piątek, 15 stycznia 2016

11. Wizja



Rozdział 11
Wizja

            Choco uwielbiał drażnić Lena i Treya swoim kompletem zwycięstw w 1 rundzie. Mówił, że wychodzi na to, że on jest najsilniejszy z „Drużyny Lena” i w 2 rundzie będą musieli zmienić nazwę na "Choco Team". Trey, gdy tylko to usłyszał ruszał w pościg za murzynem. Tao nie mógł bo zdrowie wciąż mu na to nie pozwalało. Dawało to powód do dalszych prowokacji ze strony komika, Trey nie mógł przepuścić takiej okazji do bezkarnego irytowania przyjaciela.

            Młoda dziewczyna biegła właśnie przez las. Jej oddech stawał się coraz szybszy, a serce również zwiększało prędkość pompowania krwi. Biegła ile sił w nogach. Las stawał się coraz gęstszy, było się coraz ciemniej, głownie z powodu coraz bliżej siebie rosnących drzew, które stawały się coraz wyższe wraz z każdym przebiegniętym przez dziewczynę metrem.

            Nagle tuż za nią nastąpiła potężna eksplozja. W jej wyniku wiele drzew wybuchło, a inne zapłonęły. Dziewczyna była otoczona przez płonące drzewa, przed nią przed chwilą runęła płonąca sosna, a kilka metrów za nią ogromne dęby. Była w potrzasku bez szans na ucieczkę. Płomienie opuściły drzewa i ruszyły powoli po ziemi w stronę różowo- włosej postaci. Były coraz bliżej. To koniec! Tyle jeszcze miała zrobić, tyle rzeczy zmienić. Więc to tak miał nastąpić jej koniec? Przecież zawsze trzymała się daleka od niebezpieczeństw. Podążała za przyjaciółmi, ale zawsze była tak jakby w drugim szeregu, a czasami nawet dalej. Tymczasem ogień zbliżał się coraz szybciej. Był już tuż obok… 

- NIE!!!!! – rozpaczliwy krzyk Tamary obudził pewnie wszystkich domowników

            Po chwili tak jak przypuszczała do jej pokoju zbiegli się jej przyjaciele. Pilika klęczała przy jej twarzy ze szklanką wody. Rozchyliła wargi Tamary i dała jej napić się wody. Jasnowidz szybko wypiła całą zawartość szklanki. Gdy skończyła, zdała sobie sprawę, że jest cała mokra od potu, a w oczach ma łzy. Powstrzymywała się od płaczu z całych sił. 

            Anna wyczytała z jej myśli co przed chwilą się przyśniło Tamarze, ale nie chciała powiedzieć czy to wizja. Jej twarz nie miała żadnego wyrazu.

- Co się stało, że tak krzyczysz??? – zapytał Trey przerywając panującą ciszę
- Miałam zły sen. – oznajmiła dziewczyna, która wywołała zamieszanie
- Tylko tyle.. – zaczął Horo- Horo, ale dostał prawym sierpowym w twarz od Anny
- Przepraszam. Nie chciała was obudzić – wydukała Tamara
- Wiemy to nie musisz nas przepraszać. Tylko opowiedz nam o czym był ten sen – powiedziała spokojnie Jun
- Czy to była wizja? – spytał Yoh bardziej Kyoyamy, niż Tamary
- Nie wiem. – odpowiedziała cicho różowo- włosa. Cały czas było jej głupio, że obudziła ich wszystkich. Że też musiała krzyknąć przez sen. Dziwiło ją tylko to, że Anna na nią nie nawrzeszczała, a nie wygląda na to żeby chciała to zrobić jeszcze tej nocy. Przynajmniej dożyje ranka – pomyślała.
- Jeśli nikt z was nie planuje już nas budzić to przypomnę: za 3 godziny pobudka tak więc spadać do łóżek.

            Wszyscy posłusznie wykonali jej rozkaz. Chcieli wykorzystać te trzy godziny w jedyny słuszny sposób,  czyli sen. Biada jeżeli jeszcze ktoś ich obudzi tej nocy, a właściwie to już ranka. Na szczęście mogli spać bez przeszkód, aż do czasu kiedy Kyoyama obudziła każdego wiadrem zimnej wody.

- Więc co ci się śniło dziś w nocy? – zapytał Faust Tamary przy śniadaniu
- Nic szczególnego – odpowiedziała zamiast niej Anna ucinając temat przynajmniej na jakiś czas. Tamara była jej za to bardzo wdzięczna.
- A kiedy się dowiemy czym jest to „nic szczególnego”? – zapytał Len
- Czyżbyś się martwił czymś? – zadrwił Trey
- Oczywiście, że nie – powiedział szybko złotooki
- Taa… Jasne, „panie w mam serce z kamienia” – Trey znów zadrwił
- Zaraz zginiesz włochata śnieżko! – wykrzyknął Tao rozkładając guan- dao.

            Dziewczyna nie musiała odpowiadać na to pytanie, gdyż teraz wszystkie spojrzenia były skierowane ku Lenowi i uciekającemu przed nim Horo- Horo. Wszyscy zapomnieli na jakiś czas o wydarzeniach z nocy.

            Pościg za Horokeu dał się we znaki Lenowi. Chłopak miał spędzić cały dzień w łóżku – nawet posiłki ktoś miał mu ktoś przynieść. Z jednej strony nie będzie mógł się ruszać, ale z drugiej cały dzień nie spotka Treya ani McDaniela. Nie wiedział co ma robić – chłopaków Anna wygoniła na trening, więc nikt go nie odwiedzi. Zobaczył jakąś książkę na szafce obok łóżku i zaczął czytać.

            Tymczasem szamani, którzy nie byli ranni - tzn. wszyscy oprócz Lena – tracili mnóstwo sił i potu na treningu. Przebiegli naprawdę wiele kilometrów, a teraz brali się za pompki albo brzuszki – kolejność ćwiczeń mogli sobie wybrać, Kyoyama chciała okazać im swoją łaskę.

- Jak myślicie, kiedy wyruszymy do Dobbie? – zapytał Choco
- Myślę, że już niedługo – odpowiedział jak zawsze optymistycznie Yoh
- Może spotkamy tam Layserga? – rozmarzył się Ryu
- Taa… Jasne, a on z miłą chęcią zostawi X- laws i powróci do nas – zakpił Trey
- Ciekawe czy ktoś z naszych znajomych też tam będzie? – spytał Morty
- Na pewno będzie Pino i jego drużyna, może Sharona i dziewczyny – oznajmił Yoh
- Właśnie wymyśliłem dowcip, który naprawdę się wam spodoba… - zaczął Choco, ale przyjaciele nie dali mu dokończyć
- Nawet nie próbuj – warknął Horo- Horo
- To i tak nie będzie śmieszne – dodał Ryu
- Ej no co z wami? Przecież nie ma tu Lena, to nikt mnie nie będzie próbował poszatkować – Choco nie tracił nadziei
- Jesteś pewien? - zapytał Usui i pokazał komikowi inkupasi gotowe do ofensywy
- Dajcie spokój. To nie może być takie złe – powiedział Asakura
- Po prostu nie mamy ochoty na bliskie spotkanie z ziemią z twojego powodu – szepnął swoim melodyjnym głosem Faust

            Len czytał aż do chwili, gdy ktoś otworzył drzwi do jego pokoju i wszedł do środka. Chłopak momentalnie podniósł głowę i zobaczył Tamarę, trzymającą tacę z obiadem. Dziewczyna postawiła tacę na szafce obok łóżka:

- Smacznego… Len – szepnęła i chciała już wyjść
- Poczekaj chwilę – powiedział Tao
-Dobrze… Ale po co? – spytała nie pewnie Tamara
- Chcę żebyś mi opowiedziała swoją wizję – oznajmił złotooki
- Ale ja nawet nie wiem czy to była wizja – szepnęła Tamara
- Uważam, że to nie był sen – powiedział Len najgrzeczniej jak tylko potrafił – nie musisz mówić z wszystkim szczegółami. Wystarczy jak streścisz mi.
- Dlaczego tak ci na tym zależy? – zapytała różowo- włosa
- Sądzę, że ta wizja ma jakiś związek z tym przez kogo zostałem zaatakowany – wyjaśnił Len, nadal mówił nie naturalnie grzecznie
- Skoro tak… To spróbuję – zgodziła się Tamara – Więc... - zaczęła opowiadać, ale Lej jej przerwał.
- Nie zaczyna się zdania od więc.

            Dziewczyna stała się czerwona na twarzy i Tao zdał sobie sprawę, że palnął głupotę. Tamara zaczynała już wstawać, lecz Len chwycił ją za dłoń i dał znak żeby kontynuowała opowieść. Twarz dziewczyny pod wpływem jego dotyku nabrała barwy dojrzałego pomidora i minęła jeszcze dobra chwila, nim była w stanie mówić dalej.

- Jakaś postać biegła przez las. Biegła coraz szybciej i szybciej. W pewnym momencie coś wybuchło. To była ogromna eksplozja. Wtedy zauważyłam, że ta postać to dziewczyna… Ona została otoczona przez ognisty...  jakby pierścień… - Tamara zrobiła krótką przerwę.
- Co było dalej? – zaciekawił się Len.
- Zobaczyła kim była ta postać… To… byłam… ja… - wydukała dziewczyna.
- Może zrobimy sobie chwilę przerwy? – zaproponował Tao.
- Nie. – oznajmiła i kontynuowała opowieść – ogień zaczął powoli zbliżać się do mnie, ale robił to na prawdę w żółwim tempie. Parę minut później był już bardzo blisko mnie i tak jakby rzucił się na mnie, a ja wtedy krzyknęłam przez sen i wtedy wy przybiegliście zobaczyć co się stało.
- Aha – fioletowo- włosy nie wiedział co o tym myśleć.
- I jak? Pomogłam ci choć trochę? – zapytała Tamara.
- Niestety nie, chociaż tobie jest chyba lepiej? – Len odpowiedział pytaniem na pytanie. Widział, że dziewczyna poczuła ulgę, kiedy wreszcie komuś to opowiedziała
- Tak – powiedziała i wyszła z pokoju mówić jeszcze raz smacznego.

            Len, który dosyć mocno wsłuchał się w opowieść koleżanki, całkowicie zapomniał o jedzeniu. Nawet nie spojrzał co Ryu dzisiaj przygotował. Tym razem też nie zdążył zobaczyć, bo przeszkodził mu dźwięk dzwonka wyroczni.

- Nareszcie! Wracamy do Dobbie Village! – krzyczał gdzieś z korytarza Horo- Horo, który właśnie wrócił z treningu.

            Len był zbyt głodny by szukać swojego dzwonka, więc zaczął jeść. Jego spokój przerwała Jun, która niespodziewanie pojawiła się w pokoju brata.

- Len jak się czujesz? – zaczęła rozmowę.
- A czy to co powiem będzie mieć wpływ na to czy wyjdę z tego cholernego łóżka – warknął chłopak.
- Oczywiście, że tak. Nie czytałeś wiadomości na dzwonku wyroczni? - zdziwiła się zielono- włosa.
- Nie. Nie musiałem, bo słyszałem ryk Treya – powiedział Renny.
- Ale nie słyszałeś, że za miesiąc macie być na miejscu – oznajmiła doshi.
- Co? Poprzednio były 2 miesiące – zirytował się chłopak.
- Kto wie co jeszcze wymyśli Król Duchów? Za 2 dni wyjeżdżamy. Wiem, że dziwi cię to, że tak późno, ale Faust nie zgodził się żebyś wcześniej zakończył leczenie – powiedziała Jun i wyszła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz