Rozdział 3
Reaktywacja
Horo Horo "Trey" Usui siedemnastoletni,
niebieskowłosy mężczyzna kończył właśnie kolejny morderczy trening swojej
siostry Piliki. Gdy dobiegł do wioski, zobaczył idącego w jego stronę niskiego,
krępego, mężczyznę w sile wieku, przywódcę wioski. Horo nie wiedział czego chce
od niego przywódca. Kiedy byli już naprawdę blisko siebie mężczyzna przemówił:
- Turniej powinien niedługo
zostać wznowiony…
- … super! – przerwał mu
radośnie nastolatek.
- Spokojnie, młody szamanie.
Mam coś co pomoże ci wygrać. – wyjął z pod płaszcza małe pudełko – W
środku jest zabytkowe inkupasi. Wraz z
radą naszej wioski uznaliśmy, że to będzie optymalne medium dla twojego ducha
stróża. Sądzę, że trochę potrwa nim całkowicie opanujesz posługiwanie się nim. Dlatego
musisz trenować, trenować i jeszcze raz trenować. Zapomniałbym - spojrzał
chłopakowi prosto w oczy - chcę tylko prosić żebyś nie używał go w każdej
walce, w końcu to zabytek, więc postaraj się nie zniszczyć go. – zakończył z
powagą swój monolog.
Trey poczuł się wyróżniony takim podarunkiem. W końcu
niecodziennie otrzymuje się zabytkową broń. Zmęczenie towarzyszące mu po
treningu prysło niczym mydlana bańka.
- Dziękuję. Postaram się nie
zawieźć waszych oczekiwań – odparł z powagą Trey.
Następnie obaj odeszli
do swoich domów. Gdy tylko Usui wszedł do swojego, zawołał siostrę i przekazał
jej to co powiedział mu przywódca. Reakcja Piliki mogła być tylko jedna. Oczywiście
wysłała brata na kolejny tego dnia trening. Tym razem naprawdę ciężki jak to
określiła. Trey zalał się łzami i posłusznie ruszył doskonalić swoje zdolności,
pomimo okropnego burczenia w brzuchu.
***
W tym samym czasie, w Londynie Lyserg trenował swoje
umiejętności różdżkarskie. Wiedział, że musi być dużo silniejszy, jeżeli chcę
pokonać swoich przyjaciół podczas turnieju. Nie był, jednak sam. Z ukrycia
obserwował go ubrany w biały mundur, blondyn, imieniem Marco. Widział jakie jego podwładny czyni
postępy, ale niepokoił się, że może już nie chcieć wrócić do wyrzutków. Żelazna
Dama postanowiła odbudować X – laws i
wygrać turniej, po czym zaprowadzić pokój na świecie. I biada temu, kto
jej się przeciwstawi.
- Lyserg - zaczął niepewnie
blondyn - ja i Jeanne chcielibyśmy abyś
przyłączył się do nowej drużyny wyrzutków. Wtedy będziemy mieli możliwość
wygrania turnieju i zaprowadzenia pokoju na całym świecie! – z każdym kolejnym
słowem w jego głosie narastała euforia.
- Zik umarł i nasze drogi
się rozeszły. Myślę, że nie mam powodu wracać do was. - odpowiedział Lyserg.
Ta odpowiedź rozczarowała Marco
- Pomyśl świat gdzie nie ma
wojen, gdzie nikt nie morduje dzieciom ich rodziców. Potrafisz to sobie
wyobrazić? – Marco wiedział, że tą wypowiedzią trafi w czuły punkt zielono
włosego – Nie dopuść, żeby kogoś spotkała taka krzywda jak ciebie kiedyś.
Pomyśl, jeśli nasza misja się powiedzie ilu cierpień oszczędzimy nie winnym
ludziom. Dam ci czas do rozpoczęcia turnieju. Przemyśl to. Nie musisz się
śpieszyć, nam się nie śpieszy i Królowi Duchów chyba też.
***
Ryu każdy dzień spędzał ze
swoją ekipom. Rankiem wysyłał jednego z chłopaków na zakupy do sklepu.
Utrudnieniem dla wybranka była fakt, że nie mieli pieniędzy. Wobec tego aby
zdobyć pożywienie musieli wykorzystać kreatywność, która obca była wielu
członkom gangu. Co więksi i bardziej umięśnienie czekali w jednej z alejek
parku i napadali na bezbronne dzieci lub staruszki wracające właśnie z zakupów.
Kiedy wreszcie udawało im się zdobyć odpowiednią ilość żarcia wracali do
swojego miejsca spotkań na Strasznym Wzgórzu, gdzie pałaszowali "łupy".
Jeśli w drodze powrotnej udawało się im wymyślić dobrą wymówkę skąd mają
jedzenia, Ryu nagradzał ich przychylnym słowem. Kiedy, jednak się im to nie
udawało, ręka lidera grupy wymierzała - bolesną - sprawiedliwość.
Po śniadaniu następowało standardowe nicnierobienie.
Młodzi mężczyźnie szwędali się po dzielnicy, szukając okazji do bitki lub
łatwego zarobku. Czasem się im to udawało, a czasem nie.
Podczas bójek szczególnie przydawały się umiejętności
wyglądającego jak klon Elvisa Presleya z dziwną fryzurą, Ryu. Mężczyzna był
szamanem, mógł się łączyć z duchami - z czego skwapliwie korzystał podczas
zatargów z innymi gangami, niepokornymi spacerowiczami. Jego duchem stróżem był Tokagero, bandyta
grasujący w Japonii kilka wieków wcześniej. Po połączeniu Ryu posiadał wszelkie
zdolności bandyty. Dzięki temu nie raz i nie dwa, udawało mu się uratować swoją
grupę przed srogą klęskom.
***
Choclave Mc Daniel znany lepiej jako Choco czas pomiędzy
pokonaniem Zika Asakury, a wznowieniem turnieju spędzał pracując jako kelner w
jednej z tokijskich restauracji. Wobec braku funduszy, postanowił nie wracać do
rodzimej Ameryki. Starając się o angaż w knajpie liczył na zostanie komikiem,
lecz przyszły szef nie przejawiał skłonności masochistycznych. W związku z tym
niespełniony komik uzyskał zaledwie posadę kelnera. Z jego skromnej wypłaty nie
mógł sobie pozwolić na szastanie pieniędzmi, lecz mógł egzystować dalej bez
żebrania po śmietnikach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz