił pompki już 10 minut, Morty siedział na jakimś pniu i czekał. 

- Żałosne, że faworyt do zdobycia korony szamana wykonuje polecenia jakiejś dziewczyny z takim zapałem i posłuszeństwem – zakpił chłopak wychodzący z lasu.
- Słuchaj no, nie jestem jakąś tam dziewczyną. A ty skazujesz się na wieczne cierpienie. -  Anna wypowiedziała swoje ulubione zdanie.
- Walczmy wreszcie – krzyknął zniecierpliwiony Morty
Nim przeciwnik zdążył odpowiedzieć Morty zaatakował. Teoretycznie walczyli już ponad 10 minut. Trey zdążył zasnąć, obudziła go dopiero rozmowa Kyoyamy i przeciwnika Manty. Morty atakował w gniewie, więc efekt był łatwy do przewidzenia tracił dużo foryoku nie zadając wielkich ran przeciwnikowi, a przecież przed walką nie miał go zbyt wiele.
- Morty, uspokój się. Walcz spokojnie tylko wtedy będziesz miał szanse na wygraną – gdy Yoh wypowiedział te słowa Manta zaczął myśleć i uspokoił się.

            Po kilku spokojnych atakach młotem, okazało się, że jego rywal jest jeszcze słabszy. Zwycięstwo chłopaka mylonego z drobiażdżkiem wydawało się być kwestią czasu i tak też się stało. Któreś z kolei uderzenie młotem trafiło przeciwnika prosto w twarz ten momentalnie utracił kontrolę ducha i już jej nie odzyskał.

- ZWYCIĘZCĄ WALKI JEST MORTY! – krzyknął Silva.

            Każdy musiał pogratulować Mancie wygranej, nawet Len. Po drodze do domu chłopaki  postanowili urządzić imprezę z okazji wygranych walk. Anna wyraziła zgodę, a Len nie marudził. Obie te reakcję wprowadziły wszystkich w jeszcze lepszy nastrój i chociaż była dopiero 7 rano przygotowania do zabawy ruszyły pełną parą.

            Yoh, Morty oraz Ryu udali się na zakupy. Trey zgłosił się na stanowisko DJ- a i poszedł kompletować płyty, które zamierza puścić podczas imprezy. Pilika i Tamara zaplanowały wystrój salonu. Len zmuszony przez Jun - która poszła kupić sobie jakiś ciuch  -został zmuszony do wprowadzenia wraz z Faustem planu dziewczyn w życie. Anna, jak to Anna wolała oglądać telenowele niż w czymś pomóc, a nikt nie próbował jej nakłonić do pomocy. Ryu po powrocie z zakupów poszedł przygotować jedzenie.

            Nim nadszedł czas imprezy. Fan Elvisa ustawił na stole w salonie na stole półmiski z chipsami i  frytkami oraz różne przygotowane przez siebie dania.         
  Domownicy przyszli ubrani inaczej niż normalnie. Dziewczyny wyglądały ładniej niż zwykle, a chłopaki na przystojniejszych. Szczególne wrażenie zrobiła Tamara. Ubrana w idealnie przylegającą do ciała sukienkę. Trey włączył jakąś muzykę, a Ryu ruszył na poszukiwania partnerki do tańca. Reszta na razie zajęła się jedzeniem. Po pewnym czasie Jun uległa prośbą Ryu i zgodziła się raz z nim zatańczyć. Jednak już po chwili pożałowała tej decyzji, gdy klon Elvisa wciągnął ją w dzikie pląsy i interwencja Lena przy pomocy jego guan- dao uratowała zielono- włosom. „W nagrodę” Jun postanowiła zatańczyć z bratem, a że Len nigdy nie umiał jej odmówić musiał zatańczyć. Gdy skończyła się piosenka od razu uciekł do stołu z jedzeniem, gdzie Morty ze sporym opóźnieniem doniósł napoje m.in. Coca Colę, Pepsi oraz wiele innych. Tamara tańczyła prawie ze wszystkimi, a Pilika próbowała namówić Tao, na chociaż jeden taniec. Len pozostawał nieugięty nie chciało mu się tańczyć, przynajmniej nie z nią…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz