niedziela, 31 stycznia 2016

19. Tłumaczenie



Rozdział 19
Tłumaczenia

            Gdy wrócił do hotelu było już późno. Len myślał, że już wszyscy śpią. Wszedł do kuchni wypić mleko i miał zamiar iść spać. Obok niego leciał Bason pod postacią czerwonej kuleczki. Podszedł do lodówki i wyjął karton mleka, gdy usłyszał czyjś znajomy głos:

- To wyjaśnisz mi teraz czy nie braciszku?
- Może lepiej później – zasugerował Len
- Powiedz mi, a obiecuję, że nie będziesz musiał już nikomu tego opowiadać.
- Jun, daj spokój już późno – marudził złotooki
- Mamy czas. No Lenny czekam – doshi uśmiechnęła się do brata, wiedziała, że chłopak nie wytrzyma i opowie jej co wydarzyło się na boisku i podczas jego spaceru w przestworzach.
- Skoro tak bardzo nalegasz – zaczął Len – Nie będę się tu jakoś rozwodził, więc powiem ci w skrócie. Rano zobaczyliśmy płonący krzyż. Po śniadaniu dostaliśmy list, w którym członkowie pewnej organizacji zapraszali Choco do ucieczki daleko stąd. Poszliśmy na boisko, bo tam chcieli go namawiać do ucieczki daleko stąd. Uratowałem tego pseudo szamana. Zniszczyłem armię kontrolowaną przez doshi, a potem… 

            Len zawahał się na moment, co natychmiast wykorzystała jego siostra.

- Co stało się potem? – Jun domagała się kontynuacji.

            Len nie wiedział jak jej to powiedzieć nie używając pewnych słów tzn. tak żeby nie powiedzieć wprost, że ich zabił.

– Lenny nie pójdziemy spać dopóki mi nie powiesz - kontynuowała dziewczyna.
- Później… Zaatakowałem szybkim tempem – burknął Tao.
- Kontynuuj, ale najpierw weź łyk mleka – doshi zaniepokoiła się o brata.
- 5 z nich padło zakrwawionych, a dalej jakoś ich pokonaliśmy – dokończył opowieść.
- Czy oni… Len… Czy oni umarli? – zapytała niepewnie zielonowłosa.
- Prawdopodobnie. A teraz jeśli pozwolisz pójdę wreszcie spać – wypalił Len.

            Nim June zdążyła zareagować on był już w swoim pokoju. Trey i Choco już dawno spali.

            Ren nie mógł zasnąć, całą noc miał koszmary, w których znów walczył z postaciami w białych pelerynach. Atakował w szale szybkim tempem, a oni padali martwi na ziemię. Padał deszcz. Martwe ciała tonęły w błocie, a potem jako zombie wstawali i atakowali młodego Tao, któremu zaczynało się kończyć foryoku.  W pewnym momencie Bason wychodził z Miecza Błyskawicy i dołączał do zombie. Wtedy wszystkie żywe i martwe postacie rzuciły się na niego…

            Tao budził się z niemym  krzykiem, cały zlany potem. Gdy tylko zasnął sen się powtarzał. Nie mógł spać, wiedział o tym. Musiał sprawdzić czy na pewno jego wrogowie umarli czy jest może szansa, że żyją.

- Bason – wezwał swojego ducha stróża
- Tak, mistrzu Len – zmaterializował się duch wielkiego chińskiego generała
- Mam dziwne sny  i one są jakby koszmarami - zaczął opowieść, ale widząc minę ducha dodał szybko: -  Nie martw się nic mi nie jest. Po prostu sądzę, że lepiej by mi się spało gdybyś sprawdził czy tych kilku ludzi jednak żyje. Możesz to dla mnie zrobić teraz? – zakończył swój monolog.
- Oczywiście, mistrzu Len. Już wyruszam – rzekł duch i zniknął.

            Po godzinie Bason wrócił. Z jego wyrazu martwej twarzy Len nie mógł nic wyczytać. Nie wiedział co ustalił Bason. Bardzo chciał mieć to już za sobą.

- Mistrzu… - zaczął duch, ale Tao dał mu znak ręką, że ma kontynuować – więc nie mam dla panicza dobrych wieści. Nikt z tych, których miałem sprawdzić nie przeżył. Przykro mi, że nie mogłem powiedzieć tego co uspokoiło by twoje sumienie.
- Nic się nie stało Bason. Tylko chce teraz pobyć sam. Zejdę do kuchni, a ty zostań tu albo leć patrolować teren na około hotelu, żeby nikt nas nie zaskoczył – powiedział Tao i próbował przywołać na twarz uśmiech, ale nie udało mu się to.

            Kuchnia była pusta. "I dobrze" – pomyślał Renny. Usiadł przy stole, położył ręce na stole i oparł o nie twarz. Nie mógł myśleć o niczym innym niż o tym morderstwie… Od czasu do czasu powracał tylko myślami do tego tajemniczego ataku na niego i do dziwnego snu, który opowiedziała mu Tamara. Miał dziwne przeczucie, że to była wizja. Nie wiedział ile czasu minęło na tych refleksjach. Nie zwrócił nawet uwagi, kiedy Słońce zaczęło świecić mu prosto w twarz. Dopiero czyjś cichy i nieśmiały głos przerwał ten stan młodego Tao:

-Witaj Len – szepnął głos, ale Ren nie odpowiadał – Len wszystko dobrze?
- Co? Tak jasne. A u ciebie Tamara? – odparł Tao.
- Dlaczego nie śpisz? – zapytała różowowłosa.

            Wciąż była ubrana w białą koszulę nocną sięgającą jej do połowy bladych, chudych i zgrabnych ud. Dziewczyna wyraźnie skrępowana swoim ubiorem starała się nie patrzeć na chłopaka.

- Nie mogłem spać… - zaczął złotooki, ale nie widział co powiedzieć dalej.
- Cały czas myślisz o tym co się stało na boisku. Jeśli oni zginęli to nie jest ani nie była twoja wina. Nie mogłeś przewidzieć, ze ten atak ich zabije. Wiem, że nie poprawiam ci humoru, przepraszam – powiedziała Tamara.
- Za co? – zdziwił się chińczyk.
- Że nie poprawiam ci humoru – odrzekła różowowłosa i usiadła obok Lena.

            Tao był zdziwiony jej śmiałością wobec niego, ale nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie ta odmiana Tamary zaczęła mu się podobać. Mimo to nie odezwał się już do niej do czasu… Do czasu gdy… Niespodziewanie Tamara przytuliła się do niego. Len siedział jak sparaliżowany. Normalnie próbował by ukatrupić każdego kto spróbował by tak zrobić, jednak tym razem w ogóle nie zareagował.

            Po chwili Tamara puściła go i od razu zaczęła się tłumaczyć za to co zrobiła i prosić o wybaczenie, a także zapewniać, że nie wie co jej jest i że to chyba dlatego, że ten jej okropny sen, który Tao uważał za wizję powtarzał się od paru dni co noc. Tao nie mógł zaprzeczyć, że ten nieoczekiwany gest wydał mu się... niesłychanie miłym i przyjemnym. Spróbował uspokoić koleżankę. W pewnym momencie zaczął ją nawet pocieszać. Kiedy mu się to udało z oddali dało się słyszeć znajome głosy reszty przyjaciół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz