Rozdział 11
Wizja
Choco uwielbiał drażnić Lena i Treya
swoim kompletem zwycięstw w 1 rundzie. Mówił, że wychodzi na to, że on jest
najsilniejszy z „Drużyny Lena” i w 2 rundzie będą musieli zmienić nazwę na "Choco
Team". Trey, gdy tylko to usłyszał ruszał w pościg za murzynem. Tao nie
mógł bo zdrowie wciąż mu na to nie pozwalało. Dawało to powód do dalszych
prowokacji ze strony komika, Trey nie mógł przepuścić takiej okazji do
bezkarnego irytowania przyjaciela.
Młoda
dziewczyna biegła właśnie przez las. Jej oddech stawał się coraz szybszy, a
serce również zwiększało prędkość pompowania krwi. Biegła ile sił w nogach. Las
stawał się coraz gęstszy, było się coraz ciemniej, głownie z powodu coraz
bliżej siebie rosnących drzew, które stawały się coraz wyższe wraz z każdym
przebiegniętym przez dziewczynę metrem.
Nagle
tuż za nią nastąpiła potężna eksplozja. W jej wyniku wiele drzew wybuchło, a
inne zapłonęły. Dziewczyna była otoczona przez płonące drzewa, przed nią przed
chwilą runęła płonąca sosna, a kilka metrów za nią ogromne dęby. Była w
potrzasku bez szans na ucieczkę. Płomienie opuściły drzewa i ruszyły powoli po
ziemi w stronę różowo- włosej postaci. Były coraz bliżej. To koniec! Tyle
jeszcze miała zrobić, tyle rzeczy zmienić. Więc to tak miał nastąpić jej
koniec? Przecież zawsze trzymała się daleka od niebezpieczeństw. Podążała za
przyjaciółmi, ale zawsze była tak jakby w drugim szeregu, a czasami nawet
dalej. Tymczasem ogień zbliżał się coraz szybciej. Był już tuż obok…
- NIE!!!!! – rozpaczliwy krzyk Tamary obudził
pewnie wszystkich domowników
Po
chwili tak jak przypuszczała do jej pokoju zbiegli się jej przyjaciele. Pilika
klęczała przy jej twarzy ze szklanką wody. Rozchyliła wargi Tamary i dała jej
napić się wody. Jasnowidz szybko wypiła całą zawartość szklanki. Gdy skończyła,
zdała sobie sprawę, że jest cała mokra od potu, a w oczach ma łzy.
Powstrzymywała się od płaczu z całych sił.
Anna
wyczytała z jej myśli co przed chwilą się przyśniło Tamarze, ale nie chciała
powiedzieć czy to wizja. Jej twarz nie miała żadnego wyrazu.
- Co się stało, że tak krzyczysz??? – zapytał
Trey przerywając panującą ciszę
- Miałam zły sen. – oznajmiła dziewczyna,
która wywołała zamieszanie
- Tylko tyle.. – zaczął Horo- Horo, ale
dostał prawym sierpowym w twarz od Anny
- Przepraszam. Nie chciała was obudzić – wydukała
Tamara
- Wiemy to nie musisz nas przepraszać. Tylko
opowiedz nam o czym był ten sen – powiedziała spokojnie Jun
- Czy to była wizja? – spytał Yoh bardziej
Kyoyamy, niż Tamary
- Nie wiem. – odpowiedziała cicho różowo-
włosa. Cały czas było jej głupio, że obudziła ich wszystkich. Że też musiała
krzyknąć przez sen. Dziwiło ją tylko to, że Anna na nią nie nawrzeszczała, a
nie wygląda na to żeby chciała to zrobić jeszcze tej nocy. Przynajmniej dożyje ranka – pomyślała.
- Jeśli nikt z was nie planuje już nas budzić
to przypomnę: za 3 godziny pobudka tak więc spadać do łóżek.
Wszyscy
posłusznie wykonali jej rozkaz. Chcieli wykorzystać te trzy godziny w jedyny
słuszny sposób, czyli sen. Biada jeżeli
jeszcze ktoś ich obudzi tej nocy, a właściwie to już ranka. Na szczęście mogli
spać bez przeszkód, aż do czasu kiedy Kyoyama obudziła każdego wiadrem zimnej
wody.
- Więc co ci się śniło dziś w nocy? – zapytał
Faust Tamary przy śniadaniu
- Nic szczególnego – odpowiedziała zamiast
niej Anna ucinając temat przynajmniej na jakiś czas. Tamara była jej za to
bardzo wdzięczna.
- A kiedy się dowiemy czym jest to „nic
szczególnego”? – zapytał Len
- Czyżbyś się martwił czymś? – zadrwił Trey
- Oczywiście, że nie – powiedział szybko
złotooki
- Taa… Jasne, „panie w mam serce z kamienia”
– Trey znów zadrwił
- Zaraz zginiesz włochata śnieżko! –
wykrzyknął Tao rozkładając guan- dao.
Dziewczyna
nie musiała odpowiadać na to pytanie, gdyż teraz wszystkie spojrzenia były
skierowane ku Lenowi i uciekającemu przed nim Horo- Horo. Wszyscy zapomnieli na
jakiś czas o wydarzeniach z nocy.
Pościg
za Horokeu dał się we znaki Lenowi. Chłopak miał spędzić cały dzień w łóżku –
nawet posiłki ktoś miał mu ktoś przynieść. Z jednej strony nie będzie mógł się
ruszać, ale z drugiej cały dzień nie spotka Treya ani McDaniela. Nie wiedział
co ma robić – chłopaków Anna wygoniła na trening, więc nikt go nie odwiedzi.
Zobaczył jakąś książkę na szafce obok łóżku i zaczął czytać.
Tymczasem
szamani, którzy nie byli ranni - tzn. wszyscy oprócz Lena – tracili mnóstwo sił
i potu na treningu. Przebiegli naprawdę wiele kilometrów, a teraz brali się za
pompki albo brzuszki – kolejność ćwiczeń mogli sobie wybrać, Kyoyama chciała
okazać im swoją łaskę.
- Jak myślicie, kiedy wyruszymy do Dobbie? –
zapytał Choco
- Myślę, że już niedługo – odpowiedział jak
zawsze optymistycznie Yoh
- Może spotkamy tam Layserga? – rozmarzył się
Ryu
- Taa… Jasne, a on z miłą chęcią zostawi X-
laws i powróci do nas – zakpił Trey
- Ciekawe czy ktoś z naszych znajomych też
tam będzie? – spytał Morty
- Na pewno będzie Pino i jego drużyna, może
Sharona i dziewczyny – oznajmił Yoh
- Właśnie wymyśliłem dowcip, który naprawdę
się wam spodoba… - zaczął Choco, ale przyjaciele nie dali mu dokończyć
- Nawet nie próbuj – warknął Horo- Horo
- To i tak nie będzie śmieszne – dodał Ryu
- Ej no co z wami? Przecież nie ma tu Lena,
to nikt mnie nie będzie próbował poszatkować – Choco nie tracił nadziei
- Jesteś pewien? - zapytał Usui i pokazał
komikowi inkupasi gotowe do ofensywy
- Dajcie spokój. To nie może być takie złe –
powiedział Asakura
- Po prostu nie mamy ochoty na bliskie
spotkanie z ziemią z twojego powodu – szepnął swoim melodyjnym głosem Faust
Len
czytał aż do chwili, gdy ktoś otworzył drzwi do jego pokoju i wszedł do środka.
Chłopak momentalnie podniósł głowę i zobaczył Tamarę, trzymającą tacę z
obiadem. Dziewczyna postawiła tacę na szafce obok łóżka:
- Smacznego… Len – szepnęła i chciała już
wyjść
- Poczekaj chwilę – powiedział Tao
-Dobrze… Ale po co? – spytała nie pewnie
Tamara
- Chcę żebyś mi opowiedziała swoją wizję –
oznajmił złotooki
- Ale ja nawet nie wiem czy to była wizja – szepnęła
Tamara
- Uważam, że to nie był sen – powiedział Len
najgrzeczniej jak tylko potrafił – nie musisz mówić z wszystkim szczegółami.
Wystarczy jak streścisz mi.
- Dlaczego tak ci na tym zależy? – zapytała
różowo- włosa
- Sądzę, że ta wizja ma jakiś związek z tym
przez kogo zostałem zaatakowany – wyjaśnił Len, nadal mówił nie naturalnie
grzecznie
- Skoro tak… To spróbuję – zgodziła się
Tamara – Więc... - zaczęła opowiadać, ale Lej jej przerwał.
- Nie zaczyna się zdania od więc.
Dziewczyna
stała się czerwona na twarzy i Tao zdał sobie sprawę, że palnął głupotę. Tamara
zaczynała już wstawać, lecz Len chwycił ją za dłoń i dał znak żeby kontynuowała
opowieść. Twarz dziewczyny pod wpływem jego dotyku nabrała barwy dojrzałego
pomidora i minęła jeszcze dobra chwila, nim była w stanie mówić dalej.
- Jakaś postać biegła przez las. Biegła coraz
szybciej i szybciej. W pewnym momencie coś wybuchło. To była ogromna eksplozja.
Wtedy zauważyłam, że ta postać to dziewczyna… Ona została otoczona przez
ognisty... jakby pierścień… - Tamara
zrobiła krótką przerwę.
- Co było dalej? – zaciekawił się Len.
- Zobaczyła kim była ta postać… To… byłam…
ja… - wydukała dziewczyna.
- Może zrobimy sobie chwilę przerwy? –
zaproponował Tao.
- Nie. – oznajmiła i kontynuowała opowieść –
ogień zaczął powoli zbliżać się do mnie, ale robił to na prawdę w żółwim
tempie. Parę minut później był już bardzo blisko mnie i tak jakby rzucił się na
mnie, a ja wtedy krzyknęłam przez sen i wtedy wy przybiegliście zobaczyć co się
stało.
- Aha – fioletowo- włosy nie wiedział co o
tym myśleć.
- I jak? Pomogłam ci choć trochę? – zapytała
Tamara.
- Niestety nie, chociaż tobie jest chyba
lepiej? – Len odpowiedział pytaniem na pytanie. Widział, że dziewczyna poczuła
ulgę, kiedy wreszcie komuś to opowiedziała
- Tak – powiedziała i wyszła z pokoju mówić
jeszcze raz smacznego.
Len,
który dosyć mocno wsłuchał się w opowieść koleżanki, całkowicie zapomniał o
jedzeniu. Nawet nie spojrzał co Ryu dzisiaj przygotował. Tym razem też nie
zdążył zobaczyć, bo przeszkodził mu dźwięk dzwonka wyroczni.
- Nareszcie! Wracamy do Dobbie Village! –
krzyczał gdzieś z korytarza Horo- Horo, który właśnie wrócił z treningu.
Len
był zbyt głodny by szukać swojego dzwonka, więc zaczął jeść. Jego spokój
przerwała Jun, która niespodziewanie pojawiła się w pokoju brata.
- Len jak się czujesz? – zaczęła rozmowę.
- A czy to co powiem będzie mieć wpływ na to
czy wyjdę z tego cholernego łóżka – warknął chłopak.
- Oczywiście, że tak. Nie czytałeś wiadomości
na dzwonku wyroczni? - zdziwiła się zielono- włosa.
- Nie. Nie musiałem, bo słyszałem ryk Treya –
powiedział Renny.
- Ale nie słyszałeś, że za miesiąc macie być
na miejscu – oznajmiła doshi.
- Co? Poprzednio były 2 miesiące – zirytował
się chłopak.
- Kto wie co jeszcze wymyśli Król Duchów? Za
2 dni wyjeżdżamy. Wiem, że dziwi cię to, że tak późno, ale Faust nie zgodził
się żebyś wcześniej zakończył leczenie – powiedziała Jun i wyszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz