sobota, 16 stycznia 2016

15. Nocna przygoda Manty



Rozdział 15
Nocna przygoda Manty

            Morty obszedł cały namiot dookoła dwa razy. Nie zauważył tego czegoś co wywołało te szelesty. Spojrzał na zegarek 2:00. Jeszcze godzina i Yoh go zastąpi, na myśl o tym poczuł ulgę. Gdy wrócił na miejsce stróża obozu, poczuł ciepły oddech na karku. Mimo strachu, który odczuwał postanowił nie krzyczeć – w końcu to może być zwykła sarna, a on nie chce wyjść przed przyjaciółmi na większego tchórza niż w rzeczywistości. Nie pewnie obrócił się do będącego za nim stworzenia…

            W tym samym czasie coś obudziło Yoh. Szatyn czuł, że powinien wyjść na zewnątrz, jednak kiedy spojrzał na zegarek Ryu stwierdził, że ma jeszcze tylko godzinę na sen i postanowił ten czas wykorzystać w jedyny słuszny sposób. Wcześniej wsłuchał się w panującą w lesie ciszę. Owa cisza wydała mu się czymś nienaturalnym w tak ogromnym lesie. Postanowił zbadać to za godzinę i zasnął.

            Morty zobaczył przed sobą wielkiego dzika. Może ten dzik nie był jakimś zwierzęciem dużo większym niż inne osobniki jego gatunku, ale z racji, że był podobnego wzrostu do Oyomady ten spanikował. Uciekł w głąb lasu. Niestety dzik ruszył za nim. Morty biegł ile miał sił w nogach, zwierzak również – tylko, że mieszkaniec lasu ma 4 kończyny, którym odpowiadają 2 nogi Manty. 

- Morty pomyśl. Jeśli użyjesz kontroli ducha możemy pokonać tego dzika – powiedział Mosuke, który leciał obok swojego szamana.

            Manta podskoczył w biegu.

- Mosuke przestraszyłeś mnie – burknął Morty.
- Wybacz, nie chciałem – odpowiedział duch.
- Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł – rzekł Manta i wskoczył w pobliskie krzaki – zobacz jeśli możesz gdzie ta bestia pobiegła.
- Chyba nas wyczuł, bo krąży wokół twojego krzaku – szepnął Mosuke.
- To koniec! – pisnął szaman.
- Możemy walczyć, gdybyśmy wygrali moglibyśmy zdobyć pożywienie dla naszych przyjaciół na cały dzień, a może nawet 2 lub 3. – duch zachęcał Mantę do walki.
- W sumie, jeśli ja nie zaatakuję pierwszy, to ten potwór to zrobi. To koniec Mosuke, ale nie poddamy się bez walki – oznajmił Morty – Mosuke forma ducha i do laptopa.

            Po wypowiedzeniu tych słów w ręce szamana zmaterializował się młot. Manta wyskoczył z krzaków i rzucił się na zwierzę z dzikim wrzaskiem. Minimalnie nie trafił, ale dzik nie zareagował tak szybko żeby skontrować. Szaman odbiegł od niego na odległość kilku metrów. Dzik również się oddalił, Morty myślał, że może ten potwór zrezygnował z ataku. Dzielił ich dystans około 20 metrów według Manty. Zwierzę gwałtownie obróciło się w stronę niskiego szamana i rozpoczęło szarżę. Manta odskoczył, a dzik się znów obrócił w jego stronę i kontynuował natarcie. Oyomada postanowił postawić wszystko na jedną kartę i kiedy dzikie zwierzę będzie dostatecznie blisko uderzy w niego z siłą całego swojego foryoku. Dzik biegł w jego stronę. Sekundy trwały dla szamana tyle co godziny, starał się nie tracić panowania i wyczekać na najlepszy moment do zadania ostatecznego ciosu. Dzik był już chyba w dobrym miejscu, czas na atak… Kły zwierzęcia zderzyły się z młotem szamana. Pozycja w jakiej się znajdowali trwała kilka sekund, po których zwierzę padło na ziemię. Morty wiedział, że sam nie da rady zanieść swojej zdobyczy do obozu.

- Mosuke leć do namiotu Yoh i powiedz Amidamaru, żeby go tu przyprowadził. Wyjaśnij samurajowi, że mam tu jedzenie dla nas wszystkich na cały tydzień, ale nie mów mu nic więcej. – Morty poinstruował swojego stróża.
- Jak chcesz. Pewnie wolisz osobiście opowiedzieć Yoh o tej walce – odparł duch.
- Oczywiście. A teraz leć i wracaj szybko, bo sam tu długo nie wytrzymam –Oyomada starał się odpowiedzieć najspokojniej jak mógł.

            W czasie, kiedy nie było ducha, Morty zaczął zastanawiać się jak to możliwe, że nie posiada w swoim repertuarze żadnego ataku, który miałby jakąkolwiek nazwę. Im dłużej nad tym myślał, tym bardziej dziwił się, że udało mu się wejść do drugiej rundy turnieju szamanów. W końcu kilku dobrych zawodników odpadło już w pierwszej turze, a innym nie udało się przejść nawet testu.

            Wtedy chłopaka nawiedziła myśl po co tak właściwie walczy? Jego mózg podał mu przykłady przyjaciół. Trey walczy żeby ocalić drobiażdżki. Faust żeby przywrócić do życia ukochaną. Len pragnie odzyskania honoru i dawnej świetności dla swojej rodziny. Yoh obiecał Annie, że uczyni ją królową szamanów, kiedy ta wymusiła na nim zaręczyny lata temu. Ryu chciałby żeby każdy człowiek na ziemi miał swoje wyśnione, wymarzone miejsca. Wszystko to były bardziej lub mniej szczytne idee, a co towarzyszyło jemu w kolejnych etapach wznowionego turnieju? To było dobre pytanie. Pamiętał  jak chciał zaskoczyć wszystkich swoim startem. Udało mu się. Wszyscy cieszyli się, kiedy zdał test. Współczuli, kiedy trafił na Lena i przegrał z nim. Morty pamiętał też doskonale litość jaką okazał mu Tao podczas walki...

            Dalsze rozmyślania chłopaka przerwał Mosuke, który wrócił po 5 minutach i powiedział, że Asakura przyjdzie tu jak tylko Amidamaru uda się go obudzić. Morty czekając na przyjaciela nudził się strasznie, jednocześnie myśl o przybyciu Yoh dodawała mu odwagi.

            Jakiś czas po powrocie stróża Manty z lasu zaczęła wyjawiać się postać Yoh oraz lecąca obok niego niebieska kulka – Amidamaru. Gdy tylko zbliżyli się na tyle blisko, że mogli spokojnie rozmawiać Asakura zapytał:

- Morty co chciałeś mi pokazać, bo Amidamaru nie chciał mi powiedzieć?
- Tak właściwie to ja też tak do końca tego nie wiem – rzekł samuraj.
- Więc może już im opowiesz. – zasugerował Mosuke.
- Kiedy byłem na warcie usłyszałem dziwny szelest…  - Morty rozpoczął swoją opowieść – I w ten sposób wygrałem z tym dzikiem.
- Jedno pytanie Morty. Gdzie jest dzik? – powiedział Asakura, a na jego czole pojawiły się charakterystyczne kropelki.
- Tutaj! – krzyknął radośnie Oyomada i odsłonił gałęzie, a oczom zebranych ukazało się ciało martwego dzika.
- Wow! – krzyknął Yoh – Pomogę ci go zanieść.

            Kiedy Yoh i Morty przynieśli dzika to obozu, wysłali duchy, żeby obudziły Ryu. Brunet miał przyrządzić dziczyznę na śniadanie. Kiedy tylko się pojawił, nie mógł się nadziwić skąd chłopaki wzięli taki wspaniały okaz przyszłego śniadania i obiadu.

            Ryu kazał rozpalić drugie ognisko na skraju obozu i poszedł do namiotu- który zajmował razem z Yoh i Mantą – po ruszt i inne przyrządy potrzebne mu do przygotowania posiłku z dziczyzny. Gdy wrócił zamontował ruszt nad ogniskiem i nadział na niego część mięsa. Następnie przyprawił go według swojego przepisu.

            O 6 z namiotu wyszła Anna i chciała zacząć budzić pozostałych, ale oni sami wyszli. Tamara, Jun i Pilika pojawiły się jakiś kwadrans później. Wszyscy zdziwili się na widok dania przygotowywanego przez przywódcę "beznadziejnych". Morty musiał jeszcze raz opowiedzieć im swoją najnowszą przygodę. Gdy zakończył wszyscy prawili mu komplementy. Nawet Len mu pogratulował, chociaż stwierdził, że on sam zaniósł by zdobycz do obozu. Na co Yoh powiedział, że jeśli bardzo chce to może nieść resztki dzika dalej, ponieważ Ryu usmażył tylko część.

            Po godzinie śniadanie było gotowe – dziczyzna smakowała każdemu. Sam posiłek przebywał w radosnej atmosferze nie licząc kilku kłótni Treya i Lena. Wszyscy byli weseli do chwili, gdy Choco chciał opowiedzieć dowcip:

- Wymyśliłem nowy kawał, który na pewno się wam spodoba… – zaczął murzyn.
- Nawet nie próbuj go opowiadać – przerwał mu Len.
- Dokładnie! – zgodził się z nim Horo- Horo.
- A ja myślę, że to może być zabawne – zadziwił ich Yoh.
- Więc odpowiedzcie mi na pytanie czym się różni Trey od dzika? – zapytał McDaniel i wybuchł śmiechem. Trey gorączkowo myślał, a Choco dodał:
- Tym, że dzik jest martwy…
- … chociaż sopelek je jak dzik – dodał Len.

            Tym razem Usui zaczął gonić Tao i komika grożąc im skończeniem ich kariery w turnieju szamanów. Kiedy byli parę metrów od namiotów Trey nagle się zatrzymał.

- Co się stało śnieżynko? – zapytał ironicznie Len.
- Spójrz tam bufonie – odrzekł Trey i wskazał na prawo, a nim złotooki zdążył się obrócić ktoś się odezwał:
- Hej wam! – był to znajomy głos…

            Kiedy Len spojrzał w odpowiednim kierunku zobaczył Sharoną i resztę dziewczyn. Milly  gdy tylko ich zobaczyła, spytała:

- Co u Layserga?
- Nie wiesz, że ten głupek znowu dołączył do X- Laws? – odparł Trey.
- Jak to możliwe? – mała szamanka drążyła temat.
- Nie wiemy – odpowiedzieli szamani.
- Jak chcecie to możecie iść z nami do naszego obozu. – zaproponował Choco.
- Oczywiście – Sharona wraziła zgodę w imieniu całej grupy.

            Reszta grupy „Spoko Yoh” jak nazwała ich Sharona, zdziwiła się nie tylko spotkaniem dziewczyn, ale również tym, że po raz kolejny wszystkie dostały się do II rundy turnieju szamanów. Dalsza część ranka minęła im na wspominaniu starych czasów i opowieściach o pierwszych walkach. Po pewnym czasie Yoh zapytał:

- To jak będzie teraz wyglądał skład waszej drużyny?
- Jeszcze nie wiemy – odrzekła Elly.
- Mam dla was propozycję – powiedział szatyn.
- Jaką? – zdziwiły się dziewczynę.
- Możecie wystawić 2 drużyny. – zaproponował
- Może nie zauważyłeś, ale nas jest tylko 5, a do wystawienia dwóch zespołów brakuje nam jednego szamana – zadrwiła Sharona.
- Jeden z nas może dołączyć do waszego drugiego teamu. – powiedział Asakura.
- A co z wami? – zapytała Lilly.
- Zapomnieliśmy wam powiedzieć, że Morty również będzie brał udział w drugiej rundzie i musimy znaleźć mu zespół – zakończył Yoh.
- Ale on jest słaby – warknęła Sally.
- Coś się wam nie podoba? Jak tak to same odnajdźcie drogę do Dobbie Village – do rozmowy włączyła się Anna.
- Ok. Stworzymy dwa teamy, a Morty będzie naszym brakującym ogniwem. Przy okazji nie będzie konfliktów, która z nas ma walczyć – wyraziła zgodę liderka.
- Sądzę, że lepiej będzie jak podzielicie się w Dobbie – zaproponował Faust.
- Tak nie ma sensu robić tego teraz – zgodziły się dziewczyny.
- A wy zmieniacie składy? – zapytała Milly.
- Nie ma takiej potrzeby – odpowiedział Len.
- Nie zgodzę się z tobą, bo ty znowu będziesz rządził – zbulwersował się Trey, ale nikt go nie poparł. Zmartwiony musiał się zgodzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz