wtorek, 19 stycznia 2016

18. Rewanż przebierańców



Rozdział 18
Rewanż przebierańców

            Kilka minut później na boisku pojawił się Yoh z resztą przyjaciół. Asakura, który szedł na przedzie tak gwałtownie zatrzymał się na widok ciał 5 postaci i krwi na około „Drużyny Lena”, że spowodował mały wypadek. Idący za nim Faust i Ryu nie spodziewali się tak gwałtownego zatrzymania się lidera ich grupy i wpadli na niego, przy okazji cała trójka przewróciła się.

- Co się stało mistrzu Yoh? – zapytał Ryu otrzepując ubranie.
- Rozejrzyj się Ryu – powiedział szatyn.

            Nie tylko szaman- motocyklista, ale również cała reszta zaczęła patrzeć co takiego jest wokół nich. Ten widok ich przeraził.

- My wszystko wyjaśnimy… - zaczął Trey.
- … nie ma takiej potrzeby. Prawda Choco? – przerwał mu Len.
- Tu muszę się z tobą zgodzić – odparł komik.
- Więc chociaż powiedzcie nam, że to nie wy… to zrobiliście – powiedziała Jun, wskazując na martwych szamanów
- My nie – odpowiedzieli chórem Trey i Choco.
- A ty braciszku? – spytała Jun mając nadzieję, że jej brat powie „nie”, ale on powiedział jej telepatycznie – później ci wyjaśnię.
- Len… czy ty… - zaczął nie pewnie Morty, ale Lena już tu nie było.
- Przecież on nie umie się teleportować! Gdzie jest ten bufon!? – wrzeszczał Usui
- Renny powiedział, że później mi wyjaśni, a wy znacie prawdę. Więc proszę uspokój się. On wcale się nie teleportował. Spójrz w górę – uspokoiła go doshi.

            Każdy zwrócił wzrok w stronę nieba… Zobaczyli złotookiego lecącego na wielkiej kontroli ducha. Wyraźnie jego nastrój nie był najlepszy. 

- Dziwne - stwierdziła Elly.
- Co mu się stało? – spytała Sharona.
- Kiedy mu przejdzie to wróci do nas. To nie pierwszy raz, aczkolwiek wcześniej po  prostu wychodził na spacer, a teraz poleciał na Basonie – odpowiedział Yoh w sposób taki jakby tłumaczył dziecku ile równa się 2 plus 2.

            Bason doskonale zdawał sobie sprawę w jakim stanie jest teraz jego „mistrz”. Wiedział, że Len mocno przeżyje ostatnią walkę – w końcu trudno byłoby zapomnieć  o czymś takim. Nie spodziewał się, że będzie aż tak źle. Do młodego Tao powróciły złe wspomnienia, dawne koszmary i najgorsze chwile życia.

- Bason czy ja staję się taki jak… - nie wiedział jak to powiedzieć – … no wiesz o co chodzi. Czy to możliwe?
- Według mnie mistrzu już nigdy nie będziesz taki jak przed spotkaniem Yoh i reszty. Myślę też, że to niemożliwe by było inaczej – odparł duch.

            Bason wylądował, a dalszą rozmowę przerwały 4 postacie: 3 w białych strojach i jeden ubrany na czerwono. Ku Klux Klan nie chciał łatwo odpuścić. Tylko o co im chodzi. Len jest tu sam tylko z Basonem, jedyny murzyn jakiego zna – Choco – jest kilka kilometrów stąd. Może chcą się zemścić?

- Co znowu? – Tao postanowił się dowiedzieć.
- Zapłacisz nam za wszystkie grzechy – wyjaśnił Jack
- Skoro tak bardzo chcecie… - tu zrobił przerwę - … podzielić los waszych towarzyszy to zapraszam. Bason atakujmy.

            Tym razem przeciwnicy zdążyli odskoczyć przed pięścią ducha chińskiego generała. Wydawali się być silniejsi niż w południe. Przeciwnicy Lena wykonali wielkie kontrole ducha. Oczom chłopaka ukazały się: ogromny pół człowiek pół lew (sfinks), na którym stał George; obok stał konkwistador z rewolwerem w ręce, a na jego ramieniu siedział Jack. Pozostała dwójka  stała na swoich stróżach, którymi byli wielki wąż, którego Len już znał z Orlando oraz konkwistador uzbrojony w dwie pochodnie. Wrogowie otoczyli Lena.

- Tym razem nas nie zaskoczysz chłopcze! – ryknął George.
- Was pokonałem już, a jego – Tao wskazał szamana, którego stróżem był wąż – mogłem pozbawić życia już kilka dni temu w Orlando. Wtedy nikt nikogo nie zaskoczył, a i tak on ledwo uszedł z życiem.
- Nie potrzebuję twojej łaski smarkaczu. Atak jadem! – wrzasnął tamten.

            Len i Bason doskonale znali już ten atak i uciekli w górę przed jadem węża. Szaman nie zrezygnował i zaatakował kolejny raz, a Bason odleciał delikatnie na bok. Pozostała trójka postanowiła pomóc towarzyszowi. Rzucili się na Tao z rządzą mordu w oczach. Nie miał szans wykonać uniku. 

- Bason machina wojenna – rozkazał, a w ręce Basona pojawiło się guan- dao.

            Chłopak postanowił blokować ataki wrogów do czasu, aż nadarzy się okazja do zadania ciosu. Odbił atak jednego z konkwistadorów, zablokował pazury stróża Georg’ a, ale nie zdołał  uciec przed foryoku wystrzelonym z rewolweru ostatniego przeciwnika. Strzał delikatnie zranił go w lewe przedramię.  

- Dosyć tej zabawy! – wrzasnął Jack – Czas na 100% foryoku. Dalej atakujmy!

            Potężny wystrzał zderzył się z guan- dao Basona w nie wielkiej odległości od Tao. Atak został odparty, jednak Len stracił dużo foryoku, które wpompował w obronę natarcia rasistów. Postanowił zmienić sposób walki. Wylądował i odwołał kontrolę ducha. Po czym wprowadził Basona do guan- dao, a następnie do miecza błyskawicy. Przeciwnicy byli zaskoczeni. Len zaskoczył ich jeszcze bardziej gdy zmniejszył podwójne medium, tak aby łatwiej było się nim posługiwać. Wiedział, że jeśli zaatakuje teraz, ma szansę wygrać.

- Atak szybkiego tempa! – krzyknął. Atak był tak celny, że pozbawił wszystkich rywali kontroli ducha.

            Tylko George zdołał ją odnowić.  Gdy to zrobił stanął naprzeciwko Tao. Obaj postanowili zrobić to samo – użyć całego swojego foryoku na jeden atak.
Z podwójnego medium Lena i pochodni Georg’ a wystrzeliły strumienie foryoku. Kiedy zderzyły się ze sobą nastąpiła eksplozja. Nikt nie widział kto wygrał. Wszystko zasłonił kurz i wirujący piasek – w końcu byli na pustyni. 

            Gdy kurz opadł Len zobaczył, że jego przeciwnik leży na ziemi bez grama foryoku, mimo to żył. Złotooki wykorzystał zamieszanie i ulotnił się z tego miejsca… 

- Mistrzu Len... - zagadnął go Bason.
- Zamilcz.
- Nie ma pan ani grama foryoku - zauważył duch.
- Wiem Bason.
- Jak, więc wrócimy do hotelu.
- Pieszo - wycedził Len przez zaciśnięte zęby.

            Duch już nic nie odpowiedział, a jego szaman ruszył szybkim krokiem w drogę powrotną. Po chwili jego stróż unosił się już tuż za nim pod postacią małej czerwonej kuleczki w kształcie swojej głowy.

- To był dowód mistrzu Len - zagadnął Bason po raz kolejny.
- Dowód czego? - spytał podejrzliwie chłopak.
- Tego, że nie jesteś jak wcześniej.
- Być może - odparł chłopak tajemniczo.

            Bason postanowił nie drążyć już tego tematu wiedząc jak bardzo wybuchowy charakter ma jego mistrz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz