Rozdział 15
Nocna przygoda Manty
Morty
obszedł cały namiot dookoła dwa razy. Nie zauważył tego czegoś co wywołało te
szelesty. Spojrzał na zegarek 2:00. Jeszcze godzina i Yoh go zastąpi, na myśl o
tym poczuł ulgę. Gdy wrócił na miejsce stróża obozu, poczuł ciepły oddech na
karku. Mimo strachu, który odczuwał postanowił nie krzyczeć – w końcu to może
być zwykła sarna, a on nie chce wyjść przed przyjaciółmi na większego tchórza
niż w rzeczywistości. Nie pewnie obrócił się do będącego za nim stworzenia…
W
tym samym czasie coś obudziło Yoh. Szatyn czuł, że powinien wyjść na zewnątrz,
jednak kiedy spojrzał na zegarek Ryu stwierdził, że ma jeszcze tylko godzinę na
sen i postanowił ten czas wykorzystać w jedyny słuszny sposób. Wcześniej
wsłuchał się w panującą w lesie ciszę. Owa cisza wydała mu się czymś
nienaturalnym w tak ogromnym lesie. Postanowił zbadać to za godzinę i zasnął.
Morty
zobaczył przed sobą wielkiego dzika. Może ten dzik nie był jakimś zwierzęciem
dużo większym niż inne osobniki jego gatunku, ale z racji, że był podobnego
wzrostu do Oyomady ten spanikował. Uciekł w głąb lasu. Niestety dzik ruszył za
nim. Morty biegł ile miał sił w nogach, zwierzak również – tylko, że mieszkaniec
lasu ma 4 kończyny, którym odpowiadają 2 nogi Manty.
- Morty pomyśl. Jeśli użyjesz kontroli ducha
możemy pokonać tego dzika – powiedział Mosuke, który leciał obok swojego
szamana.
Manta
podskoczył w biegu.
- Mosuke przestraszyłeś mnie – burknął Morty.
- Wybacz, nie chciałem – odpowiedział duch.
- Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł –
rzekł Manta i wskoczył w pobliskie krzaki – zobacz jeśli możesz gdzie ta bestia
pobiegła.
- Chyba nas wyczuł, bo krąży wokół twojego
krzaku – szepnął Mosuke.
- To koniec! – pisnął szaman.
- Możemy walczyć, gdybyśmy wygrali moglibyśmy
zdobyć pożywienie dla naszych przyjaciół na cały dzień, a może nawet 2 lub 3. –
duch zachęcał Mantę do walki.
- W sumie, jeśli ja nie zaatakuję pierwszy,
to ten potwór to zrobi. To koniec Mosuke, ale nie poddamy się bez walki – oznajmił
Morty – Mosuke forma ducha i do laptopa.
Po
wypowiedzeniu tych słów w ręce szamana zmaterializował się młot. Manta
wyskoczył z krzaków i rzucił się na zwierzę z dzikim wrzaskiem. Minimalnie nie
trafił, ale dzik nie zareagował tak szybko żeby skontrować. Szaman odbiegł od
niego na odległość kilku metrów. Dzik również się oddalił, Morty myślał, że
może ten potwór zrezygnował z ataku. Dzielił ich dystans około 20 metrów według
Manty. Zwierzę gwałtownie obróciło się w stronę niskiego szamana i rozpoczęło szarżę.
Manta odskoczył, a dzik się znów obrócił w jego stronę i kontynuował natarcie.
Oyomada postanowił postawić wszystko na jedną kartę i kiedy dzikie zwierzę
będzie dostatecznie blisko uderzy w niego z siłą całego swojego foryoku. Dzik
biegł w jego stronę. Sekundy trwały dla szamana tyle co godziny, starał się nie
tracić panowania i wyczekać na najlepszy moment do zadania ostatecznego ciosu.
Dzik był już chyba w dobrym miejscu, czas na atak… Kły zwierzęcia zderzyły się
z młotem szamana. Pozycja w jakiej się znajdowali trwała kilka sekund, po
których zwierzę padło na ziemię. Morty wiedział, że sam nie da rady zanieść
swojej zdobyczy do obozu.
- Mosuke leć do namiotu Yoh i powiedz
Amidamaru, żeby go tu przyprowadził. Wyjaśnij samurajowi, że mam tu jedzenie dla
nas wszystkich na cały tydzień, ale nie mów mu nic więcej. – Morty poinstruował
swojego stróża.
- Jak chcesz. Pewnie wolisz osobiście
opowiedzieć Yoh o tej walce – odparł duch.
- Oczywiście. A teraz leć i wracaj szybko, bo
sam tu długo nie wytrzymam –Oyomada starał się odpowiedzieć najspokojniej jak
mógł.
W
czasie, kiedy nie było ducha, Morty zaczął zastanawiać się jak to możliwe, że
nie posiada w swoim repertuarze żadnego ataku, który miałby jakąkolwiek nazwę.
Im dłużej nad tym myślał, tym bardziej dziwił się, że udało mu się wejść do
drugiej rundy turnieju szamanów. W końcu kilku dobrych zawodników odpadło już w
pierwszej turze, a innym nie udało się przejść nawet testu.
Wtedy
chłopaka nawiedziła myśl po co tak właściwie walczy? Jego mózg podał mu
przykłady przyjaciół. Trey walczy żeby ocalić drobiażdżki. Faust żeby
przywrócić do życia ukochaną. Len pragnie odzyskania honoru i dawnej świetności
dla swojej rodziny. Yoh obiecał Annie, że uczyni ją królową szamanów, kiedy ta
wymusiła na nim zaręczyny lata temu. Ryu chciałby żeby każdy człowiek na ziemi
miał swoje wyśnione, wymarzone miejsca. Wszystko to były bardziej lub mniej
szczytne idee, a co towarzyszyło jemu w kolejnych etapach wznowionego turnieju?
To było dobre pytanie. Pamiętał jak
chciał zaskoczyć wszystkich swoim startem. Udało mu się. Wszyscy cieszyli się,
kiedy zdał test. Współczuli, kiedy trafił na Lena i przegrał z nim. Morty
pamiętał też doskonale litość jaką okazał mu Tao podczas walki...
Dalsze
rozmyślania chłopaka przerwał Mosuke, który wrócił po 5 minutach i powiedział,
że Asakura przyjdzie tu jak tylko Amidamaru uda się go obudzić. Morty czekając
na przyjaciela nudził się strasznie, jednocześnie myśl o przybyciu Yoh dodawała
mu odwagi.
Jakiś
czas po powrocie stróża Manty z lasu zaczęła wyjawiać się postać Yoh oraz
lecąca obok niego niebieska kulka – Amidamaru. Gdy tylko zbliżyli się na tyle
blisko, że mogli spokojnie rozmawiać Asakura zapytał:
- Morty co chciałeś mi pokazać, bo Amidamaru
nie chciał mi powiedzieć?
- Tak właściwie to ja też tak do końca tego
nie wiem – rzekł samuraj.
- Więc może już im opowiesz. – zasugerował
Mosuke.
- Kiedy byłem na warcie usłyszałem dziwny
szelest… - Morty rozpoczął swoją
opowieść – I w ten sposób wygrałem z tym dzikiem.
- Jedno pytanie Morty. Gdzie jest dzik? –
powiedział Asakura, a na jego czole pojawiły się charakterystyczne kropelki.
- Tutaj! – krzyknął radośnie Oyomada i
odsłonił gałęzie, a oczom zebranych ukazało się ciało martwego dzika.
- Wow! – krzyknął Yoh – Pomogę ci go zanieść.
Kiedy
Yoh i Morty przynieśli dzika to obozu, wysłali duchy, żeby obudziły Ryu. Brunet
miał przyrządzić dziczyznę na śniadanie. Kiedy tylko się pojawił, nie mógł się
nadziwić skąd chłopaki wzięli taki wspaniały okaz przyszłego śniadania i
obiadu.
Ryu
kazał rozpalić drugie ognisko na skraju obozu i poszedł do namiotu- który
zajmował razem z Yoh i Mantą – po ruszt i inne przyrządy potrzebne mu do
przygotowania posiłku z dziczyzny. Gdy wrócił zamontował ruszt nad ogniskiem i
nadział na niego część mięsa. Następnie przyprawił go według swojego przepisu.
O
6 z namiotu wyszła Anna i chciała zacząć budzić pozostałych, ale oni sami
wyszli. Tamara, Jun i Pilika pojawiły się jakiś kwadrans później. Wszyscy
zdziwili się na widok dania przygotowywanego przez przywódcę "beznadziejnych".
Morty musiał jeszcze raz opowiedzieć im swoją najnowszą przygodę. Gdy zakończył
wszyscy prawili mu komplementy. Nawet Len mu pogratulował, chociaż stwierdził,
że on sam zaniósł by zdobycz do obozu. Na co Yoh powiedział, że jeśli bardzo
chce to może nieść resztki dzika dalej, ponieważ Ryu usmażył tylko część.
Po
godzinie śniadanie było gotowe – dziczyzna smakowała każdemu. Sam posiłek
przebywał w radosnej atmosferze nie licząc kilku kłótni Treya i Lena. Wszyscy
byli weseli do chwili, gdy Choco chciał opowiedzieć dowcip:
- Wymyśliłem nowy kawał, który na pewno się
wam spodoba… – zaczął murzyn.
- Nawet nie próbuj go opowiadać – przerwał mu
Len.
- Dokładnie! – zgodził się z nim Horo- Horo.
- A ja myślę, że to może być zabawne –
zadziwił ich Yoh.
- Więc odpowiedzcie mi na pytanie czym się
różni Trey od dzika? – zapytał McDaniel i wybuchł śmiechem. Trey gorączkowo
myślał, a Choco dodał:
- Tym, że dzik jest martwy…
- … chociaż sopelek je jak dzik – dodał Len.
Tym
razem Usui zaczął gonić Tao i komika grożąc im skończeniem ich kariery w
turnieju szamanów. Kiedy byli parę metrów od namiotów Trey nagle się zatrzymał.
- Co się stało śnieżynko? – zapytał
ironicznie Len.
- Spójrz tam bufonie – odrzekł Trey i wskazał
na prawo, a nim złotooki zdążył się obrócić ktoś się odezwał:
- Hej wam! – był to znajomy głos…
Kiedy
Len spojrzał w odpowiednim kierunku zobaczył Sharoną i resztę dziewczyn. Milly gdy tylko ich zobaczyła, spytała:
- Co u Layserga?
- Nie wiesz, że ten głupek znowu dołączył do
X- Laws? – odparł Trey.
- Jak to możliwe? – mała szamanka drążyła
temat.
- Nie wiemy – odpowiedzieli szamani.
- Jak chcecie to możecie iść z nami do
naszego obozu. – zaproponował Choco.
- Oczywiście – Sharona wraziła zgodę w
imieniu całej grupy.
Reszta
grupy „Spoko Yoh” jak nazwała ich Sharona, zdziwiła się nie tylko spotkaniem
dziewczyn, ale również tym, że po raz kolejny wszystkie dostały się do II rundy
turnieju szamanów. Dalsza część ranka minęła im na wspominaniu starych czasów i
opowieściach o pierwszych walkach. Po pewnym czasie Yoh zapytał:
- To jak będzie teraz wyglądał skład waszej
drużyny?
- Jeszcze nie wiemy – odrzekła Elly.
- Mam dla was propozycję – powiedział szatyn.
- Jaką? – zdziwiły się dziewczynę.
- Możecie wystawić 2 drużyny. – zaproponował
- Może nie zauważyłeś, ale nas jest tylko 5,
a do wystawienia dwóch zespołów brakuje nam jednego szamana – zadrwiła Sharona.
- Jeden z nas może dołączyć do waszego
drugiego teamu. – powiedział Asakura.
- A co z wami? – zapytała Lilly.
- Zapomnieliśmy wam powiedzieć, że Morty
również będzie brał udział w drugiej rundzie i musimy znaleźć mu zespół –
zakończył Yoh.
- Ale on jest słaby – warknęła Sally.
- Coś się wam nie podoba? Jak tak to same
odnajdźcie drogę do Dobbie Village – do rozmowy włączyła się Anna.
- Ok. Stworzymy dwa teamy, a Morty będzie
naszym brakującym ogniwem. Przy okazji nie będzie konfliktów, która z nas ma
walczyć – wyraziła zgodę liderka.
- Sądzę, że lepiej będzie jak podzielicie się
w Dobbie – zaproponował Faust.
- Tak nie ma sensu robić tego teraz –
zgodziły się dziewczyny.
- A wy zmieniacie składy? – zapytała Milly.
- Nie ma takiej potrzeby – odpowiedział Len.
- Nie zgodzę się z tobą, bo ty znowu będziesz
rządził – zbulwersował się Trey, ale nikt go nie poparł. Zmartwiony musiał się
zgodzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz